Podgląd ostatnich postów
Cholera.
Nie zatrzymałam się! Mignęłam z progu za skrzynkę i nasłuchiwałam. Choć właściwie chyba lepiej się ruszać. I to właśnie robię. Postanawiam zatoczyć krąg wokół mężczyzn i przysłuchać się ich rozmowom. I obadam inne wyjścia z magazynu. Otwarte uszy nie przeszkadzają jednak w chodzeniu. Cicho cicho cichutko. Wyruszam ostrożnie na łowy.
Weszłaś do budynku i stanęłaś w progu nieco okryta mrokiem. Przed sobą parę metrów między skrzynkami ujrzałaś mężczyznę stojącymi plecami do Ciebie, zaś kilka metrów przed nim drugiego dość sporych rozmiarów opartego o skrzynki. Posturą odpowiadał mężczyźnie, z którym spędziłaś noc. Nie widziałaś twarzy bo stali w półmroku. Oprócz tego w magazynie było pełno skrzynek i część zasłaniała dalsze fragmenty magazynu. Zauważyłaś dwa wejścia w głąb pomieszczenia między skrzynkami, które stały jedna na drugiej sięgając ze dwóch metrów wysokości. Przy ścianach również stały skrzynki.
Inna rzecz, że bardziej zastanawiałam się po kiego grzyba ja tam siedzę, niż co mówią. Średnio wiedza ta była mi potrzebna. Rozejrzałam się wokół, by sprawdzić, czy nikt nie idzie. Jak kretynka kucałam przy drzwiach i gapiłam się w uliczki, zupełnie jakbym kogoś kryła. Wstaję i zaczynam odchodzić, słyszę jeszcze jego głos, tak znajomy, śmieję się do siebie. Śmieję się... Śmiech. Mówi coś... To on! Ar... Wytężam pamięć [i]Are.. Areris. [i] Areris!... A co jak ma kłopoty? Odwracam się w stronę magazynu.
Wracam. I staram się wejść do budynku niezauważona. Cicha niczym sowa, tylko za dnia.
Podeszłaś z powrotem do drzwi i zaczaiłaś się przy nich. Dalej słyszałaś, ze ktoś tam rozmawia. Słyszałaś tony rozmówców, które raczej do przyjaznych nie należały ale.... ale nie mogłaś usłyszeć słów co było dość ciekawym zjawiskiem, gdyż słuch miałaś naprawdę wyśmienity. Coś co było w magazynie nie pozwalało wydostać się dźwiękom w naturalnej postaci na zewnątrz. I wtedy spadło to na ciebie niczym błyskawica... wiedziałeś już.... wiedziałaś czyj jest ten głos... Byłaś piana ale wiedziałaś, iż należy on do mężczyzny z którym spędziłaś ostatnią noc.
A uszy? Co słyszę? Poznaję głos?
W takim razie wracam do drzwi i czaję dalej. Ostrożnie, cicho i bezszelestnie. Piąstkę wokół nożyka zaciskam to mocniej to lżej.
Ruszyłaś do okna i rozejrzałaś się dookoła, a gdy nikogo nie zauważyłaś w pobliżu podskoczyłaś chwytając się framugi. Podciągnęłaś się do góry ze sporym wysiłkiem i ujrzałaś wnętrze magazynu. Stało tam pełno skrzyń jedna na drugiej tworząc coś na wzór labiryntu... Ty widziałaś zaledwie jego część. Ujrzałaś też jednego mężczyznę, a raczej męską sylwetkę która przemieszczała się wzdłuż skrzynek w głąb pomieszczenia. Sylwetkę spowijał półmrok, który panował w pomieszczeniu. Tyle wytrzymały Twoje ręce nim opadłaś na dół aby pooglądać więcej usiałabyś się wejść na framugę albo do środka. No ewentualnie podskakiwać tak co jakiś czas...
Co robić? Włazić na głupa, słuchać, sprawdzić przez okno czy iść w pizdu? Postanawiam zajrzeć przez okno, sprawdzic, czy przez to znajomy głos nie zyska twarzy, później podsłuchać stojąc nonszalancko koło drzwi, a następnie... Się zobaczy. Zatem do okna.
Po obejściu budynku stwierdzasz, że bez problemu wespniesz się do okien, nawet znalazłaś dwa otwarte. W sumie wystarczyłoby podskoczyć i chwycić się framugi z desek by się podciągnąć i tam zajrzeć. Innych sensownych dróg nie zauważyłaś zaś same drzwi są uchyla na tyle, że jesteś w stanie wejść do środka. Nim jednak decydujesz się to zrobić i gdy znajdujesz się tuż przed nimi słyszysz dwa męskie głosy i co ważniejsze jeden Ci się kojarzy. Nie potrafisz jednak sobie przypomnieć do kogo należy ale z pewnością słyszałaś go ostatnimi czasy. Nie potrafisz jednak zrozumieć słów tak jakby były nienaturalnie przyciszone.
