Laidlaw: Grzech klasycznych cRPG? Zniechęcająca trudność


dragon age 2

Do premiery „Dragon Age II” pozostało już tylko 14 dni. Czas na ostateczne odliczanie i finalne ruchy w szachownicy zwanej kampanią marketingową. Nie mam żadnych złudzeń, że BioWare wygra tę partię o graczy i tytuł sprzeda się wyśmienicie, jednakowoż mam spore wątpliwości, czy kontynuacja smoczej sagi wzbudzi podobny zachwyt u pasjonatów gatunku, co jej ojciec z 2009 roku. Gra może być hitem na miarę „Fallout 3” – nagród będzie sporo, a pochwalnych opinii jeszcze więcej, ale gdzieś w cieniu wyczuwalny będzie brzydki smród kontrowersji i rozgoryczenia.

Materiałów związanych z przygodami Hawke było w ostatnich tygodniach sporo, a Kanadyjczycy wyciskali z siebie siódme poty, aby ukazać publice celowość drastycznych zmian – ta jednak pozostaje niewzruszona i nadal zastanawia się „po kiego grzyba modyfikować coś, co dobrze działało?”. Wersja demonstracyjna miała pokazać, że rewolucja w serii była warta świeczki i wszystkich poświęceń w nią włożonych – „te zmiany były spowodowane dobrem fanów, teraz przekonacie się o tym na własnej skórze”, tłumaczyło BioWare. Zabawne i smutne zarazem jest to, że jak na złość, z niemałej części komentarzy graczy bije rozczarowanie, obawa oraz wciąż powtarza się pytanie – „Dlaczego? Po co?”.

Piszcie co chcecie, ale ja uważam, że Kanadyjczycy dali mocno w zęby hardcorowym fanom cRPG i miłośnikom klasyki. To szczególnie trudne do przełknięcia, gdyż jakby nie patrzeć, to właśnie ich długoletnie wsparcie (finansowe, jak i duchowe), dało tej firmie szansę na rozwój oraz wspięcie się na obecny poziom, światowego potentata branży gier. Nie lubię szafować argumentem „wody sodowej” i „zachłyśnięciem się sukcesem”, ale trudno mi inaczej wyjaśnić dziwne poczynania BioWare – studia, które kiedyś wielce ceniłem. Analogie z poczynaniami Bethesda Softworks widać gołym okiem – tam też pracownicy zachowywali się, jakby zostali odurzeni pieniędzmi i sukcesami, zapominając komu je zawdzięczają. Szczęśliwie, w porę się opamiętali i mam nadzieje, że pewien zimny prysznic przytrafi się kiedyś panom z Edmonton.

Może biorę to wszystko za poważnie, niby to tylko gry komputerowe. Z drugiej strony, to moje długoletnie hobby, pewna cząstka mego życia. Dlatego też krew mnie zalewa, gdy czytam niezbyt przemyślane słowa Mike’a Laidlawa o mankamentach cRPG.

„Uważam, że [Dragon Age II] pomija to, co było traktowane niemalże jak tradycja. Odwiecznym słabym ogniwem klasycznych gier fabularnych jest ich... [zniechęcająca] trudność. Te wszystkie bariery na samym początku. Ciężko się w taką produkcje zagłębić. Kiedy wzięliśmy się za tworzenie kontynuacji, obraliśmy sobie za cel zniesienie tych wszystkich ograniczeń, aby gracz mógł w łatwiejszy sposób wczuć się w intrygę.

Na przykład, chciałbym zagrać łotrzykiem, który jest mężczyzną. Wtedy [na początku gry] czuję elastyczność wyboru – „Dobra, super, to są moje możliwości wyjścia; czy chcę być raczej łucznikiem, walczyć dwiema broniami, a może używać bomb i trucizn?”

Dla mnie najważniejsze cechy klasycznego cRPG to: styl opowiedzianej historii, statystyki oraz, w mniejszym stopniu, garść pomocniczych opcji, które idą wraz z nimi. Mam inwentarz, mam customizacje.

Wydaję mi się, że Dragon Age II ma wszystkie te cechy... i te elementy są bardzo istotne, w moim mniemaniu, do powtórzenia sukcesu Dragon Age: Początek.” – zdradził Laidlaw serwisowi Destructoid.

Idąc tym tropem, ze wszystkich strategii należy wykasować elementy związane z gospodarką (bo strasznie komplikują rozgrywkę), a FIFA powinna wymazać z przepisów zasadę spalonego (zniechęca laików do czerpania radości z futbolu). Kapkę chory tok rozumowania.

Nie macie jeszcze dość pana Laidlawa? Skoro tak, to zapraszam do obejrzenia nowego fragmentu rozgrywki, który został ukazany w serwisie Gamespot. Ostrzegam jednak! Całość jest swojego rodzaju, olbrzymim spoilerem, związanym z historią jednego z towarzyszy. Dlatego też, jeżeli nie chcecie psuć sobie rozgrywki, nie oglądajcie.

