EPIZODE 6
Miejsce, gdzie obradowała Rada Czarodziejów jest najbardziej zachwycającym pomieszczeniem w Całej Wieży. Na wstępie trzeba rzec, że dostęp do niego mieli tylko Członkowie i tzw. Interesanci (czarodzieje, którzy mieli jakąś sprawę do członków ),oczywiście dodatkowo, w razie zagrożenia inni magowie. Ten obszerny pokój wypełniony był magicznymi kulami ognia koloru purpury fruwającymi samoistnie w powietrzu, których zadaniem było oświetlanie tegoż miejsca.
Kiedy wszyscy się zebrali, i kiedy Rada usiadła w swoich misternie kutych fotelach Saren przemówił do zgromadzonych:
- Witajcie, przyjaciele, jak wiecie…
- Nie wykraczaj ponad swoje kompetencje, magu – rzekł ze spokojem jeden z nich, siedzący w miejscu, gdzie na zegarze zwykle jest godzina dwunasta.
- Tak, słyszałem, że to ciebie wybrali na arcymaga, gdy zmuszony zostałem opuścić Wieżę.
-Zrobiłeś to ponad dwieście lat temu, aby wziąć udział w wojnie, to nie nasza wina ,że…-Teraz z kolei Saren mu przerwał- Pamięć cię zawodzi, Menirze? Na wojnę udałem z własnej woli, chociaż większość magów nie podzielała tej decyzji. Jednak w końcu, dzięki mojej pozycji zdołałem zmusić was do działania. Mimo to, postanowiliście odwołać mnie z urzędu, gdy po Krwawej Nocy nakłaniałem do użycia Laski Mocy, aby ostatecznie pozbyć się Nargotha.
-Dziękuję za przypomnienie, ale to nie istotne. Nie zgodziliśmy się wtedy, nie zgodzimy się i teraz, jeśli po to przyszedłeś tutaj, magu-w jego głosie dała się wyczuć nutka gniewu
-Dobrze, więc odejdę znowu, skoro nie dociera do was, że świat znowu jest zagrożony. Orkowie atakują nasze siedziby, a ja jestem pewien, że nie robią tego z własnej woli. On się wkrótce obudzi, a wtedy wy będziecie jego pierwszą ofiarą.
-Jak śmiesz- tym razem w głosie Menira drgała urażona duma i wściekłość. Natychmiast złapcie tego maga.
-Mól drogi uczniu, nie pozwolę, byś ty i twoi słudzy potargali mi szatę.- W tym momencie z jego rąk zaczął wydzielać się dym po chwili zasłaniając jego oblicze. Wtedy błysnęło i kilku magów leżało już ogłuszonych na ziemi. Wiedział, że to nic nie da, wiedział, że Menir nigdy się nie zgodzi, ale wiedział również, że Laska znajduje się w pomieszczeniu obok, tak aby zawsze była strzeżona przez najmocniejszych magów. I to był główny powód, dla którego się tu pojawił…
***
-A więc powiedz mi dlaczego wierzysz?
Wierzę bo muszę, mnichu. Wierzę, bo to mi daję siłę, aby znieść więcej, aby dalej móc pomagać ludziom.
Vejmar, siedząc na drewnianych stołkach rozprawiał z kapłanem będącym opiekunem tej świątyni.
-Dlaczego nie powiesz mi , jak się nazywasz?- Zagadnął po chwili namysłu
-Kapłani Wodnego Szlaku wyrzekają się swych imion, aby odciąć się od wcześniejszego życia. Taka jest droga Wodnego Szlaku; musisz żyć, ale tak, jakby woda zmyła z ciebie wszystko, kim byłeś, zanim do niej wszedłeś, cały ten piach. To jest esencja…
Ale mnich już go nie słuchał. Patrzył, jak kapłanka, jedna z uczennic Głównego Bezimiennego, krząta się przy księgach. Jej twarz, lekko zatopiona w mroku budynku, była olśniewająco piękna; piękno twarzy dopełniały jasne włosy opadające poniżej szyji, wręcz sięgające jej szczupłej tali. Wtedy jego wzrok, prześlizgując się od stóp, poprzez piersi do twarzy, napotkał jej wzrok, i już wiedział, że to ta jedyna.
***
- Będąc zmęczonym, Vejmar udał się do najbliższej karczmy „Pod Tanią Ulicznicą” Być może nie była to najlepsza karczma w Vernei, ale na pewno odbywała się tam szampańska zabawa, bo przez okna wylatywały części krzeseł, butelki i kufle. Goście knajpki najzwyczajniej „prali się po ryjach”. Mnich z ochotą wszedł do niej; wiedział, że może nie martwić się o nic z rodzaju dziwnych podejrzeń, a, jak się ktoś nawinie, to nawet będzie miał okazję strzelić go w pysk. Jako mnich był w tym dobry. Właśnie popijał trzecie piwo, kiedy jeden z klientów wysadził oponenta przez okno.Ten zdążył tylko wrzasnąć „O żesz ty kurwa” i już się więcej nie pojawił. Ów mężczyzna, bo na podlotka to on nie wyglądał, przysiadł się do mnicha i nie okazując wrogich zamiarów rzekł:
Witaj mnichu z zakonu zasranego czegoś tam… jak wy wszyscy. Co cię tu sprowadza, między takich pojebańców jak my?
Mimo wulgaryzmów, jakimi posługiwał się ten człowiek Vejmar uśmiechnął się do niego, po czym rzekł
:Ty i ci funfle nie przeszkadzacie mi bardziej niż wielkomiejskie ćwoki i ich pozłacane sracze.
Z początku na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie, ale potem ryknął śmiechem
-Widzę, żeś swój chłop. Mówią na mnie Jątek
-Serio?
-Nie – mężczyzna znowu ryknął śmiechem.
-No więc?- zapytał z zaciekawieniem Vejmar.
No więc mówią Penargian.- odparł, już poważnie. – Więc powiedz, co cię tu sprowadza.
-Jestem przejazdem.
- Ha ja też. Orkowie chcą dobrać nam się do skóry, kurwa ich mać, a król woli chyba strugać głupa i walić gruchę niż wziąć się za tę sprawę .Zamierzam więc odnaleźć Folokhain.
-Folo co ? a co to jest ?-zapytał Vejmar.
-Folokhain. Tak orkowie nazywają Sarena Potężnego, po ichniemu to Feniks.
-Dlaczego feniks?
-Bo zawsze odradza się z popiołów, jeśli wiesz, co mam na myśli hehe
Mnich nie miał jednak czasu dopytać się dokładnie nieznajomego, bo spostrzegł, że stoi przed nim ona. Ta jedyna. Ta na, którą zawsze czekał…
Macie następną część, mam nadzieje, ze jest fajna