Obchodzę budynek, by sprawdzić, czy nie da siędo niego wejść w inny niż przez drzwi sposób. Jeśli tak to jak, którędy, jak wysoko trzeba się wspiąć i w ogóle cokolwiewięcej. A potem spoglądam na drzwi, te uchylone. Sprawdzam, czy uda mi się wślizgnąć przez szparę bez otwierania ich szerzej. Wyciągam jeden z ośmiu nożyków do rzucamia i zamykam krótką rękojeść w dłoni, aby tylko ostrze wystawało spomiędzy palców. Chcę tylko sprawdzić, nie zależy mi na rzeczach. Wejdę, zerknę i wracam.
Ruszyłaś spokojnym krokiem w stronę doków. Podróż trwała dobrych kilkanaście minut przez wąskie uliczki tego ogromnego miasta. Widok był niemal cały czas ten ssam. Mijałaś liczne drewniane domy dwukondygnacjowe stojące ściana w ścianę obok siebie. Każde dziesięć takich domów oddzielone było wąską alejką... Natłoczenie ludzi w takich pomieszczeniach musiało być naprawdę duże. Co jakiś czas widziałaś jakąś karczmę albo tawernę znajdującą się w dwóch takich budynkach albo dobudowaną osobno na inny wzór. W dokach widok się zmienił. Po pierwsze usłyszałaś szum morza i poczułaś lekki wiaterek z nad wody. Nie było tu już takiej zabudowy a co najwyżej pojedyncze domostwa, cechy albo tawerny. Po kilku minutach znalazłaś obszar na którym stały liczne magazyny, a po jeszcze kilku ten konkretny magazyn, którego szukałaś. Był to ogromny budynek z dachem dwuspadowym pod którym były wąskie okna na bocznych ścianach. Trzeba było się jednak wspiąć by przez nie zajrzeć. Z przodu zaś znajdowały się ogromne wrota, które były w stanie pomieścić ze dwa wozy. Obok zaraz były mniejsze drzwi przeznaczone dla ludzi. Drzwi były uchylone. Obok magazynu przechodziło sporo osób ale nikt ni wchodził do środka. Nikt też nie wychodził z magazynu.
Do doków, jakto gdzie! Zobaczymy o co chodzi. Gra co prawda nie jest warta świeczki, ale sprawdzić zawsze można. Nie, żeby te przedmioty były jakoś specjalnie istotne... ot, kolejne łupy. Złodziej musi być świadomy tego, że prędzej czy później rozstanie się ze skradzionymi przedmiotami. Im wcześniej się tego nauczy, tym, lepiej.
Idę gdzie proszą.
Uczyniłaś to co zamierzałaś i nikt Ci w niczym nie przeszkodził. Po chwili znalazłaś się znowu na zewnątrz. To samo słoneczko lecz inni przechodnie, no i kotek rozważający jak dostać się do gniazda. Pytanie brzmi dokąd chciałaś wyruszyć?
Uśmiechnęłam się do krasnoludzicy, spojrzałam na potomka orka, powiodłam wzrokiem za piłeczkami. Każdy miał coś w życiu do zrobienia. Patrzyłam chwilę na kota i miałam nieodpartą ochotę go podnieść i podsadzić. Tego mi było trzeba, on sobie poradzi to i czemu ja miałabym nie. Dzięki kiciu. I wbiegłam do karczmy, a potem do pokoju. Sztylet zostawiam pod poduszką, zabieram i razem z pochwą chowano w cholewkę buta. Noże do rzucania wzywam w dziurki na pasku i chowam pod skórzaną kurtką. Zmawiam modlitwę do Maski i wyruszam.
Przez ulicę przechodziło sporo osób. Najbliżej Ciebie ujrzałaś niewiastę w zielonej sukni z blond włosami idącą pod ramię z jakimś mężczyzną ubranym w szare spodnie i podobną kamizelkę. Była ona już nieco przybrudzona i przetarta. Owa para weszła w bramę jednej z kamieniczek kilkanaście metrów dalej. Następną osobą, która rzuciła Ci się w oczy to niziołek w niebieskich ogrodniczkach z brązowymi lokowanymi włosami, który przeszedł przed budynkiem karczmy żonglując trzema piłeczkami. Dalej szło trzech strażników miejskich ubranych w żelazne napierśniki a w dłoniach trzymających halabardy. Każdy z nich miał przypięty do pasa miecz a na głowie hełm przypominający garnek... I z tego co pamiętałaś jego nazwa miała nawet z tym związek. Kolejną osobą była bogato ubrana krasnoludzka kobieta co było jak do te pory najdziwniejszym widokiem. Miała rude długie włosy splecione w dwa warkocze i podobnego koloru kamizelkę z koronkami i falbankami. Spodnie brązowe, zaś od kolan w dół miała wysokie skórzane buty. Lekko się uśmiechnęła do Ciebie, gdy mijała miejsce w którym stałaś. Tuż za nią szedł jakiś wysoki mężczyzna... bardzo wysoki. Miał na oko ze dwa metry,a gdy podszedł bliżej dostrzegłaś iż musi mieć w sobie nieco orczej krwi. Ubrany był w kolczugę, a przy pasie miał krótki miecz. Gdy Cię minął widziałaś na plecach duży dwuręczny topór. Na budynku na przeciw siebie dostrzegłaś jaskółcze gniazdo i kota który przyglądał mu się stoją kilka metrów od Ciebie. Widziałaś jak oblizywał ryjek językiem.. Ty zaś rozmyślałaś co czynić dalej...
