no więc... będzie to moje opowiadanie, w które będe co ileśtam czasu wklejać nowe kawałki ... no więc zaczynam babababa dialogi.. dużo dialgów.. ale to może dlatego że ja z natury dużo mówie ....
WSTĘP Droga do Waterdeep. Największego miasta na Wybrzeżu Mieczy. Ścieżką podąża dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna w zbroi paskowej. W ręce dzierży półtoraręczny miecz. Ciszę przecina gwałtowny, piskliwy wrzask. Zza pobliskich krzaków wybiega Niziołek, zauważywszy tęgiego mężczyznę jednym susem chowa się za niego. Ten zdziwiony całą sytuacją robi głupią minę …
- Co jest ?! – jeszcze dziwniejszy kaprys maluje się na jego dostojnej twarzy.
- AAAAAAAAAaaaa…!!!!!! Tam za krzakami jest wielki potwór!!! Dostojny pan mi pomorze?? Proszę!!!..
Dumny rycerz złapał za swój miecz i starając się wyglądać, na jak najmniej przestraszonego odgarnął gałęzie. Ujrzał za nimi groźnie wyglądającego drowa – łowcę. Twarz mu rozpromieniała.
- Chill?! Co ty tu na dziewięć piekieł robisz ?! – wrzasnął Mężczyzna
- Henny?! To ty?! – drow nabrał przyjaźniejszego wyrazu twarzy.
- Stary! Nie miałeś przypadkiem podążać do Doliny Lodowego Wichru?
- Ano.. miałem.. – uśmiechnął się ironicznie
- Mała zmiana planów? Nie ważne stary, gdzie zmierzasz?
- Do Waterdeep..
- A wiesz że ja też ! No to jak idziemy?
Wyszli zza krzaków razem. Szli prosto zalewając się od śmiechu. Henny zupełnie zapomniał o Niziołku, dzięki któremu odnalazł swojego przyjaciela. Ten ich dogonił, zapominając o strachu.
- Eee.. Panowie się znają? – zagadnął nieśmiało...
- I co się głupio pytasz? Chyba widać nie? –Henny przestał się interesować Niziołkiem.
- Ej, ty, a to nie jest ten mały co ja go pogoniłem? – dodał zdziwiony Chill
- No, to on. Zaczepił mnie na drodze, od początku nie zwracałem na niego uwagi, ale tak mnie prosił… to zajrzałem za te krzaki. – popisywał się wojownik.
- Hehehehe – Chill wybuchnął panicznym śmiechem, dołączył się do niego Henny.
- Panowie też idą do Waterdeep? A no to ja się może przyłącz do panów.. Rozumiecie, ja taki mały, panowie tacy duzi, no to tak nam się raźniej zrobi…
- Tobie chyba… - burknął Chill
- A co nam szkodzi… No powiedz.. – powiedział Henny, znany ze swojego miękkiego serca.
- No właśnie, co panom szkodzi! Jestem Tom!
- Phi…
- Ja jestem Saleron, a to jest Chill.
Obrażony drow szedł parę kroków przed kolegami, podczas gdy oni nie zaprzestawali wesoło rozmawiać i podśpiewywać. W końcu nie wytrzymał i dołączył do pobudzonej rozmowy.
ROZDZIAŁ I
Przed oczami trójki „bohaterów” piętrzyły się bramy miasta. Henny i Chill, byli tam po raz pierwszy, więc nic innego, niż podziwianie wielkiego miasta, nie przychodziło im do głowy. Niziołek, mieszkał tam kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, więc trochę trzeźwiej chodził po marmurowych chodnikach.
- Ej… Duże takie to miasto co nie?- udając (nieudolnie zresztą) nieporuszonego widokami wyjąkał Henny.
- Noo.. Tak sobie właśnie patrzę, że takie.. no wiesz.. duże! – z taką samą jak Henny’ego miną wychrząkał drow.
- A gdzie panowie w ogóle zmierzają? – trzeźwym głosem zapytał Tom
- Hmm.. Nie wiem jak kolega, ale ja, pierwsze co chce się wyspać! – wykrzyknął Henny.
- No.. Mi to się też troszeczkę snu się przyda .. – powiedział Chill Był on drowem, mrocznym elfem, ale jak na razie zachowywał się zupełnie jak człowiek. To był jego normalny sposób bycia, jedynie podczas walki zmieniał się nie do poznania…
- Ja proponuje „Karczmę pod ospałą perłą” mają tam całkiem dobra drinki i wygodne pokoje… Prowadzi ją mój dziadek!
- No.. To dobrze! Masz tam u niego jakie zniżki prawda? Bo mój dorobek życiowy, jest jednak trochę szczupły wiesz…- nieśmiało wyszeptał Henny
- Tak, dla takiego dostojnego pana co mi życie uratował to na pewno!- z uśmiechem na twarzy mówił Tomi.
Weszli do karczmy. Za ladą stał tęgi, wąsaty Niziołek. Wokoło pełno upijających się krasnoludów, jak zresztą w każdej karczmie. Pod tym względem Waterdeep niczym się nie wyróżniało…
- Witaj dziadku! – Wykrzyknął Tom, a wszystkie oczy w karczmie zwróciły się ku niemu.
- O.. Tomi.. Dawno cię nie było Waterdeep…- powiedział mężczyzna za ladą.
Tomi podszedł bliżej dziadka, co uczynili również Chill i Henny.
- Widzisz dziadku.. Mam taką pewną sprawę
- O co znów chodzi…
- Widzisz…
--------------------------------------------------
- Jeszcze nie widzę..- powiedział dziadek, a Henny i Chill parsknęli śmiechem.
- Chodzi o to, że ci dwaj panowie.. - wskazał na Chilla i Henny’ego
- Tak?
- Pomogli mi trochę no i obiecałem, że pozwolisz im się u siebie wyspać…
- Nie rozumiem,.. każdemu pozwalam wynająć pokój..
- No.. ale chodzi o to, że za darmo
- Co?! A niech cię Tom! Ty się zawsze w coś wpakujesz! – wybuchnął dziadek
- Ale..
- Dobrze… Dam im pokój. Ale jeżeli jeszcze raz coś takiego się zdarzy Tomaszu.. to nie ręczę za siebie! Panowie podejdźcie… - Henny i Chill wynajęli pokój na trzy dni. Korzystali też z darmowego jedzenia i picia, które oferowała im karczma.
ROZDZIAŁ II
Chill, Henny i Tom szli, przez miasto. Zdążyli się już wszyscy razem polubić. Nawet drow, nie narzekał już na obecność Toma w towarzystwie. Wiele o sobie nawzajem wiedzieli, ale pozostawało jedno gruntowne pytanie… Co dalej? Henny był najemnikiem więc cały czas namawiał, żeby zatrudnić się w jakiejś misji. Chill natomiast zapierał się, że nie służy nikomu innemu, niż tylko sobie.
- Jasne… Ale nie możemy przecież, całe życie mieszkać u dziadka Toma- Nie wytrzymał milczenia Henny.
- No… Raczej nie…- wybąkał drow, po czym szybko dodał – a kto w ogóle powiedział, że dalej musimy trzymać się razem ?!
- No ja na pewno nie! – wybuchnął obrażony najemnik
- Ale panowie… No kto to widział… Tak się obrażać! – chcąc jakoś rozluźnić atmosferę dodał Tom
- Phi – Parsknęli oboje
W tej chwili, do trójki bohaterów podbiegł szlachcic. Było widać, że jest czymś strasznie zdenerwowany
- Panowie! Panowie! – krzyczał, bez większego sensu. Cała trójka patrzyła na niego zdziwionym, trochę nawet drwiącym wzrokiem.
- O co ci w ogóle chodzi, facet…? – zagadał Henny, jako, że był najemnikiem w szlachcicach
widział tylko i wyłącznie możliwość zarobienia.
- Moja córka! Zniknęła! Porwali ją! – zalewając się od łez wykrzykiwał
- Co ty nie powiesz? Wchodzę w to! – wypowiedział Henny, a oczy mu zajaśniały.
- Pomoże mi pan? Naprawdę?
- Ja na pewno, pozostaje tylko problem Chilla i Toma… - błysk w oczach nie ustawał
- Ja też chcę! – skakał Tom
- Ja też mogę iść, ale nikomu nie służę jak coś!
- Jasne… Ale kogo my w ogóle szukamy? – otrzeźwiał nagle Henny
Szlachcic tłumaczył trójce przyjaciół, co się stało. Nie był jeszcze do końca spokojny i nie wszystko dało się zrozumieć. Chodziło mniej więcej o to, że jakaś większa grupka wzgórkowych olbrzymów porwała mu córkę.
ROZDZIAŁ III
- Mi to by się przydała jakaś lepsza broń… - zauważył naglę Chill
- Ja to w ogóle nie mam broni! – dodał z poważną miną Tomi
- No właśnie… Ja nie mam już złota… - zmartwił się Henny
- Ale nie martwcie się! Nie po to łotrzyk w zespole, żeby klepać biedę! – wykrzyknął Tom.
Ruszyli szybkim krokiem, do najbliższego płatnerza. Stał przed sklepem, pochłonięty rozmową z jakimś kapłanem. Plan był prosty. Henny i Chill, mieli zająć rozmową kupca, a Tomi zatroszczy się o resztę. Więc tak zrobili…
- No więc tego… e… - nieprzyzwyczajony do takich sytuacji zacinał się Chill
- Kolega chciał zapytać o drogę! – uratował sytuację Henny
- Dokąd panowie chcą dojść? – zapytał kupiec
- do… do.. Podmroku! Właśnie, do Pomroku! – ta nazwa najszybciej nasunęła się wojownikowi na język.
- Do Podmroku?! Przecież to setki kilometrów stąd! – wykrzyknął zdziwiony mężczyzna
Tomi brał do worka wiele mieczy, tarczy, hełmów, parę łuków… Przy sztyletach zatrzymał się najdłużej. Chciał od razu wybrać odpowiedni dla siebie.
- Więc musicie udać się na wschód. Omijajcie… - kupiec tłumaczył dokładnie całą drogę. Nagle w sklepie rozpostarł się huk. Tom przewrócił przypadkiem dużą zbroję stojącą przy wejściu. Wybiegł pędem ze sklepu.
- Złodziej! Złodziej! – wykrzykiwał właściciel sklepu
- My go złapiemy, niech się pan nie martwi! – krzyknął Chill i złapał Henny’ego ciągnąc go przed siebie. Tom biegł na złamanie karku. Nie można było go wręcz dogonić. Po jakimś czasie jednak zorientował się, że przyjaciele biegną za nim i zwolnił troszeczkę. Cała trójka wpadła do opuszczonej stodoły na skraju Waterdeep.
- Chu, Chu, Co ty w ogóle robisz! – nie mogąc złapać tchu wrzeszczał Henny
Tom położył na podłodze worek, przepełniony różnego rodzaju uzbrojeniem.
