Niestety wygląda na to, że Piekarze nie tylko skończyły się pomysły na kontynuację serii, ale także w ogóle pomysły dotyczące Madderdina. Oba opowiadania zaczynają się ciekawie, ale w miarę przemierzania kolejnych stron robi się gorzej. Akcja wlecze się, są zbiegi okoliczności, o których pisze Courun, a także wkurzają niezwykłe wręcz klapki na oczach Mordimera. To ostatnie zapewne było zamierzone z powodu małego doświadczenia naszego inkwizytora, ale moim zdaniem zbyt przejaskrawione. W pierwszym opowiadaniu bardzo szybko można wywnioskować, kto jest winny, więc zakończenie po prostu rozczarowuje. Druga historia prezentuje się nieco lepiej, fakty nie są już tak jednoznaczne, a i zakończenie (a dokładniej epilog) jest w porządku.
Na pewno nie polecam ludziom, którzy przyzwyczaili się do twardego Mordimera, z Kostuchem u boku, i którzy innej wizji inkwizytora nie zniosą. W tych dwóch opowiadaniach nasz bohater jest nieco fajtłapowaty i ma niesłychanie dziwne poglądy na świat.
Na wysokim poziomie jak zwykle stoi wydanie książki przez Fabrykę Słów. Okładka faktycznie nieco przekombinowana, ale zawartość jest świetna. Książce dałbym 6, bo to zdecydowanie nie jest poziom poprzednich części.
Na pewno nie polecam ludziom, którzy przyzwyczaili się do twardego Mordimera, z Kostuchem u boku, i którzy innej wizji inkwizytora nie zniosą. W tych dwóch opowiadaniach nasz bohater jest nieco fajtłapowaty i ma niesłychanie dziwne poglądy na świat.
Na wysokim poziomie jak zwykle stoi wydanie książki przez Fabrykę Słów. Okładka faktycznie nieco przekombinowana, ale zawartość jest świetna. Książce dałbym 6, bo to zdecydowanie nie jest poziom poprzednich części.