[Dodano po tygodniu i 4 godzinach]
AKTUALIZACJA:
Jestem właśnie na świeżo po ukończeniu ME1, czyli tej części, która miała doczekać się największych zmian w Legendary Edition. I patrząc na to z perspektywy wielkiego fana serii, który zjadł zęby na oryginalnej trylogii Sheparda i nawet przy takiej Andromedzie potrafił się dobrze bawić to muszę to napisać...nie kupujcie tego wydania. Nie za tą cenę. Poczekajcie aż cena spadnie do rozsądnego poziomu. 150 zeta to maks, który można wydać na te remastery.
Grafika w grze rzeczywiście wygląda wspaniale. ME1 nigdy nie było tak piękne, ale za to pojawiają się błędy w animacjach, dziwne spadki klatek w niektórych miejscach np. na Virmirze, czy zabugowane zdolności. Do tego sam wygląd map nie zmienił się ani trochę. Zmieniono jedynie oświetlenie, większe lokacje np. Eden Prime ( które upodobniono do tego jak ta lokacja wyglądała w ME3 ) doczekały się też dodatkowych budynków stojących w tle, aby stworzyć iluzję bardziej zaludnionego miejsca, oraz dodano dodatkowe osłony podczas walk z bossami. I na tym skończyły się jakiekolwiek zmiany, pomijając oczywiście, że modele i tekstury są teraz wyraźniejsze i bardziej szczegółowe. Poboczne planety jak były puste, tak są takie nadal, najwyżej wokół mako pojawią się kępki roślinności.
Samo mako też zmieniło się bardzo niewiele. Nadal jazda nim potrafi być frustrująca. Dodano jedynie tylny dopalacz, co ułatwia wspinaczki na strome zbocza i poprawiono celowanie. Nie ma już potrzeby wyskakiwania z pojazdu aby dobić wrogów i zdobyć trzy razy tyle exp. jak w oryginalnej grze. Teraz zawsze dostaniemy pełne doświadczenie niezależnie od tego czy jesteśmy pieszo, czy w pojeździe.
Ale i tak nie da się zdobyć maksymalnego poziomu postaci przechodząc grę pierwszy raz. Bioware twierdziło, że tak zmodyfikują otrzymywane doświadczenie i awanse, aby było to możliwe, lecz osobiście wykonałem wszystkie questy poboczne, odwiedziłem każdą dostępną planetę i zabiłem grubo ponad tysiąc wrogów, ale zdobyłem jedynie około 520 tysięcy punktów doświadczenia, co pozwoliło mi awansować jedynie na 29 poziom wg, legendarnego systemu, czyli 57 w standardowym systemie. Brakło mi około 100 tysięcy do wbicia maksymalnego poziomu, a to całkiem sporo.
Największych zmian w grze doczekał się jednak system walki, który próbowano jak najbardziej upodobnić do tego z kolejnych odsłon. Zlikwidowano kary do celności broni ze względu na klasy. Teraz nawet adept może korzystać z powodzeniem z karabinu snajperskiego. Po prostu nie rozwinie powiązanej z nim umiejętności, a tym samym nie zdobędzie specjalnej zdolności zabójstwa, które oferuje to szkolenie. Ponadto bronie jednego rodzaju np. pistolety potrafią różnić się między sobą. Niektóre strzelają powolnymi, ale silnymi pociskami, inne oferują lepszą celność, a jeszcze inne otrzymały tryb automatyczny i możliwość strzelania, krótkimi seriami. Trzecią zmianą jest fakt, że wyraźnie zmniejszono wytrzymałość wrogów w porównaniu do wersji klasycznej. Przez większość czasu mój vanguard szedł przez pole bitwy jak burza, dopiero po 20 poziomie wrogowie zrobili się jakby twardsi, ale i tak trudne walki mogę policzyć na palcach jednej ręki. Grałem na poziomie trudności insanity i były to głównie starcia z niektórymi bossami, które nieco zmodyfikowano.
Podsumowując, jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia z serią mass effect to jak najbardziej może kupić to wydanie, bo to nadal jest fantastyczna gra. Jeśli jednak już macie ME w swojej kolekcji to radziłbym się wstrzymać aż cena spadnie do bardziej rozsądnego poziomu, ponieważ wprowadzone zmiany nie są aż tak duże by warto było wydać za ten produkt prawie trzysta złotych.