- No uzbrajam się na podróż… - rzekł zawstydzony trochę Niziołek
- Pokarz co tam masz… - powiedział Chill i zaczął wyjmować z worka rozmaite zbroje, miecze, hełmy, łuki…
- Jak ty to w ogóle uniosłeś? – powiedział zdziwiony Henny patrząc na wszystkie te rzeczy
- To nie jest jakiś tam zwykły worek… To magiczna torba! Każdy szanujący się złodziej powinien mieć taką…
- Magiczna torba? – zdziwił się Henny
-------------------------------------------------------------------------------
- Tak. Mieści się do niej wiele więcej rzeczy, niż w zwykłym worku, przy czym zachowują jedynie, niewielką część swojej wagi.- mówił drow, przeglądając krótkie miecze i łuki.
Chill uwielbiał walkę dwoma krótkimi mieczami, czasami strzelał z łuku. Z pośród wszystkich rzeczy, drow wybrał dwa takie same miecze. Na obu był wygrawerowany napis „szczęśliwe ostrze”. Nie stanowiło to jednak dla łowcy-Chilla większego znaczenia. Spodobał mu się również długi łuk refleksyjny, więc i go zatrzymał. Henny był wojownikiem, wolał zbroje i półtora ręczne miecze. Złapał jeden z nich, a ten nagle zaczął płonąć. Henny odrzucił go gwałtownie. Miecz zgasł. Trójka przestraszyła się tym zjawiskiem.
- Poczułeś ból? – zapytał przestraszony Tom
- Nie… chyba nie… - niepewnie odpowiadał Henny
- Złap go jeszcze raz. Może jest magiczny. – doradził łowca
Wojownik ostrożnie położył dłoń na rękojeści. Miecz znów zaczął płonąć.
- Na pewno jest magiczny! Czytałem kiedyś o takich mieczach, które gdy trafią na człowieka o podobnej duszy zaczynają wyzwalać ogromną energię… - pouczał pozostałych drow
Dumny, ze swojego odkrycia Henny począł wymachiwać mieczem i się popisywać. .
- Daruj sobie popisy i znajdź może jakąś zbroję co? – drwił łowca
Henny trochę zszedł na ziemię i znalazł ulepszoną zbroję płytową i powęż.
- A ty nic nie wybierasz Tom? – zapytał opierający się o ścianę drow
- Ja to już w sklepie sobie wybrałem – mówiąc te słowa wyciągną mieniący się na złoto sztylet.
- Ładny… - dodał Chill i wszyscy wyszli ze stodoły zostawiając resztę ekwipunku w pomieszczeniu. Ktoś kto to wszystko znajdzie, na pewno będzie bogaty do końca życia…
ROZDZIAŁ IV
Olbrzymy wzgórkowe, kręcą się zazwyczaj koło Kinieji Neverwinter, ta zaś mieści się niedaleko Portu Llast. Trójka przyjaciół postanowi najpierw poszukać tam. Szli już czwarty dzień, przez wybrzeże mieczy. Na jedną noc mieli zamiar zatrzymać się w Neverwinter. Mniej więcej na tyle starczy im złota, podarowanego od dziadka Toma. Jednak miasta na horyzoncie widać nie było. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, a chmury zakrywały słońce. Nie było słychać śpiewu ptaków, ani nigdzie nie było widać zwierząt. W twarze smagał silny, zimny wiatr. Bohaterowie nie byli przygotowani na takie warunki. Trzęśli się z zimna. W najlepszej sytuacji był teraz Henny, którego chroniła przed zimnem ciężka zbroja.
- Myślicie, że to jeszcze daleko do Neverwinter? – zapytał trzęsący się Tom
- Chyba tak… - zawiedzonym głosem dodał Henny
- W takiej sytuacji najrozsądniej byłoby zatrzymać się w jakiejś jaskini…- powiedział zamyślony łowca
- A widzisz tu jakąś? Bo ja, albo jestem ślepy, albo jej tu nie ma! – wykrzyknął Henny
- Chyba jesteś ślepy, popatrz przed siebie… - wskazał na skały piętrzące się przed nimi – Tam na pewno jest jakaś jaskinia… - dodał pełnym nadziei głosem. Ruszyli szybkim krokiem, w stronę skał. Przeciskali się przez ciasne wąwozy i dróżki, aż w końcu znaleźli upragnione schronienie. Nie zastanawiając się zbytnio, czy nie ma w niej jakiegoś lokatora wtargnęli do środka. Myśląc, że jest w pomieszczeniu pusto, pomylili się.
-----------------------------------------
W środku siedział oparty o ścianę krasnolud. Miał długą, rudą brodę. Widać było, że o nią dbał. W oczy rzucała się również zakrwawiona lewa nogawka. Krasnolud rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę przybyszy.
- Co ci się stało? – spytał Henny
- Nie twój interes! Odejdźcie stąd, jeżeli chcecie żyć! – wykrzyknął krasnolud, a Henny gwałtownie się cofnął.
- Czego ty się boisz? Przecież widzisz, że nie jest w stanie walczyć. – z ironią powiedział drow.
- Chcesz się przekonać, że mogę walczyć?! – wrzeszczał ranny.
Tom, nie wdając się w dyskusję wyjął z kieszeni mały flakonik, z turkusową cieczą w środku. Podszedł, do krasnoluda i podał mu buteleczkę.
- Co ty robisz głupcze?! – wrzasnął zirytowany łowca.
- Myślisz, że się nabiorę i wypiję tą truciznę?
- To mikstura, wyleczy pana rany…- mówił beztrosko Tom.
- Nigdy ci nie uwierzę! – wrzasnął grubym głosem krasnolud.
- Jak nie chce, to nic na siłę Tom… - powiedział Henny.
- Ja tam bym go dobił… - dodał drow. Gdy to wypowiedział został obrzucony, dwoma porozumiewawczymi spojrzeniami od kolegów i umilkł. Krasnolud, był nawet zdziwiony całym zjawiskiem. Uzmysłowił sobie, że jeżeli naprawdę by chcieli, zabiliby go, nie bawiąc się w trucizny. W końcu ranny krasnolud nie jest dużym wyzwaniem, dla trzech mężczyzn.
- Podaj mi ten flakonik! – powiedział ranny.
Tom rzucił buteleczkę, która mogła przeżywać ostatnie chwile swojej świetności. Najpierw została do dna opróżniona, a następnie uderzyła w ścianę i rozgryzła się na małe kawałeczki. Krasnolud wstał.
- Jestem Samir…
ROZDZIAŁ V
W jaskini rozpalono ognisko. Zrobiło się ciepło prawie jak w domu. Henny zauważył jednak, że, aby poczuć się jak w domu brakuje mu wygodnego łóżka, kanapy, kominka, jedzenia i paru innych rzeczy. Mimo wszystko, lepsze to, niż spacerowanie, do Neverwinter w tak wstrętną pogodę.
- Tak więc… jednak.. dziękuje za uratowanie mi życia… - nieśmiało, trochę ze wstydem powiedział Samir.
- Jak się tu znalazłeś? – zagadnął opierający się plecami o ścianę jaskini Henny
- Widzisz… podróżuje do Neverwinter. Napadła mnie zgraja troli… byłem ranny więc schroniłem się w tej jaskini. – opowiadał Samir.
- Jednak trole to zmora tych terenów… - zauważył Chill
W jaskini słychać było kropelki deszczu uderzające o skały. Raz po raz słychać było grzmoty burzy. Wędrowcy rozmawiali przez dłuższy czas. Planowali rano wyruszyć dalej. Razem.
Minęła noc. Bohaterowie zgasili ognisko, spakowali się do końca i wyszli. Na zewnątrz witało ich jaskrawe słońce i poranna rosa. Pogoda była zupełnie inna niż wczoraj. Aż miło było iść w ciepłych promieniach wschodzącego słońca.
- Do Neverwinter nie pozostało nam więcej niż dzień drogi… Tak myślę… - powiedział krasnolud.
- Dobrze by było! W Neverwinter zostaniemy jedną noc i wyruszamy dalej. Do Portu Llast. – tłumaczył Henny.
- Ja zostanę w mieście. Po co idziecie aż tak daleko? – pytał Samir
- Mamy odnaleźć córkę jakiegoś zaplutego szlachcica… - odpowiedział z wywyższeniem drow.
Minął dzień drogi. Niebo było ciemne, dochodziła północ. Czworo wędrowców, już zaczynało dostrzegać zarysy murów Neverwinter. Z czasem było je widać coraz wyraźniej, wyraźniej aż można było ich prawie dotknąć. Na uginających się od zmęczenia i ciężaru ekwipunku nogach doszli tylko do najbliższej gospody. Starczyło im siły jedynie, aby poprosić o czteroosobowy pokój. Weszli i runęli jak kłody na łóżka. Przykryli się ciepłą kołderką i… zasnęli.
ROZDZIAŁ VI
Czwórkę przyjaciół obudził głośny huk pobitego szkła. Drow zerwał się gwałtownie i zbiegł schodami w dół do gospody. Zobaczył przewróconego karczmarza i stos pobitych talerzy. W tym momencie doszła trójka zaspanych kolegów. Przecierając oczy i ziewając raz po raz oglądali zjawisko. Wyglądało to swoją drogą dosyć komicznie. Wszyscy wściekli nagłym przebudzeniem wrócili do pokoju.
- Uuuuaaa… tak dobrze spałem – narzekał Henny.
- Jest przedpołudnie. Musimy ustalić co dalej! – stanowczo powiedział Chill
- Ja tu zostaje. Mam rodzinę niedaleko. – zauważył krasnolud.
- My pójdziemy teraz do Portu Llast prawda? – wypytywał poruszony Tom.
- Ja bym najpierw coś zjadł.. – nadal śpiącym głosem dodał Henny.
- No to idziemy na duł. – oznajmił drow i począł kierować się w stronę wyjścia. Tom, Henny i Samir za nim. W karczmie od samego rana (przedpołudnia znaczy się) panował spory ruch. Wszyscy usiedli przy ławie.
- Ty weź coś zamów – powiedział Henny w stronę Niziołka. Tom, zawsze chętny do pomocy począł kierować się w stronę lady. Stanął przy niej i okazało się, że ta o sporo go przerasta.
- Proszę pana.. – powiedział Tom, a karczmarz rozejrzał się wokoło. Nie zauważył łotrzyka.
- Proszę pana!! – powtórzył głośniej. Dało to taki sam skutek, jak przedtem. Przyjaciele rozbawieni byli tą sytuacją. W końcu Henny wstał i poszedł coś zamówić. Poprosił o, jak to ujął „coś dużego i dobrego”. Po niedługim czasie na stole pokazał się wielki, przypieczony indyk, ziemniaki i po kuflu piwa dla każdego.
- To co dokładnie robimy? – zapytał Henny przegryzając duży kawałek mięsa.
- No już ustalone. Idziemy odprowadzić Samira i do Portu Llast. – odrzekł drow.
Po niedługim czasie, ze stołu wszystko zniknęło. Henny poszedł zapłacić, wydając na to wszystkie swoje pieniądze. Wyszli z pomieszczenia. Przed oczami ukazało się potężne miasto. Nie robiło na nich większego wrażenia, bo widzieli Waterdeep. Zresztą, każdy z nich już tu był. Henny wychował się nawet niedaleko, bo w Triboarze.
