Zanim jednak rzucicie się na mnie z widłami i pochodniami, zaznaczę tylko, że takie wnioski zostały wysnute przez firmę Ecory.
class="lbox">W 2013 roku Parlament Europejski zlecił wspomnianej instytucji stworzenie szczegółowego raportu związanego z piractwem i tego, jak takie działania wpływają na ogólną sprzedaż gier czy filmów. Co ciekawe sprawozdanie zostało ukończone w 2015 roku i pochłonęło 360 tysięcy euro, lecz zostało włożone głęboko do szafy, gdyż spostrzeżenia nie zgadzały się z poglądami lansowanymi przez polityków. Po prostu stwierdzono, że piractwo nie przekłada się w większym stopniu na stopień sprzedaży danego tytułu.
Z raportu wynika, że 1/4 użytkowników nielegalnie pobierających treści, decyduje się potem na zakup danej gry. Najmocniej kuszą ich różnorakie dodatki, jakie potem wypuszczają twórcy. Duży odsetek badanych stwierdził również, że jeżeli produkcja jest naprawdę wciągająca, to nie zastanawiają się długo nad wydaniem pieniędzy i polecają takie działanie swojemu najbliższemu otoczeniu.
Obecnie w Parlamencie Europejskim toczy się dyskusja traktująca o prawach autorskich i nowelizacji ustaw z nimi związanymi. 10 października odbędzie się głosowanie, gdzie politycy będą starali się przeforsować nową reformę. Po tym, jak potraktowano raport firmy Ecory możemy wywnioskować, że politycy nie wezmą sobie raczej do serca wniosków, które niesie on za sobą. Szkoda.