Podgląd ostatnich postów
Na brodę Moradina czego się tak pieklicie... Taka robota trochę trwa.
Powiedział dumnie wesołym acz grubym głosem patrząc wam na twarze gdy opuściliście spokojnie wóz. Najwyraźniej nie zwrócił uwagi na płomień zbliżający się w waszym kierunku, a teraz nawet stał do niego tyłem. Satyr próbował robić dobrą minę do złej gry a przynajmniej tak to wyglądało. Płomień zbliżał się i w pewnym momencie miałaś wrażenie, że to czarny koń z ognistą grzywą, z pod którego kopyt wydobywają się płomienie i iskry gdy tyko uderza od ziemie. Obraz co jakiś czas jednak się rozmywał więc jeszcze z tej odległości nie byłaś niczego pewna. Wyciągnęłaś sztylet tak jak planowałaś. Satyr zaś wskazał ręką krasnalowi co się zbliza po czym ruszył biegiem w krzaki, tak by zniknąć z szlaku. A niziołek? Nie widziałaś go póki co...
[Dodano po 5 dniach]
Ehhh wstrzymane do momentu aż znajdziesz czas. Wtedy opiszę w jakim miejscu jesteś. NPCuję cię póki co.
To mój ostatni post na dzisiaj i więcej ode mnie nie wymagaj. Wiem, mogłabym to na gg posłać, ale... jak już tu jestem, to wyraźnie zamanifestuję swą wolę. Przynajmniej wypowiedź ta nie ucieknie w górę okienka i nie zniknie z pola widzenia. Ale, do rzeczy.
Paląca sprawa? Och, nie ma to jak pewne... dwuznaczności, a może i metafory. Pewnie, mogłabym się długo rozpisywać, że to, siamto, tamto, ale... po co.
Przygryzła wargę, przyglądając się temu czemuś. Szybki przegląd czarów w myślach... hm, nic gaszącego się nie znajdzie. Że też magowie taki parszywy los mają, no...
Wyłaź stamtąd i to raz dwa, chyba, że piernikiem skończysz.
Warknęła cicho, niejako zirytowana sytuacją. Może nawet przestraszona... Zaś jeśli krasnal spod wozu wylazł, to miała zamiar oczywiście ów wóz puścić i wyłuskać nóż z rękawicy; kto wie, czy się nie przyda do ciśnięcia na odległość...
Już wyciągnąłem zepsutą i wkładam dobrą... Jeszcze chwila!
Krzyknął krasnolud mocując się z ośką.
Chyba nie będziesz miała wyboru.
Odpowiedział Satyr lekko się uśmiechając po czym dodał już do krasnala.
Ronarze? A mógłbyś poczekać z naprawą? I wyjść spod wozu? To... paląca sprawa.
Dopiero teraz zorientowałaś się o co chodzi... na horyzoncie z kierunku którego przybyliście pojawił się ogień, który przemieszczał się w waszym kierunku na razie nie mogłaś dostrzec konturów i kształtów, ale to coś co się paliło z pewnością musiało być większe od człowieka.
Niemalże zazgrzytała zębami. No... niech się pospieszy, cholera. Zaraz jej się ręce porządnie zmęczą i problem będzie, jeśli zajdzie konieczność rzucania zaklęć. Ale, lepiej by tego problemu nie było, zdecydowanie.
Tak się składa, że... raczej nie mam ochoty na dowiadywanie się.
Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tym faktem. Diabli nadali, no...
Jeszcze chwila! Zaraz wymienię ośkę. Trzymajcie!
Krzyknął khazad donośnym głosem na co szybko otrzymał dość radosną odpowiedź Satyra.
Trzymałbym kciuki, żeby poszło Ci to szybciej, ale w formie zgniecionej nie wyglądałbyś zapewne dobrze.
Spojrzał na ciebie i mrugnął dodając.
Myślę, że zaraz się dowiemy.
