Sesja Niblli

Przejście przez port, nawet, a może zwłaszcza pełen żołnierzy, wymagało trzymania trzosu bardzo blisko piersi. Dystans do dzielnicy handlowej pokonałeś tym prędzej, że mogłeś zaczerpnąć tam świeżego powietrza, pozbawionego specyficznego aromatu zęzowych szumowin, tanich trunków i jeszcze tańszych kobiet. Było już dobrze po zmroku, lecz tutaj życie jeszcze nie zamarło, wyrywane z objęć snu uderzeniami kowalskich młotów, jowialnym śmiechem bogatych paniczyków oraz brzękiem monet opadających na blaty straganów i karczemne wyszynki. Bez trudu znalazłeś dwóch różnych kowali i dwóch różnych płatnerzy. Różnice między nimi też widoczne były gołym okiem. Tu asortyment godny turniejowego ekwipażu pasowanego rycerza, tu ciemna, prosta stal, połyskująca gładko w świetle ogni pieca, podobnie jak spocona łysina startego kowala. W jednym miejscu towar wystawiano w trzech rzędach, niczym kiełbasy na wawelskich straganach, w drugim wszystko złożone było razem w jednym wiadrze, skrzyni czy na jednej kupie, tuż obok wciąż wykuwanych i ostrzonych produktów.
Odpowiedz
Miasta i ten ich odwieczny zapach niemytych ciał, uryny i jeszcze gorszych rzeczy wylewanych gdzie tylko się można albo do najbliższego kanału. Co szkodzi tym ludziom wykąpać się chociaż raz na dziesięć dni? Nigdy tego nie pojmie. Poprzyglądawszy się obu straganom, zaczął szybką batalie w myślach. Z jednej strony chodzi o oszczędność zaś z drugiej... sam nie wie tamto stoisko wygląda tak profesjonalnie i porządnie aż mówi "przyjdź" ale właśnie w skrajnej sytuacji bardziej ufał swemu umysłowi i potędze złota niżeliby najwspanialszej zbroi. Po tych krótkich rozważaniach podszedł do kramu starego kowala i począł przeglądać asortyment za czymś dla siebie.
Odpowiedz
Siwobrody, niezwykle muskularny starzec z potężną prawicą odszedł od kowadła i wziąwszy się pod boki wysłuchał twojego zamówienia. Miałeś wrażenie, że gdyby chciał, zmiażdżyłby ci głowę między łokciem a bicepsem bez jednego stęknięcia.
- Jeśli na morze wam droga, tedy o ciężarach zbytnich mowy być nie może. - otarł sękatym ramieniem czoło, rozmazując sadzę, która przylgnęła doń z paleniska. - Ta kolczuga - zdjął jedną ze stosu i rozwinął przed tobą - jest lekka. Nie krępuje ruchów, nie pociągnie was za burtę, jeśli statek się przechyli. Cienkie to kółka, strzały mogą nie zatrzymać, ale gęste, więc nawet mocne cięcie mieczem powinna przyjąć bez szwanku dla waszych trzewi. 10 złociszy i jest wasza. A oręż... - tu sięgnął do beczki, z której wystawały miecze i wyjął jeden o smukłym kształcie i prostej, pozbawionej ozdobników fakturze. - Solidna robota, bez żadnych dyrdymałów dla młodych paniczyków. Lekka, mocna stal, nie za długi, bo na pokładzie nie idzie wywijać i tańcować z klingą. Rękojeść skórzana, tak zrobiona, żeby nawet w mokrej ręce miecz się nie wyślizgiwał. Piękny nie jest, ale możecie nim młócić nawet w kamień i nie pęknie. Też 10 złociszy. Jeśli weźmiecie wszystko, odpuszczę ze 3 sztuki złota albo dorzucę coś do kompletu.
Odpowiedz
Fachowość starego kowala od razu spodobała mu się. Uśmiechnął się szerzej i odpowiedział:
- Niech będzie 20 sztuk złota bo widać panie, że znasz się na swojej robocie i z wielką radością wezmę coś do kompletu. - po tych słowach zaczął grzebać w sakiewce w celu wydobycia należności. Gdy już mu się to udało wyciągnął rękę w stronę rzemieślnika pytając przy okazji:
- Zacny kowalu a może masz jakieś rady dla żółtodzioba ruszającego w podróż?
Odpowiedz
- Heh, "rady"... - obśmiał się starzec, otwierając kopniakiem wielki, gruby kufer, nad którym pochyli się z namysłem.
- Radę mam jedną, synu. - rzekł wreszcie, wręczając ci parę czarnych, ćwiekowanych rękawic. - Na obcej ziemi, nie stawaj plecami do obcych. Zwłaszcza na takiej ziemi, jak Velen. Każdy, kto nie jest ci bratem, może stać się wrogiem. Ot, wszystko. Pomyślnych wiatrów. - dodał na koniec wraz z powalającym klepnięciem w ramię i jak gdyby nigdy nic wrócił do młota i kowadła.
