Sesja Salema - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Amral,
Słyszałeś jak elfka za twoimi plecami również za marła na chwilę. W tym czasie jeździec zszedł z konia lecz dalej nie mogłeś dostrzec jego twarzy. Usłyszałeś jego kroki, gdy podchodził do wozu. W tym momencie zapanowała kompletna cisza, a potem rżenie konie i... widziałeś jak zwierze pada na ziemię zabryzgując ją przy tym krwią. Jeździec wskoczył płynnym ruchem na wóz między skrzynie. Elfka chwyciła Cię za rękę i gestem pokazała, że się wycofuję. Zrobiła to w miarę bezszelestnie a przynajmniej na tyle by nie zwrócić uwagi koszmarnego jeźdźca. Słyszałeś jak jego ognisty koń parska a potem... zawiał wiatr. Uderzył w twoje plecy i poleciał daje w stronę szlaku i wozu.
Salem,
"Na wszystkie siły tego świata...", tyle mi przez myśl przeszło! Nie chciałem się jednak odzywać. Nie ruszałem się. Nie mogłem. Tylko to najwidoczniej zapewniało mi bezpieczeństwo... starałem się nie patrzeć na głowę krasnoluda, to... to straszliwe stworzenie mogło wyczuwać, że ktoś tu jest, ale... ale, ale, co to takiego jest? Nie, nie chcę wiedzieć. Chcę tylko, żeby wróciło tam... albo nie, chcę, żeby zniknęło! Ale od samego chcenia niewiele się zmieni... nie mogę się ruszyć. Nawet oddech będę łapać bardzo, bardzo powoli. Ani drgnę. Ani drgnę...
Amral,
Kamień trawił celnie w korpus Ronara lecz ten ani drgnął, a na jego twarzy wymalowało się straszliwe przerażenie. Twoje słowa chyba nie dotarły do niego.

Właśnie nie wiem gdzie on polazł!

Powiedziała elfka szeptem do ciebie. Tymczasem koń minął krasnala, a jeździec na nim machnął mieczem. Następna rzecz jaką ujrzałeś wydała się tobie jakby to czas na chwilę zwolnił... Głowa Ronara opadła z szyi i potoczyła się w waszym kierunku. Ujrzałeś przestraszoną twarz krasnala z bardzo bliska. Usta miał szeroko rozwarte, a oczy niemal wychodziły mu z orbit. Reszta ciała opadła bezwładnie na ziemię. Elfka zatkała sobie usta, żeby nie krzyknąć, a jeździec? Jeździec zatrzymał się nieopodal wozu... Nie widziałeś jak wygląda bo był odwrócony tyłem ale dostrzegłeś, że ma na sobie kolczugę a w dłoni trzyma czarny długi miecz. Jego dłoń jest biało-błękitna, jakby była niezwykle blada. Koń zaś machał ognistym ogonem parskając od czasu do czasu.
Salem,
Dobra, czas na odrobinę akcji! Akcji o nazwie Wyciągnij stamtąd kogoś, kto za chwilę może stać się paszą dla konia. Chciałem chwycić dowolną gałązkę, ewentualnie kamień, cokolwiek, co doleci do krasnoluda i zwróci jego uwagę. I rzucić tym czymś w Ronara, który chyba nie miał się za dobrze.

No chodź!

Szepnąłem jeszcze. Nie wiem, czy usłyszał, ale rzucony kamień, czy coś innego, powinien zrobić swoje.

Oby zechciał tu przyjść. A właściwie... gdzie się podział nasz mały przyjaciel?

To pytanie skierowałem już do elfki. Było mi już teraz nie do śmiechu, tak więc niestety nie powiedziałem tego już tak radośnie, jak bym chciał. Może mi wybaczy.
Amral,
Ruszyłeś nieco do przodu by dość na krawędź krzaków zaś za sobą usłyszałeś głos elfki.

Oczywiście, że nie jest naturalne! I powinniśmy wszyscy się stąd zabierać.

Będąc na krawędzi wychyliłeś się na chwilę by ujrzeć co nadjeżdża i rzeczywiście był to czarny koń z płonącą grzywą z pod którego kopyt wydobywały się płomieni i iskry. Dostrzegłeś na nim jeźdźca lecz płomienie nie pozwalały przyjrzeć mu się bliżej. Miałeś dziwne wrażenie, ze koń nie dotyka ziemi, gdyż nie sszałeś stuku kopyt, a potem... potem ujrzałeś twarz krasnala. Zastygła w przerażeniu, a jego dłonie trzymały bardzo mocno topór, oczy zaś ani na chwilę nie oderwały wzroku od jezdźca i jego straszliwego rumaka.
Salem,
Chciałem się tak troszkę, troszkę wychylić, żeby móc zobaczyć. W końcu też byłem tym zaciekawiony mimo, że nie chciałem bezpośredniego spotkania. Jak na razie cieszyłem się jednak kolejnym spotkaniem z elfką... w krzakach. Ale ona nie musi o tym wiedzieć, przynajmniej teraz.

