Przygody Artura
Część pierwsza - Most
-UWAGA!!! - ktos krzyknął. Artur spojżał się w górę. Zobaczył lecący kamienny pocisk. Uderzył w niedaleki budynek. Rozległy się jęki i krzyki. Zobaczył, że w tamtym kierunku biegnie jeden z kapłanów Adanosa. Artur usiadł spowrotem na kamieniu i ponownie pogrążył się w rozmowie ze swoim prrzyjacielem Parcivalem. Obaj byli jednymi z wielu ludzi borniących miasta, a raczej jego ruin, Wangrad. Wangrad leży nad rzeką Myrtana, płynącą przez krainę o takiej samej nazwie. Było to jedyne miejsce na rzece, przez które mozna było się przeprawić na drugi brzeg. Dlatego orkowie chcieli je zdobyć. Broniły go zastępy wojowników, paladynów, łowców orków z Nordmaru, magów ognia i wody oraz nademników. Artur był królewskim rycerzem zaś Pracival był magiem ognia. Oboje przyjaźnili się od dzieciństwa. Dopiero co przybyli na miejsce ze swoim oddziałem. Dowodził nimi Galahad, silny i stanowczy paladyn, na ktorym mozna było polegać. Był on przyjacielem Artura z czasów szkoleniowych. Za Parcivalem stał Lancelot, najemnik, równierz ich przyjaciel. Był on bardzo zręczny i sprytny oraz po mistrzowsku posługiwał się kuszą. Wymieniona czwórka zawsze trzymała się razem. Galahad właśnie podszedł do swojego oddziału i powiedział:
- Ruszamy w bój chłopaki. Mamy zluzować oddział broniący zrujnowanego mostu, wiec
zbierajcie graty i żarcie. Wyruszamy za godzinę.
Po tej przemowie podszedł do spoich przyjaciół, którzy właśnie zbierali swoje rzeczy.
- Słuchajcie, przygotujcie się na twardą walkę. Orkowie atakują ten punkt bardzo mocno - zdjął swój plecak i dał Lancelotowi i Arturowi troche dodatkowych bełtów - To wszystko, co zdołałem załatwić
- Dzięki Galahad, przydadzą się
- A ty, Pracival, masz to - i wręczył mupęczek zrojów i pare mikstur - dał mi to pewien mag.
- Dzięki Galahad - podziękował poczym schował zwoje do wewnętrznej kieszeni swej szaty.
Tymczasem Lancelot nakładał na sievie swoją zbroję z płytek pancerzy pełzaczy. była ona bardzo twarda a lancelot ja powzmacniał dodatkowo skórą cieniostwora i rogami zębaczy. Artur pogrązył się w rozmowie Galahadem o strategii orków.
Godzina minęła bardzo szybko. Oddział, złożony z 30 ludzi zebrał się, poczym Galahad wydał rozkaz do wymarszu. Szli między ruinami, mijając grupę łowców orków. Ich przywódca zaczepił Galahada:
- Gdzie sie wybieracie? - zapytał
- Idziemy bornić mostu.
- Mostu? He, bedzie niezła bitwa, idziemy z wami - poczym skrzyknął swoich ludzi i poszli za oddziałem.
Na miejscu, Artur razem z Lancelotem i Parcivalem rozłożyli się za ruiną ściany należącej kiedyś do jakiegos domu. Zapewniała niezłą ochronę przed ewentualnym ostrzałem. Do wieczora gawedzili wesoło, co jakis czas odwiedzani przez Galahadam Później z drugiej strony brzegu rozległy się jakies śpiewy i ryki
- Ciekawe o czym śpiewają - powiedział Artur
- Moze o orczynkach, które zostawili w swoich domach - zaproponował Parcival
- A może o ludziach, których kiedyś zjadli - zaśmiał się lancelot
- Śpiewają o podbojach - powiedział jeden z łowców orków ssiedzących w poblizu - znam ich mowę. Rok spędziłem u nich w niewoli. Potrzebowali dobrego kucharza i kiedy zobaczyli, że jako jedyny jeniec dobrze gotuje, posłali mnie do roboty. Jestem Ashgan, a wy?
- Ja jestem Artur
- A ja Parcival
- Mnie zwą Lancelotem
- A ja jestem Galahad - przedstawił się właśnie Galahad, który podszedł
- A co powiecie na kawałek pieczystego?- powiedział Ashgan, pokazujac im pieczone mięso- ogromy szczur w moim sosie własnym.
- Jasne - odpowiedział Lancelot biorąc kawałek - Pyszne - powiedział odgryzając kawałek.
W pięciu spędzili wieczór gawedzac o orkach. Gdy zapadł zmrok, podszedł do nich goniec
- Kapitanie, orkowie się ruszają. Wygląda na to, że będą atakować.