Odpowiedz
- Dzięki - Odparł zakładając rękawice, wcześniej schował kolczugę do plecaka a miecz przymocował do boku tak by nie krępował ruchów. Chwilę dumał nad tym cóż to jeszcze począć z czasem. W sumie spacer i pooglądanie oferty w różnych sklepach może być dosyć interesujące, nie oszukując się to przecież jedno z największych miast jakie istnieją. Podrapał się jeszcze po swędzącym go udzie i ruszył w drogę, pomyślał jeszcze o swym stanie finansowym.
Odpowiedz
Tak jak reklamował kowal, kolczuga faktycznie była lekka i wygodna. Czułeś, że leży dość blisko ciała, nie krępowała jednak ruchów i nie obcierała piersi metalowymi kółkami. Przypasany miecz dodawał ci pewności, zaś twarde, cicho skrzypiące przy zaciśnięciu pięści rękawice gwarantowały pewność chwytu, a także srogie cierpienie dla kogoś, kto nawinąłby ci się pod rękę w ulicznej bójce, za sprawą solidnych, metalowych ćwieków. Lżejszy o 20 sztuk złota szukałeś więc okazji na spożytkowanie kolejnych dziesięciu, zapuszczając się głębiej ku sercu miasta, którego uliczki wciąż żyły swym nocnym, względnie spokojnym życiem zamykających stoiska kramarzy, wracających lub wychodzących z domów mieszczan, czy też kilku sprzedawców wyraźnie preferujących nocną klientelę, jak stacjonujący w podcieniach alchemicy, kurtyzany czy dziwaczni czarownicy.

Gdy dotarłeś do większego placu, zobaczyłeś kuglarzy żonglujących pod wyrastającym nieopodal dębem, zabawiających młodą gawiedź cyrkowymi sztuczkami. Rozstawiono też coś w rodzaju karczmy na świeżym powietrzu, złożonej z paru ław otaczających sześć wielkich, pękatych bek pełnych wina, sprzedawanego amatorom nocnego życia. Otaczające plac budynki oferowały jednak podobną rozrywkę, mieszcząc w sobie karczmy, salon gier, palarnię tytoniu, burdel, a nawet nocną jadłodajnię.
Odpowiedz
Wielkie miasta ponoć nigdy nie śpią. Jak widać jest w tym powiedzeniu wiele prawdy. Obserwując ulicznych artystów, przypomniał sobie o nieszczęśliwym festynie gdzie jeden z akrobatów na linie w trakcie występu spadł łamiąc obie nogi na następny występ grupy przyszły prawdziwe tłumy. Ah ta ludzka natura. Popatrzył jeszcze na żonglera i ruszył w stronę palarni tytoniu. Lepiej zażyć trochę przyjemności przed wyruszeniem na wyprawę.
Odpowiedz
Wejście do palarni stanowiła aksamitna kotara, zza której na plac targowy wydobywał się aromat mieszaniny wszelkiego rodzaj ziela. Wnętrze powitało cię stonowanym, mętnym światłem licznych świec, powietrzem zasnutym nimbami zielonkawo-błękitnawego dymu oraz kilkunastoma bywalcami, rozłożonymi na poduchach czy zdobnych dywanach z fajkami drewnianymi i wodnymi. Z każdym oddechem przełykałeś kolejne zapachy i smaki, jednak nawet taka przypadkowa kombinacja nie powodowała drapania w gardle, duszności czy niesmaku. Doskwierało ci nieco lekkie poczucie gorąca, szybko zająłeś więc miejsce i zrzuciłeś płaszcz z barków. Zauważyłeś od razu, że choć izba podzielona była jedynie przez niskie stoliki, dostosowane do wysokości siedzącego lub półleżącego człowieka, większość gości paliła swe ziele na osobności, w skupieniu, co nadawało całemu miejscu jeszcze wyraźniejszej nutki skupienia i tajemnicy.
Odpowiedz
Po minięciu aksamitnego wejścia, zrobił głęboki wdech przez nos pozwalając by wszelkie aromaty miło podrażniły nozdrza i płuca. Po trzech sekundach wypuścił powoli powietrze i uśmiechnął się szerzej, idąc w kierunku jednego z wolnych, o ile takie są, stołów. Rozsiadłszy się a raczej rozłożywszy gdyż bliżej mu było do leżenia niżby do siedzenia, rozejrzał się za kimś z obsługi by móc zamówić jedną z fajek wodnych z jakimś aromatycznym zielem. Zastanowił się chwilę, że wraz z sziszą i długą brodą, mógłby wyglądać niczym jeden z tych potężnych daleko wschodnich magów o miedzianej skórze, co potrafią dokonywać niesamowitych rzeczy drobnym ruchem ręki. Tak broda, fajka i turban, opcjonalnie spiczasty kapelusz, ot co potrzeba magom do prezencji wśród maluczkich.
