Sesja Grabarza - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Grabarz,
- Sytuacja wygląda tak... - Mruknął Gulgot - ...mi płacą za rzeczy podobne do tych, na których ty teraz zarabiasz.
Salę wypełnił krótki, bulgoczący śmiech Łowcy. W sumie to, że dźwięk ten miał ze śmiechem cokolwiek wspólnego wcale nie było pewne.
- Oboje mamy dobrą robotę i nie chcemy ryzykować jej utraty, czyż nie?
Sarth'lac zdjął z ramienia swój "wybuchowy karabin" i chwytając go za lufę wyciągnął przed siebie.
- Nie chcę się niepotrzebnie bić, wiesz? Proponuję, żebyśmy oboje pracowali sobie obok siebie nie wadząc sobie bardziej niż to konieczne...choć moja propozycja pozostaje aktualna i podlega negocjacjom.
Czekać, czekać, czekać...jak też zareaguje Hico?
Wiktul,
Najemnik przeniósł spojrzenie z ciebie na szturmowca i z powrotem.
- A czego oczekujesz w zamian za tę informację?
Grabarz,
Lord Xyron, hę? No proszę, jak cudnie...gdyby tak istniała jakaś szansa na capnięcie tego Imperialnego lub samego Hico. W praktyce wyglądało to jednak tak, że to Gulgot był tu na przegranej pozycji i robił wszystko co w jego mocy, aby wyjść z tego z głową, że o innych bonusach już nie wspominając.
- Widziałem, albo nie widziałem...nowy tu jestem i jeszcze nie otrzaskany, a miasto jest duże i pełne brzydkich mord. - Nic w tonie Łowcy nie wskazywało na to, że w ogóle dostrzegł on przybycie przydupasa Xyrona - No i nie będę chyba wysilał pamięci za darmo, nie?
Dobra, punkt pierwszy - zgrywanie twardego, butnego idioty został wprowadzony w życie. Teraz pozostawało czekać na reakcję Hico i mieć nadzieję, że zachowa się on tak, jak sobie to Sarth'lac zaplanował.
Wiktul,
Mężczyzna ponownie zaciągnął się cygarem i zmrużył oczy.
- Interesujące. - powiedział, po raz kolejny kryjąc się w chmurze dymu. - Może nawet rozważyłbym tę propozycję, ale jest jeden problem. Nie mam innej gwarancji o jej prawdziwości, niż twoje słowo, a to... sam rozumiesz. - wykonał zamaszysty, nieokreślony gest ręką z cygarem. - Badzo chciałbym ci wierzyć, jako człowiek dobrego serca, a przy okazji coś na tym zyskać., ale w tej sytuacji...
W dokończeniu zdania przeszkodziło mu wejście żołnierza Imperium. Partyzanci usztywnili się odruchowo, ale szturmowiec ominął ich i ciebie bez słowa, nawet nie zaszczycając spojrzeniem i skierował się prosto do dowódcy najemników.
- Czego tu? - zapytał uprzejmie Hico, nie wyjmując z ust cygara. - Mówiłem chyba, że macie mi tu nie przyłazić.
Żołnierz jakby nie dosłyszał.
- Oto dane człowieka, którego należy natychmiast zlikwidować, jeżeli ty lub twoi ludzie wejdą z nim w kontakt. - oznajmił najemnikowi, wyciągając holonotatnik, na którym pojawiła się twarz Kallota opatrzona informacjami. - Lord Xyron życzy sobie...
- MORDA, PALANCIE! - wydarł się Hico, wypluwając cygaro i wyrywając mu notatnik, którym trzasnął o blat. Posłał ci szybkie, nerwowe spojrzenie, sięgnął pod biurko po upuszczone cygaro, które na powrót umieścił w ustach i zaczął czytać dostarczone dane. Po chwili uniósł go wysoko, właściwą stroną w twoim kierunku, i zapytał burkliwie:
- Widziałeś kolesia?
Grabarz,
- Myślę, że moje szefostwo przystanie na sto dwadzieścia tysiaków za siedzenie, za informacje o naszym kochasiu po dwadzieścia, a za jakiś jego współpracowników mogących się nam przydać kolejne dwadzieścia. - Wygulgotał Sarth'lac zastanawiając się chwilę przed podaniem kwoty - Co powiesz?

Szczerze mówiąc to Gulgot nie miał pojęcia, czy podane kwoty w istocie będą pasować jego pracodawcom, ale cóż...on miał pozyskać informacje ważne dla misji, a nie zastanawiać się nad finansami Republiki. W świecie Łowców istniała taka ładna mała zasada - gdy ktoś daje Ci wolną rękę to rób co chcesz i niech inni się martwią.
Wiktul,
Potencjalnych dróg wyjścia było dość dużo. Na początek rzędy szerokich, powybijanych, wysokich okien o typowo fabrycznej konstrukcji, znajdujące się po obu ścianach. Również pozbawiona drzwi framuga, przez którą weszliście do pokoju, znajdowała się w przeszklonych grubymi kafelkowymi płytkami ściankach, każda szerokości dorosłego człowieka. Najemnicy chwilowo rozluźnili się. Widać przywykli, że gdy szef mówi o interesach, wszystko jest pod kontrolą.