- Dobra chłopaki, wiecie co macie robić. Poczekam na was chwilę.
Pośpiesznie wzięli borń, poczym ruszyli na brzeg rzeki. Większość kompanii juz sie zebrała na brzegu, a łowcy orków juz napinali łuki. Artur wziął swoją kuszę i czekał. To samo uczynili inni. Po chwili rozległ się donosny ryk i orkowie ruszyli do ataku. Wszyscy byli lekko przerażeni, ale zdecydowanie czekali na rozkaz Galahada
- OGNIA!!! - krzyknął Galahad i w powietrzu rozległ się świst strzał, bełtów i zaklęć lecacych w kierunku orków. Wielu z nich padło. Ale byli coraz bliżej pomimo ostrzału. Wkońcu znaleźli sie w połowie mostu. Galahad to dostrzegł i okrzykiem bojowycm zachęcił swoich ludzi do szarży na orków. Artur schował kusze i wyciągnął miecz. Cały oddział broniący mostu rzucił się z krzykiem do ataku. Orkowie zamarli na kilka sekund widząc taka odwagę, ale z rykiem wznowili szarżę. Po chwili rozpoczęła się walka wręcz. Artur z okrzykiem "Za chwałę!!!" odciął łeb pierwszemu orkowi i zorpoczał walkę z innym. W poblizu Galahad walczył z 3 orkami naraz. Parciwal wrzasnął "Bombardo!!!" i świsnęło zaklęcie, które rozsadziło najbliższego orka. Ashgan walczył z orkiem elitą. Nagle blisko Artura rozległ się świst bełtu. Popatrzył w prawo i zobaczył orka padającego od bełtu. Obejżał się do tyłu i zobaczył Lancelota, który juz w biegu wystrzelił bełt w kierunku orka elity, zagrażajacemu Parcivalowi. Artur zobaczył orka biegnącego w jego kierunku i wszarnął "Lancelot!! Z lewej". Ten obejżał się i uchylił się przed ciosem orka, który padł martwy przebity jego sztyletem. wkrótce orkowie rzucili się do ucieczki. Wszyscy wyjęli bron dystansową i zaczęli strzelać im w plecy. Wiele orków padło. Jeden z orków, chyba dowódca stanął i z rykiem pomachał mieczem. Artur wycelował w niego i stzelił. Ork padł martwy. Galahad dał rozkaz do odwrotu. W powietrzu świsneło jeszcze jedno z zakleć Parcivala i kilku orków naraz zaczęło się palić. Rzuciły sie do rzeki i utopiły się. Czała czwórka wróciła się do swojej ściany, za która sie kryli. Siedział już tam Ashgan. Pił on mały eliksir leczący.
- Latwo było jak na taki oddział orków - powiedział im na powitanie - Zaatakowała nas chyba setka tych bestii. - powiedział, poczym rozpalił ognisko za pomocą zwoju, który miał w kieszeni.
Reszta nocy minęła spokojnie. Ale z rana wszystko zaczeło się na nowo.Artura obudziły krzyki. Zobaczył jak kamienne pociski bombarduja miasto. Parcival właśnie budził Lancelota, a Ashgan wyciągał kuszę.
- Co się zieje? - zapytał isę głupio wybudzony ze snu Lancelot
- Orkowie bombarduja miasto. Walą z katapult i łuków - powiedział Ashgan, poczym nagle obok niego roztrzaskała sie jedna z orkowych strzał. - Ale łucznicy sa z nich marni.
Cały dzień spędzili pod ostrzałem. Nie ruszali się ze swoich miejsc. Cała kompania siedziała i czekała.
Tak samo minął cały następny tydzien. ciągłe ataki orków osłabiły kompanię. Na szczęście przybyła inna na ich miejsce, więc mogli udac sie na tyły. W czasie tych walk stracili 10 ludzi. Artur padał z nóg. Ale nie tylko on. Galahad, który był tak silny, że ledwo obezwładniało go pieciu mężczyzn równiez podupadł siłowo. Lancelot też nie był najświeższy. Ashgan też był zmęczony. Ale na szczęście mieli spędzić tydzien na tyłach.
- Ciekawi mnie jedno - poweidział Parcival - skąd bierze sie tyle tych orków.
- Nikt tego nie wie - powiedział Ashgan.
- Ale nie udało im się nas pobić - stwierdził Galahad pijąc porzadny łyk piwa.
- Ciekawe jak długo to miasto isę utrzyma - zastanowił się Lancelot
- Tak długo jak my tu jesteśmy - stwierdził Artur poczym wszyscy poszli spać...