Wiatr ustał lecz zgniły zapach jeszcze unosił się w powietrzu... Było to dość dziwne bo zapach przywędrował z rejonów szlaku które minęliście bez jakiś dziwacznych przygód, a na pewno bez takich rewelacji zapachowych.
Oż... cholera. Lepiej być chyba nie mogło. !@$^%#@!!! I to wszystko przez tę !@$! ośkę! No, ale przecież nie puści wozu i nie poleci rozprawiać się z tym złym...
Domyślasz się, co to może być?
Wychrypiała cicho, poważniejąc. Rysy jej twarzy nabrały tak jakby ostrości, co w połączeniu z lodowatym spojrzeniem raczej nie wróżyło dobrze. No i gorączkowo przeczesywała swą pamięć w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji pozwalających dojść do tego, co tak może "waniajeć".
Gotowi? Już
Powiedział Krasnal cierpkim głosem i sam czekał aż podniesiecie nieco wóz by wleź pod spód.
Nie puszczajcie tylko...
Jednak dodał cobyście go nie przygnietli... Gdy wóz znalazł się w górze Satyr wysapał.
Ronarze? Proponuję, żebyś się pospieszył.
Po czym dodał mniej spokojnie niż do tej pory.
Coś niedobrego tu jest.
Z początku nie wiedziałaś o co chodzi ale po chwili poczułaś ohydny zapach zgnilizny, który dotarł do twoich nozdrzy.
Ból głowy mnie męczy, więc będzie krótko.
Kobietą wprawdzie była, ale dołączyła do towarzyszy, by wspomóc ich w unoszeniu wozu. Może niewielka pomoc, ale zawsze pomoc. Zaś ta wymiana zdań... owszem, wywołała na jej wargach uśmiech.
A co, chcesz zająć miejsce Ronara?
Spytała żartobliwie, utrzymując wymianę zdań w lekkim tonie.
Zaiste zacny byłby to deser. Ronarze rozchmurz się zaraz naprawimy wóz.
Powiedział niziołek przedzierając się przez krzaki. Gdy już znaleźliście się na szlaku przemówił khazad, ale już znacznie śmielej niż wcześniej. W końcu on był panem sytuacji i wiedział co i jak.
Stańcie z tej strony i na trzy unieście. Ja wejdę pod spód i wyciągnę ośkę.
Odpowiedź była błyskawiczna ze strony Satyra.
Rozumiem, że mam nie puszczać, jak będziesz pod spodem?
Cóż wymiana zdań między tymi dwoma Panami mogła wywoływać co najmniej uśmiechy na twarzy i zapewne tak było.
Pokręciła z rezygnacją głową, idąc za swoimi towarzyszami. Ech ci mężczyźni... Dzieci, dzieci! Ale przyganiał kocioł garnkowi, bo sama przed chwilą nieźle się bawiła... Toteż uśmiechnęła się lekko i "odpuściła" oczko.
Kto wie, może się połakomimy na te jagódki
Zaśmiała się cicho, choć w zasadzie nie sądziła, że do tego dojdzie. Są w podróży,nie?
Jagódki!
Usłyszałaś odpowiedź niziołka na pytanie Taza. Na twarzy niziołka wymalował się uśmiech. Najwidoczniej właśnie miała się zacząć bardzo dobra słowna zabawa, którą przerwał krasnolud.
Dobra, dobra... Skoro już dałeś nam te kijki to chodźcie na szlak. Nie będziemy tak tu stać. koło samo się nie naprawi a ktoś musi woź podnieść, gdy będę majstrował. Ty leśny stworze też możesz się przydać, skoro już tu jesteś. Aaa i Ronar, choć to już wiesz.
Powiedział niemrawo khazad po czym ruszył w stronę wozu.
No ale oczywiście! Nie mógłbym zostawić w potrzebie pięknej pani, brodatego mięśniaka i nieustraszonego niziołka!
Powiedział Satyr i ruszył za Ronarem w stronę szlaku po czym dodał będąc już w krzakach.
