Opowieść o Mateuszu Tom 1 - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

analena,
calkiem ciekawe
Rangramil,
OK... Tym razem nie wiem co powiedzieć. Sensu nie widzę, dialogi mnie nie chwytają, a opisów niewiele.

Kurde, wychodzi na to, że będę niemiły, ale trudno.

Opowiadanko ma niewiele do zaoferowania ludziom o średniej wieku reprezentowanej przez to forum. Jeżeli pomysł powstał, jak miałeś 8 lat, to przepisanie tego na nowo nic w tej materii nie zmieni. Docelową grupą wiekową pozostaną ośmiolatki.
Darnith,
2

Śniło mi się, że był ranek i leżałem w koszu w jakimś domu.
- Gdzie ja jestem? – mruknąłem do siebie.
Poszedłem do następnego pokoju. Była tam jakaś pani. Dała mi jedzenie i pogłaskała mnie.
- No jedz, jedz.
Nie zrozumiałem jej. Zjadłem to co mi dała, bo byłem głodny. Ruszyłem w kierunku drzwi na zewnątrz. Pani mi otworzyła. Wybiegłem z domu i znalazłem się na środku ulicy. Nagle zobaczyłem nadjeżdżającą ciężarówkę. Zamurowało mnie. Jak już była bardzo blisko, zobaczyłem nagle… Torlofa stojącego nade mną.
- Chodźmy dalej – powiedziałem.
Poszliśmy. Chciałem wreszcie wyjść z tego lasu, ale, jak na złość, był duży.

*

Po kilku godzinach znaleźliśmy się na jakiejś łące.
- No wreszcie! - krzyknąłem.
- Dobra, dobra, ale jestem głodny.
- No to jedz, ale masz problem…
- Nie…
- Weź jedz, bo niedługo nie wytrzymam jak będziesz mi marudził przez całą drogę, że jesteś głodny.
Poszedł. Ja w tym czasie zobaczyłem pana, który chciał mi dać jedzenie. Pobiegłem pędem do niego i zjadłem to, co mi dał. Później zrobiłem durną rzecz – po to, by dostać więcej żarła, poszedłem za nim. W końcu doszedłem do jego domu. Wtedy przypomniałem sobie o Torlofie… zasmuciłem się trochę.
- Na imię mi Franek – powiedział.
Zrozumiałem go! Zaczął sprzątać dom. Więcej na mnie nie spojrzał. Zdenerwowało mnie to trochę.
- Ciekawe, co robi mój towarzysz… - powiedziałem do siebie.
Zacząłem myśleć o ucieczce.



*

Cicho, ciemno… Franek już śpi… Wyszedłem pomalutku z domu. Zacząłem lubić noce. Przeszedłem przez ulicę i poleciałem pędem przed siebie po łąkach i polach uprawnych dopóki nie straciłem sił. Wtedy położyłem się pod wielkim dębem i przespałem się. Gdy wstałem dochodziła szósta. To wszystko przez moją głupotę!
Ruszyłem dalej na południe. Po chwili pomyślałem sobie, że może aż tak źle to nie jest podróżować samemu…
Nagle zacząłem inaczej myśleć – zobaczyłem byka i to bynajmniej nie był Torlof. Niestety był wrogo do mnie nastawiony. Skąd tu się wziął? Może też uciekł?
Wziąłem nogi za pas i zacząłem uciekać. Przeciwnik oczywiście mnie gonił. Na szczęście okazałem się szybszy. Po około dwóch kilometrach byk zniknął mi z oczu. Po następnych kilometrach drogi zauważyłem wolno idącego Torlofa. Ucieszyłem się.
- Czemu mnie zostawiłeś ? - zapytał.
- Pan Franek dawał mi jedzenie. Niewiele myśląc, poszedłem za nim, w celu najedzenia się do syta w jego domu.
- No to co tutaj robisz?
- Uciekłem.
- Nie wierzę! Ty? Sam?
- Tak!
- Ale czemu uciekłeś, bo nie…
- Źle mu z oczu patrzyło – przerwałem mu.
- Co?
- Nieważne. Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?
- A żebyś wiedział!
Szliśmy minutę w ciszy.
- Zaraz, zaraz! Coś wymyślasz! Skąd wiesz, że tamten pan miał na imię Franek, ha?
- Daj mi spokój z pytaniami! – zdenerwowałem się trochę.
- Dzięki za fantazję.
- Przestań! Zresztą nie musisz wszystkiego wiedzieć!
Nagle przystanęliśmy. Zobaczyłem… schronisko w Tecovce! Tak, to samo schronisko, w którym mieszkałem jeszcze kilka dni temu! Usłyszałem jakiś głos:
- Tutaj są!
Straciłem przytomność.