- Tutaj, musimy się już rozstać. – zauważył Samir
- Tak… - odpowiedział drow
Największą sympatią krasnolud darzył Tom, który właściwie uratował mu życie. Samir wyjął z kieszeni wisiorek, na sznurku. Małą, błyszczącą gwiazdkę. Podał ją Niziołkowi:
- Proszę, tak na pamiątkę…
- Dziękuje. Będę o panu pamiętać! – jak zawsze żwawym głosem powiedział Tom i wszyscy się rozeszli.
ROZDZIAŁ VII
W drużynie, było trochę smutniej niż ostatnio. Szli drogą w milczeniu. Podziwiali imponujące widoki. Ćwierkające ptaki na tle zachodzącego słońca. Nagle z trawy wybiegła gromada goblinów. Było ich na oko, koło dziesiątki. Chill oddalił się trochę i zaczął ostrzeliwać wrogów z łuku. Potworki otoczyły Henny’ego i Toma. Nie były wielkim wyzwaniem. Henny eliminował raz po raz stworzenia. Przybyło posiłki. Wybiegło więcej goblinów. Miały znaczną przewagę liczebną. Nagle z nikąd pojawił się mag. Nastąpił błysk. Wszyscy zostali przeniesieni w piękne miejsce. Nie było już widać żadnych goblinów, ani nie było słychać ich przerażającego pisku.
- Nie mam zamiaru ratować was, przy każdej walce – odrzekł zakapturzony mag.
- Nikt cię o to ni prosił starcze!- Rzekł łowca i splunął pogardliwie.
- Zamknij się Chill! Nie wiesz z kim masz do czynienia! – z dziwnym dla Henny’ego głosem wykrzyknął.
- Widzę, że wiesz. – uśmiechnął się mag. – Jestem jednym z ważniejszych magów na Faerunie
- Jesteś skromny… - powiedział Henny, po czym dodał w stronę przyjaciół – podtrzymuje całe siły magiczne!
Wyraz twarzy drowa, jakby trochę się zmienił. Cofnął się i zapytał:
- Czego od nas chcesz?
- Powiedzmy, że tego dowiecie się z czasem… - powiedział mag, poczym zniknął, zostawiając resztę na tym pustkowiu. Henny i Chill dziwnie się poczuli. Tylko Tom pozostawał niewzruszony, ze swoją beztroską miną na twarzy.
- Czego on w ogóle od nas chce? – pytał drow
- Nie mam zielonego pojęcia… - wdychnął Henny. – Ale on jest bardzo ważną osobą na Faerunie.
- Gdzie on nas w ogóle przeniósł?! Gdzie jesteśmy i gdzie mamy się udać do Portu Llast? – obsypywał kolegów pytaniami Tom
- Nie wiem! – wrzasnął Henny – może się kogoś spytamy..?
- Widzisz kogoś na tym pustkowiu?! Dookoła tylko polana! Dokąd sięga wzrok, sama trawa!
- Dlaczego wrzeszczysz na mnie?! Nie ja nas tu sprowadziłem – wybuchnął Henny
- Ale ty chciałeś się wmieszać w to gówno! – między Chillem, a najemnikiem rozgorzała kłótnia. Na dobre. Tom, nie miał zamiaru tracić czasu na kłótnie. Położył się, na trawie niedaleko i… zasnął. Gdy łowca, i wojownik to zauważyli (a minęło trochę czasu, zanim przestali się zajmować tylko sobą) wściekli się na dobre.
- Tom!!!!!!!! – wrzasnął Henny
Półprzytomny Niziołek przetarł oczy i wstał. Nie minęło dużo czasu i już był rześki jak zwykle. Trójka poszła na przód. Z przodu było widać zieleń, po obu bokach również, także z tyłu sama trawa. Szli już tak z półtora godziny bez żadnego skutku.
- Nie mam zamiaru umrzeć na jakiejś zawszonej łące! – wybuchnął Chill
- To nie umieraj – drwił Henny
- Nie śmiej się głupio tylko pomyśl w jakiej jesteśmy sytuacji. Nie wiemy, ani dokąd idziemy, ani nawet gdzie jesteśmy! – kontynuował drow
- Dlaczego na mnie się wyżywasz?! Wiem o tym doskonale, a o położeniu każdy z nas zdaje sobie sprawę równo…
Zamilkli. W oddali widać było jakby zarysy leśnej chatki. Ledwo było ją widać, ale była to już wielka nadzieja. Rzucili się do biegu jak najszybciej potrafili. Po dłuższym biegu zatrzymali się na drzwiach. Otworzył je drow. W środku napotkali na znajomą twarz. Ten sam zakapturzony mag stał w pokoju…
- Brawo! Zdaliście…
ROZDZIAŁ VIII
- Że co?! – wrzasnął Chill
- Zdaliście… - mag zdjął z głowy kaptur, zasłaniający dotąd prawie całą twarz. Ukazała się podłużna głowa, z grubymi siwymi brwiami. Mag włosów nie posiadał.
- Co zdaliśmy?! – zapytał wojownik
- za pierwszym razem?! Jeszcze nigdy niczego nie zdałem za pierwszyugbuh.. – drow zakrył usta Toma ręką.
- Powtarzam pytanie… - rzekł trochę bardziej spokojny Henny
- Widzisz… Właściwie powinienem powiedzieć widzicie…
Magowie…… - pomyślała teraz cała trójka. Wszyscy chcieli złapać maga za ten jego ! ughh.. Sami nie wiedzą jakim cudem się powstrzymali.
Po dłuuugiej rozmowie dowiedzieli się tyle, że szlachcic to była iluzja, że nikt nikogo nie porwał, że to był test, a świat może być w niebezpieczeństwie, jeżeli odpowiednio szybko nie powstrzyma się rozpowszechniającego się zła.. (trochę to banalne ale co tam -> olaboss)
- Przeniosę was w okolice Doliny Lodowego Wichru. Z stamtąd rozpoczniecie poszukiwania..
- Ale czego?! My nadal nie wiemy czego dokładnie szukać! – zirytował się drow.
- Tego… nie wie nikt… - mag uśmiechnął się, i jak to miał w swym zwyczaju zniknął. Bez słowa. Cała trójka była już w okolicach Easthaven.
- Debil! Mamy go słuchać? – ironizował Henny.
- Myślę, że powinniśmy… - odpowiedział z poważną miną Chill
- Jak chcesz… - dodał Henny i poszedł za oddalającym się powoli łowcą.
- Co panowie chcecie zrobić? – pytał Tom
- Ja tu raczej nie mam nic do powiedzenia… - odparł trochę zły Henny
- Chcę udać się do wioski. Nie wiem, może to jest miasto… W każdym razie zmierzamy do Kuldahar. – odparł bez zastanowienia drow.
- Kuldahar? To nie jest taka mała wiocha niedaleko Easthaven? – zdziwił się Henny
- Mam zamiar dojść dzisiaj wieczorem do Easthaven. Wynajmiemy konie. Zamarzli byśmy gdybyśmy poszli pieszo…
- I tak zamarzniemy! Jeszcze dzisiaj, zanim dojdziemy do Easthaven – wściekł się Henny
- Zamknij się i już chodź! Póki jest jeszcze w miarę ładna pogoda…
Tak. Pogoda była ładna, ale jak na warunki doliny. Mimo wszystko iść się dało. Chociażby z samej ciekawości. Ciekawości co czeka ich w Kuldahar, w Easthaven. Nikt nie spodziewał się, że coś takiego się stanie. Nigdy nie uważali się za ludzi, którzy mogą ocalić świat. Do końca nawet, nie wierzyli w to co mówił mag. Nie wierzyli, albo nie potrafili zrozumieć tego, co może się stać już niedługo…
- Brr… O już widać palisadę ! – zauważył Henny
- Wreszcie! – ucieszył się Tom.
Przeszli przez bramę do małej wioski. Paru porozrzucanych domów na bezkresnych pustkowiach Doliny Lodowego Wichru.
- Wreszcie będę się mógł wyspać… - westchnął Henny
- O tak! – przytaknął mu Tom.
- Zapomnijcie! Bierzemy konie i ruszamy dalej! – zaprzeczył nagle Chill
- Jak to wyruszamy dalej?! – krzyknęli oboje
- Normalnie! Chce jak najszybciej dotrzeć do Kuldahar!
- kto ci powiedział, że będziemy się ciebie słuchać?! – krzyknął znany z porywczości Henny
- Nie każe wam iść ze mną..
- Jeden głupi mag, nagadał ci bzdur i lecisz po całym Faerunie tylko dla niego!
- Robie to, co uważam za słuszne.
W głębi serca wszyscy, tak samo chcieli dowiedzieć się co będzie dalej, więc zawzięli się i poszli za drowem. Nie robili tego tylko dla siebie. Każdy robił coś dla kogoś, nauczyli się już sobie nawzajem pomagać… Poszli do stajni i zamówili trzy konie. Nie mieli pieniędzy, więc zapłacili wisiorkiem, otrzymanym od Samira, który okazał się bardzo cenny. Starczyło im jeszcze na ciepłe rzeczy, którymi mogli się owinąć. Wsiedli na konie. Chcieli już odjeżdżać, ale okazało się, że Tom nie poradzi sobie z koniem. Spadł z niego w śnieg. Henny uśmiechnął się nieznacznie, i wziął Toma na swojego rumaka.
ROZDZIAŁ IX
Robiło się już ciemno, a oni nadal jechali przez przełęcz Kuldahar. Śnieg nie przestawał padać, zasypując bardzo szybko ślady zmarzniętych koni. Z obu stron widać było jedynie skalne ściany. Do połowy były białe od śniegu.
- Mam dość! – wrzasnął na całe gardło najemnik – Mam tego serdecznie dość!
- Zamknij się bo… - drow chciał wypowiedzieć „bo wywołasz lawinę” spóźnił się. Z góry leciały wielkie płaty śniegu.
Pod wpływem ciężaru śniegu obrywały się drzewa wystające trochę ze skał. Henny i Chill pędzili konie, jak tylko mogli. Przestraszone zwierzęta wierzgały. Tom trzymał się Henny’ego z całych sił. Te nie wystarczyły. Niziołek spadł z konia, a ciężki śnieg, już po chwili pogrzebał go żywcem.
- Cholera! Tom! – wrzeszczał wojownik.
- Nie zatrzymuj się, bo i ciebie zasypie! – wrzasnął drow.
- Szlak !!!!!!! – wrzasnął Henny
Dwóch przyjaciół zatrzymało się trochę dalej. Lawina ustała, a spadające skały odcięły drogę powrotu. Oboje nie wierzyli w to co się stało. Martwe ciało Toma, spoczywało teraz, pod górą śniegu i kamieni… Henny patrzył nieprzytomnym wzrokiem w stronę przełęczy.
