Dzięki za oceny - dla ''pisarza'' to motywacja, ale chyba na razie nic już nie napiszę bo szkoła się zaczęła.
Łowy Loxa - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
Sądzę, że ocena Coruna, jest trochę zbyt surowa, przecież nie od razu jest się mistrzem, jak dla mnie taka banalna fabuła dobrze się nadaje na krótsze opowiadanie.
Daję 6,5/10
(Jeśli chcesz możesz jeszcze popracować nad tą opowieścią jakoś ją poszerzyć ,poprawić kilka błędów itp, to na pewno sprawi, że będzie ciekawsza )
Daję 6,5/10
(Jeśli chcesz możesz jeszcze popracować nad tą opowieścią jakoś ją poszerzyć ,poprawić kilka błędów itp, to na pewno sprawi, że będzie ciekawsza )
Według mnie to trochę za bardzo do dramatu podobne. Powinieneś się nieco ograniczyć z tymi dialogami
Trochę błędów spotkałem, ale to już mi tak bardzo nie przeszkadzało...
Ogólnie opowiadanie jest dobre, podoba mi się
Daję 7/10
Trochę błędów spotkałem, ale to już mi tak bardzo nie przeszkadzało...
Ogólnie opowiadanie jest dobre, podoba mi się
Daję 7/10
Właściwie tylko ostatnia część jako tako trzymała poziom. Wcześniej głupie (i rażące) błędy ortograficzne, zaś o masowym braku przecinków nie wspomnę. Historia banalna, akcja zbyt szybka - idzie się pogubić, bo wpierw patrzy na słońce, a potem nagle zauważył, że ktoś nadchodzi. Przypomina to trochę drugą część LOTR (filmu), gdzie oglądamy kogoś i nagle akcja skacze od jednej postaci do drugiej, przez co nie wiadomo o co chodzi. Opisy są nadal nieco ubogie, zaś we wcześniejszych częściach wcale ich nie ma. Przyda się więcej porównań, opisów przyrody, wyglądu (kolor włosów to nie wszystko, rasa także nie odzwierciedla wszystkiego). Widać inspirację NWN, Serią TES, Gothicem, a Lotar może podchodzić nawet pod W3. Miks ten jednak czasem bywa zbyt niespójny. Na koniec słownictwo - żywność i parę innych słów, które padają z ust kogoś, o kim nie mogę powiedzieć, iż jest uczonym.
Mam ocenić?
4.5/10
Mam ocenić?
4.5/10
Dzięki! Proszę jeszcze o ocenę (np:3/10). Dialogów rzeczywiście troszkę nadużyłem, a z tą drogą to nie było po co pisać co robił bo przechodził tamtędy już kilka razy i to trochę nudne.
Jeśli chodzi o pomysł i fabułę to mnie się podoba, jak dla mnie to taka mieszanka Gothica i Wiedźmina (książki). Mimo wszystko wydaje mi się, że za dużo używasz dialogów, za mało jest opisywania, ale widać, że robisz postępy bo już w tym ostatnim urywku nie było już tego tak widać, choć np ten urywek:
świadczy, że chciałeś już jak najszybciej skończyć tą historię. Ale ogólnie jak na pierwszy raz bardzo dobrze
Cytat
Ruszyli natychmiast, więc już wieczorem byli na miejscu.
świadczy, że chciałeś już jak najszybciej skończyć tą historię. Ale ogólnie jak na pierwszy raz bardzo dobrze
Bo wszyscy mieli krótkie
[Dodano po 2 dniach]
Na twarzach czarodziei malował się ten sam uśmiech ukazujący jak bardzo są z siebie dumni.
Kultysta zmierzył spojrzeniem swych towarzyszy, po czym podszedł do Sadraxa i pełen energii powiedział:
- To już koniec...
- Nie! To dopiero początek, musimy jeszcze zabić...
- To ciebie musimy zabić! - krzykną i zatopił topór w ciele maga.
Nekromanta spojrzał w oczy zdrajcy, które płonęły żywym ogniem. Nastąpił wybuch, a spod czarnego pyłu wyłaniały się zwłoki czarownika - zmieniły się w popiół. Wszyscy patrzyli na to ze zdziwieniem, a zarazem niepokojem.
- Coś ty zrobił! - oburzył się Lox.
- Wiem jak to wygląda, ale... - nie dokończył barbarzyńca.
- Zabiłeś go!
- Bo musiałem! Właśnie dlatego z wami wyruszyłem. Dostałem znak od Boga.
- Przecież mówiłeś, że robisz to ponieważ nazywam się Lox.
- To też, gdyż ty jesteś wybrańcem i to tobie pisane jest zabicie smoka. O tym iż mam z tobą wyruszyć dowiedziałem się po wizycie w karczmie.
- Więc cały czas nas okłamywałeś?
- Nie wiesz do czego zdolny był ten człowiek! To uśpione zło, które w każdej chwili mogło was zniszczyć.
- A może robisz to dla większej doli z zysków?
- Pieniądze, złoto, klejnoty - to wszystko nic w porównaniu z prezentem który mam ci dać.
- Jakim prezentem?
- Posłuchaj manie uważnie: Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą, lecz wodą i skałą.
- Co?
Wtedy światło oślepiło na moment wszystkich woku Zorga, a po nim samym nic nie zostało.
- Znikną! - zdziwił się Drago.
- Pozostawił po sobie tylko tą durną zagadkę - odpowiedział w zastanowieniu łowca.
- Durną? Jest idiotyczna! Nawet się nie rymuje - niepotrzebnie dodał król.
- Ktoś musi nam pomóc.
- Darnith jest mistrzem łamigłówek, więc może on to rozwiąże - zrehabilitował się władca.
Już po chwili wszyscy we trójkę rozmyślali nad tym przeklętym zdaniem.
- No cóż... nie mam pojęcia co to oznacza - stwierdził czarodziej.
Nagle do sali wbiegło kilkoro paladynów:
- Panie! Spójrz na... czemu się pan smuci?
- Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą lecz wodą i skałą! - Rozumiesz? - donośnie zdenerwował się druid.
- Nie.
- Jakie jest najpopularniejsze zaklęcie ognia? - zapytał z pewnością siebie wychodzący zza rycerzy potwór.
- Kula ognia - odpowiedział człowiek lasu.
- A co posiada twardość skały i ukrytą wodę?
- Lód! Lodowa kula! Jak mogliśmy na to nie wpaść!
- Czy dostanę jakąś nagrodę?
- Panie! To Lotar! Ta bestia z bitwy na ziemi niczyjej.
- Więc wtrąćcie go do lochu.
- Myślę, że... - niedokończył tancerz miecza.
- Pozwól iż to ja będę wydawać rozkazy na moim zamku!
- Choć Lox. Dam ci ten zwój, tylko muszę go poszukać.