Nie wiem. Pewnie Twój brodaty przyjaciel dowie się pierwszy. Mam nadzieję, że zdoła nam powiedzieć, zanim to coś go spali, albo zadepcze. Wiem tylko, że to nie jest naturalne...

Nie chciałbym, żeby cokolwiek paliło krasnoluda. Próbowałem wyjrzeć, podkraść się między krzakami jak najbliżej ścieżki. W tej sytuacji nie mogłem mieć gotowego łuku, więc odłożyłem go obok siebie. No, co my tam mamy?
Amral,
Po chwili znalazłeś się w krzakach tak jak zamierzałeś. Za tobą ruszyła elfka i po chwili znalazła się obok Ciebie. Niziołka dalej nie widziałeś, musiał też wbiec gdzieś w krzaki. Krasnal zaś stał na środku i spoglądał w kierunku, który mu pokazałeś. Cóż widać on nie zamierzał rezygnować z wozu i był ciekaw co to się zbliża. Stanął dziarsko w rozkroku i dobył topora. Elfka tymczasem spojrzała na ciebie z niemiłym grymasem na twarzy i zapytała.

Jak myślisz co to może być?

Głos miała dość pewny ale dostrzegłeś w nim nutę ciekawości. Z krzaków zaś nie mogliście widzieć co się zbliża więc pozostało wam cierpliwie czekać. Chyba, że w Twojej głowie pojawił się jakiś inny pomysł.
Salem,
Pokazałem więc Ronarowi palcem w tamto miejsce, by zwrócił uwagę. Słyszałem, że krasnoludy są dumne, ale że ślepe? Nie minęła sekunda od wskazania, zacząłem biec w stronę krzaków. Jeśli to czarny koń, to pół biedy, ale jeśli jest na nim jeździec - to już gorzej. Wolałbym się nie pokazywać, mimo wszystko. Oto więc plan - bez słowa wskoczyć między bujną roślinność, i stamtąd obserwować. Z wyciągniętym łukiem, tak, tak!
Amral,
Wyłaź stamtąd i to raz dwa, chyba, że piernikiem skończysz.

Zawtórowała ci elfka gdy dostrzegła co się zbliża. Krasnal zaś wyczołgał się spod wozu wcześniej mocując koło ale tylko tak by można było postawić Wóz. Jeszcze nie zostało zamocowane do jazdy.

Na brodę Moradina czego się tak pieklicie... Taka robota trochę trwa.

Powiedział dumnie wesołym acz grubym głosem patrząc wam na twarze gdy opuściliście spokojnie wóz. Najwyraźniej nie zwrócił uwagi na płomień zbliżający się w waszym kierunku, a teraz nawet stał do niego tyłem. Po minie elfki zaś mogłeś wnioskować, ze jej ten widok nie bardzo się podoba... Płomień zbliżał się i w pewnym momencie miałeś wrażenie, ze to czarny koń z ognistą grzywą, z pod którego kopyt wydobywają się płomienie i iskry gdy tyko uderza od ziemie. Obraz co jakiś czas jednak się rozmywał więc jeszcze z tej odległości nie byłeś niczego pewien. Elfka w tym czasie wyciągnęła sztylet co nie umknęło twojej uwadze. A niziołek? Nie widziałeś go póki co...
Salem,
Chyba nie będziesz miała wyboru.

Odparłem elfce. No co? Taka prawda! Uśmiechnąłem się do niej, żeby się tak nie martwiła. Mnie też do śmiechu nie było, ktoś tu szedł, a ja tak na środku drogi...

Ronarze? A mógłbyś poczekać z naprawą? I wyjść spod wozu? To... paląca sprawa.

Oj, niedobrze. Powinienem znikać, i to prędko. Nie chcę jednak robić naleśnika z krasnoluda, ale wiem, że jeśli stamtąd nie wypełznie, nie pozostawi mi wyboru. A szkoda by było.
Amral,
Tak się składa, że... raczej nie mam ochoty na dowiadywanie się.

Powiedziała elfka spoglądając na Ciebie. Zajęty Khazad zaś dodał....

Już wyciągnąłem zepsutą i wkładam dobrą... Jeszcze chwila!