Jeszcze chwila, jeszcze dwie. Wciąż nie wiem. Na chwilę oddaję się obserwacji ulicy. Zaplatam ręce pod biustem i patrzę...
Kartka spaliła się bardzo szybko więc nie długo patrzyłaś na płomień. Karczmarz, który Cię pożegnał przytaknął na Twoją uwagę, rzuconą przed wyjściem. Widać, ze był zmieszany całą tą sytuacją, a i żona musiała mu co nieco nagadać. Chyba teraz będzie nieco lepiej dbał o klientów. Ty zaś znalazłaś się z powrotem na dworze. Dzień robił się coraz bardziej ciepły, a słońce wznosiło się coraz wyżej grzejąc niemiłosiernie. Ty zaś pozostałaś sama ze swoimi myślami... i decyzją do podjęcia. Wszystko to mogło wydawać się dość dziwne. Ludzie na ulicy wędrowali jak mrówki w różnych kierunkach by załatwić swoje sprawy... a gdzie Ty się udasz?
- Kurwa. - Wymsknęło mi się. A już położyłam maskę na te rzeczy. Właściwie mogę mieć nowe w niecały dekadzień, i to sto razy ładniejsze. Albo zmyć się z miasta i za dwa dekadnie szaleć gdzieś indziej. Podeszłam do kominka i wrzuciłam zwiniętą notkę między pomarańczore węgle. Patrzyłam jak papiur chwyta pomarańczowy kolor i zmienia się w popiół. Teraz można iść. Pomyśleć, zastanowić się. A co jak nie będzie sam? Nie napisano nic o tym, że mam być sama. Ale kogo? A co jak tamten zaoferuje moim ludziom więcej? NAstępna rzecz jaką zobaczę, to ich tyłki, a potem miecze.
- Kurwa. - To mówiąc kieruję się w stronę drzwi wyjściowych.
- Pamiętaj o pokoju! - Dodaję przed zniknięciem na zewnątrz.
Teraz dopiero kobieta się naprawdę zmieszała co nie umknęło uwadze twojej i gości. Poczerwieniała i położyła list przed tobą po czym zniknęła na zapleczu. Cóż widać była mniej gadatliwa niż wcześniej... świadkowie jednak robią swoje co działa w obie strony. Wzięłaś list do ręki i co najdziwniejsze zaadresowany nie był imieniem lecz pokojem, Twoim numerem pokoju. Gdy go otworzyłaś notka i zaczęłaś czytać nie miałaś w sumie wiele do roboty bo znajdowało się tam jedno zdanie.
Jeśli chcesz odzyskać rzeczy czekam w magazynie siódmym w dokach.
Nie było żadnego podpisu ale pismo było zdecydowanie męskie.
Zatrzymałam się w pół kroku. Coż za impertynencja! Zaraz jej przecież język wyrwę, starej dziwce. Odwróciłam się powoli i obrzuciłam ją błotem niemiłego spojrzenia.
- Nie przypominam sobie, bym mówiąc Ci jak się nazywam pozwalała zwracać się do siebie na "ty".
Podałam imię i nazwisko, wymyślone. Zbyt miałam pracę wymagającą sekretywności, by zdradzać nazwisko swoje byle komu. A właściwie komukolwiek. Książątko przystojne i bogate też usłyszało jedną z bajeczek snutych na bieżąco. Ciekawe do kogo był ten list. Karczmarzom przedstwaiałam się jako Issi, a bogaczowi Marrissa. Do kogo było zaadresowane to?
- Pokaż.
Powiedziałam stając znów za ladą. Co do czytania... Wiedziałam jak wyglądają litery. Niektóre. M na przykład, J i G, S bo była łatwa, i I z tego samego powodu. Czytanie szło mi powoli, ale kobieta o tym nie wie.
Kobieta zeszła na dół, a Ty jak zamierzałaś tak uczyniłaś. Karczmarz nie chciał za bardzo spoglądać na ciebie, gdyż najwyraźniej było mu już wystarczając głupio. W końcu ktoś okradł jego przybytek i jednego z jego gości. W mniejszym mieście to by było nie do przyjęcia ale tutaj... Waterdeep jest zdecydowanie inne. Najwyraźniej za mało płaci gildią za ochronę...
Panienko!
Usłyszałaś za sobą głos jego żony która właśnie stanęła za ladą.
Przed chwilą jakiś mężczyzna zostawił dla Ciebie list!
Ponownie spojrzała wyzywająco. Najwyraźniej nie chciała się ugiąć pod twoim spojrzeniem.