Wiem, Ronarze, wiem. Byliście nie tyle głośno, że połowa mieszkańców tego lasu już pewnie zna Twoje imię.
Kolejny śmiech, tym razem nieco cichszy.
A jak już skończycie, to wiem, gdzie rośnie ich znacznie więcej!
To najpewniej było skierowane do niziołka i tyczyło się jagódek. Selin zaś wzruszył ramionami i również ruszył na szlak puszczając do Ciebie oczko.
Nie nazwałabym Taza zwierzęciem, Selinie. Jest satyrem, i zapewniam cię, że choć ma zwierzęce części ciała, to posiada taką samą zdolność myślenia jak ty czy ja.
Odparła niziołkowi, z lekką naganą w głosie. A do Ronara zaś tymi słowami się zwróciła, jednocześnie częściowo satyrowi odpowiadając:
No nie do końca może odsapnąć.. przecież musisz się za ośkę zabrać, nie?
Mówiąc to spojrzała wymownie na patyk, który trzymała w ręku. Drugi był przy wozie...
Z krzaków wyszedł niziołek i gdy ujrzał sytuację szybko schował sztylety, które trzymał w dłoniach po czym lekko się uśmiechnął i przemówił.
Co to za zwierzę?
Satyr najwyraźniej się tym nie przejął gdyż zapytał bez cienia wątpliwości i z radością na twarzy.
Coś ciekawego kryło się w krzakach, mały przyjacielu?
W tym czasie obok Ciebie pojawił się krasnolud, który schował już topór przy pasie i założył ręce na piersi. To również nie umkneło spostrzegawczemu stworkowi i szybko dodał.
A więc, Ronarze, jak mniemam, chyba już możesz odsapnąć!
Oczywiście wypowiedź zakończył uśmiechem posłanym w waszą stronę.
Cóż, krasnalowi nie odpowiedziała, bo i po co, kiedy znakomicie Taz to za nią zrobił?
Co myślę, a co nie myślę, w tej chwili nie ma znaczenia.
Odparła ze stoickim spokojem, z nieco krzywym uśmieszkiem na twarzy.
Żebyśmy się jak najszybciej wynieśli, tak? Ech, wy, satyrzy, czasem chyba jednak jasno nie myślicie...
Pokręciła głową, tak jakby z rezygnacją. Przecież swą "zabawą" tylko wydłuża ich pobyt w tym miejscu... Hmm... ruszające się krzaki? No dobrze, się na nich skupiła, gotowa do przywalenia kijaszkiem w łepetynę, bądź czymś innym, jeśli to coś nie było Selinem i nie miało zbyt dobrych zamiarów.
Co na brodę Moradiina się tu dzieje? Z czego się śmiejcie? Kim jesteś? Mów! Bo toporem potraktuję!
Krzyknął krasnolud gdy już znalazł język w gębie. Odpowiedź jednak była szybka ze strony satyra.
Oo, jestem demonem z piekielnych czeluści!
Po czym podniósł ręce i zrobił tak przerażającą minę, jak tylko potrafił. Nie wyszło to jednak zbyt przekonująco dlatego zaraz jednak dodał miło i spokojnie.
Jestem Taz. Jeśli o to pytasz. Oh, chyba nie myślisz, piękna, że zrobiłem to dla was? Chciałem tylko, żebyście szybko się stąd wynieśli!
Następnie odwrócił się w stronę krzaków, stając tyłem do was i właśnie to przyciągnęło Twoją uwagę... coś się w nich ruszało i zmierzało w waszym kierunku.
I to jeszcze jak przygotowany!
Zawtórowała satyrowi, podkpiwając sobie z krasnala. Huh, zadziwiające, jak szybko wspólny język znaleźli. Krasnalowi pozwoliła nadal się zastanawiać nad zaistniałą sytuacją, poświęcając ten czas na odpowiedź satyrowi.