- Może jeszcze żyje… Musze go znaleźć! – oznajmił wojownik
- Sam nie wierzysz w swoje słowa… Zresztą, może to i lepiej… Tom tylko przeszkadzał – powiedział drow, udając obojętnego. W głębi duszy, strasznie było mu żal Niziołka, płakał nad jego niesprawiedliwym losem. Jednak ani przez chwilę, nie patrzył na Henny’ego, jako na sprawcę śmierci Toma. Była tylko jedna osoba, która tak na niego patrzyła – on sam.
- Nie ma czasu… Chodźmy! Już nic nie da się zrobić… - dodał drow i począł oddalać się wolnym stępem. Henny rzucił ostatnie spojrzenie na to miejsce i równie wolno poszedł za Chillem. Przysiągł sobie, że rozwiąże tą sprawę. Chociażby dla Toma.
- Myślę, że Kuldahar jest tu niedaleko… - zamyślił się drow
- Tak. Minęliśmy już przełęcz więc to gdzieś tu…
- Kurcze. Kto by pomyślał, że tak polubię tego Niziołka… - dodał po chwili Chill
- Chodźmy szybciej Im prędzej będziemy na miejscu tym lepiej. – Zmieniając temat odpowiedział Henny.
Pojechali galopem ku osadzie. Już po chwili byli na miejscu. Prawie nad całą tą wioską spoczywało drzewo. Pień miało gruby na kilkaset metrów, albo Nawet więcej. Wiele domów było pod korzeniami tej rośliny. Zsiedli z koni i przywiązali je w stajni, aby odpoczęły. Zaczepił ich przechodzeń.
- Kim jesteście? – zapytał
- Chill, a to jest Henny – wskazał na zamyślonego towarzysza.
- Po co tu przyszliście w ogóle?
- Nie mamy czasu na gadanie! Odejdź. – powiedział Henny i zrobił groźną minę.
Mieszczanin odszedł. Możliwe, że przestraszył się Henny’ego.
- No, to co teraz robimy? – zapytał wojownik.
- Słyszałem… że jest tu jakiś arcydruid. – odpowiedział Chill
- No, to na co czekamy?
- Nie wiem gdzie mieszka… - zaczerwienił się łowca.
- Nie noo! Mały szczególik! A co tam..
Chill odszedł od Henny’ego i udał się w kierunku grupki dzieci. Wypytał ich mniej więcej o miejsce zamieszkania owego arcydruida. Poszedł według wskazówek, do małego domku, owiniętego w korzenie wielkiego drzewa, prawie całkowicie. Wszedł do środka, za nim Henny. Ujrzeli staruszka w zielonej szacie, który gadał coś do swojego kanarka.
- Widzisz Twity (:]) mówiłem, że do nas przyjdą. – kierował słowa do ptaszka. (nie, nie swojego)
Na schodach ukazała się szczupła elfka o kasztanowych włosach i pełnych ustach. Rzucała się również w oczy blizna na policzku. Mimo niej była bardzo piękna.
- Czego chciałeś? Hej.. Kim są ci dwaj? – powiedziała stanowczym głosem.
- To o nich ci opowiadałem… - powiedział Arundel
- To ci co mają świat uratować?! Po pierwsze i tak w to nie wierzę, po drugie, to nie tak ich sobie wyobrażałam… - spojrzała na dwóch mężczyzn w przemoczonej, brudnej odzieży z zabrudzonymi twarzami. Te słowa cisnęły w ich ego jak zatruta strzała. Wbijała się uporczywie coraz głębiej.
- Jacyś tacy… chudzi, brudni… - zauważyła
- No wiesz! Ratowanie świata nie polega jedynie na dbaniu o swój wygląd!!! – zdenerwował się Chill
- Nie ma co… Przyda wam się porządna kobieta w zespole. – dodała po chwili
ROZDZIAŁ X
Melisa kazała (!) im się umyć i lepiej ubrać. Teraz wyglądali o wiele lepiej. Ich bujne czupryny ładnie układały się na głowie, a sami byli czyściutcy i pachnący. Sama kobieta stała teraz przy drzwiach. Czekała na Chilla i Henny’ego. Dzisiaj mieli wyruszyć. Niedaleko stał też Arundel.
- Nie Noo! To nie ma sensu! Wy macie świat ratować… Klimat się psuje! – syknął druid w stronę Melisy.
- Nie będę się pokazywała razem z dwoma BRUDNYMI barbarzyńcami – oznajmiła – teraz są chociaż czyści….
- Jestem łowcą! – zaprotestował Chill wychylający się zza cienia
- Henny… Szlachetny wojownik, na co dzień zajmuje się ratowaniem niewinnych niewiast, w nocy… Eee.. robie inne rzeczy z tymi niewiastami () – przedstawił się wojownik.
- Phi! – parsknęła Melisa
- No to może wyruszycie…. – zauważył wreszcie arcydruid, który miał już serdecznie dosyć tej rozmowy.
Drow zdziwił się, czy chce go zabić? Co jest? Kobieta przykucnęła i nasłuchiwała. PO chwili rozległy się piski i przerażające krzyki!
- Lodowe trolle!!! – krzyknęła.
- Cholera! – syknął Henny i wyjął magiczny miecz z pochwy. Ogień rozbłysnął, co zwróciło uwagę Melisy. Spojrzała tylko kontem oka na magiczną broń i schowała się za skałą, by nie być w pierwszej chwili widoczną dla nadchodzących trolli. Henny zrobił podobnie. Drow natomiast chwycił za swój powieszony na ramieniu łuk i wspiął się na pobliski świerk. Zwinnie wszedł na prawie sam czubek, jednocześnie dbał by być na pierwszy rzut oka niewidocznym.
- Są już blisko, będziemy walczyć w zwarciu. – szepnęła elfka. Henny tylko przytaknął. Zza zakrętu wysypali się przeciwnicy. Około sześciu lodowych troli natarło na drużynę. Pierwszy ruch należał do Chilla. Napiął cięciwę łuku i bezbłędnie wymierzył strzał trafiając jednemu z trolli w oko. Ten zawył i złapał strzałę uwięzioną w jego oczodole. Pozostała piątka zaczęła szarżować w stronę świerku.
- Może się ruszycie!!! – wrzasnął z czubka drzewa drow. To obudziło obserwujących zza skały wojowników. Rzucili się na wroga, zapominając o jakichkolwiek umowach. Henny rozprawiał się z dwoma trollami. Nie było to jednak takie proste w ciężkiej zbroi i z również dużo ważącym mieczem. Jeden z wrogów trafił go boleśnie w okolice żeber, lecz najemnik odwdzięczył się mocnym trafieniem w kolano.
***
Chill trzymał się kurczowo jednej z gałęzi, podczas gdy troll trząsł drzewem. Nie było tu raczej czasu na celowanie z łuku, więc łowca raz po raz rzucał strzałami ręką na oślep. Jedna dziwnym trafem wbiła się potworowi w oko. Zaczął się czołgać po ziemi trzymając ręką krwawiący oczodół. Wykorzystując to drow zeskoczył z drzewa na lodowe plecy potwora. Ten wygiął się z bólu po czym upadł bezwładnie z wbitym w kark krótkim mieczem.
***
Po dolinie rozległ się wrzask wściekłej elfki. Jej dwa sejmitary wirowały w powietrzu kalecząc oszołomionego trolla. Nie były to jednak rany głębokie, tylko lekkie zadrapania na ogromnym cielsku potwora. Jednak Melisa nie należała do osób szybko poddających się. Podskoczyła i wbiła jeden z sejmitarów w lodowe ramie wroga, ten jęknął z bólu lecz odwdzięczył się kopniakiem w brzuch który odrzucił kobietę parę metrów w tył.
***
Łowca splunął z pogardą w stronę trolla po czym zabrał się do wyciągania broni z ciała. Usłyszał jednak jęk kobiety i rzucił się na ratunek, uznając to za odpowiednią reakcje prawdziwego dżentelmena. Którym nawiasem mówiąc stał się dosyć niedawno, bo w tej chwili. Pomijając jednak takie szczegóły rzucił się na trolla. Nie ucieszyło to za bardzo Melisy, która uważała się za kobietę samowystarczalną. Wstała, nadal trzymając się za brzuch i dołączyła do walki. Troll pod naporem dwojga wyszkolonych łowców
***
Henny ledwo uniknął ciosu wymierzonego przez trolla z jednej strony, po czym był zmuszony sparować następny, zadany przez drugiego wroga… Sytuacja nie była zbyt korzystna, bo wojownik nie zdążył jeszcze zadać ciosu a już był zmuszony do uniku. Henny opadł na ziemie i kopną jednego z wrogów obcasem buta w podbródek (jeżeli tak to można nazwać u trolla ), natychmiast odwrócił się i pchnął palącym mieczem drugiego z trolli. Ogień zaczarowanego miecza Henny’ego nie korzystnie działał na lodowe ciała potworów. Nagle od tyłu pojawili się kompani. Melisa przewróciła trolla, a Henny przebił czaszkę potwora. Chill z chichotem na twarzy wbił miecz w ciało ostatniego wroga, po czym dla nie wiadomej dla nikogo przyczyny zrobił to ponownie. Kopnął trolla w głowę i odszedł.
ROZDZIAŁ XI
Nadchodziła noc. Ciemne niebo wisiało nisko nad pokrytym śniegiem horyzontem. Księżyc świecił jasnym światłem, a wokół niego migotały gwiazdy. W oddali migotało ognisko, obóz rozbity przez trojga przyszłych zbawicieli ludzkości. Iskry przyjaźnie strzelały obdarzając to miejsce ciepłem. Miłą odmianom było siedzieć teraz przy ciepłym ogniu, po długim dniu wędrówki i trudnej walce.
- Chill… - zaczęła niepewnie Melisa, nie wiedząc czy powinna poruszać ten temat – jesteś elfem, mrocznym elfem prawda?
- Najwidoczniej… - drow uśmiechną się z ironią, przypominając sobie ciemne tunele Podmroku i swoje ojczyste miasto - Ched Nasad – ale tylko z wyglądu…
- Nie wyobrażasz sobie co ja z nim przeżyłem! – wtrącił się Henny, próbując rozładować jakoś nieprzyjemną atmosferę, którą mroczny elf stworzył przypominając sobie „poprzednie” życie.
- Jak znalazłeś się na powierzchni? – nie dawała za wygraną elfka
- Zgubili mnie podczas wyprawy na powierzchnie – powiedział sarkastycznie Chill, po czym przykrył się czymś w rodzaju kołdry i oparł o pień drzewa.
- Jak do tego doszło? – zapytała zdziwiona elfka
- To długa historia, zbyt długa… Czeka nas jutro ciężki dzień – burknął drow i obrócił się na bok, udając sen.
- Nie dziw mu się – powiedział cicho Henny i również położył się spać.
- Zbyt długa… - powtórzyła do siebie półgłosem Melisa wpatrując się w ogień.
Słońce wschodziło już nad drogą do doliny cieni. Słychać było gdzieniegdzie urywany śpiew ptaka. Ogólnie przyroda budziła się do życia. Chill siedział wpatrując się w ognistą kule leniwie wspinającą się coraz wyżej na niebie. Drow zastanawiał się co przyniesie następny dzień. Tak jak kiedyś, gdy pierwszy raz został na powierzchni.
