Sesja Lionela - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Lionel,
Dziewczyna próbowała się wyrwać z objęć strażników, jednak ich siła była zbyt wielka. W akcie desperacji wyrzuciła z siebie długą wiązkę przekleństw w alzhedo, lecz na nic się to zdało. Khadijah nie miała ochoty poddać się bez walki, więc jak najmocniej opierała się ciągnięciu strażników, powłócząc trzewikami po podłodze, wierzgając nogami niczym rasowa klacz wyścigowa i artykułując nienazwane dźwięki, byle tylko dać znać, że się nie poddała... Jeszcze się nie poddała.
Wiktul,
Dowódca zakonnej straży parsknął głośno, nie kryjąc rozbawienia i niedowierzania.
- Zdaje mi się, że błędnie interpretuje pani pewne słowa i fakty, aczkolwiek nie wyznaje się na dyplomacji. Wyznaję się jednak na moich obowiązkach, a do tych należy, by nikt nie groził memu lordowi, zwłaszcza w przytomności mojej i moich podwładnych.
- Daj pokój, bracie Jeditt. - przerwał mu łagodnie Greystör - Taka olbrzymia lojalność względem swojego seniora jest we współczesnych krainach niespotykaną rzadkością, więc nie powinniśmy piętnować tego zachowania, lecz chwalić je tak mocno jak kochamy naszą potężną Umberlee i sławimy jej imię - kończąc zdanie opuścił głowę w geście szacunku dla Suczej Królowej, to samo w mig uczynili pozostali bracia. Następnie podszedł do ciebie spokojnie i ujął delikatnie twą dłoń, ku twemu pewnemu zaskoczeniu. - Jestem pod autentycznym wrażeniem, naprawdę. Żałuję, że kapryśna Tymora zgotowała nam spotkanie w takich okolicznościach i połączyła nasze losy w tak podły sposób - ucałował dłoń z nabożnym szacunkiem, z zachowaniem wszelkich zasad etykiety.

Odszedł kilka kroków i westchnął mocno. - Tym bardziej szkoda, że muszę w tak paskudny sposób Panią wykorzystać. Mam nadzieję, że to kiedyś zrozumiesz... racja stanu i polityka są niesamowicie wymagającymi kochankami. - Całe ciepło błyskawicznie wyparowało z jego twarzy, a na jego miejscu pojawił się charakterystyczny chłód. Każdy, kto na niego w tym momencie patrzył, mógłby przyrzec, że temperatura w komnacie nagle spadła o dobrych kilka stopni. - Khadijah z Manshaki. Jesteś aresztowana za czynny udział w spisku mającym na celu zamordowanie Lorda Gubernatora Okręgu Veleńskiego, szpiegostwo oraz usiłowanie kradzieży artefaktów, będących pod pieczą skarbca dworu Miilvuthan. Dodatkowo, za zaplanowanie zimnokrwistych morderstw pięciu zakonników i okaleczenie dwunastu kolejnych. Tego typu czyny są karane tutaj śmiercią lub, jeżeli zrzekniesz się heretyckiej wiary i postanowisz oddać swoją duszę Umberlee, trwałym okaleczeniem oraz niewolniczą pracą do końca swoich dni. Dopuszczając się serii tak bestialskich czynów tudzież plując na wszystkie prawa gościnności, w oczach krain, szlachty oraz bogów, tracisz immunitet ambasadorski. Dość gadania... wtrącić ją do lochów! - Skinął w stronę zakonników, aby uczynili swoją powinność, ci zaś bez namysłu przystąpili do dzieła, we dwóch biorąc cię pod łokcie tak, jak stałaś, i, bardziej niosąc niż ciągnąć, wyprowadzili z komnaty ku korytarzowi oraz dalej, niechybnie w kierunku kazamatów.
Lionel,
- Zdecydowanie. Wymuszaniem na mnie zdrady, nic lordowska mość nie wskóra. Jako poseł Manshaki jestem zobligowana przez lud, by wiernie reprezentować jego oczekiwania, a zdrada z pewnością do nich nie należy. Tak... To moje ostateczne zdanie. - Ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie spokojniej. - Pozwolę sobie jednak wspomnieć, że atak na dyplomatę wezyra Fanzira jest równoznaczne z wypowiedzeniem jemu wojny... Nie tylko zbrojnej, ale i gospodarczej.
Wiktul,
Jak gdyby nigdy nic skierowałaś się ku drzwiom z zamiarem wyjścia. Naiwność tego posunięcia zaskoczyła Greystöra na tyle, że nie zdążył powstrzymać pojawiającego się na jego twarzy uśmiechu rozbawienia, który poszerzył się tym mocniej, gdy w drzwiach wpadłaś na wchodzącego do komnaty kolejnego z mnichów. Ten, odsuwając cię mechanicznie i zamykając za sobą drzwi, podszedł wprost do swego lorda i skłoniwszy się oznajmił zdyszanym głosem.
- Wasza Lordowska Mość... Ruszyli. Jeśli wiatr się nie zmieni, będą tu przed jutrzejszym księżycem. - wyrzucił z siebie szybko, podając mu coś, co wyglądało na wyjątkowo sfatygowany strzępek pożółkłego płótna, na którym ktoś równie niedbale nakreślił kilka zdań.

