Przygoda 2.1

2604, 24 lipca

więcej o twoim współlokatorze

Spanie to najlepsze co można chyba tutaj robić. Z większością więźniów nie za bardzo jest jak i kiedy rozmawiać (w przeciwieństwie do Rudzika który wydaje się trajkotać cały czas), monotonia bloku F działa co najwyżej irytująco, a to dopiero tydzień... przed tobą jeszcze 152, 3 lata. Za to spanie jest ok i żarcie całkiem niezłe przynajmniej wiesz na co idą pieniądze z twoich podatków. Za to kawa... Gdyby wyjąć fusy po twojej normalnej z biodegradatora i je ponownie zaparzyć pewnie by lepiej smakowały. Zaczynasz się zastanawiać czy polskie więziennictwo nie uleczy cię z jednego z twoich uzależnień... Jeśli chodzi o fajki to możesz palić ile chcesz będzie to potrącane z twojej 'więziennej' pensji którą dostajesz za robotę w przywięziennym zakładzie opakowań tekturowych.


Budzi cię nieznośne skrzypienie pryczy nad twoją głowę. Najwidoczniej Rudzik właśnie się ocknął i gramoląc się w łóżku przy okazji cię obudził. Zza małego zakratowanego okienka (przy którym stoi twoje drzewko, uprzednio oczywiście prześwietlone) widzisz bladoniebieskie niebo, najwyraźniej musi być jeszcze nieprzyzwoicie wcześnie...

- Hej Davie! - słyszysz głos rudego po czym widzisz jego gębę szczerzącą się do ciebie z górnej pryczy. - No chyba nie będziesz się na mnie boczył ciągle, skąd miałem wiedzieć, ze te sukinsyny są podstawione. Na przyszłość trzeba będzie się samemu zająć towarem, a nie prztykać się ze wspólnikami. Nooo, może nie trafiliśmy najlepiej ale i tak tu jest więcej miejsca niż w szoferce Argusa, a przynajmniej zmywać nie trzeba i garrobot (rodzaj automatycznej kuchenki) nie psuje się co drugi dzień. Nooo, Davie może zakurzymy z rana co? - Wyciąga do ciebie paczkę podwójnie filtrowanych z samozapalaczem.
- Wiesz, która jest godzina? - patrzę na niego z rządzą mordu w oczach. - Daj mi spać. Poza tym, nie mam ochoty cię dalej znać... Czemu ja dałem się namówić na coś tak idiotycznego... powinienem przewidziec, że ten twój 'świetny' plan... - odwracam się do ściany i naciągam koc na głowę, mrucząc pod nosem litanię przekleństw.
Opis celi: Pomieszczenie 3x3m, w jednym narożników drzwiczki prowadzące do ustępu z umywalką (tak, tak cela przypomina tą z seksmisji ). Jedna prycza dwukondygnacyjna, stolik i dwa krzesła przymocowane do podłogi. Małe zakratowane okno na wysokości okolo 2m. Światło z góry z półprzeźroczystego sufitu, gaszone o 21. Poza tym 2 pólki na ścianach na których macie trochę osobistych drobiazgów.

- E Davie nie przeginaj. Razem, żeśmy wszystko planowali, pewnie, pomysł był mój ale już ci mówiłem skąd miałem wiedzieć, ze tych dwóch sukinkotów było z policji. Nie masz się za co na mnie wściekać, zwłaszcza teraz jak mamy ze sobą tyle wytrzymać. To prawie tak jak wtedy kiedy dryfowaliśmy na jałowym biegu z transportem, czekaj co my wtedy mieliśmy na budzie? Transport artykułów gumowych? Jak tylko to sobie przypomnę to chce mi się śmiać. Dwóch gości zamkniętych w metalowej puszcze na 3 miesiące, a w kontenerach zapewne transport gumowych kaczuszek. Ha! A tutaj przynajmniej klima działa i nie cuchnie...* - chwila ciszy - I wiesz co? Nie mam pieprzonego pojęcia która jest godzina! I to jest w tym miejscu właśnie piękne. - zeskakuje z pryczy, znowu to skrzypienie, i zaczyna się przeciągać. - Zero problemów i zero zmartwień. Noo, Davie wstawaj, odpalę ci fajka. - Słyszysz jak pociera o ścianę papierosem (tak się je zapala, trochę jak dzisiaj niektóre zapałki), po chwili zaczynasz czuć słodki zapach tytoniu...