WSTĘP Droga do Waterdeep. Największego miasta na Wybrzeżu Mieczy. Ścieżką podąża dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna w zbroi paskowej. W ręce dzierży półtoraręczny miecz. Ciszę przecina gwałtowny, piskliwy wrzask. Zza pobliskich krzaków wybiega Niziołek, zauważywszy tęgiego mężczyznę jednym susem chowa się za niego. Ten zdziwiony całą sytuacją robi głupią minę …
- Co jest ?! – jeszcze dziwniejszy kaprys maluje się na jego dostojnej twarzy.
- AAAAAAAAAaaaa…!!!!!! Tam za krzakami jest wielki potwór!!! Dostojny pan mi pomorze?? Proszę!!!..
Dumny rycerz złapał za swój miecz i starając się wyglądać, na jak najmniej przestraszonego odgarnął gałęzie. Ujrzał za nimi groźnie wyglądającego drowa – łowcę. Twarz mu rozpromieniała.
- Chill?! Co ty tu na dziewięć piekieł robisz ?! – wrzasnął Mężczyzna
- Henny?! To ty?! – drow nabrał przyjaźniejszego wyrazu twarzy.
- Stary! Nie miałeś przypadkiem podążać do Doliny Lodowego Wichru?
- Ano.. miałem.. – uśmiechnął się ironicznie
- Mała zmiana planów? Nie ważne stary, gdzie zmierzasz?
- Do Waterdeep..
- A wiesz że ja też ! No to jak idziemy?
Wyszli zza krzaków razem. Szli prosto zalewając się od śmiechu. Henny zupełnie zapomniał o Niziołku, dzięki któremu odnalazł swojego przyjaciela. Ten ich dogonił, zapominając o strachu.
- Eee.. Panowie się znają? – zagadnął nieśmiało...
- I co się głupio pytasz? Chyba widać nie? –Henny przestał się interesować Niziołkiem.
- Ej, ty, a to nie jest ten mały co ja go pogoniłem? – dodał zdziwiony Chill
- No, to on. Zaczepił mnie na drodze, od początku nie zwracałem na niego uwagi, ale tak mnie prosił… to zajrzałem za te krzaki. – popisywał się wojownik.
- Hehehehe – Chill wybuchnął panicznym śmiechem, dołączył się do niego Henny.
- Panowie też idą do Waterdeep? A no to ja się może przyłącz do panów.. Rozumiecie, ja taki mały, panowie tacy duzi, no to tak nam się raźniej zrobi…
- Tobie chyba… - burknął Chill
- A co nam szkodzi… No powiedz.. – powiedział Henny, znany ze swojego miękkiego serca.
- No właśnie, co panom szkodzi! Jestem Tom!
- Phi…
- Ja jestem Saleron, a to jest Chill.
Obrażony drow szedł parę kroków przed kolegami, podczas gdy oni nie zaprzestawali wesoło rozmawiać i podśpiewywać. W końcu nie wytrzymał i dołączył do pobudzonej rozmowy.
ROZDZIAŁ I
Przed oczami trójki „bohaterów” piętrzyły się bramy miasta. Henny i Chill, byli tam po raz pierwszy, więc nic innego, niż podziwianie wielkiego miasta, nie przychodziło im do głowy. Niziołek, mieszkał tam kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, więc trochę trzeźwiej chodził po marmurowych chodnikach.
- Ej… Duże takie to miasto co nie?- udając (nieudolnie zresztą) nieporuszonego widokami wyjąkał Henny.
- Noo.. Tak sobie właśnie patrzę, że takie.. no wiesz.. duże! – z taką samą jak Henny’ego miną wychrząkał drow.
- A gdzie panowie w ogóle zmierzają? – trzeźwym głosem zapytał Tom
- Hmm.. Nie wiem jak kolega, ale ja, pierwsze co chce się wyspać! – wykrzyknął Henny.
- No.. Mi to się też troszeczkę snu się przyda .. – powiedział Chill Był on drowem, mrocznym elfem, ale jak na razie zachowywał się zupełnie jak człowiek. To był jego normalny sposób bycia, jedynie podczas walki zmieniał się nie do poznania…
- Ja proponuje „Karczmę pod ospałą perłą” mają tam całkiem dobra drinki i wygodne pokoje… Prowadzi ją mój dziadek!
- No.. To dobrze! Masz tam u niego jakie zniżki prawda? Bo mój dorobek życiowy, jest jednak trochę szczupły wiesz…- nieśmiało wyszeptał Henny
- Tak, dla takiego dostojnego pana co mi życie uratował to na pewno!- z uśmiechem na twarzy mówił Tomi.
Weszli do karczmy. Za ladą stał tęgi, wąsaty Niziołek. Wokoło pełno upijających się krasnoludów, jak zresztą w każdej karczmie. Pod tym względem Waterdeep niczym się nie wyróżniało…
- Witaj dziadku! – Wykrzyknął Tom, a wszystkie oczy w karczmie zwróciły się ku niemu.
- O.. Tomi.. Dawno cię nie było Waterdeep…- powiedział mężczyzna za ladą.
Tomi podszedł bliżej dziadka, co uczynili również Chill i Henny.
- Widzisz dziadku.. Mam taką pewną sprawę
- O co znów chodzi…
- Widzisz…
--------------------------------------------------
- Jeszcze nie widzę..- powiedział dziadek, a Henny i Chill parsknęli śmiechem.
- Chodzi o to, że ci dwaj panowie.. - wskazał na Chilla i Henny’ego
- Tak?
- Pomogli mi trochę no i obiecałem, że pozwolisz im się u siebie wyspać…
- Nie rozumiem,.. każdemu pozwalam wynająć pokój..
- No.. ale chodzi o to, że za darmo
- Co?! A niech cię Tom! Ty się zawsze w coś wpakujesz! – wybuchnął dziadek
- Ale..
- Dobrze… Dam im pokój. Ale jeżeli jeszcze raz coś takiego się zdarzy Tomaszu.. to nie ręczę za siebie! Panowie podejdźcie… - Henny i Chill wynajęli pokój na trzy dni. Korzystali też z darmowego jedzenia i picia, które oferowała im karczma.
ROZDZIAŁ II
Chill, Henny i Tom szli, przez miasto. Zdążyli się już wszyscy razem polubić. Nawet drow, nie narzekał już na obecność Toma w towarzystwie. Wiele o sobie nawzajem wiedzieli, ale pozostawało jedno gruntowne pytanie… Co dalej? Henny był najemnikiem więc cały czas namawiał, żeby zatrudnić się w jakiejś misji. Chill natomiast zapierał się, że nie służy nikomu innemu, niż tylko sobie.
- Jasne… Ale nie możemy przecież, całe życie mieszkać u dziadka Toma- Nie wytrzymał milczenia Henny.
- No… Raczej nie…- wybąkał drow, po czym szybko dodał – a kto w ogóle powiedział, że dalej musimy trzymać się razem ?!
- No ja na pewno nie! – wybuchnął obrażony najemnik
- Ale panowie… No kto to widział… Tak się obrażać! – chcąc jakoś rozluźnić atmosferę dodał Tom
- Phi – Parsknęli oboje
W tej chwili, do trójki bohaterów podbiegł szlachcic. Było widać, że jest czymś strasznie zdenerwowany
- Panowie! Panowie! – krzyczał, bez większego sensu. Cała trójka patrzyła na niego zdziwionym, trochę nawet drwiącym wzrokiem.
- O co ci w ogóle chodzi, facet…? – zagadał Henny, jako, że był najemnikiem w szlachcicach
widział tylko i wyłącznie możliwość zarobienia.
- Moja córka! Zniknęła! Porwali ją! – zalewając się od łez wykrzykiwał
- Co ty nie powiesz? Wchodzę w to! – wypowiedział Henny, a oczy mu zajaśniały.
- Pomoże mi pan? Naprawdę?
- Ja na pewno, pozostaje tylko problem Chilla i Toma… - błysk w oczach nie ustawał
- Ja też chcę! – skakał Tom
- Ja też mogę iść, ale nikomu nie służę jak coś!
- Jasne… Ale kogo my w ogóle szukamy? – otrzeźwiał nagle Henny
Szlachcic tłumaczył trójce przyjaciół, co się stało. Nie był jeszcze do końca spokojny i nie wszystko dało się zrozumieć. Chodziło mniej więcej o to, że jakaś większa grupka wzgórkowych olbrzymów porwała mu córkę.
ROZDZIAŁ III
- Mi to by się przydała jakaś lepsza broń… - zauważył naglę Chill
- Ja to w ogóle nie mam broni! – dodał z poważną miną Tomi
- No właśnie… Ja nie mam już złota… - zmartwił się Henny
- Ale nie martwcie się! Nie po to łotrzyk w zespole, żeby klepać biedę! – wykrzyknął Tom.
Ruszyli szybkim krokiem, do najbliższego płatnerza. Stał przed sklepem, pochłonięty rozmową z jakimś kapłanem. Plan był prosty. Henny i Chill, mieli zająć rozmową kupca, a Tomi zatroszczy się o resztę. Więc tak zrobili…
- No więc tego… e… - nieprzyzwyczajony do takich sytuacji zacinał się Chill
- Kolega chciał zapytać o drogę! – uratował sytuację Henny
- Dokąd panowie chcą dojść? – zapytał kupiec
- do… do.. Podmroku! Właśnie, do Pomroku! – ta nazwa najszybciej nasunęła się wojownikowi na język.
- Do Podmroku?! Przecież to setki kilometrów stąd! – wykrzyknął zdziwiony mężczyzna
Tomi brał do worka wiele mieczy, tarczy, hełmów, parę łuków… Przy sztyletach zatrzymał się najdłużej. Chciał od razu wybrać odpowiedni dla siebie.
- Więc musicie udać się na wschód. Omijajcie… - kupiec tłumaczył dokładnie całą drogę. Nagle w sklepie rozpostarł się huk. Tom przewrócił przypadkiem dużą zbroję stojącą przy wejściu. Wybiegł pędem ze sklepu.
- Złodziej! Złodziej! – wykrzykiwał właściciel sklepu
- My go złapiemy, niech się pan nie martwi! – krzyknął Chill i złapał Henny’ego ciągnąc go przed siebie. Tom biegł na złamanie karku. Nie można było go wręcz dogonić. Po jakimś czasie jednak zorientował się, że przyjaciele biegną za nim i zwolnił troszeczkę. Cała trójka wpadła do opuszczonej stodoły na skraju Waterdeep.
- Chu, Chu, Co ty w ogóle robisz! – nie mogąc złapać tchu wrzeszczał Henny
Tom położył na podłodze worek, przepełniony różnego rodzaju uzbrojeniem.
