[SESJA ME] Mortton - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Mortton,
Dalej leże "nieżywy".
eimyr,
- Cholera, czy naprawdę musiałeś stracić przytomność w najprzyjemniejszym dla mnie momencie? Niech cię próżnia pochłonie! - Turianin zacisnął pięść i z furią walnął cię nią między oczy.
Mortton,
Próbuje "sztucznie zemdleć" aby wywołać zamieszanie.
eimyr,
Twój głos ugrzązł ci w gardle - byłeś zbyt ranny na donośny śmiech.

- Już teraz mogę go trochę poturbować? Sądziłem, że najpierw ty będziesz chciał go przesłuchać, ale w sumie ta umowa bardziej mi pasuje. - turianin powiedział do swojego przełozonego, powolnym krokiem podszedł do ciebie z radosnym uśmiechem, napawając się twoją bezbronną pozycją.

- Najpierw powiesz mi dla kogo pracowałeś. - szepnął do twojego ucha na tyle cicho, bys tylko ty to usłyszał. Dopiero w tym momencie zorientowałeś się, że wcale nie musisz zginąć. Że możesz trafić w ich ręce, spędzając godziny, dni, tygodnie, torturowany pokoju przesłuchań. Tygodnie, miesiące, może nawet lata w celi. Nie wiedziałeś już, jak wolałbyś skończyć. Tu i teraz, szybko i czysto, czy liczyć na złudny ratunek w ciemnicy.
Mortton,
-Hahahahahaha!
Śmieje się szyderczo i mówie:
-Jednak miałem racje Błękitne Słońca to większe cioty od Zaćmienia.
eimyr,
- Fikasz? Znalazł się, jaszczur nieskrobany! - człowiek znaki przestankowe kontrapunktował kopniakami w poraniony bok, niwecząc działanie mediżelu - Znalazł się, kogucik! Zobaczymy, jak zaraz będziesz śpiewał!

- Oddacie mi tego turianina, gdy już nie będzie wam potrzebny. - odpowiedział zraniony przez ciebie turianin - Muszę mu zrobić z twarzą to samo, co mnie zrobił. Strasznie to wygląda?
- Jak pół dupska zza krzoka. Dla mnie wszyscy jesteście paskudnymi skurczybykami, z tym tam co ci odpadło czy nie. - człowiek splunął brunatną od tytoniu śliną - Zabaw się z nim. Przy okazji możesz się dowiedzieć dla kogo pracuje. Jak rozładujemy to wrócę tu do was.
Mortton,
-Po co ci to było idioto? Teraz was pozabijam.
I śmieje się złowieszczo.
eimyr,
Turianin podniósł cię i zniósł po schodach na dół. Zauważyłeś, że walka dobiegła już końca - Słońca opatrywały się i kończyły wyładunek, a twoich towarzyszy nie było - a przynajmniej nie zauważyłeś ich na pierwszy rzut oka. Zza zasłony bólu zobaczyłeś, jak do turianina podchodzi człowiek, palący papierosa i rozmawia z nich chwilę - zaraz po tym pochyla się nad tobą i aplikuje ci mediżel. Środek zadziałał natychmiastowo i zbawiennie - poczułeś, że twoje rany przestają krwawić pod pancerzem, a cierpienia stają się bardziej znośne. Niestety, człowiek był sprytny - dał ci na tyle dużo mediżelu, żeby ustabilizować twoje paramtery życiowe, ale za mało, żebyś mógł poruszyć się bez fali obezwłądniającego bólu. Sprytnie, zbyt sprytnie. Jedyne co na tym zyskałeś to chwilowe przedłużenie życia i świadomość.
Mortton,
-Idioci z was.
Mówie cicho i spokojnie.
eimyr,
Przez moment Słońca rozmawiały o czymś, ale ból i odległość nie pozwoliły ci zrozumieć o co chodziło. Człowiek wziął twoją snajperkę, a turianin podszedł do ciebie.

- Tylko nie skonaj mi w drodze na dół, bo od ciebie zależy moja premia. - usłyszałeś, gdy turianin podniósł cię niczym swoje trofeum myśliwskie.
Mortton,
-Błękitne Słońca... Banda bezmózgich pajaców.
Mówie cicho.
eimyr,
Twój wróg cię zignorował, odszedł kawałek, by porozmawiać przez radio.

