Sukces, któremu szczerze winszuję i oklaskuję z nieskrywanym zadowoleniem. Jasne, „Skyrim” posiada rozliczne grzeszki, które dyskwalifikują go do miana mesjasza komputerowych gier fabularnych. Owszem, niespełnione obietnice Todda Howarda po raz kolejny doprowadziły do tego, że Bóg musiał wymordować tysiące puszystych kociaków. Pewnie, wciąż dziwi mnie słodycz, którą wylewają krytycy na tę produkcję, równocześnie zapominając o dodaniu zasłużonej porcji dziegciu. Ba, parafrazując sieciowego klasyka – choćby matkę moją lub ojca mego wysmarowano miodem i wsadzono do mrowiska, z szacunku do siebie i wszelkiego istnienia, nie wystawiłbym tej grze soczystej „dziesiątki”. Pomimo tego, ten tytuł zasługuje na wielkie uznanie.
Gdy nieśpiesznie przemierzałem mroźną ojczyznę Nordów, która zachwycała mnie żywym i różnorodnym światem, zalewała setką zadań pobocznych oraz starała się na każdym kroku czymś zaskakiwać, abym nie poczuł nudy, to w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać nad kilkoma rzeczami. Ile ludzi musiało zaprojektować wszystkie te lokacje od zera, jak wiele czasu zajęło wymyślenie multum misji wypełniających mój dziennik i jaką ilość pieniędzy musiało kosztować stworzenie czegoś tak rozległego...
Kiedy nad tym pomyślę, mogę jedynie pochylić czoła nad pracą twórców i z satysfakcją stwierdzić, że pieniądze wydane na pudełko z grą poszły w dobre ręce. To swoisty wyraz szacunku, jak mocno doceniam ich pot, krew oraz łzy. Mogę kręcić nosem na uproszczenia czy niejednokrotnie kląć na błędy w „Skyrim”, ale nie potrafiłbym z czystym sumieniem napisać, że Bethesda przez te wszystkie lata leżała do góry brzuchem i spokojnie popijała zimne whisky. To byłoby zwyczajne kłamstwo pierwszej wody.
Piąta część „The Elder Scrolls” bije rekordy popularności na całym świecie i trudno się temu dziwić. W ciągu 48 godzin gra powędrowała do domów 3,5 mln konsumentów, natomiast w dniu premiery w skórę Dovahkiina wcieliło się 280 tys. graczy korzystających z platformy Steam. Dla porównania „Oblivion” w pierwszym tygodniu sprzedał się w ilości 1,7 mln egzemplarzy, a „Fallout: New Vegas” w ciągu miesiąca został zakupiony przez 5 mln ludzi.
Czy powyższe wyniki wymagają jakiegokolwiek komentarza? Bethesda zwyczajnie zasłużyła na tak imponujący rezultat.