Po chwili lektury skinął w zamyśleniu, jakby przekonywał do czegoś samego siebie. Zgniótł kartkę papieru i wyrzucił przez okno, prosto w fale dziwnie spokojnego morza.
- Tanio skóry nie sprzedam, kurwi synu, to tobie solennie przyrzekam. - Mruknął, po czym wstał pełen werwy i determinacji.
- Panie Jedit, - zwrócił się do kapitan straży - rozpoczynamy operację "Karmazynowy przypływ", kod czerwony, wszyscy nasi ludzie mają być w pełni gotowości. Proszę koniecznie przekazać Eskelowi, aby oddziały umieszczone w leprozoriach były w pełni zaopatrzone w broń i świadome swoich wytycznych. - uśmiechnął się po nosem. - Jutro z samego rana omówimy taktykę bitwy, zaraz po tym jak rozprawimy się z naszym mały ptaszkiem, który śmiał sobie uwić plugawe gniazdko w mojej flocie.

Następnie spojrzał naciebie hardym wzrokiem, w którym mogła być ukryta zarówno grzeszna obietnica, jak i ponura groźba. - Czy to na pewno twoje ostateczne oficjalne stanowisko, droga pani? Jak widzisz trochę mi śpieszno, mam wojnę do wygrania. Stąd też, nie mam czasu na zwyczajową kurtuazję, zabawę w podcieranie nosa i wysłuchiwanie żalów rozhisteryzowanej panny, która nie potrafi przedstawić mi konkretnej oferty. To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
Lionel,
- Skoro nie ma chęci dalszej współpracy, dalsze przebywanie manshackiego poselstwa na veleńskich ziemiach jest bezcelowe. Udam się w takim razie do portu, by niezwłocznie powrócić do macierzy.
To powiedziawszy, z werwą ruszyła ku drzwiom z miną godną niejednej szlachcianki.
Wiktul,
Prychnął wyraźnie nieukontentowany.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Zdradź mi zatem, dlaczego miałbym pomagać jakiemuś piaskowemu lordowi i angażować się w jego przaśne wojenki, skoro nie potrafił wykryć wrogiego agenta wśród swoich najbliższych doradców, natomiast cała delegacja dyplomatyczna jest prawdziwym policzkiem dla mnie? Powiedziałbym, że jesteście szpiegami króla, którzy mieli odciągnąć moją uwagę od spraw wojennych, gdyby nie pokaz nieudolności, jaki zaprezentowali twoi przyjaciele - położył wyraźny akcent na tym ostatnim słowie. - Droga Pani, jestem handlowcem i nie widzę zysku, aby wchodzić z wami w układy - wzruszył ramionami.
Lionel,
Na widok nadpalonej tkanki dziewczyna nieco się obruszyła, zwężając powieki i przekręcając głowę na bok. Wciągnęła powietrze nozdrzami i powiedziała:
- Dobrze więc, widząc, że nie mam innego wyboru niż zdradzenie celów delegacji, wyjaśnię przyczyny naszego przybycia. Poselstwo wysłane przez Wielkiego Fanzira związane było wyłącznie z rodzimym konfliktem ludu piasków. Manshaka i Calimport to dwie, skąpane w słońcu metropolie, których władza ma niepoślednie znaczenie w południowych krainach. By uzyskać znaczną przewagę nad Calimportem, zwłaszcza w sferze handlu morskiego, prawowity władca Manshaki uplótł sprytny plan wykorzystania twoich sił okrętowych, milordzie. Veleńska marynarka nie od dziś znana jest ze swego kunsztu i finezji, jeśli chodzi o opływanie morskich toni. Tego rodzaju zdolności miały zostać wykorzystane do blokady bądź nawet zniszczenia najbliższych transportów morskich tych calimportowych psów. Decyzja o tak rychłym wyruszeniu w podróż spowodowana była nagłym atakiem na wezyrskie włości, do którego przyczynił się prawdopodobnie Calimport.
Khadijah zrobiła krótką pauzę, by wziąć odpowiedni oddech i ocenić szybko sytuację. Niestety, nie ujrzała żadnego wyjścia z tej sytuacji, które nie kończyłoby się jej śmiercią.
- Jeśli natomiast chodzi o Jaafara, był on długoletnim, zaufanym doradcą Manshaki i nic mi nie wiadomo, by przynależał do Harfiarzy. Fanzir nigdy nie słuchałby jego rad, wiedząc o jego przynależności. Ci... harfiarze nie cieszą się zbyt dobrą opinią wśród ludów południa, wprowadzając zamęt w calimshańskiej tradycji sprawowania władzy. Dlatego też sądzę, że zarówno mi, jak i Słońcu Słońc, Wielkiemu Wezyrowi Fanzirowi, zakryto oczy woalem kłamstw i półsłówek. W sprawie thayanskiego lisa nie mam nic do powiedzenia - nie znam jego motywów i celów. Miał być on wyłącznie częścią delegacji z powodów politycznych na rzecz przyszłej współpracy z zulkirami.
Wiktul,
[ Ilustracja ]

