Przed chwilą na redakcyjny „czerwony telefon” zadzwonił człowiek, który przedstawił się jako „Życzliwy”. Przekazał mi, że naczelne dowództwo BioWare jest bardzo niezadowolone faktem, że oni się tak pięknie lansują w mediach, robiąc nawet fikuśne prezentacje, a ja o tym, niczym typowe chamidło spod budki z piwem, nie informuję. Dał mi na dodatek przyjacielską radę, iż nieważne, że weekend i że nawet sam Bóg (tu subtelnie zwrócił uwagę na personę Raya Muzyki) siódmego dnia odpoczywa – „newsik musi być”. Pan Hudson popijając poranną kawkę ma widzieć wieści, fanatycznie zachwalające sztandarowe produkcje Kanadyjczyków, bo inaczej, jak on to ujął, „dzień dziecka się skończy”. Jak widzicie, nie ma żartów, więc również i dziś będzie coś o uniwersum „Mass Effect”.
Ratunkiem z tej przedziwnej sytuacji jest prelekcja niejakiej Christiny Norman, pracownicy BioWare, która na Game Developers Conference w San Francisco opowiedziała co nieco o procesie twórczym „Mass Effect 2” oraz jakie ideały będą przyświecać Kanadyjczykom przy produkcji „Mass Effect 3”. Całość jest niewątpliwie istną skarbnicą frapujących i smakowitych danych, a na dodatek została dość przewrotnie nazwana – „Gdzie się podział mój ekran ekwipunku?”. Straszna psotnica i kawalarka z tej Norman, nie ma co!
Plik wideo nie jest już dostępny.
Jedną z podstawowych bolączek „Mass Effect” był mało ekscytujący i nudny system walki. Wymiana ognia nie przypominała rasowej strzelaniny, tylko jakiegoś bękarta z lewego łoża, bo ja wiem, serii „Quake” z „Gears of War”. Twórcy czuli się dobrze w elementach cRPG (w końcu na tym gatunku „zjedli zęby”), ale nie czuli bluesa w przypadku mechaniki zawartej w grach akcji. Logiczne więc było, że jednym z celów nadrzędnych było takie usprawnienie potyczek, aby sprawiały one satysfakcje, były bardziej dynamiczne i podniecające. Sporym problemem był też ekwipunek, który pod koniec gry zmieniał się w istny śmietnik, a jak to z takim pieprznikiem jest – każdy miał okazję na własnej skórze się przekonać.
Wynik tego działania poznaliśmy w styczniu i trzeba otwarcie przyznać, że kolejna część „Mass Effect” jest większa, lepsza i zdecydowanie lepiej dopracowana. Jednakowoż nie obeszło się bez zgrzytów. BioWare znane jest z tego, że ceni sobie rady graczy i uważnie czyta ich komentarze, więc doszły ich słuchy, że fani mocno psioczyli z faktu kompletnego spłycenia elementów gry fabularnej na rzecz akcji. Znaczy, że Kanadyjczycy przegięli za bardzo w drugą stronę. Dlatego też w trzeciej części możemy oczekiwać zwiększenia nacisku na aspekty cRPG, z tymże wszystko w założeniach nadal ma być skutecznie zmieszaną miksturą, przypominającą interaktywny film akcji z rozbudowanym wątkiem fabularnym. Ciekawe tylko, jak z tego teraz wybrną? Standardowe „levelowanie” nie przejdzie, bo Shepard już jest legendą galaktyki i postacią wręcz epicką, co oznacza, że musielibyśmy chyba startować z 50 poziomu doświadczenia.
Duża jest też szansa, że w „Mass Effect 3” nie uświadczymy skanowania planet. Norman biła się w pierś i szczerze przyznała, że BioWare na tym polu zawiodło i chyba nikomu zdrowemu na umyśle ta opcja nie przypadła do gustu. Całość ma zostać ponoć dokładnie doszlifowana, czego skutkiem przede wszystkim będzie większa swoboda podczas walki oraz bardziej zróżnicowani przeciwnicy. Póki co pozostaje nam uwierzyć na słowo i cierpliwie czekać kolejne dwa lata.