Oczywiście mag znalazł to czego szukał, po czym wręczył go łowcy.
Myśliwy natychmiast wyruszył w drogę. Podróż minęła spokojnie gdyż pozostałości dzikich plemion opuściły wyspę wraz z porażką nordów. Gdy stał przed pieczarą smoka ujrzał, że rzeczywiście nie chroni jej już żadna bariera. Postanowił odpocząć przed tą trudną walką. Schronił się w jaskini przylegającej do kamiennej fortecy. Nagle ziemia zaczęła drżeć, a skały osuwać. Kilka z nich zablokowało wyjście jaskini. Lox był uwięziony. Usuwał głazy ponad godzinę - w końcu mu się udało - zobaczył światło dzienne, a razem z nim Zorga! A raczej jego głos szepczący:
- Wróć do zamku! Niech twój grzech doda ci motywacji...
- Jaki grzech? O co chodzi?
Nie otrzymał odpowiedzi. Choć był o krok od unicestwienia bestii, jego ciekawość wręcz zmusiła go do powrotu do królestwa.
Zobaczył tam chaos, zniszczenie i śmierć. Patrzył na palące się domy i zwęglone ciała.
- Obudziliście smoka! Spalił wszystko i wszystkich. Nie oszczędził nawet zamku. Dobrze, że Nemida postanowiła towarzyszyć Darnithowi w drodze do jego posiadłości - zaskoczył mistrza miecza Lotar ze swoją więzienną bandą.
- Jak udało się wam przetrwać?
- Nasze cele osadzone były głęboko pod ziemią, a tam smoczy ogień się nie dostał.
- To ja ich zabiłem! To przeze mnie! Rozumiesz?!
- Wszystko ma swoją przyczynę... ten sam daje i ten sam odbiera.
Wtedy Lox przypomniał sobie słowa kultysty.
- Zabiję to bydlę! Za tych wszystkich ludzi.
- Poczekaj... pomogę ci.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- A co innego mam teraz począć?
Ruszyli natychmiast, więc już wieczorem byli na miejscu.
- Nie możemy się wycofać - powiedział łowca.
- Wiem.
Zmierzali ku wejściu pieczary. Od tej pory każdy krok był sprawdzianem odwagi i pewności siebie. Nadszedł ten moment - smok powoli wstał i obrócił się w stronę śmiałków. Był ogromny, pokryty czerwoną łuską. Miał także długi ogon oraz skrzydła przypominające te nietoperza tylko znacznie większe. Pochylił swój jaszczurzy łeb spoglądając czarnymi ślepiami na bohaterów. Otworzył pełną ostrych kłów paszcze i rzekł:
- Jestem Klauth... kto mi przeszkadza?
- Zwą mnie Lox, a to mój kompan Lotar.
- I co?
- Zaraz padniesz trupem odrazo!
- Ha! Sam wybraniec z Neverwinter prosił mnie o pomoc gdyż wiedział, że nie zdoła mnie pokonać.
- Skończ gadać i zacznij walczyć! - przerwał tancerz miecza. - Niech cie ziemia pochłonie!
Lotar natychmiast odwrócił uwagę bestii ciskając w nią młotem. W tym czasie jego towarzysz okrążył smoka i po ogonie wbiegł mu na grzbiet. Z pyska nieprzyjaciela roztaczał się kłębiący ogień, który spalił dzikusa żywcem. Lecz łowca właśnie na to czekał - wspinając się po bestii wrzucił do jej jamy kulę lodu. Smok poległ. Zza opadającego kurzu wyłoniło się jego ciało, które zapadło się pod gruntem ze złota i bogactw. Kosztowności zaczęły się topić! Gdy szara zasłona całkowicie opadła, zabójca spostrzegł postać napełniającą worki monetami. To Fenshil!
- Krasnoludzie! Co tu robisz?
- Udało mi się ucieknąć w czasie oblężenia. Później poszedłem za tobą aż dotarłem tutaj...
- Śledziłeś mnie?
- Tak ale teraz nie mamy czasu... napełniaj sakwy!
- Oszalałeś?! To zaraz runie! Rób co chcesz - ja odchodzę.
Krasnolud pozostał w fortecy, która po chwili stanęła w gruzach. Z pod jej ruin obficie wydobywała się lawa.
Łowca nie miał gdzie wrócić i co ze sobą zrobić lecz wiedział, że pomścił poległych ludzi i odkupił swoje winy.
I tak Lox stał się legendą...
To już koniec mojej opowieści. Proszę o komentarze i oceny całości. Dodam tylko, że to moje pierwsze op. więc litości...
[Dodano po 2 dniach]
Rozdział 8: Zakończenie
Na twarzach czarodziei malował się ten sam uśmiech ukazujący jak bardzo są z siebie dumni.
Kultysta zmierzył spojrzeniem swych towarzyszy, po czym podszedł do Sadraxa i pełen energii powiedział:
- To już koniec...
- Nie! To dopiero początek, musimy jeszcze zabić...
- To ciebie musimy zabić! - krzykną i zatopił topór w ciele maga.
Nekromanta spojrzał w oczy zdrajcy, które płonęły żywym ogniem. Nastąpił wybuch, a spod czarnego pyłu wyłaniały się zwłoki czarownika - zmieniły się w popiół. Wszyscy patrzyli na to ze zdziwieniem, a zarazem niepokojem.
- Coś ty zrobił! - oburzył się Lox.
- Wiem jak to wygląda, ale... - nie dokończył barbarzyńca.
- Zabiłeś go!
- Bo musiałem! Właśnie dlatego z wami wyruszyłem. Dostałem znak od Boga.
- Przecież mówiłeś, że robisz to ponieważ nazywam się Lox.
- To też, gdyż ty jesteś wybrańcem i to tobie pisane jest zabicie smoka. O tym iż mam z tobą wyruszyć dowiedziałem się po wizycie w karczmie.
- Więc cały czas nas okłamywałeś?
- Nie wiesz do czego zdolny był ten człowiek! To uśpione zło, które w każdej chwili mogło was zniszczyć.
- A może robisz to dla większej doli z zysków?
- Pieniądze, złoto, klejnoty - to wszystko nic w porównaniu z prezentem który mam ci dać.
- Jakim prezentem?
- Posłuchaj manie uważnie: Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą, lecz wodą i skałą.
- Co?
Wtedy światło oślepiło na moment wszystkich woku Zorga, a po nim samym nic nie zostało.
- Znikną! - zdziwił się Drago.
- Pozostawił po sobie tylko tą durną zagadkę - odpowiedział w zastanowieniu łowca.
- Durną? Jest idiotyczna! Nawet się nie rymuje - niepotrzebnie dodał król.
- Ktoś musi nam pomóc.