- No uzbrajam się na podróż… - rzekł zawstydzony trochę Niziołek
- Pokarz co tam masz… - powiedział Chill i zaczął wyjmować z worka rozmaite zbroje, miecze, hełmy, łuki…
- Jak ty to w ogóle uniosłeś? – powiedział zdziwiony Henny patrząc na wszystkie te rzeczy
- To nie jest jakiś tam zwykły worek… To magiczna torba! Każdy szanujący się złodziej powinien mieć taką…
- Magiczna torba? – zdziwił się Henny
-------------------------------------------------------------------------------
- Tak. Mieści się do niej wiele więcej rzeczy, niż w zwykłym worku, przy czym zachowują jedynie, niewielką część swojej wagi.- mówił drow, przeglądając krótkie miecze i łuki.
Chill uwielbiał walkę dwoma krótkimi mieczami, czasami strzelał z łuku. Z pośród wszystkich rzeczy, drow wybrał dwa takie same miecze. Na obu był wygrawerowany napis „szczęśliwe ostrze”. Nie stanowiło to jednak dla łowcy-Chilla większego znaczenia. Spodobał mu się również długi łuk refleksyjny, więc i go zatrzymał. Henny był wojownikiem, wolał zbroje i półtora ręczne miecze. Złapał jeden z nich, a ten nagle zaczął płonąć. Henny odrzucił go gwałtownie. Miecz zgasł. Trójka przestraszyła się tym zjawiskiem.
- Poczułeś ból? – zapytał przestraszony Tom
- Nie… chyba nie… - niepewnie odpowiadał Henny
- Złap go jeszcze raz. Może jest magiczny. – doradził łowca
Wojownik ostrożnie położył dłoń na rękojeści. Miecz znów zaczął płonąć.
- Na pewno jest magiczny! Czytałem kiedyś o takich mieczach, które gdy trafią na człowieka o podobnej duszy zaczynają wyzwalać ogromną energię… - pouczał pozostałych drow
Dumny, ze swojego odkrycia Henny począł wymachiwać mieczem i się popisywać. .
- Daruj sobie popisy i znajdź może jakąś zbroję co? – drwił łowca
Henny trochę zszedł na ziemię i znalazł ulepszoną zbroję płytową i powęż.
- A ty nic nie wybierasz Tom? – zapytał opierający się o ścianę drow
- Ja to już w sklepie sobie wybrałem – mówiąc te słowa wyciągną mieniący się na złoto sztylet.
- Ładny… - dodał Chill i wszyscy wyszli ze stodoły zostawiając resztę ekwipunku w pomieszczeniu. Ktoś kto to wszystko znajdzie, na pewno będzie bogaty do końca życia…
ROZDZIAŁ IV
Olbrzymy wzgórkowe, kręcą się zazwyczaj koło Kinieji Neverwinter, ta zaś mieści się niedaleko Portu Llast. Trójka przyjaciół postanowi najpierw poszukać tam. Szli już czwarty dzień, przez wybrzeże mieczy. Na jedną noc mieli zamiar zatrzymać się w Neverwinter. Mniej więcej na tyle starczy im złota, podarowanego od dziadka Toma. Jednak miasta na horyzoncie widać nie było. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, a chmury zakrywały słońce. Nie było słychać śpiewu ptaków, ani nigdzie nie było widać zwierząt. W twarze smagał silny, zimny wiatr. Bohaterowie nie byli przygotowani na takie warunki. Trzęśli się z zimna. W najlepszej sytuacji był teraz Henny, którego chroniła przed zimnem ciężka zbroja.
- Myślicie, że to jeszcze daleko do Neverwinter? – zapytał trzęsący się Tom
- Chyba tak… - zawiedzonym głosem dodał Henny
- W takiej sytuacji najrozsądniej byłoby zatrzymać się w jakiejś jaskini…- powiedział zamyślony łowca
- A widzisz tu jakąś? Bo ja, albo jestem ślepy, albo jej tu nie ma! – wykrzyknął Henny
- Chyba jesteś ślepy, popatrz przed siebie… - wskazał na skały piętrzące się przed nimi – Tam na pewno jest jakaś jaskinia… - dodał pełnym nadziei głosem. Ruszyli szybkim krokiem, w stronę skał. Przeciskali się przez ciasne wąwozy i dróżki, aż w końcu znaleźli upragnione schronienie. Nie zastanawiając się zbytnio, czy nie ma w niej jakiegoś lokatora wtargnęli do środka. Myśląc, że jest w pomieszczeniu pusto, pomylili się.
-----------------------------------------
W środku siedział oparty o ścianę krasnolud. Miał długą, rudą brodę. Widać było, że o nią dbał. W oczy rzucała się również zakrwawiona lewa nogawka. Krasnolud rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę przybyszy.
- Co ci się stało? – spytał Henny
- Nie twój interes! Odejdźcie stąd, jeżeli chcecie żyć! – wykrzyknął krasnolud, a Henny gwałtownie się cofnął.
- Czego ty się boisz? Przecież widzisz, że nie jest w stanie walczyć. – z ironią powiedział drow.
- Chcesz się przekonać, że mogę walczyć?! – wrzeszczał ranny.
Tom, nie wdając się w dyskusję wyjął z kieszeni mały flakonik, z turkusową cieczą w środku. Podszedł, do krasnoluda i podał mu buteleczkę.
- Co ty robisz głupcze?! – wrzasnął zirytowany łowca.
- Myślisz, że się nabiorę i wypiję tą truciznę?
- To mikstura, wyleczy pana rany…- mówił beztrosko Tom.
- Nigdy ci nie uwierzę! – wrzasnął grubym głosem krasnolud.
- Jak nie chce, to nic na siłę Tom… - powiedział Henny.
- Ja tam bym go dobił… - dodał drow. Gdy to wypowiedział został obrzucony, dwoma porozumiewawczymi spojrzeniami od kolegów i umilkł. Krasnolud, był nawet zdziwiony całym zjawiskiem. Uzmysłowił sobie, że jeżeli naprawdę by chcieli, zabiliby go, nie bawiąc się w trucizny. W końcu ranny krasnolud nie jest dużym wyzwaniem, dla trzech mężczyzn.
- Podaj mi ten flakonik! – powiedział ranny.
Tom rzucił buteleczkę, która mogła przeżywać ostatnie chwile swojej świetności. Najpierw została do dna opróżniona, a następnie uderzyła w ścianę i rozgryzła się na małe kawałeczki. Krasnolud wstał.
- Jestem Samir…
ROZDZIAŁ V
W jaskini rozpalono ognisko. Zrobiło się ciepło prawie jak w domu. Henny zauważył jednak, że, aby poczuć się jak w domu brakuje mu wygodnego łóżka, kanapy, kominka, jedzenia i paru innych rzeczy. Mimo wszystko, lepsze to, niż spacerowanie, do Neverwinter w tak wstrętną pogodę.
- Tak więc… jednak.. dziękuje za uratowanie mi życia… - nieśmiało, trochę ze wstydem powiedział Samir.
- Jak się tu znalazłeś? – zagadnął opierający się plecami o ścianę jaskini Henny
- Widzisz… podróżuje do Neverwinter. Napadła mnie zgraja troli… byłem ranny więc schroniłem się w tej jaskini. – opowiadał Samir.
- Jednak trole to zmora tych terenów… - zauważył Chill
W jaskini słychać było kropelki deszczu uderzające o skały. Raz po raz słychać było grzmoty burzy. Wędrowcy rozmawiali przez dłuższy czas. Planowali rano wyruszyć dalej. Razem.
Minęła noc. Bohaterowie zgasili ognisko, spakowali się do końca i wyszli. Na zewnątrz witało ich jaskrawe słońce i poranna rosa. Pogoda była zupełnie inna niż wczoraj. Aż miło było iść w ciepłych promieniach wschodzącego słońca.
- Do Neverwinter nie pozostało nam więcej niż dzień drogi… Tak myślę… - powiedział krasnolud.
- Dobrze by było! W Neverwinter zostaniemy jedną noc i wyruszamy dalej. Do Portu Llast. – tłumaczył Henny.
- Ja zostanę w mieście. Po co idziecie aż tak daleko? – pytał Samir
- Mamy odnaleźć córkę jakiegoś zaplutego szlachcica… - odpowiedział z wywyższeniem drow.
Minął dzień drogi. Niebo było ciemne, dochodziła północ. Czworo wędrowców, już zaczynało dostrzegać zarysy murów Neverwinter. Z czasem było je widać coraz wyraźniej, wyraźniej aż można było ich prawie dotknąć. Na uginających się od zmęczenia i ciężaru ekwipunku nogach doszli tylko do najbliższej gospody. Starczyło im siły jedynie, aby poprosić o czteroosobowy pokój. Weszli i runęli jak kłody na łóżka. Przykryli się ciepłą kołderką i… zasnęli.
ROZDZIAŁ VI
Czwórkę przyjaciół obudził głośny huk pobitego szkła. Drow zerwał się gwałtownie i zbiegł schodami w dół do gospody. Zobaczył przewróconego karczmarza i stos pobitych talerzy. W tym momencie doszła trójka zaspanych kolegów. Przecierając oczy i ziewając raz po raz oglądali zjawisko. Wyglądało to swoją drogą dosyć komicznie. Wszyscy wściekli nagłym przebudzeniem wrócili do pokoju.
- Uuuuaaa… tak dobrze spałem – narzekał Henny.
- Jest przedpołudnie. Musimy ustalić co dalej! – stanowczo powiedział Chill
- Ja tu zostaje. Mam rodzinę niedaleko. – zauważył krasnolud.
- My pójdziemy teraz do Portu Llast prawda? – wypytywał poruszony Tom.
- Ja bym najpierw coś zjadł.. – nadal śpiącym głosem dodał Henny.
- No to idziemy na duł. – oznajmił drow i począł kierować się w stronę wyjścia. Tom, Henny i Samir za nim. W karczmie od samego rana (przedpołudnia znaczy się) panował spory ruch. Wszyscy usiedli przy ławie.
- Ty weź coś zamów – powiedział Henny w stronę Niziołka. Tom, zawsze chętny do pomocy począł kierować się w stronę lady. Stanął przy niej i okazało się, że ta o sporo go przerasta.
- Proszę pana.. – powiedział Tom, a karczmarz rozejrzał się wokoło. Nie zauważył łotrzyka.
- Proszę pana!! – powtórzył głośniej. Dało to taki sam skutek, jak przedtem. Przyjaciele rozbawieni byli tą sytuacją. W końcu Henny wstał i poszedł coś zamówić. Poprosił o, jak to ujął „coś dużego i dobrego”. Po niedługim czasie na stole pokazał się wielki, przypieczony indyk, ziemniaki i po kuflu piwa dla każdego.
- To co dokładnie robimy? – zapytał Henny przegryzając duży kawałek mięsa.
- No już ustalone. Idziemy odprowadzić Samira i do Portu Llast. – odrzekł drow.
Po niedługim czasie, ze stołu wszystko zniknęło. Henny poszedł zapłacić, wydając na to wszystkie swoje pieniądze. Wyszli z pomieszczenia. Przed oczami ukazało się potężne miasto. Nie robiło na nich większego wrażenia, bo widzieli Waterdeep. Zresztą, każdy z nich już tu był. Henny wychował się nawet niedaleko, bo w Triboarze.