- Jeden z turianinów ostrzeliwujących nas wcześniej leży sobie tutaj półżywy. Co mam z nim zrobić?

Nie usłyszałeś odpowiedzi, ale zobaczyłeś, jak człowiek, dotychczas stojący z tyłu walczy z poważną raną, którą mu zadałeś.
Mortton,
Mówię do niego:
-I co teraz mi zrobicie złamasy?
I staram się uśmiechnąć.
eimyr,
Nie udało ci się, głównie ze względu na rany, opluć twarzy turianina - pobrudziłeś mu za to pancerz na kolanie i obryzgałeś się nieco krwią. Ból szarpnął twoim ciałem, gdy zmusiłeś się do ruchu.
Mortton,
-Wal się!
I pluje mu krwią w twzrz.
eimyr,
Jak przez mgłę zobaczyłeś, że podszedł do ciebie turianin, który tak cię urządził. Trzyma karabin, ale stoi chwiejnie - urwany wyrostek przy prawej szczęce opadł całkiem, krew ciekła mu po szyi pod pancerz. Tak czy inaczej, był w stanowczo lepszym stanie od ciebie. Pancerz zaczął już aplikować mediżel, ale ból nadal był nieznośny, a takie rany często były śmiertelne, jeśli nie została udzielona pomoc lekarska.

- No, to teraz pogadamy sobie chwilę, bo za te wszystkie wyrządzone mi krzywdy nie zamierzam ci ulżyć w cierpieniach. - powiedział pochylając się nad tobą tak, byś zobaczył jego uszkodzoną twarz. Jednocześnie odsunął ręką snajperkę poza twój zasięg. - Oho, właśnie mi przekazano, że was roznieśliśmy. Wiesz co to oznacza? Że dałeś ciała. Powiesz mi coś ciekawego przed śmiercią? Wiesz, jakaś sensowna informacja mogłaby się nam bardzo przydać.
Mortton,
Staram się mieć otwarte oczy i mieć jakikolwiek kontakt z otoczeniem.
eimyr,
W głowę nie trafiłeś - z pozycji leżącej i trzymany na muszce nie miałeś zbyt dużych szans na oddanie tak celnego strzału - zwłaszcza gdy przeciwnik, gdy tylko sięgnąłeś po broń wdusił spust, orząc twój pancerz serią z karabinu. Czułeś, jak przez pancerne płyty przechodzą kolejne pociski - przez pierś, brzuch, udo i ramię. Ciemnoniebieska krew trysnęła przez otwory w pancerzu i zaczęła spływać na dach.

= Ile k***a zbierzesz jeszcze tych pocisków zanim padniesz martwy!? - krzyknął twój przeciwnik.
- Uciekaj! Dorwali nas! Dorwa... - usłyszałeś urwany komunikat. Nie miałeś już siły, by odpowiadać nikomu. Charknąłeś coś niezrozumiale, czując jak ból usuwa z ciebie wszystkie siły. Pistolet wypadł ci z uszkodzonej ręki.
Mortton,
-I co mi teraz zrobicie s***wysyny? A pocałujcie mnie w d*pe!
Krzycze po czym wyciągam działko ręczne Kat i strzelam im w głowe.
eimyr,
Turianin, któremu otworzyłeś drzwi przed nosem był szybszy, chociaż strzeliłeś pierwszy. Seria z Vindicatora rozbiła twoje tarcze, po czym uderzyła w pancerz, przewracając cię na ziemię. Wciśnięty spust pistoletu maszynowego zmusił broń do wyplucia z siebie pięcionabojowej serii, ale ponieważ w zaskoczeniu, odruchowo zacisnąłeś dłoń na spuście, nie strzelił już drugą serią.

- Tak, na pewno się nas spodziewał! - rzucił turianin do swojego towarzysza, człowieka, który oberwawszy w ramię, schował się a plecami turianina. Uzbrojony w karabin rodak podszedł do ciebie powoli, trzymając cię cały czas na muszce.
Wczytywanie...