Odpowiedz
Może jeszcze latającego dywanu?
Z każdą chwilą przychylałeś się ku myśli, że to bardzo prawdopodobne. Być może stał za tym fakt, iż dywan, na którym leżałeś, z każdą chwilą zdawał się bardziej latający, czy też może ściany i sprzęty całej izby powoli oddalały się od ciebie? Nie mogłeś rozstrzygnąć tej kwestii jednoznacznie, grunt, że sprawiało to sporo odprężającej przyjemności.
Bulgotanie fajki wraz z miarowym odgłosem wydmuchiwanego dymu wprawiły cię w senność, której sprzyjał tytoniowy nimb unoszący się nad obecnymi. W pewnym momencie gwar dobiegający z placu przycichł, rozpłynął się w spokojnym, narkotycznym śnie, który porwał cię ze sobą.

Gdy otworzyłeś oczy, półmrok wciąż panował w pomieszczeniu, lecz pierwsze krwawe błyski budzącego się świtu wpadał już przez kotarę do wnętrza izby. Sporym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem był dla ciebie fakt, że właściciel nie wyrzucił cię miotłą na bruk, co spotykało zmęczonych maruderów w większości zajazdów i wyszynków. Tu wyraźnie nie byłeś pierwszym, ostatnim ani nawet jedynym, któremu w cenę towaru wliczono koszt mimowolnego noclegu. Kolejnym zaskoczeniem okazało się to, że nie zostałeś ani napadnięty, ani nawet okradziony. Piękne było życie w którym świat, mimo rządzących nim praw, nie przestawał zaskakiwać.
Odpowiedz
Świat jakby wydawał się cudowny. Wspaniały nocleg w cenie i ta pełna kultura. O tak. Przeciąnął się jeszcze raz i podrapał się po głowie, przypominając sobie o umówionej sprawie. Zbierając się szybko, tylko rzucił przez ramię do gospodarza "dziękuję" i ruszył w stronę miejsca zbiórki dla Pierwszej Kompanii Rycerskiej Athkatlii. Pora na przygodę. Przynajmniej tak myślał.
Odpowiedz
Najbliższą z czekających cię przygód było dostanie się na nabrzeże w możliwie krótkim czasie. Okazało się bowiem, że wraz z tobą i słońcem do życia budziła się spora część mieszkańców, w tym rozstawiających stragany kupców, którzy krzykiem, gestami i kopniakami popędzali swoich ciurów, służących czy eunuchów, otwierający warsztaty rzemieślników, wysyłających co rusz z różnymi sprawunkami równie zabieganych co ty terminatorów, strażników miejskich, schodzących z warty nocnej i zmieniających się ze strażnikami z warty dziennej, przekupek, pijaczków, wracających z pracy złodziejaszków i tym podobnych indywiduów.

Do dzielnicy portowej wpadłeś niemal wraz z wielką beczką śledzi, wiezioną na taczce przez wyłaniającego się zza rogu przyulicznej chaty rybaka. Jąkając się w przeprosinach i ponaglany przekleństwami pobiegłeś ku okrętom, których żagle już pyszniły się w nabierającym mocy słońcu. Z daleka widziałeś szeregi żołnierzy, najwyraźniej gotujących się do odprawy. Zdyszany, zziajany, oparłeś się na kolanach i rozglądając usiłowałeś ocenić, czy spóźniłeś się już ostatecznie, czy tylko nieprzyzwoicie. Tu ktoś wnosił po trapie jakąś skrzynię, tam paru zbrojnych gawędziło luźno stojąc w szeregu. Nagle na twoje ramię spadła ręka w ciężkiej rękawicy.
- Wreszcie jesteś! Bogom niech będą dzięki, losy całej wojny zawisłyby na włosku! - powitał cię rubasznie sir Stratholm.
Odpowiedz
Przeklinając w myślach ten cały poranny ruch dotarł wreszcie na nabrzeże. Złorzeczył tylko w myślach gdyż szybkie tempo poruszania odebrało mu oddech na chwilę. Łapiąc głębokie oddechy w skłonie, myślał chwilę cóż odpowiedzieć rycerzowi. Wyprostował się. Otarł pot z czoła i szczerząc zęby do, jak mniemał, swego dowódcy powiedział:
- Tak pomimo tej całej armii, która wyległa się na ulicach z rana. - poprawił jeszcze włosy po czym dodał:
- Rad jestem słyszeć, że pomimo swego skromnego doświadczenia już ma się mnie za nadzwyczajny element warty uwzględnienia w strategii. Cicho też spytam więc jakież rozkazy dowódco? - pot spływa mu lekko po twarzy gdy wpatruje się w swego rozmówce.