Głos miał pewny zaś zapachu albo nie poczuł albo się nim nie przejmował. Ty zaś na horyzoncie ujrzałeś jakiś płomień, gdzieś na szlaku z kierunku z którego przybyli wędrowcy. Płomień początkowo był niewielki ale zbliżał się. Ciężko było Ci dojrzeć coś więcej z tej odległości.
Salem,
Trzymałem wóz. Jak na jagódki chciałbym się pokusić, tak na placek z krasnoluda już nie bardzo. Niepewnie też spoglądałem w tamtym kierunku, z którego odór się dobywał... żeby tylko Ronar zdołał wymienić kijaszek, zanim coś tu przyjdzie. Jeśli przyjdzie, oczywiście, ale takie właśnie miałem przeczucie.

Trzymałbym kciuki, żeby poszło Ci to szybciej, ale w formie zgniecionej nie wyglądałbyś zapewne dobrze.

Popędziłem krasnoluda, ale bardziej radosnym głosem, niż wcześniej, nie chciałem go przecież złościć, tylko... zdopingować. Na pytanie elfki odpowiedzi nie znałem, a szkoda.

Myślę, że zaraz się dowiemy.

Powiedziałem do niej i mrugnąłem porozumiewawczo.
Amral,
Domyślasz się, co to może być?

Wychrypiała cicho elfka, poważniejąc nagle jakby również coś poczuła. Tymczasem krasnal wciągnął pod wóz jeden kijek i coś tam majstrował.

Jeszcze chwila! Zaraz wymienię ośkę. Trzymajcie!

Krzyknął donośnym głosem. Wiatr po chwili ucichł lecz to nie rozproszyło nawianego smrodu. Z kierunku z którego wiał nie dostrzegłeś jeszcze nic dziwnego. Było tak samo spokojnie, jak wcześniej. Wiatr mógł nieść ten zapach dość daleko... lecz wszystko wskazywało na to, że to coś "śmierdzącego" musiało znaleźć się na szlaku, który już przebyła trójka wędrowców wozem, wszak las blokuję nieco wiatr.
Salem,
No to trzeba wysilić mięśnie, dobrze! Zawsze uważałem, że odpowiedni trening zdziała cuda. No to podnosimy. Ale zaraz... co to za smród? Podciągnąłem nosem z dwa razy, żeby dokładnie wyczuć, choć ważniejsze było ustalenie, skąd wiaterek wieje. Trzymając więc wóz, skupiłem się, co mogło dla podróżnych wyglądać dziwnie, w końcu nie mogłem się cieszyć przy tym. Rozpraszałoby mnie to!
Ronarze? Proponuję, żebyś się pospieszył.
Powiedziałem z powagą. Przez ten oficjalny ton trochę mi się zachciało śmiać.
Coś niedobrego tu jest.
I spojrzałem w stronę, z której wiało. Oczywiście wozu nie puszczając, dopóki krasnal spod niego nie wyjdzie.
Amral,
A co, chcesz zająć miejsce Ronara?

Zapytała żartobliwie elfka i ustawiła się w raz z niziołkiem obok wozu gotując się do jego podniesienia. Ty również do nich dołączyłeś, gdyż nie widziałeś nikogo na szlaku ani w lesie. W troje byliście już w stanie zadziałać, a krasnal... Krasnal zignorował Twoje pytanie. Cóż zdecydowanie nie miał poczucia humoru w porównaniu do pozostałej dwójki swoich towarzyszy.

Gotowi? Już

Powiedział Cierpkim głosem i sam czekał aż podniesiecie nieco wóz by leź pod spód.

Nie puszczajcie tylko...

Jednak dodał cobyście go nie przygnietli... Na szlaku odczułeś zaś przyjemny wiaterek , który przemykał obszarem bez drzew. Delikatnie muskał Ci twarz. Wziąłeś głęboki w dech i nagle poczułeś, ze ten przyjemny wiaterek niesie ze sobą dość nieprzyjemny smród. Jakby zgniliznę...
Salem,
Właśnie dlatego dał mi kolejne powody do uśmiechu! Jakież to miłe z jego strony! Nawet, jeśli o tym nie wie, a zapewne właśnie tak jest. No dobra, poszedłem więc tam, ale zaraz... najpierw się rozejrzę, czy jeszcze kogoś nie ma w pobliżu. Zanim jeszcze wyjdę na trakt. Jeśli nie, to lecę za brodatym, idę tam, gdzie mówi i czekam na sygnał, by podnieść wóz.
Rozumiem, że mam nie puszczać, jak będziesz pod spodem?
Zaśmiałem się do niego. Pewnie się przez to nie rozchmurzy, ale warto spróbować. No i przy okazji sprawdzić, czy oby faktycznie krasnoludy nie mają poczucia humoru.

