Chowańce użytkowników - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Withord,
Mój kolega miał podobnie tyle tylko że pies nie miał tyle szczęścia.
Foigan,
No racja mógł się zatrzymać i zobaczyć, czy mu się udało ubić, jak nie to zawsze mógłby poprawić a nie zostawiać tak na środku ulicy xD
Ati,
Wiem, że to moja wina, nie przeczę temu, ale jakoś wydaje mi się na miejscu chociaż wysiąść z samochodu i zobaczyć, czy zwierzaka się przypadkiem nie zabiło, czy nie potrzebuje pomocy. A jakby bezpański był to zostawili by o tak na środku ulicy?
Foigan,

Cytat

Obczajcie, że samochód mi psa potrącił, a kierowca ch*j nawet się nie zatrzymał.

A co Twój pies robił na drodze, hęęę? I kto jest winny?! Zła Ati, aty aty aty! Tego ten obiad oddałaś, wyrzuty sumienia
Ati,
Obczajcie, że samochód mi psa potrącił, a kierowca ch*j nawet się nie zatrzymał. Poczekał tylko, aż mu zwierzak wyjdzie spod kół i pojechał dalej. Noż, dawno się tak nie zdenerwowałam. Na szczęście pies po wszystkim tylko utka, w dodatku coraz mniej, a jak na śnieg wychodzi to już jakby nigdy nic kica przez zaspy. Tylko ja przez wyrzuty sumienia i jego piękne, proszące oczyska oddałam pół obiadu i teraz siedzę jeno o kawie.
Medivh,
A, to mój Totor studiował. Chce iść na studia, głupi. Tak dobrze go karmię, a chce mnie opuścić, chlip
Withord,
Immunogobliny
Vitanee,

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Medivh dnia wtorek, 22 stycznia 2013, 11:47 napisał



Oprócz chowańca, jakie śliczne immunoglobuliny! Z nimi też się bawisz? Umieją aportować?
Trzeci Kur,
Czy to pies, czy to bies?
Medivh,
A co tam, też się pochwalę swoim chowańcem.

http://img842.imagesh.../dsc0074vk.jpg

Wyprowadzam go na spacer, czasem się pobawimy... Uwielbia tańczyć w deszczu Mówię wam, jak byście go zobaczyli... Coś pięknego.
Pandora,
Amstaffy są cudowne, miałam amstaffa przez większość swojego życia : )

A teraz w wakacje adoptowaliśmy z tatą taką oto bestię, która rozśmiesza nas zabawnymi trickami, przybija piątki i ma najprawdziwsze w świecie adhd połączone z niemożliwym pieszczochem : D
Trzeci Kur,
Ja kiedyś (gdy miałem 10 lub 11 lat) miałem przez tydzień (na przetrzymanie dla koleżanki mamy) suczkę boksera - białą, z kilkoma czarnymi cętkami. Miała na imię Bona i o 5 rano musiałem z nią wyłazić na dwór. A była zima. Jak spuszczałem ją ze smyczy, to trochę czasu mijało, zanim odnajdywałem ją w śniegu;)
Po tygodniu czy dwóch, gdy wróciła koleżanka mamy, trzeba było ją oddać. Oczywiście był lament i płacz, ale mama obiecała, że kupi mi chomika w zamian. NIE KUPIŁA! Do tej pory skrywam żal o to;)
Foigan,
A ja nie lubię kotów...
Mam 3 psy, sukę amstaffa, jej szczeniaka,również suczkę i jednego nonejma. Kiedy mogę, to szczuję nimi kota moich siostrzyczek i każdego innego zwierzaka, który łazi mi po podwórku.

Jak było bogato w portfelu, łącznie miałem 14 psów, amstaffów i mieszańców z amstaffem.

Żółwia błotnego miałem.
Pająka też.
No i papugi dwie.
Wiktul,
Czemu tylko jedna?
Eirin,
Pan Mięciutki podoba mi się chyba najbardziej. :3

Zaprezentuję swojego kota, oto Katarzyna Wielka III:



Sprzątam sobie u świnek, wychodzę na chwilę, wracam... a kot w klatce i gapi się na świnki biegające po pokoju!

I nie byłoby mojego postu bez...



Akuku świnka!
Gość_Forgotten*,
Nie będę oryginalny. Posiadam (tfu, raczej jestem uniżonym sługą) piątki kotów. Nie jest to dużo, albowiem zdarzało się że miałem ich 9.


Pokrótce o każdym:

Ama


Ama jest przesympatyczną, pełną ciepła i przyjaźni oraz skorą do zabaw choć płochlwią kotką. Potrafi godzinami domagać się pieszczot. Z zasady jest wyrozumiała, choć potrafi strzelić focha, a wtedy zamienia się w małego potwora trzymającego się z boku i rzucającego spojrzenia od których mam ochotę usiąść w kącie i przepraszać że żyję.