*

Gdy „obudziłem” się, znowu siedziałem w klatce. No to już się nacieszyłem wolnością…
- No i co, bohaterski tygrysie? – zaśmiał się Torlof, który wcale w klatce nie był, tak jak reszta stojących przy mojej klatce zwierząt.
- Przestań się śmiać tylko pomóż mi się stąd wydostać!
- Nie ma mowy! Pan Tosnez, właściciel tego schroniska, widział jak uciekaliśmy. Zresztą w sumie ty uciekałeś, ja tylko wykonałem polecenie pana Tosneza.
- What? To ty mnie oszukiwałeś? Swoją drogą ciekawe jak się z nim dogadałeś…
- Oj tam od razu oszukiwałem… żartowałem tylko. A jak się z nim dogadałem to nie twoja sprawa.
- Czyli nie masz na imię Torlof?
- Imię akurat podałem prawdziwe.
„Przynajmniej tyle” – pomyślałem. Poczułem, że zaraz się rozpłaczę.
- Zapamiętaj sobie jeden skrót – TAU.
- A co on oznacza? – spytałem.
- Nie musisz wiedzieć – mruknął.
Chwilę siedziałem w milczeniu. Ten byk mnie oszukiwał, tylko w jakim celu?
- Po co było to całe oszustwo? Jak miałem tutaj zostać, to przecież nie…
- Ech – przerwał mi – gdybym ci nie pomógł, męczyłbyś wszystkich, by ci pomogli w ucieczce… teraz przynajmniej wiesz, że nie zdołasz stąd zwiać.
- Mogłeś powiedzieć od razu, że mam tutaj zostać, chociaż kompletnie nie wiem w jakim celu, że pracujesz w jakimś TAŁU…
- Skoro nie powiedziałem, to nie mogłem. Poza tym nie TAŁU tylko T A U.
- Może powiesz mi, w jakim celu mam tutaj zostać?
Nie odpowiedział. No to ja też się o nic więcej nie pytałem. Łatwo można to wszystko podsumować: jestem temu całemu Tosezowi potrzebny.
Nagle przyszedł wysoki pan.
- Co to ma znaczyć? Dlaczego taki ładny, yyy… chyba miły, tygrys siedzi w takiej metalowej klatce, gdy wszystkie inne zwierzęta biegają swobodnie po schronisku?
- Pana to nie powinno obchodzić – powiedział Tosez, który właśnie przyszedł.
- Wypuścić mi go, ale natychmiast!
Właściciel schroniska otworzył klatkę trzema różnymi kluczami. Cholerne zabezpieczenia… Wprawdzie rozmowy nie rozumiałem, ale co mówili, piszę.
- Chodź ze mną – powiedział do mnie nieznajomy. Zrozumiałem.
Poszedłem za nim. Droga była dość długa i doszliśmy dosyć późno.
- Wreszcie sam z panem w domu! – powiedziałem do siebie.
Zaraz poszedłem spać.
Rangramil,
Króciutkie. I jakieś dziwne. Ciekawe to schronisko, w którym byk siedzi obok tygrysa, a do tego jeszcze jakiś kot?

Na temat formy się nie wypowiem, bo to definitywnie kwestia gustu.
Marqur Salymy,
To jest cały rozdział?
Zaiste bardzo skromny.
Zauważ, że sercem prozy nie są dialogi, a opisy. Postaraj się to wykorzystać.
Twoi bohaterowie wyglądają w tej chwili, jak kukiełki, które mówią, co im scenarzysta zagra (choć nawet w teatrze kukiełkowym jest więcej ruchu scenicznego niż tu opisów tego ruchu).

Oto czego nie lubię w takich formach pisania opowiadań.
Ale możliwe, że jestem taki tylko jeden, a przecież pod jednostkę nie warto niczego zmieniać.

Pozdrawiam
Futigo
Darnith,

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Marqur Salymy dnia śro, 19 sie 2009 - 20:42 napisał

Jak już piszesz, to pisz porządnie.


A czemu niby to nie jest porządnie?