*(Poza tym dostaliście wtedy niezłę kwotę za tą całą przygodę. Okazało się, ze przewoźnik zlekceważył sobie usterkę w silniku i nie zapewnił wam sprawnych lodówek (komór hibernacyjnych w których w razie awarii statku piloci powinni zapaść w sen i oczekiwać na przybycie pomocy). Sąd bezsprzecznie orzekł, że te 3 miesiące należy traktować jak nadgodziny.)
Wydaję z siebie ciche burknęcie. Po chwili namysłu ściągam koc z głowy, odwracam się w stronę Rudzika i podnoszę się do pozycji siedzącej.
- Wiesz, za cholerę nie mogę wyjśc z podziwu dla ciebie... albo po prostu nie rozumiem całego twojego optymizmu... Skoro sam zapaliłeś, to daj jednego. - wyciągam rękę przed siebie, wystawiając dłoń po papierosa.
- Zaciągniesz się parę razy i zobaczysz, ze świat jest dużo lepszy - mówi podajac ci zapalonego papierosa - i wiesz co? Powiem ci co czuję. A czuję, że wyjdziemy stąd bardzo szybko. Niedługo wyrusza Zygmunt III-K do układu Hettalusa. Czaisz? Będą potrzebowali każdego wolnego pilota by załadować ten cały złom na niego. Nim sie obejrzymy ktoś w końcu wpłaci za nas kaucje i weźmie jeszcze do roboty. Piloci III kategorii nie rosną na drzewach. Owszem, będą nam pewnie patrzyć na ręce i polatamy z pół roku za jakąś śmieszną stawkę ale siedzieć długo tutaj nie będziemy. - Siada obok na pryczy i przeciąga sie leniwie raz po raz zaciągając się papierosem.
Patrzę przez parę sekund na papierosa, po czym zaciągam się nim i wypuszczam dym ustami.
- Chciałbym, żeby to co mówisz było prawdą. Chociaż mam cholernie niemiłe wrażenie, że jednak to będzie kolejny niewypał... - wstaję z pryczy i przeciągam się chwilę. - ...Witaj moje drzewko, dobrze ci się spało? - podchodzę do małego okienka, przy którym stoi Bonzai i zaczynam się wpatrywać w roślinkę jak w obrazek.
- Jak tak na ciebie patrzę Davie to kombinuje, że powinni nam dać 3-osobową celę bo ty to zielsko traktujesz lepiej niż większość ludzi - Rudy gasi papierosa i udaje się do 'świątyni dumania'.
- Mówisz to takim głosem, jakbyś miał do mnie jakieś pretensje. Traktuję ją lepiej, bo na to zasługuje... w przeciwieństwie do niektórych ludzi... - zaciągam się się papierosem i odwracając głowę w lewą stronę wypuszczam dym ustami. - ... Przynajmniej filtruje nam nieco powietrze. Jest pożyteczna.
- To mogła nam powiedzieć by nie sprzedawać kartonu dendrotyków wartych 350tys. dwóm gliniarzom. Wtedy bym się zgodził, że jest pożyteczna. - dobiega cię głos zza drzwiczek. Po chwili Rudzik wychodzi, chwilę cię obserwuje i wzdycha widząc, ze ciagle obserwujesz swoje drzewko. - Za chwilę powi...

W tym momencie otwierają się drzwi celi.