AKTUALIZACJA:
Jestem właśnie na świeżo po ukończeniu ME1, czyli tej części, która miała doczekać się największych zmian w Legendary Edition. I patrząc na to z perspektywy wielkiego fana serii, który zjadł zęby na oryginalnej trylogii Sheparda i nawet przy takiej Andromedzie potrafił się dobrze bawić to muszę to napisać...nie kupujcie tego wydania. Nie za tą cenę. Poczekajcie aż cena spadnie do rozsądnego poziomu. 150 zeta to maks, który można wydać na te remastery.
Grafika w grze rzeczywiście wygląda wspaniale. ME1 nigdy nie było tak piękne, ale za to pojawiają się błędy w animacjach, dziwne spadki klatek w niektórych miejscach np. na Virmirze, czy zabugowane zdolności. Do tego sam wygląd map nie zmienił się ani trochę. Zmieniono jedynie oświetlenie, większe lokacje np. Eden Prime ( które upodobniono do tego jak ta lokacja wyglądała w ME3 ) doczekały się też dodatkowych budynków stojących w tle, aby stworzyć iluzję bardziej zaludnionego miejsca, oraz dodano dodatkowe osłony podczas walk z bossami. I na tym skończyły się jakiekolwiek zmiany, pomijając oczywiście, że modele i tekstury są teraz wyraźniejsze i bardziej szczegółowe. Poboczne planety jak były puste, tak są takie nadal, najwyżej wokół mako pojawią się kępki roślinności.
Samo mako też zmieniło się bardzo niewiele. Nadal jazda nim potrafi być frustrująca. Dodano jedynie tylny dopalacz, co ułatwia wspinaczki na strome zbocza i poprawiono celowanie. Nie ma już potrzeby wyskakiwania z pojazdu aby dobić wrogów i zdobyć trzy razy tyle exp. jak w oryginalnej grze. Teraz zawsze dostaniemy pełne doświadczenie niezależnie od tego czy jesteśmy pieszo, czy w pojeździe.
Ale i tak nie da się zdobyć maksymalnego poziomu postaci przechodząc grę pierwszy raz. Bioware twierdziło, że tak zmodyfikują otrzymywane doświadczenie i awanse, aby było to możliwe, lecz osobiście wykonałem wszystkie questy poboczne, odwiedziłem każdą dostępną planetę i zabiłem grubo ponad tysiąc wrogów, ale zdobyłem jedynie około 520 tysięcy punktów doświadczenia, co pozwoliło mi awansować jedynie na 29 poziom wg, legendarnego systemu, czyli 57 w standardowym systemie. Brakło mi około 100 tysięcy do wbicia maksymalnego poziomu, a to całkiem sporo.
Największych zmian w grze doczekał się jednak system walki, który próbowano jak najbardziej upodobnić do tego z kolejnych odsłon. Zlikwidowano kary do celności broni ze względu na klasy. Teraz nawet adept może korzystać z powodzeniem z karabinu snajperskiego. Po prostu nie rozwinie powiązanej z nim umiejętności, a tym samym nie zdobędzie specjalnej zdolności zabójstwa, które oferuje to szkolenie. Ponadto bronie jednego rodzaju np. pistolety potrafią różnić się między sobą. Niektóre strzelają powolnymi, ale silnymi pociskami, inne oferują lepszą celność, a jeszcze inne otrzymały tryb automatyczny i możliwość strzelania, krótkimi seriami. Trzecią zmianą jest fakt, że wyraźnie zmniejszono wytrzymałość wrogów w porównaniu do wersji klasycznej. Przez większość czasu mój vanguard szedł przez pole bitwy jak burza, dopiero po 20 poziomie wrogowie zrobili się jakby twardsi, ale i tak trudne walki mogę policzyć na palcach jednej ręki. Grałem na poziomie trudności insanity i były to głównie starcia z niektórymi bossami, które nieco zmodyfikowano.
Podsumowując, jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia z serią mass effect to jak najbardziej może kupić to wydanie, bo to nadal jest fantastyczna gra. Jeśli jednak już macie ME w swojej kolekcji to radziłbym się wstrzymać aż cena spadnie do bardziej rozsądnego poziomu, ponieważ wprowadzone zmiany nie są aż tak duże by warto było wydać za ten produkt prawie trzysta złotych.