Zamieścić następny rozdział?
Ati,
Napisz lepsze. Na pewno chętnie ludzie i nieludzie poczytają.
Marqur Salymy,
Nie cierpię opowiadań pisanych w taki sposób, tzn. :

"Trochę tekstu

***

Trochę dialogu

***

Trochę dialogu i tekstu

***
"


Jak czytam coś takiego, to dostaję... nie powiem czego

Jak już piszesz, to pisz porządnie.
Pozdrawiam
Darnith,
Książkę tą napisałem potocznym językiem. Jest to nowsza wersja mojego opowiadania o tym samym tytule, które napisałem w wieku ośmiu lat. Spokojnie, to nie jest całe opowiadanie - to tylko jeden rozdział Komentujcie

Zeszyt pierwszy

1

Siedzieć w schronisku fajnie nie jest… najgorzej, gdy mieszka się tam trzy miesiące, a te trzy miesiące są całym życiem, chociaż tak naprawdę żyje się trzy lata… więcej przeszłości się nie pamięta…
Taki przypadek był. Trafił do schroniska trzyletni Mateusz – tygrys.

* * *

Siedzę tu trzy miesiące. Chociaż to krótki odcinek czasu, czuję się, jakbym mieszkał tu całą wieczność. Głupie uczucie. Schroniska mam serdecznie dość. Może dlatego, że jestem w klatce i potwornie się nudzę. Dzisiaj jednak wpadłem na fajny pomysł…
- Kocie, masz jakiś pomysł, jak stąd uciec? – zapytałem.
- No tak. W nocy…
Westchnąłem.
- No, tego to mogłem się domyślić. Poza tym pytam w jaki sposób, a nie o jakiej porze…
- Co z tego? – spytał kot.
- Ja tam mogę zniszczyć klatki i kłopot z głowy… - odezwał się byk.
- Tego mi było trzeba! – powiedziałem.

*

Nadeszła noc. Pierwszy raz dostałem taką szansę ucieczki.
- Teraz? – spytałem byka.
- Co: teraz? – zdziwił się – mów ciszej.
- Niszcz te klatki…
Przystąpił do działania, gdy upewniłem się, że wszyscy sąsiadujący z nami śpią. Szybko wykonał swoją robotę, z tym, że nie do końca wiem jak.
Wyjścia już chwilę szukamy. Może dlatego, bo jest ciemno, nadeszły chmury i nawet nawzajem ledwo się widzieliśmy. W dodatku to schronisko było akurat duże. Znaleźliśmy w końcu kilkanaście minut przed świtem. Zaczęliśmy oddalać się od tego ponurego miejsca. Na pewno będą nas szukać. Kot wie o tym, że ucieczka była planowana. Jak się nam poszczęści, to nas nie dorwą. Teraz mi przyszła do głowy myśl jednego z myślicieli zwierząt – „Nieszczęście chodzi za szczęściem”…

*

Spaliśmy tylko godzinkę. Nie dlatego, bo nam się nie chciało, wręcz przeciwnie – bardzo nam się chciało, ale strach i mnie, i mojemu towarzyszowi nie dawał spać. Zaraz, jak wstaliśmy, poszliśmy przed siebie. Gdy już się zmęczyliśmy, powiedziałem:
- Jestem głodny.
- A ja to nie, tak?
- No – potwierdziłem.
Popatrzył na mnie spode łba.
- Traktuję to jako żart.
- To czemu nie najesz się trawy? – spytałem - Przecież jest jej tutaj sporo.
- No cóż… po prostu nie chcę, żebyś ty głodował, kiedy ja będę miał pełny brzuch. Na imię mam Torlof.
- A ja Mateusz…
- Aha.
Położyliśmy się. Po dwóch godzinach znowu ruszyliśmy. W końcu doszliśmy do lasu.
- Ale ładnie… - mruknąłem do siebie.
- Masz rację.
Przystanąłem.
- Słyszałeś?
- Tak. Słuch to ja mam aż za dobry. Większość rozmów słyszę, nawet, jak ktoś gada szeptem.
- Torlof!
- To się słyszy samo przez się…
- Jasne…
W końcu znudziło nas to spacerowanie. Położyliśmy się.
- Żeby te igły wiatr zmiótł do kibla! – krzyknąłem.
- Przestań – powiedział byk.
Po chwili zasnął. Poszedłem za jego przykładem.
Wczytywanie...