Lepiej niż szwajcarski zegarek, kurde - Rudzik jest pod wrażeniem.

- Cześć chłopaki! - strażnik z którym zdążyliście się już jako tako poznać najwyraźniej ma głęboko w poważaniu regulamin więzienny. - Chodźcie, idziemy (chcę was zaprowadzić was do stołówki jak co dzień). - Opiera się o framugę i mówi ściszonym głosem - Uważajcie na Azję, podobno wpadliście mu w oko.
Odwracam się w stronę strażnika i obejmuję go całego wzrokiem. Wygląda nieco jakby wypił filiżankę więziennej kawy.
- Mhm, to jest to czego nam trzeba... śniadania. - przerywam na moment, dalej mówię cicho do siebie znużonym tonem. - Informacja do siebie "nie zbliżać się do Azji". - Zaczynam strzelać kośćmi palców.
Patrząc jak wyłamujesz palce strażnik mówi:

- Oj lepiej nie zgrywaj chojraka. Azja moze wyglada nie pozornie ale to jeden z tych skur...kowańców za którymi zawsze stoi paru kwadratów i kilku innych cwaniaków z nożami. Jak co do czego to lepiej dać mu kasy i mieć spokój. A do tego wtedy on bierze pod skrzydła i inne cioty się do was nie dowalą. Ale to takie moje... prywatne zdanie. - Strażnik prowadzi was do stołówki. Zastanawiasz się czy to zawachanie się w głosie nie mogło być przypadkiem potwierdzeniem plotek o tym, że lokalni bonzowie w pace opłacaja niektórych strazników by ci przymykali oko na ich proceder. Dochodzicie do stołówki. Niskie wejście (Rudzik musi się lekko schylić by wejść), wąskie zakratowane wysoko pod sufitem, 4 osobowe stoły rozstawione na przemian.

- To ja poproszę kawior i szampana, - mruczy pod nosem rudy po czym zwraca się co do ciebie - Co robimy z naszym dobroczyńcą Azją? Bo siedzi tam i przygląda sie nam jak wilk owcy.

(odpowiedz, pobranie posiłku i wybranie stolika nalezą do ciebie)

[Dodano po chwili]

(ty się mnie nie produkuj z przeprosinami bo nie ma takiej potrzeby)


Na stołówce nr. II znajduje się około setki stołów ułożonych na przemian (tak jak pola jednego koloru na szachownicy). Stoliki są przymocowane do podłogi, a krzesła są na specjalnych szynach umożliwiających ich przysuwanie i odsuwanie (nie można ich podnieść). Jedna ze ścian przystosowana jest do wyświetlania obrazu, może służyc celom rozrywkowym lub do przekazywania więźniom informacji od kierownictwa zakładu. Po przeciwnej strony natomiast znajduje się 'bufet' czyli lada za którą krzątają się osoby wydające posiłki. Więźniowie mają pewien wybór jeśli chodzi o te ostatnie. Mogą wybrać spośród kilku dań. (w końcu najedzony więzień do spokojny więzień).

Więźniowie są wpuszczani na stołówkę bez kajdanek ani żadnych takich gadżetów. Wychodząc przechodzą przez wykrywacz metalu i skaner który, przynajmniej w teorii, ma uniemożliwić wynoszenie sztućców (by była jasność sztućce wykonane są z tworzywa sztucznego na które napylono troche metalu. Główną ich wadą jest to, że przy niektórych więziennych posiłkach mogą się łatwo... połamać w rękach co mniej delikatnych więźniów). Wokół stołówki na górze biegnie rodzaj balkonu po którym przechodzają się strażnicy. Posiłek trwa 30min, po tym czasie więźniowie muszą opuścić stołówkę.

- Stary co żeś tak zdębiał. Idę zając nam stolik przy oknie z widokiem na morze. - Rudzik jak zwykle nie pozwala by dobry humor go nie opuścił i udaje się pod ścianę 'okienną'. - Przynieś mi co tam mają i kawę do tego, jest zdecydowanie lepsza niż to co nazywaja tu herbatą.

