Najnowsza produkcja BioWare oraz FUNamination nadchodzi do nas coraz większymi krokami, bowiem jej kinowa premiera zaplanowana jest już na 12 lutego! Cieszycie się na to anime? Tak? To przestańcie. Chyba, że stać Was na szybki lot do Japonii, która jest jedynym krajem, gdzie "Dragon Age: Dawn of the Seeker" pojawi się w kinach. Wszystkim innym fanom ulokowanym w innych częściach świata przyjdzie czekać do bliżej nieokreślonej "wiosny", gdy to w sklepach pojawi się DVD ze wspomnianym filmem.
Mało się o tym wszystkim gadało ostatnio, więc pewnie dlatego w sieci pojawiła się nie tylko strona dedykowana powyższemu tytułowi, ale również krótka aktualizacja opowiadająca o produkcji jej tworzenia. Oficjalny serwis znajduje się tutaj. Ponoć niedługo ma tam się pojawić więcej tego typu filmików.
Historia opowiadana w "Dragon Age: Dawn of the Seeker" skupi się na postaci Cassandry, którą poznaliśmy w drugiej części gry, kiedy to zajęta była grożeniem Varricowi przez cały jej ciąg. Przenosimy się w przeszłość i idziemy jej śladami, odkrywając tajemnice skrywane przez Klasztor. Oczywiście ma to jakiś związek z magami i sługami Zakonu Andrasty. No, bo przecież jak mogło być inaczej, co nie Anders?
Oprócz miodzenia i słodzenia BioWare na temat tego, jak długo marzyli o tym, aby "Dragon Age" zostało przerobione na anime oraz oczywistego stwierdzenia, że świat Thedas jest bardzo rozbudowany i to dlatego jesteśmy zainteresowani jego historią (wow), dowiadujemy się ciekawej rzeczy: dlaczego to właśnie Cassandra została wybrana jako bohaterka tej opowieści? Dlatego, że ma to związek z historią, którą Kanadyjczycy budowali do tej pory. Serio. O mój Boże... Ażeby zacytować Wam to dokładnie, w słowach samego producenta wykonawczego Marka Darraha: "Za każdym razem, kiedy opowiadamy jedną z naszych historii, chodzi nam o rozbudowanie dostępu, jaki mają do niego fani."
Panowie w filmiku podkreślają w kółko Macieju, jak wielki związek "Dawn of the Seeker" ma ze światem "Dragon Age". Oni naprawdę chcą, żebyśmy to zrozumieli. "Chcę, żeby fani to zrozumieli.", cytując Mike'a Laidlawa. Rozumiecie już? Ja chyba tak.
W podsumowaniu: BioWare nie potrafi zareklamować własnego produktu i tak właściwie samo nie wie dlaczego robi to, co robi. Na szczęście postać Cassandry jest na tyle ciekawa, że pewnie przyciągnie niejednego fana dobitego drugą częścią samej gry i pewnie uda się na tym zbić nieco kaski.
Chyba udało się Wam już wywnioskować, że osobiście mam nieco mieszane uczucia. Wygląda na to, że może i polubię w końcu Cassandrę (znienawidzoną za terroryzowanie Varrica w "Dragon Age 2"), a sam trailer obfituje w szybkie zwroty akcji i "wielkie" sceny – takie, jak bliskie spotkanie protagonistki z katem. Może nie jestem ogromną znawczynią anime i sama potrafię przedstawić człowieka na papierze tylko za pomocą czterech kresek (i to nierównych) oraz kółka, ale od strony technicznej nie za bardzo mi się to podoba. Brak mi w tym wszystkim barw i rzeczywistego życia w tych rysunkach. Nie wiem, zamieniam się w naszego wiecznie narzekającego na BioWare, Tokara. Udzieliło mi się. Do widzenia.
Uwielbiam świat "Dragon Age". Uwielbiam. Cały czas kłóci się w mojej głowie z "Mass Effect" i walczy zażarcie o pierwsze miejsce. Jednak jeszcze trochę i sama zamienię się w Andersa...