Wyszliście wszyscy uzbrojeni na dziedziniec gwardyjny. Pogoda wydała wam sie wyjatkowo paskudna. Chłód przenikał was do szpiku kości. Manor szybko doszedł do wniosku, że może jednak kolczuga to nie był najlepszy pomysł. Jeszcze szybciej stwierdził, że jest to również powód do tego by coś wypić na rozgrzewkę i komuś przylać, też dla rozgrzewki. Poprawił kolczugę. Paru gwardzistów którzy wyszli na obchód murów szło szybkim krokiem by jak najszybciej dotrzeć do ciepłej strażnicy. Przyjrzeli wam się przelotnie, coś poszeptali i zadowoleni, ze to nie oni muszą wychodzić ruszyli dalej.
Tragthafn to port rzeczny ulokowany jakieś 6km od miasta. To jak się tam dostaniecie zależy wyłącznie od was.
Oblizując zamarznięte wargi zastanawiam się nad tym jak dotrzeć najszybciej do portu. Wtem dostrzegam bryczkę - może nie taka co w której jeżdżą królowie. Ale taka w sam raz by dotrzeć gdzieś szybko. Widząc po oczach woźnicy walczyła w nim chęć jak najszybszego znalezienia sie w ciepłym domu z chęcią zarobienia na zmarzniętych mieszkańcach miasta. Zwracam sie do towarzyszy:
No panowie może uda nam sie w miarę szybko dotrzeć do portu.
Woznica opatulony w cieply kozuch przjrzał wam sie podejrzanie. Widok 3 uzbrojonych gwardzistów nie zwiastował niczego dobrego. Wyjął fajkę z ust i powiedział:
- Piwa neistety brak ale chyba kolega nie pożałuje ci dżinu. - powiedział podając ci sakiewkę z tytoniem i łyknął z butelki - Uah, mocne draństwo.
Ruszyliście w drogę, najpierw powoli przebujaliscie się przez zatłoczone uliczki. Na głównych traktach stolicy bryczka mogła jechać już znacznie szybciej.
- A czego szukacie w Tragthafn? Czyżby może tego pióra co go wam ten magus wykradł? - zagaił woźnica
-Ooo, widzim że coś wiesz na ten temat... opowiadaj no pan wszystko co wiesz, bo mimo pysznego poczęstunku moge być niegrzeczny i potraktować pana w "sposób Gobliński".
- A co ja tam wiem. No czy ja wam panie krasnoludzie wyglądam na takiego co by się znał na takich rzeczach. Ale różne rzeczy ludzie gadają... różniaste. Rzeźnik Wytlock to mówił, ze tak naprawdę wam to pióra wcale nie zginęło tylko szukacie powodów by węszyć i szukać nielegalnych lotosów. Albo stara krawcowa od Polynnettich mówi, że jak chcecie piór to powinniście szukać w królewskiej oranżerii. Tam są przecież pawie. Może jeszcze po łyczku, panie strażniku. A koledzy z tyłu to jak? Wygodnie?
Sądząc po tym, że woźnica zaczął nawijać jak najęty wydaje ci się, że próbuje cię zagadać.
Dżinu powiadacie? Hmm. A ile by tych buteleczek było? Bo coś mi się przypomina, że do Tragthafn ma przybić pewien statek na którym będzie ktoś specjalny. Zupełnie jakby miał coś odebrać. Ale co ja tam wim, takie tam plotki. Pan wie, marynarz marynarzowi, potem jakiś kupiec, potem karczmarz potem jakaś historyjka przy piwie... - woźnica spojrzał na was i mrugnął okiem. - Ale ta moja pamięć to zależy od ilości tych butelek, hehe. Dżin podobno bardzo dobrze działa na umysł.
Opuściliście miasto i ruszyliście w kierunku portu. Trakt jest szeroki porządnie otrzymany. Widzicie na nim całą masę wozów załadowanych towarami, karet wypełnionymi mniej lub bardziej zamożnymi ludźmi i konnych jeźdźców oraz pieszych. Domyślacie się, ze port musi być przepełniony ludźmi skoro wszystkie statki otrzymały zakaz wypływania do przybycie przedstawicieli straży.