- Darnith jest mistrzem łamigłówek, więc może on to rozwiąże - zrehabilitował się władca.
Już po chwili wszyscy we trójkę rozmyślali nad tym przeklętym zdaniem.
- No cóż... nie mam pojęcia co to oznacza - stwierdził czarodziej.
Nagle do sali wbiegło kilkoro paladynów:
- Panie! Spójrz na... czemu się pan smuci?
- Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą lecz wodą i skałą! - Rozumiesz? - donośnie zdenerwował się druid.
- Nie.
- Jakie jest najpopularniejsze zaklęcie ognia? - zapytał z pewnością siebie wychodzący zza rycerzy potwór.
- Kula ognia - odpowiedział człowiek lasu.
- A co posiada twardość skały i ukrytą wodę?
- Lód! Lodowa kula! Jak mogliśmy na to nie wpaść!
- Czy dostanę jakąś nagrodę?
- Panie! To Lotar! Ta bestia z bitwy na ziemi niczyjej.
- Więc wtrąćcie go do lochu.
- Myślę, że... - niedokończył tancerz miecza.
- Pozwól iż to ja będę wydawać rozkazy na moim zamku!
- Choć Lox. Dam ci ten zwój, tylko muszę go poszukać.
Oczywiście mag znalazł to czego szukał, po czym wręczył go łowcy.
Myśliwy natychmiast wyruszył w drogę. Podróż minęła spokojnie gdyż pozostałości dzikich plemion opuściły wyspę wraz z porażką nordów. Gdy stał przed pieczarą smoka ujrzał, że rzeczywiście nie chroni jej już żadna bariera. Postanowił odpocząć przed tą trudną walką. Schronił się w jaskini przylegającej do kamiennej fortecy. Nagle ziemia zaczęła drżeć, a skały osuwać. Kilka z nich zablokowało wyjście jaskini. Lox był uwięziony. Usuwał głazy ponad godzinę - w końcu mu się udało - zobaczył światło dzienne, a razem z nim Zorga! A raczej jego głos szepczący:
- Wróć do zamku! Niech twój grzech doda ci motywacji...
- Jaki grzech? O co chodzi?
Nie otrzymał odpowiedzi. Choć był o krok od unicestwienia bestii, jego ciekawość wręcz zmusiła go do powrotu do królestwa.
Zobaczył tam chaos, zniszczenie i śmierć. Patrzył na palące się domy i zwęglone ciała.
- Obudziliście smoka! Spalił wszystko i wszystkich. Nie oszczędził nawet zamku. Dobrze, że Nemida postanowiła towarzyszyć Darnithowi w drodze do jego posiadłości - zaskoczył mistrza miecza Lotar ze swoją więzienną bandą.
- Jak udało się wam przetrwać?
- Nasze cele osadzone były głęboko pod ziemią, a tam smoczy ogień się nie dostał.
- To ja ich zabiłem! To przeze mnie! Rozumiesz?!
- Wszystko ma swoją przyczynę... ten sam daje i ten sam odbiera.
Wtedy Lox przypomniał sobie słowa kultysty.
- Zabiję to bydlę! Za tych wszystkich ludzi.
- Poczekaj... pomogę ci.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- A co innego mam teraz począć?
Ruszyli natychmiast, więc już wieczorem byli na miejscu.
- Nie możemy się wycofać - powiedział łowca.
- Wiem.
Zmierzali ku wejściu pieczary. Od tej pory każdy krok był sprawdzianem odwagi i pewności siebie. Nadszedł ten moment - smok powoli wstał i obrócił się w stronę śmiałków. Był ogromny, pokryty czerwoną łuską. Miał także długi ogon oraz skrzydła przypominające te nietoperza tylko znacznie większe. Pochylił swój jaszczurzy łeb spoglądając czarnymi ślepiami na bohaterów. Otworzył pełną ostrych kłów paszcze i rzekł:
- Jestem Klauth... kto mi przeszkadza?
- Zwą mnie Lox, a to mój kompan Lotar.
- I co?
- Zaraz padniesz trupem odrazo!
- Ha! Sam wybraniec z Neverwinter prosił mnie o pomoc gdyż wiedział, że nie zdoła mnie pokonać.
- Skończ gadać i zacznij walczyć! - przerwał tancerz miecza. - Niech cie ziemia pochłonie!
Lotar natychmiast odwrócił uwagę bestii ciskając w nią młotem. W tym czasie jego towarzysz okrążył smoka i po ogonie wbiegł mu na grzbiet. Z pyska nieprzyjaciela roztaczał się kłębiący ogień, który spalił dzikusa żywcem. Lecz łowca właśnie na to czekał - wspinając się po bestii wrzucił do jej jamy kulę lodu. Smok poległ. Zza opadającego kurzu wyłoniło się jego ciało, które zapadło się pod gruntem ze złota i bogactw. Kosztowności zaczęły się topić! Gdy szara zasłona całkowicie opadła, zabójca spostrzegł postać napełniającą worki monetami. To Fenshil!
- Krasnoludzie! Co tu robisz?
- Udało mi się ucieknąć w czasie oblężenia. Później poszedłem za tobą aż dotarłem tutaj...
- Śledziłeś mnie?
- Tak ale teraz nie mamy czasu... napełniaj sakwy!
- Oszalałeś?! To zaraz runie! Rób co chcesz - ja odchodzę.
Krasnolud pozostał w fortecy, która po chwili stanęła w gruzach. Z pod jej ruin obficie wydobywała się lawa.
Łowca nie miał gdzie wrócić i co ze sobą zrobić lecz wiedział, że pomścił poległych ludzi i odkupił swoje winy.
I tak Lox stał się legendą...
Koniec
To już koniec mojej opowieści. Proszę o komentarze i oceny całości. Dodam tylko, że to moje pierwsze op. więc litości...
Fajne
Mi się tam podoba
Tylko ja z długimi włosami?
Mi się tam podoba
Tylko ja z długimi włosami?
Spróbuje coś dodać następnym razem - dzięki.
A to taki żarcik tylko.
[Dodano po 4 dniach]
No dobra, wrzucam kolejny fragment - troszkę nudny ale potrzebny. Miłej lektury:
W zamku wyprawiona została wielka uczta ku chwale naszych dzielnych bohaterów.
Na placu wokół twierdzy zabawę urządzili obywatele zwykli obywatele, a w jej wnętrzu bawili się paladyni Tyra. Razem z nimi byli tam także Lox, Zorg oraz Drago.
- Wygraliśmy wojnę z nordami! Bardzo mnie to cieszy lecz muszę przyznać, że czasami traciłem nadzieję na lepsze jutro... - zamilkł władca wyspy. - Skosztujcie wina! Wypijmy zdrowie królestwa - dodał radośnie po chwili.
Cała sala wzniosła donośny toast.