To dopiero pierwsza częsć. Będą następne To moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieje że się spodoba
Część pierwsza - Most
-UWAGA!!! - ktos krzyknął. Artur spojżał się w górę. Zobaczył lecący kamienny pocisk. Uderzył w niedaleki budynek. Rozległy się jęki i krzyki. Zobaczył, że w tamtym kierunku biegnie jeden z kapłanów Adanosa. Artur usiadł spowrotem na kamieniu i ponownie pogrążył się w rozmowie ze swoim prrzyjacielem Parcivalem. Obaj byli jednymi z wielu ludzi borniących miasta, a raczej jego ruin, Wangrad. Wangrad leży nad rzeką Myrtana, płynącą przez krainę o takiej samej nazwie. Było to jedyne miejsce na rzece, przez które mozna było się przeprawić na drugi brzeg. Dlatego orkowie chcieli je zdobyć. Broniły go zastępy wojowników, paladynów, łowców orków z Nordmaru, magów ognia i wody oraz nademników. Artur był królewskim rycerzem zaś Pracival był magiem ognia. Oboje przyjaźnili się od dzieciństwa. Dopiero co przybyli na miejsce ze swoim oddziałem. Dowodził nimi Galahad, silny i stanowczy paladyn, na ktorym mozna było polegać. Był on przyjacielem Artura z czasów szkoleniowych. Za Parcivalem stał Lancelot, najemnik, równierz ich przyjaciel. Był on bardzo zręczny i sprytny oraz po mistrzowsku posługiwał się kuszą. Wymieniona czwórka zawsze trzymała się razem. Galahad właśnie podszedł do swojego oddziału i powiedział:
- Ruszamy w bój chłopaki. Mamy zluzować oddział broniący zrujnowanego mostu, wiec
zbierajcie graty i żarcie. Wyruszamy za godzinę.
Po tej przemowie podszedł do spoich przyjaciół, którzy właśnie zbierali swoje rzeczy.
- Słuchajcie, przygotujcie się na twardą walkę. Orkowie atakują ten punkt bardzo mocno - zdjął swój plecak i dał Lancelotowi i Arturowi troche dodatkowych bełtów - To wszystko, co zdołałem załatwić
- Dzięki Galahad, przydadzą się
- A ty, Pracival, masz to - i wręczył mupęczek zrojów i pare mikstur - dał mi to pewien mag.
- Dzięki Galahad - podziękował poczym schował zwoje do wewnętrznej kieszeni swej szaty.
Tymczasem Lancelot nakładał na sievie swoją zbroję z płytek pancerzy pełzaczy. była ona bardzo twarda a lancelot ja powzmacniał dodatkowo skórą cieniostwora i rogami zębaczy. Artur pogrązył się w rozmowie Galahadem o strategii orków.
Godzina minęła bardzo szybko. Oddział, złożony z 30 ludzi zebrał się, poczym Galahad wydał rozkaz do wymarszu. Szli między ruinami, mijając grupę łowców orków. Ich przywódca zaczepił Galahada:
- Gdzie sie wybieracie? - zapytał
- Idziemy bornić mostu.
- Mostu? He, bedzie niezła bitwa, idziemy z wami - poczym skrzyknął swoich ludzi i poszli za oddziałem.
Na miejscu, Artur razem z Lancelotem i Parcivalem rozłożyli się za ruiną ściany należącej kiedyś do jakiegos domu. Zapewniała niezłą ochronę przed ewentualnym ostrzałem. Do wieczora gawedzili wesoło, co jakis czas odwiedzani przez Galahadam Później z drugiej strony brzegu rozległy się jakies śpiewy i ryki
- Ciekawe o czym śpiewają - powiedział Artur
- Moze o orczynkach, które zostawili w swoich domach - zaproponował Parcival
- A może o ludziach, których kiedyś zjadli - zaśmiał się lancelot
- Śpiewają o podbojach - powiedział jeden z łowców orków ssiedzących w poblizu - znam ich mowę. Rok spędziłem u nich w niewoli. Potrzebowali dobrego kucharza i kiedy zobaczyli, że jako jedyny jeniec dobrze gotuje, posłali mnie do roboty. Jestem Ashgan, a wy?
- Ja jestem Artur
- A ja Parcival
- Mnie zwą Lancelotem
- A ja jestem Galahad - przedstawił się właśnie Galahad, który podszedł
- A co powiecie na kawałek pieczystego?- powiedział Ashgan, pokazujac im pieczone mięso- ogromy szczur w moim sosie własnym.
- Jasne - odpowiedział Lancelot biorąc kawałek - Pyszne - powiedział odgryzając kawałek.
W pięciu spędzili wieczór gawedzac o orkach. Gdy zapadł zmrok, podszedł do nich goniec
- Kapitanie, orkowie się ruszają. Wygląda na to, że będą atakować.