O to, że jednak pomogłeś. I to osobom, których nigdy na oczy nie widziałeś. Pomijam już sposób, w jaki to zrobiłeś...
Krzaki się rozstąpiły,a tuż obok was stanął krasnal. Trzymał w dłoni zaciśnięty topór, jakby właśnie komuś szedł na ratunek. Rozejrzał się dookoła, gdy jego oczy spoczęły na Satyrze rozdziawił lekko buzię. Dźwięk jednak nie wydobył się z jego ust. Cóż, musiał być dość zdziwiony jego wyglądem. Najwyraźniej nie miał jeszcze przyjemności widzieć takiego stwora. Na twarzy Satyra zaś pojawił się jeszcze większy uśmiech, który chyba nie zniknie szybko z jego twarzy.
No proszę! Widzę, że już przygotowany!
Powiedział swoim melodyjnym głosem, a słowa niewątpliwie kierował do Khazada. Kolejny uśmiech i pytanie do Ciebie.
A o co chodziło?
I kolejny zduszony śmiech w wykonaniu satyra, cóż widać opinia o tych istotach jako wesołkach się właśnie potwierdziła w twoich oczach.
Jasne, przychodź! Tylko nie zrób sobie krzywdy tym toporem!
Odkrzyknęła krasnalowi, zaś satyrowi rzekła:
Nie o to pytałam. I chyba ci nie zaszkodzi, jak zostaniesz tym toporem pogoniony...
Westchnęła cicho, ale lekki uśmieszek na jej wargach wskazywał, że żartowała. Ne ma co, radosny nastrój satyra jej się udzielił.
Idę!
Usłyszałaś jak krasnolud zaczął przedzierać się przez krzaki by dotrzeć do ciebie. Nie szedł na około lecz jak czołg wpadł w nie łamiąc wszystko. Pewnie niedługo go ujrzysz. Gdy zadałaś pytanie satyrowi ten odpowiedział lecz na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
To znaczy... co dlaczego? Dlaczego nie rzuciłem Ci kijka pod nogi, jak Twemu towarzyszowi? Dlaczego się spotkaliśmy? To musi coś oznaczać!
Zaśmiał się cicho po czym oparł się o pobliskie drzewko i uśmiechnął zawadiacko. Zapytał swoim melodyjnym głosem.
O, Twój przyjaciel do nas dołączy? Świetnie! Czym więcej nas, tym raźniej, haha! A... w razie, gdyby chciał zrobić użytek z tego toporzyska, to mogę liczyć na Twą pomoc?
Posłał Ci kolejny dziarski uśmiech.
Nie przestraszyć się w lesie, gdzie potencjalny drapieżca, niekoniecznie mam tu na myśli zwierzynę, jest rzeczą chyba niemożliwą. Pomijam osoby, które żyją w lesie i znają każdy jego dźwięk...
Westchnęła cicho, przekrzywiając nieznacznie głowę i przyglądając się swemu rozmówcy. Miedziana grzywka zsunęła się, szykując się do "ataku" na oko...
Nie, skądże, na księżycu wylądowałam! I do samej siebie gadam!
Odkrzyknęła krasnalowi, trochę tak jakby sarkastycznie. Właściwie, powinna była chyba normalnie odpowiedzieć na te pytania, w końcu... mógł się martwić. Zaraz! Co z niziołkiem?! Wyparował? Ale.. jeszcze się tym nie zajęła. Jeszcze...
No i problem, jak wziąć tego kija. W jednej dłoni jabłko, w drugiej- jej własny kijaszek. Hm... Jabłko powędrowało do kieszeni płaszcza, więc już mogła spokojnie odebrać patyka...
Dlaczego?
W tym jednym słowie zawarła przynajmniej dwa pytania. Ot, pewnie dowiedzieć się chciała, dlaczego zechciał im pomóc,i dlaczego.. w tak niekonwencjonalny sposób, przyprawiając niemalże o zawał serca.