- Tutaj, musimy się już rozstać. – zauważył Samir
- Tak… - odpowiedział drow
Największą sympatią krasnolud darzył Tom, który właściwie uratował mu życie. Samir wyjął z kieszeni wisiorek, na sznurku. Małą, błyszczącą gwiazdkę. Podał ją Niziołkowi:
- Proszę, tak na pamiątkę…
- Dziękuje. Będę o panu pamiętać! – jak zawsze żwawym głosem powiedział Tom i wszyscy się rozeszli.
ROZDZIAŁ VII
W drużynie, było trochę smutniej niż ostatnio. Szli drogą w milczeniu. Podziwiali imponujące widoki. Ćwierkające ptaki na tle zachodzącego słońca. Nagle z trawy wybiegła gromada goblinów. Było ich na oko, koło dziesiątki. Chill oddalił się trochę i zaczął ostrzeliwać wrogów z łuku. Potworki otoczyły Henny’ego i Toma. Nie były wielkim wyzwaniem. Henny eliminował raz po raz stworzenia. Przybyło posiłki. Wybiegło więcej goblinów. Miały znaczną przewagę liczebną. Nagle z nikąd pojawił się mag. Nastąpił błysk. Wszyscy zostali przeniesieni w piękne miejsce. Nie było już widać żadnych goblinów, ani nie było słychać ich przerażającego pisku.
- Nie mam zamiaru ratować was, przy każdej walce – odrzekł zakapturzony mag.
- Nikt cię o to ni prosił starcze!- Rzekł łowca i splunął pogardliwie.
- Zamknij się Chill! Nie wiesz z kim masz do czynienia! – z dziwnym dla Henny’ego głosem wykrzyknął.
- Widzę, że wiesz. – uśmiechnął się mag. – Jestem jednym z ważniejszych magów na Faerunie
- Jesteś skromny… - powiedział Henny, po czym dodał w stronę przyjaciół – podtrzymuje całe siły magiczne!
Wyraz twarzy drowa, jakby trochę się zmienił. Cofnął się i zapytał:
- Czego od nas chcesz?
- Powiedzmy, że tego dowiecie się z czasem… - powiedział mag, poczym zniknął, zostawiając resztę na tym pustkowiu. Henny i Chill dziwnie się poczuli. Tylko Tom pozostawał niewzruszony, ze swoją beztroską miną na twarzy.
- Czego on w ogóle od nas chce? – pytał drow
- Nie mam zielonego pojęcia… - wdychnął Henny. – Ale on jest bardzo ważną osobą na Faerunie.
- Gdzie on nas w ogóle przeniósł?! Gdzie jesteśmy i gdzie mamy się udać do Portu Llast? – obsypywał kolegów pytaniami Tom
- Nie wiem! – wrzasnął Henny – może się kogoś spytamy..?
- Widzisz kogoś na tym pustkowiu?! Dookoła tylko polana! Dokąd sięga wzrok, sama trawa!
- Dlaczego wrzeszczysz na mnie?! Nie ja nas tu sprowadziłem – wybuchnął Henny
- Ale ty chciałeś się wmieszać w to gówno! – między Chillem, a najemnikiem rozgorzała kłótnia. Na dobre. Tom, nie miał zamiaru tracić czasu na kłótnie. Położył się, na trawie niedaleko i… zasnął. Gdy łowca, i wojownik to zauważyli (a minęło trochę czasu, zanim przestali się zajmować tylko sobą) wściekli się na dobre.
- Tom!!!!!!!! – wrzasnął Henny
Półprzytomny Niziołek przetarł oczy i wstał. Nie minęło dużo czasu i już był rześki jak zwykle. Trójka poszła na przód. Z przodu było widać zieleń, po obu bokach również, także z tyłu sama trawa. Szli już tak z półtora godziny bez żadnego skutku.
- Nie mam zamiaru umrzeć na jakiejś zawszonej łące! – wybuchnął Chill
- To nie umieraj – drwił Henny
- Nie śmiej się głupio tylko pomyśl w jakiej jesteśmy sytuacji. Nie wiemy, ani dokąd idziemy, ani nawet gdzie jesteśmy! – kontynuował drow
- Dlaczego na mnie się wyżywasz?! Wiem o tym doskonale, a o położeniu każdy z nas zdaje sobie sprawę równo…
Zamilkli. W oddali widać było jakby zarysy leśnej chatki. Ledwo było ją widać, ale była to już wielka nadzieja. Rzucili się do biegu jak najszybciej potrafili. Po dłuższym biegu zatrzymali się na drzwiach. Otworzył je drow. W środku napotkali na znajomą twarz. Ten sam zakapturzony mag stał w pokoju…
- Brawo! Zdaliście…
ROZDZIAŁ VIII
- Że co?! – wrzasnął Chill
- Zdaliście… - mag zdjął z głowy kaptur, zasłaniający dotąd prawie całą twarz. Ukazała się podłużna głowa, z grubymi siwymi brwiami. Mag włosów nie posiadał.
- Co zdaliśmy?! – zapytał wojownik
- za pierwszym razem?! Jeszcze nigdy niczego nie zdałem za pierwszyugbuh.. – drow zakrył usta Toma ręką.
- Powtarzam pytanie… - rzekł trochę bardziej spokojny Henny
- Widzisz… Właściwie powinienem powiedzieć widzicie…
Magowie…… - pomyślała teraz cała trójka. Wszyscy chcieli złapać maga za ten jego ! ughh.. Sami nie wiedzą jakim cudem się powstrzymali.
Po dłuuugiej rozmowie dowiedzieli się tyle, że szlachcic to była iluzja, że nikt nikogo nie porwał, że to był test, a świat może być w niebezpieczeństwie, jeżeli odpowiednio szybko nie powstrzyma się rozpowszechniającego się zła.. (trochę to banalne ale co tam -> olaboss)
- Przeniosę was w okolice Doliny Lodowego Wichru. Z stamtąd rozpoczniecie poszukiwania..
- Ale czego?! My nadal nie wiemy czego dokładnie szukać! – zirytował się drow.
- Tego… nie wie nikt… - mag uśmiechnął się, i jak to miał w swym zwyczaju zniknął. Bez słowa. Cała trójka była już w okolicach Easthaven.
- Debil! Mamy go słuchać? – ironizował Henny.
- Myślę, że powinniśmy… - odpowiedział z poważną miną Chill
- Jak chcesz… - dodał Henny i poszedł za oddalającym się powoli łowcą.
- Co panowie chcecie zrobić? – pytał Tom
- Ja tu raczej nie mam nic do powiedzenia… - odparł trochę zły Henny
- Chcę udać się do wioski. Nie wiem, może to jest miasto… W każdym razie zmierzamy do Kuldahar. – odparł bez zastanowienia drow.
- Kuldahar? To nie jest taka mała wiocha niedaleko Easthaven? – zdziwił się Henny
- Mam zamiar dojść dzisiaj wieczorem do Easthaven. Wynajmiemy konie. Zamarzli byśmy gdybyśmy poszli pieszo…
- I tak zamarzniemy! Jeszcze dzisiaj, zanim dojdziemy do Easthaven – wściekł się Henny
- Zamknij się i już chodź! Póki jest jeszcze w miarę ładna pogoda…
Tak. Pogoda była ładna, ale jak na warunki doliny. Mimo wszystko iść się dało. Chociażby z samej ciekawości. Ciekawości co czeka ich w Kuldahar, w Easthaven. Nikt nie spodziewał się, że coś takiego się stanie. Nigdy nie uważali się za ludzi, którzy mogą ocalić świat. Do końca nawet, nie wierzyli w to co mówił mag. Nie wierzyli, albo nie potrafili zrozumieć tego, co może się stać już niedługo…
- Brr… O już widać palisadę ! – zauważył Henny
- Wreszcie! – ucieszył się Tom.
Przeszli przez bramę do małej wioski. Paru porozrzucanych domów na bezkresnych pustkowiach Doliny Lodowego Wichru.
- Wreszcie będę się mógł wyspać… - westchnął Henny
- O tak! – przytaknął mu Tom.
- Zapomnijcie! Bierzemy konie i ruszamy dalej! – zaprzeczył nagle Chill
- Jak to wyruszamy dalej?! – krzyknęli oboje
- Normalnie! Chce jak najszybciej dotrzeć do Kuldahar!
- kto ci powiedział, że będziemy się ciebie słuchać?! – krzyknął znany z porywczości Henny
- Nie każe wam iść ze mną..
- Jeden głupi mag, nagadał ci bzdur i lecisz po całym Faerunie tylko dla niego!
- Robie to, co uważam za słuszne.
W głębi serca wszyscy, tak samo chcieli dowiedzieć się co będzie dalej, więc zawzięli się i poszli za drowem. Nie robili tego tylko dla siebie. Każdy robił coś dla kogoś, nauczyli się już sobie nawzajem pomagać… Poszli do stajni i zamówili trzy konie. Nie mieli pieniędzy, więc zapłacili wisiorkiem, otrzymanym od Samira, który okazał się bardzo cenny. Starczyło im jeszcze na ciepłe rzeczy, którymi mogli się owinąć. Wsiedli na konie. Chcieli już odjeżdżać, ale okazało się, że Tom nie poradzi sobie z koniem. Spadł z niego w śnieg. Henny uśmiechnął się nieznacznie, i wziął Toma na swojego rumaka.
ROZDZIAŁ IX
Robiło się już ciemno, a oni nadal jechali przez przełęcz Kuldahar. Śnieg nie przestawał padać, zasypując bardzo szybko ślady zmarzniętych koni. Z obu stron widać było jedynie skalne ściany. Do połowy były białe od śniegu.
- Mam dość! – wrzasnął na całe gardło najemnik – Mam tego serdecznie dość!
- Zamknij się bo… - drow chciał wypowiedzieć „bo wywołasz lawinę” spóźnił się. Z góry leciały wielkie płaty śniegu.
Pod wpływem ciężaru śniegu obrywały się drzewa wystające trochę ze skał. Henny i Chill pędzili konie, jak tylko mogli. Przestraszone zwierzęta wierzgały. Tom trzymał się Henny’ego z całych sił. Te nie wystarczyły. Niziołek spadł z konia, a ciężki śnieg, już po chwili pogrzebał go żywcem.
- Cholera! Tom! – wrzeszczał wojownik.
- Nie zatrzymuj się, bo i ciebie zasypie! – wrzasnął drow.
- Szlak !!!!!!! – wrzasnął Henny
Dwóch przyjaciół zatrzymało się trochę dalej. Lawina ustała, a spadające skały odcięły drogę powrotu. Oboje nie wierzyli w to co się stało. Martwe ciało Toma, spoczywało teraz, pod górą śniegu i kamieni… Henny patrzył nieprzytomnym wzrokiem w stronę przełęczy.
- Może jeszcze żyje… Musze go znaleźć! – oznajmił wojownik
- Sam nie wierzysz w swoje słowa… Zresztą, może to i lepiej… Tom tylko przeszkadzał – powiedział drow, udając obojętnego. W głębi duszy, strasznie było mu żal Niziołka, płakał nad jego niesprawiedliwym losem. Jednak ani przez chwilę, nie patrzył na Henny’ego, jako na sprawcę śmierci Toma. Była tylko jedna osoba, która tak na niego patrzyła – on sam.