Beznamiętnie odłożył pomarańczę na antyczny mahoniowy stolik stojący nieopodal. Nieśpiesznie wytarł dłoń o wams, jakby oprócz lepkiego soku chciał się pozbyć słodkiego zapachu oraz specyficznego ciepła, które nierozerwalnie było połączone z owocem i bezczelnie śmiało przylgnąć do jego palców. Jego rysy twarzy stały się nagle ostre niczym zimowy mróz, a błękitne oczy, wcześniej pogodne oraz pełne życia, błyskawicznie utraciły skłonność do krotochwil. Były oknami hardej duszy, wyrażającymi potęgę i bezgraniczną siłę woli - każdy, kto spotkał się w tej chwili z tym wzorkiem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego serce przekłuwa lodowaty sopel.

- Obawiam się, że żadnej. Nieświadomie stałaś się zwykłym pionkiem w bezlitosnej rozgrywce, której finał zmieni kształt okolicznych krain. Przykro mi, ale nie masz wielkiego wyjścia. Możesz nadal próbować zgrywać napuszoną i głupią szlachciankę, co doprowadzi do twojego ostatecznego, bardzo przykrego upadku albo... współpracować. Licząc, że potencjał lub wiedza, jaką posiadasz będzie wystarczająco przydatna oraz warta zachowania ciebie w dalszej grze. Szczęśliwie, należę do ludzi z otwartym umysłem i w przeciwieństwie do lwiej części paniątek doskonale zdaje sobie sprawę, iż niepozorny pionek potrafi być o wiele bardziej przydatny niż znaczniejsze figury. - W tym momencie zrobił pauzę i po krótkiej chwili dodał. - Takie jak świętej pamięci Jaafar, który w ostateczności okazał się kundlem na usługach chłopców od harfy oraz inny nieodżałowany gość, mistrz Koell, złodziejski posługacz zulkirów. Zatem pytam i żądam zwięzłej odpowiedzi. Jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa"? Bo jeżeli chodziło o naplucie na wszystkie uświęcone prawa gościnności, zimnokrwiste morderstwo kilku zakonników kapitana Jeditta i nieudaną próbę włamania do mojego skarbca, to z pewnością mu się ta sztuka udała. - Odwrócił w twą stronę swój poparzony profil - Chyba, że chodziło mu jedynie o korektę w moim wyglądzie.
Lionel,
[no teraz to muszę przewertować temat, jak mi zadałeś takie pytanie ]

Khadijah zacisnęła dłonie w piąstki i lekko szurnęła pantoflem o zakurzoną posadzkę. Zwęziła powieki i nieco zmarszczyła czoło, powodując pojawienie się dwóch falowanych linii pod grzywą włosów.
- Jaką mogę mieć pewność, że słowa, które wypowiem, zostaną uznane przez lorda za prawdę. Proszę zrozumieć, swoje życie cenię wysoko i nie chciałabym być ofiarą przypadkowego nieporozumienia. Rozumie wasza lordowska mość, że byłaby to śmierć tragikomiczna, a sama nigdy nie lubiłam tego typu treści, a cóż dopiero zostać jedną z jej bohaterów.
Dziewczyna próbowała utrzymać werwę i nie okazywać wielkiego przerażenia, co raczej jej się nie udawało, zważywszy na coraz wilgotniejsze dłonie i nerwowe ich zaciskanie.
Wiktul,
Okno. Długa droga w dół. Rzędy ostrych, brunatnych skał, szczerzących się z morza ku górze, jak zęby morskiego potwora. Była to ostatnia droga ucieczki, jaką chciałabyś obrać, ale czego nie robi się w desperacji...?

