Dorota Masłowska. Postać arcyciekawa, swojska dla większości forum, bo urodzona i wychowana w Wejherowie pisanym przez "h" (*Trójmiasto zaczyna tupać i machać rękami ze Strażnikiem na czele*), nominowana do nagrody Nike za wielce kontrowersyjne arcydzieło/kicz-produkt (niepotrzebne skreślić wedle refleksji własnej) o wdzięcznym tytule "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", a także wspomnianej nagrody laureatka (przypadek? łut szczęścia? prowokacja? akt dywersyjny!?) za fenomenalny/godny pożałowania przejaw geniuszu/grafomanii (tu znów niepotrzebne skreślić, wedle podjętej już i dokonanej wcześniej refleksji, albowiem będąc fanem jednej superprodukcji Masłowskiej, automatycznie zostaje się fanem kolejnej) o równie wdzięcznym, dwupłaszczyznowym, bogatym w przemyślenia i drugie albo i trzecie dna tytule "Paw królowej".
Temat opisałam jako krytykancko-histeryczny. Tak, a nie inaczej, bo moje argumenty mogą brzmieć absurdalnie, histerycznie i krytykancko dla fanów naszego podmiotu ambitnej i niewątpliwie bogatej w obelgi nadchodzącej dyskusji, albo też być bitą śmietaną, miodem i wisienką dla tych podzielających moje zdanie.
A moje zdanie jest proste jak budowa czołgu T 55. Gdyby oryginalność na siłę, przerost formy nad treścią, brak przesłania i dowcipnej, inteligentnej(!) zabawy z czytelnikiem stały się nagle głównym wyznacznikiem geniuszu literackiego, to dziarskim krokiem ruszyłabym na najbliższy wiadukt i rzuciłabym się pod pociąg jadący po właściwym torze. Uprzejmie proszę odnieść to do Masłowskiej i dokładnie zastanowić się, które z kryteriów tej antyutopijnej wizji geniuszu spełnia ta właśnie autorka.
Amen(t).
Dyskusja ta ma na celu podzielenie forum tego na grupę wielbicieli i - antagonistycznie - przeciwników Masłowskiej, grup tych brutalną konfrontację, która skończy się dopiero, gdy rozdziobią nas kruki, wrony.
Temat opisałam jako krytykancko-histeryczny. Tak, a nie inaczej, bo moje argumenty mogą brzmieć absurdalnie, histerycznie i krytykancko dla fanów naszego podmiotu ambitnej i niewątpliwie bogatej w obelgi nadchodzącej dyskusji, albo też być bitą śmietaną, miodem i wisienką dla tych podzielających moje zdanie.
A moje zdanie jest proste jak budowa czołgu T 55. Gdyby oryginalność na siłę, przerost formy nad treścią, brak przesłania i dowcipnej, inteligentnej(!) zabawy z czytelnikiem stały się nagle głównym wyznacznikiem geniuszu literackiego, to dziarskim krokiem ruszyłabym na najbliższy wiadukt i rzuciłabym się pod pociąg jadący po właściwym torze. Uprzejmie proszę odnieść to do Masłowskiej i dokładnie zastanowić się, które z kryteriów tej antyutopijnej wizji geniuszu spełnia ta właśnie autorka.
Amen(t).
Dyskusja ta ma na celu podzielenie forum tego na grupę wielbicieli i - antagonistycznie - przeciwników Masłowskiej, grup tych brutalną konfrontację, która skończy się dopiero, gdy rozdziobią nas kruki, wrony.