- Nie ma czasu… Chodźmy! Już nic nie da się zrobić… - dodał drow i począł oddalać się wolnym stępem. Henny rzucił ostatnie spojrzenie na to miejsce i równie wolno poszedł za Chillem. Przysiągł sobie, że rozwiąże tą sprawę. Chociażby dla Toma.
- Myślę, że Kuldahar jest tu niedaleko… - zamyślił się drow
- Tak. Minęliśmy już przełęcz więc to gdzieś tu…
- Kurcze. Kto by pomyślał, że tak polubię tego Niziołka… - dodał po chwili Chill
- Chodźmy szybciej Im prędzej będziemy na miejscu tym lepiej. – Zmieniając temat odpowiedział Henny.
Pojechali galopem ku osadzie. Już po chwili byli na miejscu. Prawie nad całą tą wioską spoczywało drzewo. Pień miało gruby na kilkaset metrów, albo Nawet więcej. Wiele domów było pod korzeniami tej rośliny. Zsiedli z koni i przywiązali je w stajni, aby odpoczęły. Zaczepił ich przechodzeń.
- Kim jesteście? – zapytał
- Chill, a to jest Henny – wskazał na zamyślonego towarzysza.
- Po co tu przyszliście w ogóle?
- Nie mamy czasu na gadanie! Odejdź. – powiedział Henny i zrobił groźną minę.
Mieszczanin odszedł. Możliwe, że przestraszył się Henny’ego.
- No, to co teraz robimy? – zapytał wojownik.
- Słyszałem… że jest tu jakiś arcydruid. – odpowiedział Chill
- No, to na co czekamy?
- Nie wiem gdzie mieszka… - zaczerwienił się łowca.
- Nie noo! Mały szczególik! A co tam..
Chill odszedł od Henny’ego i udał się w kierunku grupki dzieci. Wypytał ich mniej więcej o miejsce zamieszkania owego arcydruida. Poszedł według wskazówek, do małego domku, owiniętego w korzenie wielkiego drzewa, prawie całkowicie. Wszedł do środka, za nim Henny. Ujrzeli staruszka w zielonej szacie, który gadał coś do swojego kanarka.
- Widzisz Twity (:]) mówiłem, że do nas przyjdą. – kierował słowa do ptaszka. (nie, nie swojego)
Na schodach ukazała się szczupła elfka o kasztanowych włosach i pełnych ustach. Rzucała się również w oczy blizna na policzku. Mimo niej była bardzo piękna.
- Czego chciałeś? Hej.. Kim są ci dwaj? – powiedziała stanowczym głosem.
- To o nich ci opowiadałem… - powiedział Arundel
- To ci co mają świat uratować?! Po pierwsze i tak w to nie wierzę, po drugie, to nie tak ich sobie wyobrażałam… - spojrzała na dwóch mężczyzn w przemoczonej, brudnej odzieży z zabrudzonymi twarzami. Te słowa cisnęły w ich ego jak zatruta strzała. Wbijała się uporczywie coraz głębiej.
- Jacyś tacy… chudzi, brudni… - zauważyła
- No wiesz! Ratowanie świata nie polega jedynie na dbaniu o swój wygląd!!! – zdenerwował się Chill
- Nie ma co… Przyda wam się porządna kobieta w zespole. – dodała po chwili
ROZDZIAŁ X
Melisa kazała (!) im się umyć i lepiej ubrać. Teraz wyglądali o wiele lepiej. Ich bujne czupryny ładnie układały się na głowie, a sami byli czyściutcy i pachnący. Sama kobieta stała teraz przy drzwiach. Czekała na Chilla i Henny’ego. Dzisiaj mieli wyruszyć. Niedaleko stał też Arundel.
- Nie Noo! To nie ma sensu! Wy macie świat ratować… Klimat się psuje! – syknął druid w stronę Melisy.
- Nie będę się pokazywała razem z dwoma BRUDNYMI barbarzyńcami – oznajmiła – teraz są chociaż czyści….
- Jestem łowcą! – zaprotestował Chill wychylający się zza cienia
- Henny… Szlachetny wojownik, na co dzień zajmuje się ratowaniem niewinnych niewiast, w nocy… Eee.. robie inne rzeczy z tymi niewiastami () – przedstawił się wojownik.
- Phi! – parsknęła Melisa
- No to może wyruszycie…. – zauważył wreszcie arcydruid, który miał już serdecznie dosyć tej rozmowy.
Drow zdziwił się, czy chce go zabić? Co jest? Kobieta przykucnęła i nasłuchiwała. PO chwili rozległy się piski i przerażające krzyki!
- Lodowe trolle!!! – krzyknęła.
- Cholera! – syknął Henny i wyjął magiczny miecz z pochwy. Ogień rozbłysnął, co zwróciło uwagę Melisy. Spojrzała tylko kontem oka na magiczną broń i schowała się za skałą, by nie być w pierwszej chwili widoczną dla nadchodzących trolli. Henny zrobił podobnie. Drow natomiast chwycił za swój powieszony na ramieniu łuk i wspiął się na pobliski świerk. Zwinnie wszedł na prawie sam czubek, jednocześnie dbał by być na pierwszy rzut oka niewidocznym.
- Są już blisko, będziemy walczyć w zwarciu. – szepnęła elfka. Henny tylko przytaknął. Zza zakrętu wysypali się przeciwnicy. Około sześciu lodowych troli natarło na drużynę. Pierwszy ruch należał do Chilla. Napiął cięciwę łuku i bezbłędnie wymierzył strzał trafiając jednemu z trolli w oko. Ten zawył i złapał strzałę uwięzioną w jego oczodole. Pozostała piątka zaczęła szarżować w stronę świerku.
- Może się ruszycie!!! – wrzasnął z czubka drzewa drow. To obudziło obserwujących zza skały wojowników. Rzucili się na wroga, zapominając o jakichkolwiek umowach. Henny rozprawiał się z dwoma trollami. Nie było to jednak takie proste w ciężkiej zbroi i z również dużo ważącym mieczem. Jeden z wrogów trafił go boleśnie w okolice żeber, lecz najemnik odwdzięczył się mocnym trafieniem w kolano.
***
Chill trzymał się kurczowo jednej z gałęzi, podczas gdy troll trząsł drzewem. Nie było tu raczej czasu na celowanie z łuku, więc łowca raz po raz rzucał strzałami ręką na oślep. Jedna dziwnym trafem wbiła się potworowi w oko. Zaczął się czołgać po ziemi trzymając ręką krwawiący oczodół. Wykorzystując to drow zeskoczył z drzewa na lodowe plecy potwora. Ten wygiął się z bólu po czym upadł bezwładnie z wbitym w kark krótkim mieczem.
***
Po dolinie rozległ się wrzask wściekłej elfki. Jej dwa sejmitary wirowały w powietrzu kalecząc oszołomionego trolla. Nie były to jednak rany głębokie, tylko lekkie zadrapania na ogromnym cielsku potwora. Jednak Melisa nie należała do osób szybko poddających się. Podskoczyła i wbiła jeden z sejmitarów w lodowe ramie wroga, ten jęknął z bólu lecz odwdzięczył się kopniakiem w brzuch który odrzucił kobietę parę metrów w tył.
***
Łowca splunął z pogardą w stronę trolla po czym zabrał się do wyciągania broni z ciała. Usłyszał jednak jęk kobiety i rzucił się na ratunek, uznając to za odpowiednią reakcje prawdziwego dżentelmena. Którym nawiasem mówiąc stał się dosyć niedawno, bo w tej chwili. Pomijając jednak takie szczegóły rzucił się na trolla. Nie ucieszyło to za bardzo Melisy, która uważała się za kobietę samowystarczalną. Wstała, nadal trzymając się za brzuch i dołączyła do walki. Troll pod naporem dwojga wyszkolonych łowców
***
Henny ledwo uniknął ciosu wymierzonego przez trolla z jednej strony, po czym był zmuszony sparować następny, zadany przez drugiego wroga… Sytuacja nie była zbyt korzystna, bo wojownik nie zdążył jeszcze zadać ciosu a już był zmuszony do uniku. Henny opadł na ziemie i kopną jednego z wrogów obcasem buta w podbródek (jeżeli tak to można nazwać u trolla ), natychmiast odwrócił się i pchnął palącym mieczem drugiego z trolli. Ogień zaczarowanego miecza Henny’ego nie korzystnie działał na lodowe ciała potworów. Nagle od tyłu pojawili się kompani. Melisa przewróciła trolla, a Henny przebił czaszkę potwora. Chill z chichotem na twarzy wbił miecz w ciało ostatniego wroga, po czym dla nie wiadomej dla nikogo przyczyny zrobił to ponownie. Kopnął trolla w głowę i odszedł.
ROZDZIAŁ XI
Nadchodziła noc. Ciemne niebo wisiało nisko nad pokrytym śniegiem horyzontem. Księżyc świecił jasnym światłem, a wokół niego migotały gwiazdy. W oddali migotało ognisko, obóz rozbity przez trojga przyszłych zbawicieli ludzkości. Iskry przyjaźnie strzelały obdarzając to miejsce ciepłem. Miłą odmianom było siedzieć teraz przy ciepłym ogniu, po długim dniu wędrówki i trudnej walce.
- Chill… - zaczęła niepewnie Melisa, nie wiedząc czy powinna poruszać ten temat – jesteś elfem, mrocznym elfem prawda?
- Najwidoczniej… - drow uśmiechną się z ironią, przypominając sobie ciemne tunele Podmroku i swoje ojczyste miasto - Ched Nasad – ale tylko z wyglądu…
- Nie wyobrażasz sobie co ja z nim przeżyłem! – wtrącił się Henny, próbując rozładować jakoś nieprzyjemną atmosferę, którą mroczny elf stworzył przypominając sobie „poprzednie” życie.
- Jak znalazłeś się na powierzchni? – nie dawała za wygraną elfka
- Zgubili mnie podczas wyprawy na powierzchnie – powiedział sarkastycznie Chill, po czym przykrył się czymś w rodzaju kołdry i oparł o pień drzewa.
- Jak do tego doszło? – zapytała zdziwiona elfka
- To długa historia, zbyt długa… Czeka nas jutro ciężki dzień – burknął drow i obrócił się na bok, udając sen.
- Nie dziw mu się – powiedział cicho Henny i również położył się spać.
- Zbyt długa… - powtórzyła do siebie półgłosem Melisa wpatrując się w ogień.
Słońce wschodziło już nad drogą do doliny cieni. Słychać było gdzieniegdzie urywany śpiew ptaka. Ogólnie przyroda budziła się do życia. Chill siedział wpatrując się w ognistą kule leniwie wspinającą się coraz wyżej na niebie. Drow zastanawiał się co przyniesie następny dzień. Tak jak kiedyś, gdy pierwszy raz został na powierzchni.