Po prawej stronie druida spoczywał łowca, a po lewej barbarzyńca.
- Dziś udowodniłeś, że jesteś godzien swych szlachetnych ostrzy - uśmiechnął się gospodarz.
- Dziękuje. Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewne pytanie odnośnie twojej osoby - nieśmiało powiedział tancerz miecza.
- Cóż... ty już raz mi się zwierzyłeś i wiem, iż można ci ufać... pytaj.
- Jak to się stało, że zostałeś władcą? Przecież tu panują paladyni, a ty jesteś człowiekiem puszczy.
- Byłem przyjacielem Barta. On chyba wiedział co robi powierzając mi władzę. Zdawał sobie sprawę z tego, że święci rycerze poddadzą się jego woli i nie zorganizują buntu.
- Tak, to była słuszna decyzja. Sam muszę przyznać iż ci wojownicy to prawdziwi bohaterowie.
Wtedy spostrzegł, że mimo tylu herosów, w sali jednego brakuje - Gdzie jest Sadrax - pomyślał Lox po czym pospiesznie wyszedł przed zamek, a tam ku swojemu zdziwieniu spotkał nekromantę siedzącego na pobliskiej ławce. Zorg razem z druidem udali się za łowcą. Nastała rozmowa:
- Co się z tobą działo? - powiernik puszczy zapytał czarownika.
- Nie ważne co się stało. lecz to co ma się stać! Pamiętasz o swojej obietnicy?
- Jestem osobą honorową, oczywiście, że ją dotrzymam.
- Co mamy zrobić by zburzyć ten magiczny mur?
- Trzy sfery: dobra, zła i neutralności muszą pojednać moce. Ich odpowiednikami są: natura, nekromancja oraz żywioły.
- Więc trzeba znaleźć reprezentanta żywiołów.
- Podobno gdzieś na południu swoją chatkę ma Darnith - potężny czarodziej - wtrącił się barbarzyńca.
- Mogę pójść go odwiedzić - odezwał się Lox.
Jak powiedział tak uczynił, gdyż już za cztery godziny gotowy był do drogi.
W wyprawie towarzyszyło mu pięciu żołnierzy oraz przewodnik.
Po krótkiej podróży dotarli do małego domku otoczonego kamiennymi słupami. Nie wyróżniał się niczym prócz mocno osmalonych okien przez które nic nie było widać i ciężkich stalowych drzwi nie pasujących do całej reszty.
- Chyba możecie już wracać, dam sobie rade - odesłał pomocników po czym podszedł do wielkich wrót. One otworzyły się a przed nim staną człowiek o długich włosach przyodziany w brązową tunikę.
- Czego tu szukasz? - czarodziej podrapał się po głowie.
- Zwą mnie Lox, a ty jesteś pewnie Darnith?
- Tak - zdziwił się uczony.
- Musisz pomóc nam zniszczyć barierę która ciąży nad smokiem.
- Smokiem? Jedyny smok o jakim słyszałem nazywa się Klauth.
- Skoro tak mówisz.
- Dobrze pomogę wam, ale tylko wtedy gdy udostępnicie mi jego poległe ciało do badań.
- Będziesz mógł zatrzymać zwłoki - zaśmiał się łowca. - Po co nam one.
Poszukiwacz odpoczął nieco, po czym wyruszyli ku zamkowi.
Nastała noc, lecz tak doświadczony duet nie miał się czego bać. Rzeczywiście nie napotkali na nieprzyjaciół. Gdy dotarli do celu mag został hojnie ugoszczony oraz przedstawiony całej ekipie. Jako, że nie było już czasu rytuał przeprowadzono rankiem.
Trzech czaroznawców zebrało się wokół specjalnego, rytualnego ołtarza. Pierwszy Drago rzucił zaklęcie w lity kamień. Po chwili ze skały wyłupał się wielki pomarańczowy kwiat o grubej łodydze i czerwonymi liśćmi. Następnie Sadrax zaczarował go a ten we mgnieniu oka zwiędł. Na koniec sam Darnith cisnął kulą ognia w szczątki rośliny. Pozostał tylko popiół, a także głośny wybuch gdzieś poza zamkiem.
- Wygląda na to, że nam się udało - ucieszył się nekromanta.
Cytat
Yhh. I po co chcesz dalej pisać, skoro "niestety"? Dajcie sobie spokój z takimi tekstami, naprawdę.
A to taki żarcik tylko.
[Dodano po 4 dniach]
No dobra, wrzucam kolejny fragment - troszkę nudny ale potrzebny. Miłej lektury:
Rozdział 7: Dobra wiadomość
W zamku wyprawiona została wielka uczta ku chwale naszych dzielnych bohaterów.
Na placu wokół twierdzy zabawę urządzili obywatele zwykli obywatele, a w jej wnętrzu bawili się paladyni Tyra. Razem z nimi byli tam także Lox, Zorg oraz Drago.
- Wygraliśmy wojnę z nordami! Bardzo mnie to cieszy lecz muszę przyznać, że czasami traciłem nadzieję na lepsze jutro... - zamilkł władca wyspy. - Skosztujcie wina! Wypijmy zdrowie królestwa - dodał radośnie po chwili.
Cała sala wzniosła donośny toast.
Po prawej stronie druida spoczywał łowca, a po lewej barbarzyńca.
- Dziś udowodniłeś, że jesteś godzien swych szlachetnych ostrzy - uśmiechnął się gospodarz.
- Dziękuje. Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewne pytanie odnośnie twojej osoby - nieśmiało powiedział tancerz miecza.
- Cóż... ty już raz mi się zwierzyłeś i wiem, iż można ci ufać... pytaj.
- Jak to się stało, że zostałeś władcą? Przecież tu panują paladyni, a ty jesteś człowiekiem puszczy.
- Byłem przyjacielem Barta. On chyba wiedział co robi powierzając mi władzę. Zdawał sobie sprawę z tego, że święci rycerze poddadzą się jego woli i nie zorganizują buntu.
- Tak, to była słuszna decyzja. Sam muszę przyznać iż ci wojownicy to prawdziwi bohaterowie.
Wtedy spostrzegł, że mimo tylu herosów, w sali jednego brakuje - Gdzie jest Sadrax - pomyślał Lox po czym pospiesznie wyszedł przed zamek, a tam ku swojemu zdziwieniu spotkał nekromantę siedzącego na pobliskiej ławce. Zorg razem z druidem udali się za łowcą. Nastała rozmowa:
- Co się z tobą działo? - powiernik puszczy zapytał czarownika.
- Nie ważne co się stało. lecz to co ma się stać! Pamiętasz o swojej obietnicy?
- Jestem osobą honorową, oczywiście, że ją dotrzymam.
- Co mamy zrobić by zburzyć ten magiczny mur?