Usłyszałaś kroki i szczękanie zamka. Szybko odeszłaś od okna i usiadłaś na łóżku, akurat w chwili, gdy do komnaty weszli zakonnicy wraz ze swoim lordem. Ten przyglądał ci się przez chwilę, zapewne bijąc się z myślami, następnie zaś rozsiadł się swobodnie na antycznym fotelu, który zapewne pamiętał jeszcze szalone czasy pomylonego lorda Velena. Wyciągnął z cholewy buta sztylet.
- Piękny prawda? Ostrze jest idealne wyważone, a jego kunsztowne zdobienia z pewnością wymagały setek godzin żmudnej pracy. Nie mówiąc już o jego wielkiej mocy, potrafiącej przebijać najpotężniejsze bariery magiczne. Trzeba przyznać, że elf, który go stworzył, włożył w niego całą swoją duszę i może nawet uznał sztylet za dzieło swego życia. Jestem przekonany, że pragnął, aby jego wytwór dokonywał wielkich rzeczy. Obalał monarchów, wydzierał ostatni dech z serca wielkich kochanków lub smakował tętniczej krwi wpływowych i otłuszczonych lordów. Natomiast ja... - wykonał gest dłonią w kierunku kapitana. Ten błyskawicznie zrozumiał sygnał i zręcznie rzucił mu pomarańczę pyszniącą się na srebrnej wazie -...zazwyczaj używam go do otwierania listów i obierania cytrusów.

Zaczął powoli obdzierać ze skórki soczysty owoc. - Bo widzi Pani, los każdego przedmiotu zależy od jego posiadacza. Choćby nie wiem jak znakomicie stworzony i zjawiskowy, jeżeli jego użycie dąży do osiągnięcia istotnych dla właściciela celów, ten zdecyduje się nawet na jego prozaiczne wykorzystanie czy poświęcenie. Byle tylko spełnić swoje elementarne zachcianki. Tym sztyletem jest Pani. - uśmiechnął się półgębkiem i uczynił ironiczny ukłon w twoją stronę - Została Pani wykorzystana i poświęcona przez swojego ukochanego władcę, aby osiągnąć jego enigmatyczne cele. Nie ma w tym nic nowego ani zdrożnego, bo takie są koleje losu, lecz problem w tym, że jestem cholernie ciekawskim typem i zżera mnie zainteresowanie, jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa". - Wziął kawałek owocu do ust i powoli rozkoszował się chwilą. - Proszę się dobrze zastanowić, bo od tego, co łaskawa panienka zaraz powie, zależy jej dalsza dola. Podpowiem, że zależy mi na prawdzie.

[Dodano po 7 dniach]

[Lio, się określ, czy grasz, czy Cię zanudziłem do ostateczności ]
Lionel,
Zrezygnowana i zmęczona całą tą maskaradą, nie mając już pomysłu na dalsze posunięcia, podeszła do okna, by ostatecznie przekonać się o swoim szczęściu bądź pechu, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś innej, mniej tradycyjnej drogi wyjścia.
Wiktul,
Przestudiowałaś mapę uważnie, przynajmniej na tyle, na ile zdołałaś wyobrazić sobie kolejne poziomy i rozmieszczenie komnat. Na pierwszy rzut oka twoja komnata, gdy już ją odnalazłaś, w przeciwieństwie do paru innych nie posiadała sekretnego przejścia. Wszystko wskazywało więc na to, że Koell faktycznie zniknął z niej w jakiś magiczny sposób. Tobie jednak tego typu sztuczki nie były znane. Wiedziałaś za to, że raczej prędzej, niż później, zakonnicy wrócą i zapewne zaproszą cię na szczerą rozmowę z panem tego zamku, z całą masą niekoniecznie przyjemnych pytań.
Lionel,
[oj, wyczuwam w tobie niechęć do mojej rozgrywki xD, dla mnie możemy kontynuować, jeśli masz pomysł na dalszą fabułę i cierpliwość do mojego nieogarniania]
Wiktul,
[Ok Lio, chce Ci się jeszcze, czy mam dać już temu spokój i nie odpisywać? ]
Lionel,
[Wiciu, czemu nie pozwalasz mi na typowo amerykański myk, co? to takie klasyczne ;P]