Idąc w stronę bufet mijasz stolik przy którym siedzi 4 azjatów. Jeden z nich, obciety krótka na jeża, przygląda ci się przeżuwając kromkę chleba. Domyślasz się, ze to ten którego zwą Azją. Widzisz, że na lewej stronie twarzy ma rozcięcie, zapewne po nożu. To, że go nie usunął u żadnego lekarza może swiadczyć, ze traktuję to jako swoją wizytówkę...

(te same kwestie co wyżej)
Przechodząc obok azjaty patrzę na niego kątem oka, lecz nie odzywam się do niego. Podchodzę do bufetu i czekam na swoją kolej, aż zostanę obsłużony. Kiedy to następuję mówię do gościa, który stoi za ladą:
- Dwie kawy i... danie dnia. - po wypowiedzeniu dwóch ostatnich słów, facet zaczyna patrzec na mnie jak na głupka. - Uh, cokolwiek. - poprawiam się, nie mając pojęcia, na co Rudzik ma ochotę, tego poranka...
Po chwili podaje mi tacę z dwoma kubkami gorącej kawy i talerz zupy mlecznej. Gdy widzę 'danie' dla Rudzika, uśmiecham się lekko.
Idę spokojnym krokiem w stronę zajętego przez rudego stolika.
Mijając stolik azjatów czujesz na sobie ich wzrok i słyszysz jak przerywaja rozmowę.

Siadasz przed Rudzikiem i podajesz mu jego 'danie'. On, chwilę na nie spogląda i dodaje z przekąsem: Taaa, a grzaneczek z czosneczkiem i jakiegoś rocqueforta nie było? - mimo to nie zamierza dać się pokonać byle zupce i zabiera się do jedzenia. - Co robimy z naszym pieszczochem? Albo się w tobie zakochał albo jest strasznie zdesperowany. Nie wiem co gorsze. Więc jak? Dobijamy targu czy raczej zgrywamy twardzieli? - mówi twardziel Rudzik zajadajac zupkę mleczną .
(oj cicho, nic mi innego do głowy nie przychodziło XD, ale czy to nie dodaje uroku? XD)

Podnoszę kubek do ust i biorę łyk kawy. Paskudna w smaku.
- Jeśli będzie coś od nas chciał, to sam podejdzie i powie. Ja nie mam zamiaru pchac się na niego. - biorę jeszcze jeden łyk, po czym odstawiam kubek na stół, nadal trzymając go w dłoniach. - Smakuje ci zupka? - dodaję po chwili z nutą złośliwości w głosie.
- Pysna, mogę prawie się poczuć jak na tym cholernym transportowcu kaczuszek kiedy garrobot nam nawalił. Też tak świetnie gotowałeś... - Nie pozostaje dłuzny Rudzik po czym wraca do swojego posiłku. Kątem oka zauważasz, ze niektóre osoby wstaja wcześniej od stolików i wychodzą przez drugie drzwi (taka zasada, wchodzi się jednymi, a wychodzi tymi po drugiej stronie sali). Dwóch skośnych wstało również od stolika Azji i wyszło uprzednio skinąwszy głową szefowi.

(z tego co zrozumiałem ty na śniadanie pościsz, a raczej popijasz tylko kawusie)

- Nie wiem jak ty ale ja już skończyłem. Chodźmy rozporostować kości. - Rudzik bierze swój talerz i kubek by wrzucić go do zsypu. - Co ty na to by zasymulować coś? Moze jakieś choróbsko albo biegunke? Nie chce mi się specjalnie dzisiaj zasuwać przy taśmie (produkcyjnej).?