- Trzy sfery: dobra, zła i neutralności muszą pojednać moce. Ich odpowiednikami są: natura, nekromancja oraz żywioły.
- Więc trzeba znaleźć reprezentanta żywiołów.
- Podobno gdzieś na południu swoją chatkę ma Darnith - potężny czarodziej - wtrącił się barbarzyńca.
- Mogę pójść go odwiedzić - odezwał się Lox.
Jak powiedział tak uczynił, gdyż już za cztery godziny gotowy był do drogi.
W wyprawie towarzyszyło mu pięciu żołnierzy oraz przewodnik.
Po krótkiej podróży dotarli do małego domku otoczonego kamiennymi słupami. Nie wyróżniał się niczym prócz mocno osmalonych okien przez które nic nie było widać i ciężkich stalowych drzwi nie pasujących do całej reszty.
- Chyba możecie już wracać, dam sobie rade - odesłał pomocników po czym podszedł do wielkich wrót. One otworzyły się a przed nim staną człowiek o długich włosach przyodziany w brązową tunikę.
- Czego tu szukasz? - czarodziej podrapał się po głowie.
- Zwą mnie Lox, a ty jesteś pewnie Darnith?
- Tak - zdziwił się uczony.
- Musisz pomóc nam zniszczyć barierę która ciąży nad smokiem.
- Smokiem? Jedyny smok o jakim słyszałem nazywa się Klauth.
- Skoro tak mówisz.
- Dobrze pomogę wam, ale tylko wtedy gdy udostępnicie mi jego poległe ciało do badań.
- Będziesz mógł zatrzymać zwłoki - zaśmiał się łowca. - Po co nam one.
Poszukiwacz odpoczął nieco, po czym wyruszyli ku zamkowi.
Nastała noc, lecz tak doświadczony duet nie miał się czego bać. Rzeczywiście nie napotkali na nieprzyjaciół. Gdy dotarli do celu mag został hojnie ugoszczony oraz przedstawiony całej ekipie. Jako, że nie było już czasu rytuał przeprowadzono rankiem.
Trzech czaroznawców zebrało się wokół specjalnego, rytualnego ołtarza. Pierwszy Drago rzucił zaklęcie w lity kamień. Po chwili ze skały wyłupał się wielki pomarańczowy kwiat o grubej łodydze i czerwonymi liśćmi. Następnie Sadrax zaczarował go a ten we mgnieniu oka zwiędł. Na koniec sam Darnith cisnął kulą ognia w szczątki rośliny. Pozostał tylko popiół, a także głośny wybuch gdzieś poza zamkiem.
- Wygląda na to, że nam się udało - ucieszył się nekromanta.
Pierwsze co rzuca się w oczy to dialogi. Praktycznie bez opisów, aż łatwo się pogubić co kto mówi i do kogo. Więcej opisów, bardziej szczegółowe.
Zamiast pisać, że z ziemi wyszły szkielety warto coś o nich napisać. Jakie szkielety, duże, małe, jak ubrane, jak wyszły, co robiły po tym, kogo przypominały. Troszkę bardziej rozbuduj opisy, nadaje to akcji i przedłuża opowiadanie. Sprawia, że jest ono ciekawsze.
Bohaterowie mogę się także drapać, kaszleć, kochać, smarkać. Takie nic nie znaczące akcje wnoszą sporo do opowiadania. Zamiast pisać same dialogi dodaj kichnięcia, drapania się picie piwa itd.
Zamiast pisać, że z ziemi wyszły szkielety warto coś o nich napisać. Jakie szkielety, duże, małe, jak ubrane, jak wyszły, co robiły po tym, kogo przypominały. Troszkę bardziej rozbuduj opisy, nadaje to akcji i przedłuża opowiadanie. Sprawia, że jest ono ciekawsze.
Bohaterowie mogę się także drapać, kaszleć, kochać, smarkać. Takie nic nie znaczące akcje wnoszą sporo do opowiadania. Zamiast pisać same dialogi dodaj kichnięcia, drapania się picie piwa itd.
Cytat
Bardzo proszę o opinię na temat tego rozdziału. Dziękuje za przeczytanie go ale to jeszcze nie koniec (niestety) tej opowieści.
Yhh. I po co chcesz dalej pisać, skoro "niestety"? Dajcie sobie spokój z takimi tekstami, naprawdę.
A no to spoko. Może jutro dam kolejną część - ciężko będzie opisać wojnę z nordami ale spróbuje
[Dodano po 8 dniach]
No dobra trochę się zagapiłem i kolejny dział wychodzi troszkę później niż jutro:
Armia zbierała się w zamku. Generałowie tłumaczyli już taktykę rycerzom. Wszyscy wiedzieli, że stawką są ludzkie życia i byt wyspy.
Tym czasem trójka podróżników obmyślała plan walki:
- Nie wiem czy ta bitwa ma jakiś sens. Chyba jesteśmy skazani na przegraną - powiedział Lox.
- Musimy mieć nadzieję - odparł barbarzyńca.
- Nadzieja tu nie pomoże, ale chyba wiem jak pokonać wroga - chytrze zaśmiał się mag.
- Jak?
- Jedyne co musicie zrobić to zatrzymać paladynów w zamku, aż do momentu gdy dam wam znak do ataku.
- A co z tobą?
- Ja zajmę się resztą. Nie pytajcie o nic... wiem co robię!
- Będę ci towarzyszyć na wypadek gdyby coś poszło nie po twojej myśli - narzucił się Zorg.
- Oczywiście.
Dwója kultystów opuściła twierdze.
Łowca udał się do Draga. Na miejscu spotkało go miłe zaskoczenie - król zaufał mu i postanowił zaczekać.
- No dobrze, więc co to za znak?
- Nie wiem dokładnie...
- Nie zapytałeś ich o to?
- Na pewno będzie wyraźny!
- Oby tak było...
Na ziemi niczyjej duet bohaterów oczekiwał nieprzyjaznych wojów, gdy z zza horyzontu wyłoniła się liczna armia nordów.
Zatrzymali się. Jeden z nich burkną do czarodzieja:
- Jestem Lotar - przywódca mojego ludu.
Sadrax zmierzył go spojrzeniem, i ujrzał wielkie monstrum w płytowej zbroi, z wielkim młotem na ramieniu.
- Czym ty jesteś?
- Haha! Nie jestem człowiekiem, ani nordem, czy orkiem... jestem czymś znacznie potężniejszym.
- Takie wynaturzenia nie mają prawa bytu! - krzykną po czym podniósł ręce do góry.
Niebo zachmurzyło się, a zaraz po tym nastąpiło lekkie trzęsienie ziemi, spod której wypełzali polegli na tych ziemiach wojownicy.
Po chwili za magiem utworzyły się legiony szkieletów przyodzianych w pordzewiałe pancerze. On sam uniósł się i wstąpił w czarne chmury.