- Samo siedzenie na dupie i nie zadawanie pytań, wraz z nie odpowiadaniem na zadawane mnie, zapewniają mi 100 tysięcy w imperialnej walucie
. - oznajmił dumnie Hico, jakby wykładał przed tobą na stół swoje jaja razem z wybitnie okazałym fiutem. - Za każdą informację o osobie zadającą niewłaściwe pytania, razem z informacjami pozwalającymi na rozmówienie się z nią osobiście - 15 tysięcy. Za doprowadzenie ciekawskiego osobiście - kolejne 15. Podbijasz, czy pasujesz? - zapytał, sięgając po kolejne cygaro.
Grabarz,
- Ciężko przebić ofertę, której się nie zna. - Rzucił typowym dla siebie, obojętnym tonem Gulgot - Powiedz ile Ci zapłacili, a ja powiem Ci, o ile więcej mogą Ci dać moi pracodawcy.
Cóż, rozmowa zdecydowanie nie szła w dobrym kierunku i w głowie Łowcy zaczynały się powolutku pojawiać scenariusze ucieczki, lub chociażby honorowej śmierci.
Wiktul,
Hico gwizdnął przeciągle.
- No no, pytanie o informacje zmienia się w ofertę. Zamieniam się w słuch. - założył ręce za głową. - Lepiej, żeby była dobra, bo sam mam baaaardzo mocną. A mój obecny zleceniodawca nie jest kimś, kogo należy próbować orżnąć bez dwustu procentowej pewności.
Grabarz,
- Wtedy porozmawiamy o tym, ile trzeba będzie zapłacić, aby nastąpiła zmiana zleceniodawców. - Rzucił Gulgot zachowując swój nieludzki zewnętrzny spokój - W końcu pracuje się głównie dla zapłaty, co nie?
Spokój. Przede wszystkim zachować spokój i nie dać się wyprowadzić z równowagi. W razie czego trzeba będzie walczyć...pewnie i zginąć zabierając ze sobą jak najwięcej przeciwników, ale nie teraz. Teraz trzeba rozmawiać i zgrywać gracza, który ma coś zajebiście mocnego w rękawie.
Wiktul,
Hico i facet w lekkim mandaloriańskim pancerzu wymienili spojrzenia. Bardzo krótkie, bardzo porozumiewawcze spojrzenia. Hico rozwalił się szerzej w fotelu, nonszalancko gestykulując cygarem.
- A co, jeśli moim pracodawcą jest ktoś, kto dobrze płaci za informację, że masz na niego zlecenie? - pociągnął kolejnego bucha i zmrużył oczy, taksując cię uważnie.
Grabarz,
- Czy powiedzenie, że mam na niego zlecenie, a moi pracodawcy są w stanie sporo za tą informację zapłacić Ci wystarczy? - Rzucił spokojnie Łowca.
Żaden ruch nie zdradzał, że pod pancerzem mieszka coś poza głosem sączącym się przez filtr hełmu.
Wiktul,
Oczy najemnika rozbłysły na krótko, tak jak koniec palonego cygara. Obłok dymu, z pietyzmem uwolniony przez usta do góry, ponownie skrył sylwetkę mężczyzny.
- A mnie interesuje informacja, kogo i dlaczego interesują takie informacje. I dlaczego miałbym ich mu udzielać.
Grabarz,
- W okolicy rozbiła się kapsuła ratunkowa z pojedynczym pasażerem na pokładzie. - Mruknął Łowca przekrzywiając lekko głowę - Interesują mnie informacje o losie ów wędrowniczka.
Wiktul,
Trzech z nich nosiło lekkie, elastyczne pancerze z boandanu, kryjące korpus. Kolejni trzej mieli na sobie coś, co przypominało pancerze Sithów, choć w nieco zmodyfikowanej wersji, pozbawionej kryzy sięgającej pod samą szyję. Ostatni nosił lżejszą wersję tego, co widziałeś u "Starfuckera". Wszyscy dzierżyli zgodnie karabiny szturmowe Sithów.
- A co dokładnie chcieli wiedzieć twoi klienci? Wiem bardzo dużo, a większość z tego co wiem bardzo dużo kosztuje.
Grabarz,
- Klienci, którzy słyszeli, że wiesz co w trawie piszczy i chcieliby Cię prosić, abyś podzielił się swoją wiedzą. - Wygulgotał Sarth'lac gestem łapy nakazując rebeliantom milczenie.
Łowca odruchowo przyglądał się strażnikom oceniając ich uzbrojenie, postawę i tym podobne pierdoły. Dobrze jest w końcu wiedzieć choć trochę o siedmiu gościach, którzy mogą w każdej chwili rozwalić ci łeb.