CLICK for photo
CLICK

Speed
(albo dla przyjaciół Pan Mięciutki)

Speed jest najmłodszym z domowników, jedynym który przeżył z miotu szóstki jaka w niemłodym już wieku urodziła się ś.p. Natashy. Praktycznie nie opuszcza domu, większość dnia przesypia, z kolei wieczorami jest go wszędzie pełno. Do ulubionych rozrywek należy skakanie mi po głowie gdy usiłuję spać i zabawa moimi włosami gdy siedzę np. na fotelu. Dodatkowo nie byłby sobą gdyby nie próbował dostać się na szafę na której stoi klatka z kanarkiem. Ma lekką nadwagę, stąd też imiona.

CLICK
CLICK

Miy

Miy jest młodą płochliwą kotką. Boi się obcych, ale dla ludzi których pozna jest niesamowicie przymilna. Oczywiście tylko wtedy gdy ma ku temu humor.

CLICK
CLICK

Nerethyr
(a.k.a. Buwik)

Nerethyr to niemłody już kocur którego lata temu ktoś podrzucił mi wraz z Natashą na taras. Ignorancja jest w nim silna. Niezależnie od tego co byś nie robił nie istniejesz dla niego dopóki
a) nie posiadasz przy sobie jedzenia
b) nie jest głodny
Wtedy zamienia się w super pociesznego, radosnego i skorego do zabawy przytuląśnego futrzaka. Ale tylko do momentu osiągnięcia własnego celu. Potem zapomina o twoim istnieniu i idzie sie położyć na jakimś wolnym łóżku. Dodatkowo śpiąc ze mną chyba na złość układa się w sposób uniemożliwiający mi w trakcie snu zmianę pozycji. Niepoprawny casanova i obiekt westchnień połowy kotek z okolicy.

Deal with it...
CLICK

Stallman

Stallman, mój najlepszy Bro, jest synalkiem Amy, jednocześnie też 3 najstarszym kotem zamieszkującym mój dom. To spokojny, choć ciekawski i rozrywkowy futrzak. Nie przepada za Nerethyrem, z wzajemnością. Ot kwestie terytorialne. Mimo wszystko potrafią się dogadać np. gdy idzie o podział mojego łóżka między siebie. Zwykle zajmuje się swoimi sprawami choć miewa momenty gdy przychodzi dać się pogłaskać albo poobserwować czym się zajmuję. Jednocześnie nigdy nie pozwala by ktoś pod moją chwilową nieobecność użytkował mojego notebooka. Wystarczy na chwilę zostawić lapka samego a kot zaraz zajmuje cała powierzchnię klawiatury.

CLICK


Mógłbym tak godzinami. Miałem w życiu ponad dwie dziesiątki kocich towarzyszy, niestety nie wszystkich zdjęcia posiadam oraz nie wszystkich pamiętam. Trudno pamiętać koty które się miało gdy w wieku 3 lat używało się ich jako poduszek, czyż nie?

Może opiszę kilku z nich potem.


Tymczasem kończę fotką typu "Daaawwww..." czyli Schrodingerem (po lewej) i Teslą.

CLICK
Trzeci Kur,
Bo jedynym zwierzakiem jakiego mam jest kabanos w lodówce:(
Eirin,
Dlaczego ludziska takie niechętne do opowiadania o swoich zwierzakach?
Lionel,
Po prostu domowe zoo, jak widzę.
Zazdroszczę wam kotów, to najlepsze stworzenia, zaraz po wydrach. Niestety obecnie nie posiadam zwierząt, a może na szczęście, chociaż było ich kilka w moim życiu. Pierwszym, chyba, była świnka morska o imieniu Tuptuś, z którą świetnie się bawiło. Pamiętam, jak z bratem, zawsze dawaliśmy mu kawałki papieru, a on je przegryzał swoimi ząbkami niczym biletomat. Jeździł również w moim plecaczku na rowerze, ale często tam sikał, pewnie ze stresu. Ostatecznie jego losy nie są znane, bo pewnego dnia zniknął, gdy został na podwórku w kartonie... pewnie wyruszył w świat kasować bilety.

Następnie pojawiły się żółwie wodne, chociaż nie pamiętam jak się zwały. Były całkiem zabawne, ale wymagały za dużo pracy. Poza tym często mnie gryzły.

Ostatnim zwierzakiem był biała szczurzyca Sisi, która zmarła na raka. To było najlepsze zwierzę jakie miałem i bardzo towarzyskie.

Teraz nie posiadam żadnych zwierząt, bo moje życie zbyt wiele uwagi wymaga, bym miał jeszcze czas na zajmowanie się zwierzętami. Poza tym moja filozofia nie pozwala mi ich kupować.
Wiktul,
Ta opowieść o świnkach jest po prostu przecudnie urocza

Opowiem zatem trochę więcej o swoich innych stworach, których również miałem w obfitości, choć może nie tak obszernie jak Eirin.