Nastała walka. Wrogowie wymieszali się ze sobą. Ożywieńcy swymi starymi mieczami przebijali słabą skórzaną ochronę przeciwników. Truposze swoimi okropnymi piskami odstraszały nie przyjaciela. Nordowie w strachu pałętali się po polu bitwy, lecz w końcu wydobyli z siebie odwagę i nie zważali na te paskudne okrzyki. Potempieńcy wracali do świata umarłych, a największym ich przekleństwem był potwór z młotem. On zaś taranował i miażdżył wrogów. Zorg także uczestniczył w tej rzezi - wpadł w furię i krwawo unicestwiał znienawidzonych plemiennych. Nagle spostrzegł, że stąpa nie po ziemi ale po kościach - postanowił się wycofać.
Tym czasem w zamku podjęto ostateczną decyzję:
- Ten klimat... coś się tu dzieje! To znak! Ruszajmy!
Zastępy paladynów ruszyły do boju.
Król zauważył jakąś postać biegnącą w ich kierunku. Ekipa poznała swojego druha.
- Oni tu idą! Są już blisko!
Rzeczywiście nieprzyjaciel wyłaniał się już z za horyzontu.
Barbarzyńca mimo wielkiego zmęczenia dał radę stanąć stanąć w ostatnich szeregach.
Minuty mijały bardzo szybko, lada chwila zabrzmiał okrzyk:
- W imię Boga! - wtedy wojska ruszyły ku sobie.
Dzikusy zaatakowały pierwsze lecz rycerze przygotowali się na to. Tłumiąc ataki, a następnie działając z podwójną mocą siekali swymi święconymi mieczami w nordów. Niestety topory nieprzyjaciela uderzały z wielką siłą, więc nie udało się sparować więcej ciosów. Agresorzy jak taran przebijali się przez zastępy świętych żołnierzy.
Pod presją szturmu Lox zaczął swój śmiertelny taniec. Wrogowie ginęli od jego ostrzy niczym drewno w ogniu. Gniew łowcy ciągle narastał, lecz no sam mógł przeważyć szalę bitwy na swoją stronę.
Nagle z nieba spadły meteoryty, które po woli unicestwiały wroga.
Po chwili ostatni barbarzyńcy padli na ziemię.
Bardzo proszę o opinię na temat tego rozdziału. Dziękuje za przeczytanie go ale to jeszcze nie koniec (niestety) tej opowieści.
[Dodano po 8 dniach]
No dobra trochę się zagapiłem i kolejny dział wychodzi troszkę później niż jutro:
Rozdział 6: Wojna
Armia zbierała się w zamku. Generałowie tłumaczyli już taktykę rycerzom. Wszyscy wiedzieli, że stawką są ludzkie życia i byt wyspy.
Tym czasem trójka podróżników obmyślała plan walki:
- Nie wiem czy ta bitwa ma jakiś sens. Chyba jesteśmy skazani na przegraną - powiedział Lox.
- Musimy mieć nadzieję - odparł barbarzyńca.
- Nadzieja tu nie pomoże, ale chyba wiem jak pokonać wroga - chytrze zaśmiał się mag.
- Jak?
- Jedyne co musicie zrobić to zatrzymać paladynów w zamku, aż do momentu gdy dam wam znak do ataku.
- A co z tobą?
- Ja zajmę się resztą. Nie pytajcie o nic... wiem co robię!
- Będę ci towarzyszyć na wypadek gdyby coś poszło nie po twojej myśli - narzucił się Zorg.
- Oczywiście.
Dwója kultystów opuściła twierdze.
Łowca udał się do Draga. Na miejscu spotkało go miłe zaskoczenie - król zaufał mu i postanowił zaczekać.
- No dobrze, więc co to za znak?
- Nie wiem dokładnie...
- Nie zapytałeś ich o to?
- Na pewno będzie wyraźny!
- Oby tak było...
Na ziemi niczyjej duet bohaterów oczekiwał nieprzyjaznych wojów, gdy z zza horyzontu wyłoniła się liczna armia nordów.
Zatrzymali się. Jeden z nich burkną do czarodzieja:
- Jestem Lotar - przywódca mojego ludu.
Sadrax zmierzył go spojrzeniem, i ujrzał wielkie monstrum w płytowej zbroi, z wielkim młotem na ramieniu.
- Czym ty jesteś?
- Haha! Nie jestem człowiekiem, ani nordem, czy orkiem... jestem czymś znacznie potężniejszym.
- Takie wynaturzenia nie mają prawa bytu! - krzykną po czym podniósł ręce do góry.
Niebo zachmurzyło się, a zaraz po tym nastąpiło lekkie trzęsienie ziemi, spod której wypełzali polegli na tych ziemiach wojownicy.
Po chwili za magiem utworzyły się legiony szkieletów przyodzianych w pordzewiałe pancerze. On sam uniósł się i wstąpił w czarne chmury.
Nastała walka. Wrogowie wymieszali się ze sobą. Ożywieńcy swymi starymi mieczami przebijali słabą skórzaną ochronę przeciwników. Truposze swoimi okropnymi piskami odstraszały nie przyjaciela. Nordowie w strachu pałętali się po polu bitwy, lecz w końcu wydobyli z siebie odwagę i nie zważali na te paskudne okrzyki. Potempieńcy wracali do świata umarłych, a największym ich przekleństwem był potwór z młotem. On zaś taranował i miażdżył wrogów. Zorg także uczestniczył w tej rzezi - wpadł w furię i krwawo unicestwiał znienawidzonych plemiennych. Nagle spostrzegł, że stąpa nie po ziemi ale po kościach - postanowił się wycofać.
Tym czasem w zamku podjęto ostateczną decyzję:
- Ten klimat... coś się tu dzieje! To znak! Ruszajmy!
Zastępy paladynów ruszyły do boju.
Król zauważył jakąś postać biegnącą w ich kierunku. Ekipa poznała swojego druha.
- Oni tu idą! Są już blisko!
Rzeczywiście nieprzyjaciel wyłaniał się już z za horyzontu.
Barbarzyńca mimo wielkiego zmęczenia dał radę stanąć stanąć w ostatnich szeregach.
Minuty mijały bardzo szybko, lada chwila zabrzmiał okrzyk:
- W imię Boga! - wtedy wojska ruszyły ku sobie.
Dzikusy zaatakowały pierwsze lecz rycerze przygotowali się na to. Tłumiąc ataki, a następnie działając z podwójną mocą siekali swymi święconymi mieczami w nordów. Niestety topory nieprzyjaciela uderzały z wielką siłą, więc nie udało się sparować więcej ciosów. Agresorzy jak taran przebijali się przez zastępy świętych żołnierzy.