Wiktul,
Najwyraźniej fraza "interes do Hico" była jakimś tajemnym hasłem, gdyż droid bez wahania wskazał ci drogę. Na ostatnim piętrze fabryki znajdował się duży, zagracony pokój, niegdyś należący zapewne do kierownika, teraz zajęty zaś przez grupę uzbrojonych strażników w liczbie siedmiu. Za biurkiem, na środku pokoju, siedział w skórzanym, nadgryzionym zębem czasu fotelu jegomość w średnim pancerzu, z żołnierskimi butami zarzuconymi na blat, kryjący głowę w obłoku dymu z palonego z rozmachem cygara.
- A wy co za jedni? - zapytał niedbale Hico (gdyż kim innym mógłby on być?)
Grabarz,
- Zastaliśmy Hico? - Spytał swym pozbawionym uczuć głosem Gulgot - Mamy do niego interes.
Chwilowo nie było sensu opisywać droidowi dokładnej natury ów "interesu". Och, oczywiście prawdopodobieństwo, że wpuszczą ich po takim tekście było znikome, ale zawsze warto spróbować, czyż nie?
Wiktul,
Najwyraźniej podobne wrażenie odnieśli dwaj pilnujący wejścia slinoręcy, uzbrojeni po zęby - w sensie dosłownym - , którzy nie zdążyli się namyśleć nad zatrzymaniem cię, gdy wchodziliście, a jedynie odprowadzili was nieprzyjemnym wzrokiem. Weszliście do ogromnej hali produkcyjnej, gdzie większość przestrzeni wypełniało dziesięć taśm produkcyjnych, z czego trzy działały pełną parą. Rozstawione wzdłuż nich droidy spawały, składały i przekładały sunące po nich karabiny i pistolety, zaś rozstawieni co 5 - 8 metrów strażnicy w charakterystycznych dla nieprzyjemnych mętów skórzanych kurtkach czy częściowo niekompletnych pancerzach, pilnowali przebiegu pracy.
Przeszliście kolejnych kilkanaście metrów w stronę jednych schodów, nie zaczepiani przez strażników, którzy najwyraźniej uznali, że skoro zdołaliście tu wejść, to powinniście tu być.
Gra pozorów i percepcja ludzi, a skrypty poznawcze inteligentnych maszyn, to dwie różne rzeczy. Jeden z chodzących przy taśmie droidów odwrócił się i stanął wprost przed tobą.
- Panowie w jakim celu?
Grabarz,
Gulgot przez krótką chwilę wpatrywał się w szaro-bury blok fabryki i wsłuchiwał się w jego jakimś jeszcze cudem rozbrzmiewający "puls". Życie może się widocznie usadowić wszędzie...nawet w miejscach tak obrzydliwych jak to.
- Wchodzimy. - Rzucił obojętnie ruszając w stronę wejścia do budynku - Spróbujemy załatwić to szybko i spokojnie.
Łowca szedł niespiesznie, spokojnym krokiem. Na zewnątrz wyglądał jak generał, który idzie na obchód jednej z podlegających mu placówek. Zimny spokój i pewność siebie otaczały jego dużą, zwalistą sylwetkę aurą pewności siebie. Prawie każdy najemnik z jakimś stażem potrafił się tak zachowywać - to była jedna z podstawowych sztuczek podczas negocjacji i tym podobnych rozmów. Osoba pewna siebie wydawała się klientom więcej warta, a poza tym strażnicy lepiej odnosili się do takich gości niż do skradających się rzezimieszków.
Wiktul,
- Owszem. - ozwał się jeden z partyzantów. - Musimy iść przed siebie trzy przecznice, skręcić w w prawo i stamtąd będzie już widać fabrykę. Chodźmy.
Szliście w wytyczonym przez rebelianta kierunku, mijając monotonne w stylu zabudowania o wyjątkowo nieatrakcyjnej formie (jak to w slumsach - Tatooine, Nar Shaddaa, Balmora, nie ma różnicy). Po jakichś piętnastu minutach, widząc po drodze kilkanaście różnych, dziwnych robotów najrozmaitszych kształtów, funkcji, a niewątpliwie także usterek, wasza trójka dotarła przed wielki, czteropięŧrowy klocek, który zdradzał wszelkie oznaki podobieństwa do fabryki. Nie chodziło nawet o ilość walającego się wszędzie wokół złomu, czy pałętających się po ulicy jak mrówki malutkich robotów sanitarnych, ale o absolutnie nijaką, idealnie funkcjonalną budowę klocka, na którym czas, liczne strzelaniny, wybuchy i zapewne parę podpaleń wywarło trwałe piętno. Niemniej choć przed samym wejściem nie zastałeś nikogo, a i w popękanych, w większości wybitych, częściowo popękanych oknach nie dostrzegłeś żywego ducha, echa dźwięków dobiegających z wnętrza świadczyły niezawodnie, że "dawna fabryka broni" nie przeszła tak zupełnie do historii.
Wczytywanie...