Plik wideo nie jest już dostępny.

Na deser, nowe DLC. Niestety, konieczne do uzyskania kodu na „The Ring of Whispers” jest złożenie zamówienia przekraczającego 15$, w sklepie Epic Weapons. Niemała gratka dla tych, którzy tam kompletują swój ekwipunek przed honorowymi misjami – inni raczej zrezygnują.

dragon age 2, ring of the whispers

„Słuchaj. Słyszałeś to? Delikatny szmer na granicy słyszalności. Nie? Jednym się udaje, innym – cóż, nie od razu. Jednak koniec końców, każdy to usłyszy. Wydobywa się on z tego pierścienia. „Stary jak wykonanie” – zdradził dalijski kupiec, u którego go nabyłem. Możesz na nim zaobserwować znaki Kręgu, o tutaj, są prawie niewidoczne. Kiedy usłyszałem ten dźwięk pierwszej nocy, wyjąłem mój miecz i wykrzyczałem, „Intruz!”, lecz nikogo nie było. Tylko ten pierścień. Postanowiłem więc przeprowadzić małe dochodzenie. Stworzył go zły Formari. Jest potężny, co do tego mam absolutną pewność. Jeden mędrzec sądził, że jeżeli pojmiesz znaczenie szeptów, to nauczysz się... czegoś. Pierścień został mu odebrany, a on błagał i prosił, aby mu go zwrócono. Przekonywał, że słyszy jego wołanie i prawie go zrozumiał. Pewne jest tylko to – w tym przedmiocie jest coś więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.”

Ostatnie słowa wypowiedziane przez Arla Theo Renly’ego, przed samobójstwem w Południowym Foxlington.

Wygląda na to, że Sauron zapodział gdzieś kolejny pierścień.

Odpowiedz
A więc tak na dobrą sprawę powiedział to, co jest widoczne już od jakiegoś czasu - gry są ewidentnie upraszczane i już nawet się z tym nie chowają...