Pod presją szturmu Lox zaczął swój śmiertelny taniec. Wrogowie ginęli od jego ostrzy niczym drewno w ogniu. Gniew łowcy ciągle narastał, lecz no sam mógł przeważyć szalę bitwy na swoją stronę.
Nagle z nieba spadły meteoryty, które po woli unicestwiały wroga.
Po chwili ostatni barbarzyńcy padli na ziemię.
Bardzo proszę o opinię na temat tego rozdziału. Dziękuje za przeczytanie go ale to jeszcze nie koniec (niestety) tej opowieści.
Sory of course spacja, nie wiem o czym wtedy myślałem, a wierzę to jest w tym poście, w którym nie wierzysz, że nie znalazłem dla Ciebie żadnych błędów
Dzięki. Poprawiłem to nieco ale:
Chyba spacja?
No i te nie wierzę nie mogę znaleźć .
Cytat
- Po wielokropku przecinek,
Chyba spacja?
No i te nie wierzę nie mogę znaleźć .
Oj tam nie miałem czasu szukać, masz teraz:
- Po wielokropku spacja,
- Z tym medalionem mogę unicestwic nawet sto takich stworów,
- Ja się boję, to samo z nie wierzę,
Dobra wsio na razie, Take care...
- Po wielokropku spacja,
Cytat
Z tym medalionem mogę unicestwić nawet stu takich stworów!
- Z tym medalionem mogę unicestwic nawet sto takich stworów,
Cytat
Ja się boje
- Ja się boję, to samo z nie wierzę,
Dobra wsio na razie, Take care...
Razor! Nie wierze! Nie znalazłeś dla mnie żadnego błędu w pisowni?
Nie najgorszy fragment, co prawda, sytuacja z Sadraxem była ciut dziwna ( jakoś tak chaotycznie opisana ), ale ogółem nie jest źle. Zabaczymy, co dalej z tego wyniknie...
Postaram się by smok nie miał imienia z gry .
[PS]: A wiecie skąd było to?:
[Dodano po 2 dniach]
Późnym wieczorem drużyna dotarła do obszarów należących do smoka.
Przed nimi wybudowany był długi, kamienny most obkuty tajemniczymi znakami.
Nie było możliwości odwrotu.
Pierwszy ruszył Sadrax, za nim Lox, a na końcu Zorg. Pomarańczowe słońce niemal zachodziło za horyzont. Mag przyglądał mu się przez chwile, gdy nagle zauważył ciało jakiegoś człowieka. Kucną przy nim, po czym obrócił zwłoki.
- To on! Gdzieś tu jest ten amulet.
Nekromanta zdjął z szyi zmarłego łańcuch na którym wisiała mała czaszka wyrzeźbiona z drewna.
- Pochowajmy go - odrzekł barbarzyńca.
- Tego starego capa? Swego czasu nieźle uprzykrzył mi życie - odpowiadając to zrzucił umarłego w przepaść.
Wojownicy patrzyli na niego z osłupieniem.
- Mam dla was jeszcze jedną szokującą wiadomość.
- Jaką?
- Znalazłem czego szukałem, tylko tyle mi trzeba. Smok ma wiele skarbów, zabijcie bydlaka i podzielcie się zdobyczą równo po połowie - mag powiedział to po czym miną porzuconych kompanów.
- Ale...
- Cicho Zorg! Ten głupiec nie jest w tego warty! Też mi znawca czarnej magii! Phi! Nie ukatrupił by tej bestii! On się boi!
Sadrax zawrócił.
- Ja się boję? Z tym medalionem mogę unicestwić nawet sto takich stworów!
- Więc pokaż co potrafisz.
Nekromanta pełen gniewu znów przyłączył się do swych towarzyszy.
Minęli most. Na miejscu zobaczyli to co zakrywały głazy - a mianowicie małą jaskinię obok pieczary, oraz grubą, zieloną powłokę która zasłaniała wylot kamiennej fortecy a także wejście u jej podstawy.
- Nie wejdziemy tam! To wszystko na nic, cała ta wyprawa to niepowodzenie - rozgniewał się łowca.
- Jeszcze nie wszystko stracone, może władca wyspy coś o tym wie - zaproponował półork.
Ekipa wróciła na zamek. Znany im strażnik wpuścił podróżników do środka.
Po chwili podeszła do nich paladynka. Nosiła identyczny pancerz jak wszyscy inni wojownicy, ale bez hełmu. Miała krótkie bordowe włosy, i piękną bladą twarz.
- Nazywam się Nemida. Mam przyprowadzić was przed oblicze króla.
- To dobrze bo...
- Za mną!
Śmiałkowie minęli kilkanaście sal zanim dotarli do tej właściwej. W jej centrum znajdował się wielki, prostokątny stół przy którym siedziało kilku rycerzy. Na honorowym miejscu spoczywał Drago. Był to mężczyzna w średnim wieku, z lekkim zarostem na twarzy, przyodziany w zieloną togę z wyszywanymi czarnymi pnączami.
- Chciałbym porozmawiać z wami na osobności.
Po tych słowach wojacy opuścili pomieszczenie. Tylko paladynka zasiadła wygodnie na krześle.
- Usiądźcie.
Podróżnicy posłuchali władcy.
- Podobno chcieliście zabić smoka... Głupcy! Gdybyście sprowadzili go tutaj, zginęlibyśmy wszyscy! To potężne stworzenie - zbyt potężne.
- Pieczarę chroni wielka, magiczna kopuła - tłumaczył się Lox.
- Kopuła? Więc ona jeszcze działa? To niebywałe...
- My właśnie w jej sprawie...
- Tak?
- Mógłbyś ją... hmm... otworzyć?
- Co? Nigdy!
- A gdybyśmy wygrali wojnę z nordami? Przecież to byłoby dla was korzystne - wszyscy wasi wrogowie zastaliby pogrzebani - wtrącił się Sadrax.
- A jak chcecie nam pomóc?
- Mam pewien artefakt, który może znacznie ułatwić sprawę...
Wtedy do sali wbiegł rudawy niziołek.
- Panie! Niebezpieczeństwo! Nieprzyjaciel szykuje się do ataku!
- Widzisz! Będziesz nas potrzebował.
- Dobrze, ale mam pytanie do tego łowcy.
- A co z wojną?
- Nordowie są bardzo honorowi - walka odbędzie się na ziemi niczyjej, gdy obie armię będą gotowe.
- Pytaj więc.
- Spostrzegłem, że nosisz pozłacane miecze naszych dawnych legionów. Otrzymywali je tylko najlepsi dowódcy.