Gdyby wzrok dziewczyny mógł kruszyć głazy, cały zamek Milvuthan runąłby w mgnieniu oka. Po chiwli spędzonej na złożeczeniu w myślach losowi i strażnikom, Khadijah nieco ochłonęła i opadła na łoże, wciąż trzymając pergamin. Musiała zacząć szybko myśleć, by wydostać się z tego ambarasu. Szkalowanie Calimshanu to jedno, ale bezczelne traktowanie jej samej to już sprawa osobista.
Rozwinęła zwój i zaczęła się mu bardziej przyglądać, szukając pomieszenia, w którym aktualnie się znajduje. Możliwe że Koell w ogóle nie opuścił komnaty tradycyjnymi drzwiami, przecież szpiegostwo i skłonność do dziwacznych zachowań, to typowe zachowanie Czerwonych Magów... Cholerni czarodziej!
Wiktul,
[Tak, to nazwa jego zamku ]

Na twe słowa kapłani spojrzeli jeden na drugiego...
... I zanieśli się śmiechem.
- Doprawdy? Demony z otchłani? - pytał wciąż śmiejąc się jeden z nich. - Wobec tego nie możemy czekać! Spieszmy się bracia! - zakrzyknął, wzbudzając kolejną falę śmiechu, która zniknęła wraz z nimi za zamykanymi drzwiami.
Lionel,
[powiedz mi, ten Milvuthan to zamek Greystora, tak? bo się zgubiłem]

Harfiarze?! A czego oni chcą, do diaska? Przeszło jej przez myśl. Niemniej jednak był to jakiś trop w tej pogmatwanej sprawie. Problem stanowili jednak strażnicy sterczący w drzwiach. Z pewnością nie puszczą jej samem, by spenetrować lokacje wspomniane w zwoju, a wyjście siłowe nie wchodziło w grę. Postanowił więc postawić wszystko na jedną kartę.
- Słuchajcie! - Zwróciła głos w stronę wartowników. - Ten zwój zawiera jakieś thayańskie zapiski. Jest on w antycznym calimshańskim dialekcie, ale z tego co zdołałam wyczytać wynika, że Thayańczyk prawdopodobnie w tej chwili znajduje się w którejś z wież... Najbliższej wybrzeżu. Na usta Sune! - Dziewczyna nie mogła nie pozwolić sobie na szczyptę dramatyzmu, zwracając przerażoną minę w stronę gwardzistów. - Musicie jak najszybciej udać się do tej wieży... Bo... Bo... Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo! Czerwony Mag odprawia właśnie rytuał przywoływania czartów z Otchłani! Śpieszcie się, zanim będzie za późno!
Wiktul,
Istotnie, pierwsze z pism, stanowiące być może jakąś księgę z tajemnymi formułami, okazało się dla ciebie zupełnie niezrozumiałe. Zamiast liter czy szkiców widziałaś tylko rozmazane, atramentowe plamy, które przemieszczały się po kartach niczym rozdeptane robactwo, przyprawiając cię o obawy względem stanu twego wzroku. Odłożyłaś oprawny w złoconą kaligrafię wolumin i sięgnęłaś po kolejny pergamin, bez większej nadziei spoglądając na jego zawartość.
Wtedy dotarło do ciebie, że skrzynia, w której szperasz, nie należy do Czerwonego Maga.
Należy do calimshańskiego mistyka.
Nie wiesz jakim sposobem mogło się to stać. Być może służba, nie znając wszak zawartości poszczególnych bagaży, błędnie przydzieliła identyczne kufry do dwóch różnych pokoi, być może kryło się za tym coś więcej. Fakt faktem, że właśnie trzymałaś w rękach pergamin zapisany calimshańskim pismem, określającym najwyraźniej rozmieszczenie jakichś sekretnych komnat w zamku Milvuthan, czy też dokładniej sposób na dostanie się do podziemnej biblioteki zawierającej nieznaną ci księgę. Co więcej, pergamin w górnym prawym rogu posiadał niewielką ilustrację przedstawiającą harfę.
Lionel,
Dziewczyna odłożyła ostrzę na łoże i zaczęła przeglądać papiery, choć wątpiła, czy Thayańczyk byłby na tyle nieroztropny, by pozostawiać poważniejszą korespondencję bez jakichś magicznych udziwnień znanych tylko mędrcom wschodu.
Wiktul,
A nóż i owszem, znalazłaś zaraz na początku, w poręcznym futerale po wewnętrznej stronie wieczka. Miał nieco wymyślny kształt i oprawę, wyraźnie na modłę wschodniej estetyki, dodatkowo opatrzony dziwną, niezrozumiałą, choć bardzo kunsztowną kaligrafią, lecz bez wątpienia było to bardzo ostre i niebezpieczne narzędzie. Był tam też zestaw ubrań, kilka fiolek i flakonów wypełnionych dziwnymi proszkami lub substancjami, jakiś amulet oraz kilka ksiąg i pism.
Wczytywanie...