(po śniadaniu więźniowe wychodzą na jakieś 20min na spacerniak. Wychodzą drugimi drzwiami ze stołówki i przechodzą przez fragment hali produkcyjnej by wyjść na powietrze)

(odpowiedz na pytanie, wyjscie ze stolowki do etapu hali produkcyjnej są twoje)
Idę w ślady Rudzika i biorę swój kubek, po czym wyrzucam go do zsypu.
- A gdybym tak zaczął palić 10 paczek (papierosów) dziennie? Może po roku doczekałbym się jakieś fajnej niespodzianki... Cokolwiek chcesz robić, jestem z tobą. - Obaj kierujemy się do drzwi 'wyjściowych' ze stołówki - Ciekawe co by było, gdybyś udawał zawał serca, albo atak epilepsji...
Idziecie skrajem hali która ma około 60m długości. Po lewej stronie znajduje się część produkcyjna gdzie stoją wszystkie potrzebne urządzenia, kadzie, podajniki taśmowe itd. Część ta jest odgrodzona od was siatką (od podlogi do sufitu). Mniej więcej w połowie znajduje się szeroka furtka przez którą normalnie się wchodzi do hali produkcyjnej. Po prawej stronie, na wysokości furtki, znajduje się wnęka gdzie są drzwi prowadzące do szatni i łaźni gdzie normalnie więźniowie się wcześniej przebierają i myją po pracy. Na końcu tego 'korytarza' którym idziecie jest wyjście na spacerniak.

- Rzeczywiście ciekawe. Coś czuje, że oni znają tu takie sztuczki, a ja, bo nie wiem jak ty, nie mam ochoty na standardowe remedium czyli lewatywę najmniejszej ochoty. Ale, wiesz znam taki myk, ojciec jak migał się od woja mi o nim powiedział. Bierzesz kawałek waty...

W tym momencie dwóch mężczyzn wychodzi z dzwi prowadzących do łaźni i zagradza wam droge. Obydwaj to typowe ABS (absolutnie bez szyi), dwa mięśniaki ogolone na łyso i spalone na słońcu. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że mogą być braćmi - w więziennych łachach są całkiem do siebie podobni.
- Prosim. Dodam tylko, że mówię to pierwszy i ostatni raz. - mówi ten po lewej i wskazuje gestem drzwi.

Słyszycie trzaśnięcie drzwiami za sobą. Rzut okiem i widzicie Azję ze swoim kolegą od stołu wchodzących do korytarza.
Po sekundzie zastanowienia odpowiadam:
- No, skoro panowie nalegają...
Niepewnie otwieram drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Słyszę kroki Rudzika, idzie zaraz za mną.
(I prawie tydzień ci to zajęło? Ehhh, odpisze wieczorem)

[Dodano po chwili]

Dwóch goryli wchodzi za wami i zajmuje miejsca obok drzwi. Po chwili do pokoju wchodzi Azja ze swoim przydupasem. Siadają sobie na ławce obserwując was jak stoicie po środku pomieszczenia.

Pomieszczenie jest duże, na ścianach stoją rzędami metalowe zamykane szafki, jedne z drzwi prowadzą pod prysznice.

- Najpierw powiem tylko, żebyście nie robili żadnych głupich numerów. Wiecie, teraz mógłby ten kawałek w którym ci dwaj was leją, a wy dopiero zaczynacie słuchacie. Możemy to pominąc ale toz ależy tylko od was. Nazywają mnie Azja i ja tu mam wpływy. Ze mną jest duże lepiej niż przeciwko mnie. Dacie mi 70% swojej kasy ktorą zarabiacie w pudle, a ja wam zapewnie ochronę. Co wy na to? - odchyla się lekko w tyl przyglądając się wam.

Słyszycie jak jeden z osiłków wyłamuje sobie palce z chrzęstem. Rudzik spogląda na ciebie niepewnie. Z jednej strony wygląda jakby był gotów do bójki, a z drugiej najwyraźniej tobie zostawia decyzje.
← 2.1
Wczytywanie...