Pierwszym kotem obecnym w moim domu, jeszcze przed moim przyjściem na świat, był Zor. Był to kocur wielkości żbika, kruczoczarny, prawdziwy predator i leniwiec, który specjalizował się w łowieniu szczurów (co, jak niektórzy mogą nie wiedzieć, nie każdy kot potrafi). Podobno gdy się urodziłem z wielkim zainteresowaniem zaglądał do pyzatego, gadającego z sufitem bachora w wózku i starannie go pilnował

Kolejnym kotem, którego już pamiętam, był Psot. Typowy, łaciaty dachowiec, biały w czarne i brązowe łaty, który uwielbiał na mnie polować Pozwalał się wozić w plecaku pociągiem i prowadzać na szelkach na spacery.

Po nim zjawiły się dwa koty, które najdłużej zagościły w domu. Pierwszy, Szaruś, którego wzięliśmy na "jedną noc, mamusiu!", należał do tego rodzaju stworzeń, które nie potrafią jedynie mówić. Faktycznie, miauczał bardzo mało, zawsze milczący, poważny, ale bardzo przymilny i niezwykle inteligentny. Na zawsze zapamiętam scenę, w której Szaruś leżąc w bramie zaganiał swoje potomstwo z powrotem na podwórko, żeby małe pełzaki nie wyłaziły na ulicę. Jego wielką miłością była marchewka z groszkiem i surowe ogórki, które pożerał razem z folią.
Jego przyszywanym bratem był Gonzales. Biały, w czarne łaty, został nieco za wcześnie zabrany od kocicy, w związku z czym nie miał zwyczaju się myć, co pozostało mu do końca życia. Jakkolwiek jego lumpiarski styl (włażenie pod samochody i wycieranie ich dokładnie białym futerkiem, ze względu na co nazywaliśmy go Żulem, od Gonzales - Gonziul - Ziul - Żul) był niezmienny, kot ów zasługiwał w pełni na tytuł Hrabia Gonzales. Samo imię wzięło się od słynnego Speedy'ego Gonzalesa, gdyż młody Ziul zasuwał po mieszkaniu i podwórku z prędkością światła, lecz po paru latach porzucił tę aktywność na rzecz bezgranicznego lenistwa, ustawowego obrażalstwa i nietykalności. Szaruś różnił się od niego w tym względzie, jednak oba świetnie polowały (raz Gonzo złapał srokę, przez co przez tydzień pozostałe czyhały na niego na podwórku i atakowały niczym myśliwce nurkujące) oraz biły się ze wszystkimi kotami w okolicy, powiększając swoje terytorium do ogromnych rozmiarów. Szaruś chadzał z nami na spacery przy nodze, niczym pies, Gonzales łaził bezczelnie przez jezdnię, oddając się czasem swemu hobby - wkurzaniu kaukaza sąsiadów. Siadał na słupku na płocie, na wysokości do której psi odpowiednik grizzly nie mógł doskoczyć i ziewał nań z góry. Psów nie bał się wcale, olewając totalnie, jednak dwa razy zdarzyło się, że owczarek niemiecki sąsiadów i skundlony kaukaz ciotki podeszły do niego, gdy spał. Nigdy więcej już do niego nie podeszły.
Szaruś żył 9, Gonzales 12 lat. Oba ostatecznie przeżyły o jeden wypadek za dużo, mając ich wcześniej na koncie po kilka. Gonzales ostatnie 2 lata przeżył z jednym okiem, choć nie przeszkadzało mu w biciu innych kotów i byciem królem lansu

Równolegle z Szarym i Gonzem przybłąkała się do nas pół dzika kotka Mimi, czarny, anielsko spokojny "kot czarownicy", który potrafił godzinę siedzieć bez ruchu tam, gdzie się go posadziło. Początkowo przychodziła jedynie po papu, a gdy stwierdziła, że okolica jest bezpieczna, przyniosła nam przez lufcik cztery kocięta, będące dziećmi Szarusia. W rekordowym okresie mieliśmy w domu na raz 9 kotów, gdyż kolejne dwa mioty dzieciaków należały wymiennie do Gonzalesa i Szarusia. Z tych romansów do dziś u rodziców pozostały cztery - Pedro, wykapany syn Gonzalesa, Bunia, jego siostra, pięciokolorowa kotka o różowym rozumku, wołająca rozpaczliwie "Niu niu!" zawsze, gdy się jej nie nosi na rękach lub nie trzyma za brzuszek podczas snu, a także rok młodsze siostry, czarne z białymi krawatkami córki Szarusia - Miśka i Pablica. Pablica miała być Pablem, ale okazała się dziewczynką To kolejny "kot czarownicy", lecz nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. Również pół dzika, żywi się głównie powietrzem, waży może z kilogram, jest wredna, obrażalska i potrafi stawać na głowie na zawołanie (moja w tym zasługa). Miśka w zimie dochodzi do trzykrotności rozmiarów Pabli, uwielbia polować, przytulać się, spać między poduszkami, przez sen sprawdzając, czy sobie przypadkiem nie wstałeś, a także wchodzić na ramię niczym papuga. Jest też wielkim łowcą, a pewnego razu przegoniła wzdłuż podwórka głupiego sznaucera sąsiadów
Wczytywanie...