- Dobra chłopaki, wiecie co macie robić. Poczekam na was chwilę.
Pośpiesznie wzięli borń, poczym ruszyli na brzeg rzeki. Większość kompanii juz sie zebrała na brzegu, a łowcy orków juz napinali łuki. Artur wziął swoją kuszę i czekał. To samo uczynili inni. Po chwili rozległ się donosny ryk i orkowie ruszyli do ataku. Wszyscy byli lekko przerażeni, ale zdecydowanie czekali na rozkaz Galahada
- OGNIA!!! - krzyknął Galahad i w powietrzu rozległ się świst strzał, bełtów i zaklęć lecacych w kierunku orków. Wielu z nich padło. Ale byli coraz bliżej pomimo ostrzału. Wkońcu znaleźli sie w połowie mostu. Galahad to dostrzegł i okrzykiem bojowycm zachęcił swoich ludzi do szarży na orków. Artur schował kusze i wyciągnął miecz. Cały oddział broniący mostu rzucił się z krzykiem do ataku. Orkowie zamarli na kilka sekund widząc taka odwagę, ale z rykiem wznowili szarżę. Po chwili rozpoczęła się walka wręcz. Artur z okrzykiem "Za chwałę!!!" odciął łeb pierwszemu orkowi i zorpoczał walkę z innym. W poblizu Galahad walczył z 3 orkami naraz. Parciwal wrzasnął "Bombardo!!!" i świsnęło zaklęcie, które rozsadziło najbliższego orka. Ashgan walczył z orkiem elitą. Nagle blisko Artura rozległ się świst bełtu. Popatrzył w prawo i zobaczył orka padającego od bełtu. Obejżał się do tyłu i zobaczył Lancelota, który juz w biegu wystrzelił bełt w kierunku orka elity, zagrażajacemu Parcivalowi. Artur zobaczył orka biegnącego w jego kierunku i wszarnął "Lancelot!! Z lewej". Ten obejżał się i uchylił się przed ciosem orka, który padł martwy przebity jego sztyletem. wkrótce orkowie rzucili się do ucieczki. Wszyscy wyjęli bron dystansową i zaczęli strzelać im w plecy. Wiele orków padło. Jeden z orków, chyba dowódca stanął i z rykiem pomachał mieczem. Artur wycelował w niego i stzelił. Ork padł martwy. Galahad dał rozkaz do odwrotu. W powietrzu świsneło jeszcze jedno z zakleć Parcivala i kilku orków naraz zaczęło się palić. Rzuciły sie do rzeki i utopiły się. Czała czwórka wróciła się do swojej ściany, za która sie kryli. Siedział już tam Ashgan. Pił on mały eliksir leczący.
- Latwo było jak na taki oddział orków - powiedział im na powitanie - Zaatakowała nas chyba setka tych bestii. - powiedział, poczym rozpalił ognisko za pomocą zwoju, który miał w kieszeni.
Reszta nocy minęła spokojnie. Ale z rana wszystko zaczeło się na nowo.Artura obudziły krzyki. Zobaczył jak kamienne pociski bombarduja miasto. Parcival właśnie budził Lancelota, a Ashgan wyciągał kuszę.
- Co się zieje? - zapytał isę głupio wybudzony ze snu Lancelot
- Orkowie bombarduja miasto. Walą z katapult i łuków - powiedział Ashgan, poczym nagle obok niego roztrzaskała sie jedna z orkowych strzał. - Ale łucznicy sa z nich marni.
Cały dzień spędzili pod ostrzałem. Nie ruszali się ze swoich miejsc. Cała kompania siedziała i czekała.
Tak samo minął cały następny tydzien. ciągłe ataki orków osłabiły kompanię. Na szczęście przybyła inna na ich miejsce, więc mogli udac sie na tyły. W czasie tych walk stracili 10 ludzi. Artur padał z nóg. Ale nie tylko on. Galahad, który był tak silny, że ledwo obezwładniało go pieciu mężczyzn równiez podupadł siłowo. Lancelot też nie był najświeższy. Ashgan też był zmęczony. Ale na szczęście mieli spędzić tydzien na tyłach.
- Ciekawi mnie jedno - poweidział Parcival - skąd bierze sie tyle tych orków.
- Nikt tego nie wie - powiedział Ashgan.
- Ale nie udało im się nas pobić - stwierdził Galahad pijąc porzadny łyk piwa.
- Ciekawe jak długo to miasto isę utrzyma - zastanowił się Lancelot
- Tak długo jak my tu jesteśmy - stwierdził Artur poczym wszyscy poszli spać...
To dopiero pierwsza częsć. Będą następne To moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieje że się spodoba