Odpowiedz
Prawda, coraz mniej firm zostaje na liście sprzeciwiającej się tej dziwnej modzie. Obsidian Entertainment, CD Projekt RED, Radon Labs i Piranha Bytes - to byłoby na tyle
Odpowiedz
Chyba panowie z BioWare powinni odczuc na swojej skorze lub portfelach niezadowolenie graczy, wtedy moze zmienia podejscie do gier. Moze juz najnowszy DA2 lub ME3 dostarcza negatywnych emocji
Odpowiedz
Noż do prostytutki nędzy, jeśli taki facet z takiej firmy robiący przy takim projekcie mówi takie rzeczy, to czas umierać. Gdybym miał siekierę, to bym się zastrzelił. Tak, ma być trudno. Jeśli zabijam smoka, to chcę się przy tym spocić, chcę poczuć, że dokonałem czegoś nieprawdopodobnego, że jestem tym komputerowym żołnierzykiem, który zarżną mistyczną poczwarę i zdefekował na rzadko ze szczęścia i wysiłku. To nie znaczy, że mam nie być w stanie pokonać randomowego szkieleta albo że przeczytanie książki ma być okupione pięciokrotnym wczytywaniem zapisu. Jeśli nie podoba mi się, że w jakiejś grze moje czary smażą moich ludzi, to wyłączam tę opcję. Jeśli uważam, że poziom "trudny" to tylko oszukiwanie gracza przez zwiększanie siły przeciwników w sposób sztuczny, to gram na normalu. Ale ten normal ma mi skopać tyłek, bo jestem, psia macica, herosem, bohaterem, półbogiem, Elvisem - wirtualnym czempionem wirtualnego świata. Ale nawet taki świat powinien wymagać ode mnie wysiłku przy jego ratowaniu, bo inaczej co jest wart?
Odpowiedz
Wiktul trafiłeś w sedno:). Ja tylko bym dodał od siebie, że lubię jak jest jakieś wyzwanie, którego nie da się wykonać. Na przykład zabijanie smoków dziesiątkami totalnie mnie odpycha swoją bezdenną głupotą. Denerwowało mnie to np. w Neverwinter i w ogóle Forgotten Realms przy powergamingu. Nie przemawia do mnie zabójca smoków +10, podchodzisz do prastarego jaszczura, pach-pach, zgarniasz kasę i do karczmy:/. A jeśli teraz odbiorą mi jeszcze przyjemność pojedynkowania się z goblinem na początku wędrówki to samo smyranie smoków po prawym pazurze, po którym to dostają zawału serca mnie nie rajcuje:(.
Odpowiedz
O nie, tym razem posunęli się za daleko. Od początku wiedziałem, że współpraca BioWare z EA będzie miała tragiczne konsekwencje. Wygląda na to, że w tej chwili ostatnią ostoją klasycznych, drużynowych gier cRPG, które tak bardzo lubimy, pozostanie niemiecki Drakensang. Dlatego też idę nabyć dodatek do TRoT, a nowe "dzieło" BioWare potraktuje jedynie jako ciekawostkę.
Odpowiedz
Zeszli na psy i tyle. Laydlaw to debil! Co się stało z moim ulubionym studiem
Odpowiedz
To upraszczanie chyba było nieuniknione - skoro z roku na rok spadają umiejętności intelektualne kolejnych młodych, to i takie gry komputerowe musiały oberwać rykoszetem. Nie ma co ukrywać, że osoba niepełnosprytna nie zagra w grę wymagającą wysiłku. Skoro nie zagra, to nie kupi, skoro nie kupi - firma nie zarobi, a przecież chodzi o kasę - te setki milionów dolarów, które czają się w naszych portfelach;p
W telewizji z tych mądrzejszych i bardziej wymagających programów/gier zostało tylko "1 z 10" (choć te pytanie coraz łatwiejsze), "Wielka Gra" zupełnie odpadła, bo za trudna i nie generuje dużej oglądalności (a więc i kasy). Cały świat opuszcza poprzeczkę, bo cały świat opuszcza poprzeczkę, o ;p
Odpowiedz
Niestety Kurak, to działa także w drugą stronę (jeśli nie przede wszystkim). Tworzenie wymagających, skomplikowanych, wyrafinowanych opowieści i rozrywki wiąże się z wielkim nakładem pracy, środków, kosztami. Czy nie lepiej w związku z tym dać ludziom kolejnego tępego napieprzacza, zamiast filozofii stosowanej w Tormencie? Oczywiście, że lepiej, a w każdym razie łatwiej. Jeśli będziemy wypuszczać na rynek tylko i wyłącznie takie produkty, to tylko takie produkty będą pożądane. Podaż generuje popyt. Ludzie nie będą oczekiwać czegoś, co nie jest dla nich dostępne. Jeśli tylko prostota i tępota będzie wykładana na półki, to nie odwrócisz się do sąsiedniej by sięgnąć po coś lepszego. Nie masz wyboru - nie masz porównania. Stajesz się własnością rzeczy, które posiadasz. I tym sposobem zostajesz "wyprodukowany" kretynem, który dostaje orgazmu piorąc bluzeczkę Vanishem, niczym ekstatyczna pani w reklamie, tym sposobem także zadowalasz się zabiciem dwudziestu balrogów na śniadanie i przejściem gry po 2 sekundach - ło, ale jestem zarąbisty!
Odpowiedz
Wiktul przypomniałeś mi swoim komentarzem czasy, kiedy trzeba było siedzieć godzinami/dniami, żeby przejść jednego bossa, zaliczyć kolejny poziom, rozwiązać jakąś zagadkę (bo internet nie był tak rozpowszechniony, więc nie było skąd wziąć solucji). Dzisiaj poprzeczka bardzo poszła w dół - "mówi mi to woda, mówi mi to ziemia, wyczuwam to w powietrzu". Nawet patrząc na mojego młodszego kuzyna - ja w jego wieku męczyłem się i pociłem nad jedną grą, on jak nie wie jak coś zrobić to wpisuje kody albo czyta solucję... Co dla mnie niszczy cały sens grania w cokolwiek.
Odpowiedz
Idąc tym tropem powinni splantować Himalaje żeby ułatwić wspinaczkę.
Odpowiedz
Nie jestem Hardcorowym graczem ale poziom trudności we współczesnych grach mnie wku*wia. Dragon Age: Początek przeszedłem bez najmniejszego problemu. To samo z Fallout NV, co z tego, że grałem na Very Hard z Hardcore mode? W Baldur's Gate i Fallouta pierwszy raz zagrałem gdy miałem 8 lat, kiedy to koledzy z podwórka nie wiedzieli co to jest (pewnie do tej pory nie wiedzą). Można się domyśleć, że wtedy nie przeszedłem tych gier ale wyrobiło się we mnie coś przez co uwielbiam trudne gry.

Dajcie spokój. W Fallout, Icewind czy Baldur's Gate wystarczy jeden bardziej nie przemyślany ruch i można spieprzyć grę tak że trzeba zaczynać od nowa (dlatego często trzeba robić save). A w Dragon Age? Fabuła jest tak liniowa, że trzeba było by się naprawdę, NAPRAWDĘ postarać by tak zbroić...

Lubię Dragon Age ale pie*dolę, kontynuacji nie kupię... Szkoda pieniędzy na grę, która przechodzi się sama.
Odpowiedz
Całe szczęście, że wciąż są gry typu Combat Mission, które przeznaczone są dla ludzi nie uznających żadnych ułatwień i przejść na skróty i można w nie grać do usranej śmierci bo nigdy się nie nudzą. Szkoda tylko, że nie ma czegoś podobnego w RPG.
Odpowiedz
← Nowości

Laidlaw: Grzech klasycznych cRPG? Zniechęcająca trudność - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...