- To chyba czas by opowiedzieć wam moją historię:
Moja matka umarła gdy byłem szesnastolatkiem. Nie miałem domu - razem z siostrą mieszkaliśmy w lesie. Ja zaciągnąłem się do wojska, a Lil opuściła wyspę. W zasługach dla zamku otrzymałem tytuł generała. Pełniłem tę funkcję przez pół roku, aż pewnego dnia otrzymałem tą złowieszczą propozycję. Kazano mi zabić Hentyla - dawnego króla tych ziem. Nie miałem wyboru. Zleceniodawcy zdradzili mnie...musiałem opuścić wyspę... od tej pory pracuje jako płatny zabójca - to jest moje powołanie.
- Spokojnie, nie obawiaj się o swoje bezpieczeństwo - nie wydam cię.
Teraz musimy stawić się na najważniejszej bitwę w naszym życiu.
Proszę o komentarze i wskazanie mi ewentualnych błędów
[PS]: A wiecie skąd było to?:
Cytat
- Ktoś oblał cię metalem? - szyderczo zaśmiał się Lox.
[Dodano po 2 dniach]
Rozdział 5: Rozczarowanie
Późnym wieczorem drużyna dotarła do obszarów należących do smoka.
Przed nimi wybudowany był długi, kamienny most obkuty tajemniczymi znakami.
Nie było możliwości odwrotu.
Pierwszy ruszył Sadrax, za nim Lox, a na końcu Zorg. Pomarańczowe słońce niemal zachodziło za horyzont. Mag przyglądał mu się przez chwile, gdy nagle zauważył ciało jakiegoś człowieka. Kucną przy nim, po czym obrócił zwłoki.
- To on! Gdzieś tu jest ten amulet.
Nekromanta zdjął z szyi zmarłego łańcuch na którym wisiała mała czaszka wyrzeźbiona z drewna.
- Pochowajmy go - odrzekł barbarzyńca.
- Tego starego capa? Swego czasu nieźle uprzykrzył mi życie - odpowiadając to zrzucił umarłego w przepaść.
Wojownicy patrzyli na niego z osłupieniem.
- Mam dla was jeszcze jedną szokującą wiadomość.
- Jaką?
- Znalazłem czego szukałem, tylko tyle mi trzeba. Smok ma wiele skarbów, zabijcie bydlaka i podzielcie się zdobyczą równo po połowie - mag powiedział to po czym miną porzuconych kompanów.
- Ale...
- Cicho Zorg! Ten głupiec nie jest w tego warty! Też mi znawca czarnej magii! Phi! Nie ukatrupił by tej bestii! On się boi!
Sadrax zawrócił.
- Ja się boję? Z tym medalionem mogę unicestwić nawet sto takich stworów!
- Więc pokaż co potrafisz.
Nekromanta pełen gniewu znów przyłączył się do swych towarzyszy.
Minęli most. Na miejscu zobaczyli to co zakrywały głazy - a mianowicie małą jaskinię obok pieczary, oraz grubą, zieloną powłokę która zasłaniała wylot kamiennej fortecy a także wejście u jej podstawy.
- Nie wejdziemy tam! To wszystko na nic, cała ta wyprawa to niepowodzenie - rozgniewał się łowca.
- Jeszcze nie wszystko stracone, może władca wyspy coś o tym wie - zaproponował półork.
Ekipa wróciła na zamek. Znany im strażnik wpuścił podróżników do środka.
Po chwili podeszła do nich paladynka. Nosiła identyczny pancerz jak wszyscy inni wojownicy, ale bez hełmu. Miała krótkie bordowe włosy, i piękną bladą twarz.
- Nazywam się Nemida. Mam przyprowadzić was przed oblicze króla.
- To dobrze bo...
- Za mną!
Śmiałkowie minęli kilkanaście sal zanim dotarli do tej właściwej. W jej centrum znajdował się wielki, prostokątny stół przy którym siedziało kilku rycerzy. Na honorowym miejscu spoczywał Drago. Był to mężczyzna w średnim wieku, z lekkim zarostem na twarzy, przyodziany w zieloną togę z wyszywanymi czarnymi pnączami.
- Chciałbym porozmawiać z wami na osobności.
Po tych słowach wojacy opuścili pomieszczenie. Tylko paladynka zasiadła wygodnie na krześle.
- Usiądźcie.
Podróżnicy posłuchali władcy.
- Podobno chcieliście zabić smoka... Głupcy! Gdybyście sprowadzili go tutaj, zginęlibyśmy wszyscy! To potężne stworzenie - zbyt potężne.
- Pieczarę chroni wielka, magiczna kopuła - tłumaczył się Lox.
- Kopuła? Więc ona jeszcze działa? To niebywałe...
- My właśnie w jej sprawie...
- Tak?
- Mógłbyś ją... hmm... otworzyć?
- Co? Nigdy!
- A gdybyśmy wygrali wojnę z nordami? Przecież to byłoby dla was korzystne - wszyscy wasi wrogowie zastaliby pogrzebani - wtrącił się Sadrax.
- A jak chcecie nam pomóc?
- Mam pewien artefakt, który może znacznie ułatwić sprawę...
Wtedy do sali wbiegł rudawy niziołek.
- Panie! Niebezpieczeństwo! Nieprzyjaciel szykuje się do ataku!
- Widzisz! Będziesz nas potrzebował.
- Dobrze, ale mam pytanie do tego łowcy.
- A co z wojną?
- Nordowie są bardzo honorowi - walka odbędzie się na ziemi niczyjej, gdy obie armię będą gotowe.
- Pytaj więc.
- Spostrzegłem, że nosisz pozłacane miecze naszych dawnych legionów. Otrzymywali je tylko najlepsi dowódcy.
- To chyba czas by opowiedzieć wam moją historię:
Moja matka umarła gdy byłem szesnastolatkiem. Nie miałem domu - razem z siostrą mieszkaliśmy w lesie. Ja zaciągnąłem się do wojska, a Lil opuściła wyspę. W zasługach dla zamku otrzymałem tytuł generała. Pełniłem tę funkcję przez pół roku, aż pewnego dnia otrzymałem tą złowieszczą propozycję. Kazano mi zabić Hentyla - dawnego króla tych ziem. Nie miałem wyboru. Zleceniodawcy zdradzili mnie...musiałem opuścić wyspę... od tej pory pracuje jako płatny zabójca - to jest moje powołanie.
- Spokojnie, nie obawiaj się o swoje bezpieczeństwo - nie wydam cię.
Teraz musimy stawić się na najważniejszej bitwę w naszym życiu.
Proszę o komentarze i wskazanie mi ewentualnych błędów
NIE GRAŁEŚ W G1?! Cłowieku, to niedobrze, wiele tracisz, oj wiele, radzę ci zagrać jeśli uważasz się za fana gothica, ale dobra oniec offtopa...
Ja w g1 nie grałem (grałem bardzo krótko bo błąd wyskakiwał) i ja tam żadnego Drago nie znałem, no to ciach go do op. Widocznie to przeznaczenie - którego nie ma .