Huzzah?
Amral,
Kto wie, może się połakomimy na te jagódki

Usłyszałeś głos elfki za sobą, a potem odpowiedź niziołka z krzaków gdzieś obok.

Zaiste zacny byłby to deser. Ronarze rozchmurz się zaraz naprawimy wóz.

Na tę uwagę khazad tylko odbąknął i szedł dalej. Po chwili cała czwórka znalazła się przed wozem. Teraz mogłeś się przyjrzeć, że na nim znajduje się kilka zamkniętych skrzynek. Koło faktycznie było całe ale ośka złamana. To co jednak dałeś podróżnikom swobodnie powinno starczyć aby dojechać do Waterdeep i tak porządnie naprawić wóz, a najlepiej sprzedać bo wyglądał na dość zużyty.

Stańcie z tej strony i na trzy unieście. Ja wejdę pod spód i wyciągnę ośkę.

Powiedział krasnolud doniosłym głosem wypinając pierś. Najwidoczniej sytuacja, którą miał pod kontrolą sprawiała mu więcej frajdy niż bycie zagubionym wśród towarzyszy i obcego.
Salem,
Ależ oni byli zabawni, jak to dobrze, że ich spotkałem! Dzień, choć piękny od samego początku, stał się jeszcze lepszy. Na słowa elfki zaśmiałem się niecicho. Żeby tylko wiedziała, które "części ciała" były najbardziej... no nie zwierzęce, ale bestialskie!
No ale oczywiście! Nie mógłbym zostawić w potrzebie pięknej pani, brodatego mięśniaka i nieustraszonego niziołka!
Co powiedziałem (podkreślając wszystkie atuty), to zrobię. Nie lubię co prawda wychodzić na szlak, ale dopóki ktoś inny nie będzie nim wędrował, myślę, że mogę się poświęcić.

No to poszedłem za krasnoludem, uważnie się mu przyglądając.
Wiem, Ronarze, wiem. Byliście nie tyle głośno, że połowa mieszkańców tego lasu już pewnie zna Twoje imię.
Kolejny śmiech, tym razem nieco cichszy. I zwróciłem się do niziołka.
A jak już skończycie, to wiem, gdzie rośnie ich znacznie więcej!
I posłałem przyjacielski uśmiech. Sam lubię jagody, wybrać się nie zaszkodzi.
Amral,
Nie nazwałabym Taza zwierzęciem, Selinie. Jest satyrem, i zapewniam cię, że choć ma zwierzęce części ciała, to posiada taką samą zdolność myślenia jak ty czy ja.

Odparła elfka niziołkowi, z lekką naganą w głosie po czym dodała.

No nie do końca może odsapnąć.. przecież musisz się za ośkę zabrać, nie?

Ta wypowiedź zapewne skierowana była do krasnoluda. W tym też czasie niziołek odpowiedział na twoje pytanie...

Jagódki!

Na jego pyzatej twarzy pojawił się uśmiech zaś z kieszeni spodni wyciągnął owce. Wyszło na to, że największe powody do nie zadowolenia miał krasnolud. Nie do końca zdawał sobie sprawę co zaszło a i jeszcze wóz musi naprawić.

Dobra, dobra... Skoro już dałeś nam te kijki to chodźcie na szlak. Nie będziemy tak tu stać. koło samo się nie naprawi a ktoś musi woź podnieść, gdy będę majstrował. Ty leśny stworze też możesz się przydać, skoro już tu jesteś. Aaa i Ronar, choć to już wiesz.

Powiedział niemrawo khazad po czym ruszył w stronę wozu.
Salem,
Uniosłem brwi. Zwierzę? Gdyby się tak głębiej zastanowić, nie jest to żadna obraza... Odpowiedziałem mu więc wielkim, uprzejmym uśmiechem. Niech się zastanawia.
Coś ciekawego kryło się w krzakach, mały przyjacielu?
Zaśmiałem się do niego. Musiał być dobrze wyszkolony w skradaniu się, żeby co chwilę pojawiał się za moimi plecami. Bardzo się cieszyłem, że był z nimi, inaczej jedynym sposobem byłaby ucieczka.

Zwróciłem się też do krasnoluda. Bo elfka sobie jakoś radzi z sytuacją, a jemu idzie to nadzwyczaj... topornie, ha! Dobre.
A więc, Ronarze, jak mniemam, chyba już możesz odsapnąć!
Jemu też posłałem uśmiech. Jak to miło posyła się uśmiechy podróżnym!
Wczytywanie...