Jeżeli miałeś obawy, że w “Mass Effect: Legendary Edition” zabraknie przesadnie wulgarnego Wrexa czy Marcina Dorocińskiego próbującego swoich sił w roli dziarskiego komandora Sheparda, to Electronic Arts uspokaja. Odświeżona wersja kosmicznej sagi przywróci klasyczny dubbing, podobny do tego z oryginalnej trylogii. Co to oznacza? Ano to, że będzie on częściowy.
Pierwsza część otrzyma pełną lokalizację, podobnie jak druga – z wyjątkiem dodatków “Lair of the Shadow Broker” i “Arrival”, które nigdy nie zostały oficjalnie przetłumaczone. Dystrybutor w przypadku “Mass Effect 2” zaznacza, że “w niektórych sekwencjach zabraknie dubbingu”, co może oznaczać, że w kwestii tych dodatkowych przygód otrzymamy wyłącznie napisy. “Mass Effect 3”, co specjalnie nie dziwi, otrzyma wyłącznie tłumaczenie kinowe, bo tylko takie pierwotnie się ukazało.
No i niby miło, że zdecydowano się na taki ruch, z całą pewnością ktoś go doceni. Ba, sam jestem zwolennikiem pełnych lokalizacji, ale… no właśnie. Trylogia “Mass Effect” to istny pierdolnik w tej kwestii. W pierwszej części, za którą odpowiadał świętej pamięci CD Projekt, głosu głównemu bohaterowi użycza Marcin Dorociński lub Magdalena Różczka. W drugiej, gdzie pałeczkę przejął Electronic Arts Polska – Łukasz Nowicki albo Agnieszka Kunikowska. W trzeciej – nikt, bo na polski dubbing się w niej nie zdecydowano. Nie wiem, jak Wy, ale trochę to zniechęcające i rujnujące klimat, bo gdy przyzwyczaimy się i polubimy jeden głos, w kolejnej części wręcz musimy zmienić go na inny.
Ech… Trochę szkoda, że polski oddział Electronic Arts nie pokusił się o ujednolicenie cyklu i stworzenie jednego spójnego dubbingu dla wszystkich części – drugiej takiej okazji nie będzie, a fanów serii w kraju jest u nas sporo, więc z całą pewnością taki gest byłby ogromnie doceniony. Wiem jednak, że płonne to marzenia, bo koszty tego przedsięwzięcia są zbędne i raczej by się nie zwróciły. Poza tym – pandemia i utrudniona kwestia wynajęcia odpowiedniego studia nagrań.