Odpowiedz
- Proste jak, nie przymierzając, przeciętny mieszkaniec terenów podmiejskich: włazić na pokład, pytać bosmana, co do roboty, innym nie przeszkadzać, chlać tak, żeby oficerowie nie widzieli, a rzygać za burtę. - rycerz klepnął cię w ramię raz jeszcze. - Przed nami szybki, nudny rejs, po którym czeka nas równie szybka, ale znacznie ciekawsza bitewka, więc wszyscy muszą być w dyspozycji do największego wysiłku. Poznajcie się z nowymi kamratami, czas szybciej zejdzie.
Odpowiedz
- Tak jest. - odpowiedział i ruszył po molo w stronę okrętu, oceniając go od razu wzrokiem. Po dwóch krokach zastanowił się jak wygląda bosman. Pewnie jak na wsi najważniejsi ludzie są najwięksi. Bo kto o zdrowych zmysłach wszedłby w zwadę z kowalem, który cały dzień pracuje młotem, czy z zarządcą, mającym zawsze największy kawałek pola do zagospodarowania. W opowieściach piastunek większość wilków morskich miała jedną ze specyficznych cech takich jak jedną nogę, pojedyncze oko, hak miast dłoni, czarną brodę albo egzotycznego ptaka na ramieniu. Z tymi rozmyślaniami wszedł po trapie, wcześniej przepuszczając kogoś wnoszącego skrzynię, i rozejrzał się po pokładzie w poszukiwaniu oficera morskiego.
Odpowiedz
Poszukiwania nie trwały nawet chwili. Bosmana rozpoznałeś z miejsca, lecz nie za sprawą standardowych przymiotów żeglarza, o których myślałeś wchodząc na trap. Po prostu darł się najbardziej i na wszystkich.
- Długo mam was zapraszać, panowie?! Do magazynu z tą skrzynią! Już dawno powinna tam być!
- Sprawdziłeś mocowania? To zrób to jeszcze raz, bo ja nie będę latał za działem, które odjechało przy zwrocie!
- Roykker!!! Jeszcze raz dotknij steru, a będziesz szorował pokład własnym pustym łbem!
- A ty tu czego?!
- zwrócił się do ciebie człowiek niższy od ciebie przynajmniej o głowę, a szerszy przynajmniej o rozstaw ramion. Jego łysa głowa błyszczała w porannym słońcu, ty zaś zastanawiałeś się, czy większe wrażenie robią na tobie jego ręce, grubsze od twoich ud, czy nieprzeliczona ilość pokrywających je tatuaży.
Odpowiedz
Przez dobrą sekundę nie odzywał się wpatrując się w potężnie zbudowanego człeka, potrząsnął głową i odpowiedział:
- Nowy jestem. - Zauważył bystro po czym dodał by nie rozgniewać zbytnio chłopa, co mógłby pewnie i dwa kowadła na raz mógłby nieść.
- Ci z dowództwa kazali mi się zgłosić. Jestem świeżakiem od magii ale nie umiem lewitować przedmiotów. - Sam do końca nie wie po co dodawał to ostatnie zdanie a może to taki tajemny wpływ łysego bosmana?
Odpowiedz
Bez ostrzeżenia bosman splunął ci pod nogi, czym - zamiast oburzyć - zaimponował ci. Nigdy nie sądziłeś, że człowiek jest w stanie wyrzucić z siebie z własnej woli taką ilość płynu, w dodatku w tak mazistej konsystencji. Chara opadła na pokład z głośnym plasknięciem, przypominającym strzelanie z bicza.
- Czarownik, hę? - spojrzał na ciebie spode łba, pomimo różnicy wzrostu i tego, że przekrzywił głowę. - Sucza wasza, chędożona mać. Ale skoro panowie oficerowie każą, to biedny Cuzco robi, co trza. Ruszaj tedy swą arcymagiczną żyć do ładowni i pozbądź się szczurów, bo nam wpierdalają prowiant i proch. Tylko ani mi się waż używać ognia, bo inaczej pooglądasz sobie kil od spodu.
Odpowiedz
-Uważaj je za martwe. - Rzekł uśmiechając się i zastanawiając czy powinien się oburzyć na to, że wysyłają go do pozbywania się szkodników niczym zwierze? Chociaż z drugiej strony wiele opowieści zaczyna się od zwalczania szczurów czy pająków, może to i początek wielkie przygody? Nigdy nie wiadomo co przyniesie los. Tak więc nie tracąc już więcej czasu ruszył w stronę ładowni z zamiarem wytępienia wszelkiego szkodnictwa tam na dole.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Niblli - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...