Mówiące szpony śmierci z F2 są często postrzegane jako kontrowersyjny temat dla klasycznych graczy Fallouta. Ludzie albo je kochają, albo nienawidzą. Osobiście Goris jest jednym z moich ulubionych towarzyszy z Fallouta 2 i tak naprawdę bardzo lubię gadające szpony śmierci.
Pewna osoba, którą spotkałem jakiś czas temu, powiedziała, że jej roli w grze lepiej spełniłyby super mutanty drugiej generacji. Co o tym myślicie?
W sumie to nie wiem...tyle razy przeszedłem F2, że się do nich przyzwyczaiłem. Z drugiej strony na początku pasowały mi do świata Fallouta jak pięść do nosa. A Gorisa lubię i często zabieram go ze sobą, choć początkowo jest dość słaby i kruchy.
Hm... Z tego co pamiętam Gorisa spotykamy w późniejszym etapie rozgrywki, gdzie wrogowie już nie pierdzielą się w tańcu i strzelają do nas prawdziwym arsenałem. Z drugiej strony, jak nasz zamaskowany towarzysz do takiego podejdzie to już nie ma co zbierać.
Na tankowcu strasznie przydatny ziomek. Dlatego lubię i często mi towarzyszył w przygodach
Też go brałem, ale tak jak piszecie - zabiera się go bardzo późno - wzmacnianie items nie jest możliwe - na pewno jest mniej irytującym towarzyszem niż Vic (jego uwielbiam ale za jego stylówkę).
W ogóle nie podoba mi się wątek gadających szponów śmierci, jest to absurdalne.
"Pewna osoba, którą spotkałem jakiś czas temu, powiedziała, że jej roli w grze lepiej spełniłyby super mutanty drugiej generacji. Co o tym myślicie?"
Ale przyjazne mutanty już są w postaci mieszkańców Broken Hills i Marcusa. Poza tym, super mutanci gadali i byli świadomi już w jedynce, więc to nie byłoby żadne zaskoczenie.