Witojcie! Skoro załapałem dobry wątek i wkręciłem się w spisywanie kronik pewnego krasnoluda... to postanowiłem opublokować go w tym miejscu Ale bez zbędnej gadaniny. Oto początek, który już napisałem. Rozdział 1jest w trakcie pisania.
----------
[size=16]Wielka Podróż
Prolog[/size]
Wyprawa rozpoczęła się od pewnego zlecenia. Beron miał pomóc w załadunku pewnego dużego statku, zakotwiczonego w Luskanie. Proste. Krasnolud wytrwały i silny, wydajny jak kilka rosłych człeczyn.
- Czołem krasnoludzie. Chcesz trochę zarobić na browar? – Rzekł barczysty mężczyzna. – Jak się zwiesz?
- Witaj! Jam jest Beron Heavyhand. – Rzekł przystając przed nieznajomym. - Jaka to robota?
Krasnolud pociągnął z fajki i powoli wypuścił dym czekając na odpowiedź od człowieka, który wybałuszył nań oczy.
- Heavyhand? Krasnolud z klanu Heavyhandów? No pewnie, że tak. Co za pytanie... To zaszczyt spotkać kogoś takiego, jak ty, zacny wojowniku! – Człowiek speszył się idiotyczną odpowiedzią. - Co ty tutaj robisz, jeśli można spytać? Wędrujący w pełnym rynsztunku i z niewielkim plecakiem po środku pola jęczmienia?
Beron odetchnął i popatrzył w słoneczne, błękitne niebo.
- Powiedzmy, że wybrałem się na przechadzkę. Skąd mnie znasz?
- Jestem kupcem panie. Odwiedzam całe Wybrzeże Mieczy każdego roku! Nie raz, nie dwa byłem w waszych halach. Miło wspominam wizyty u was. Macie wielu świetnych piwowarów… i kupców.
Człowiek zmieszał się i po chwili kontynuował do mało rozmownego krasnoluda.
- Wybrałeś się panie na przechadzkę? Zapewne niepotrzebne ci pieniądze. – Beron przerwał mi nagłym ruchem ręki. Wypuścił dym i powiedział.
- Nie mów do mnie „panie”. Nie jestem twoim panem. Jesteś wolnym człowiekiem kupcze. – Po chwili dodał z uśmiechem. – A ja jestem chwilowo wolnym krasnoludem. Chętnie pomogę przy załadunku.
Handlarz stał osłupiały i nie wiedział, co powiedzieć. W końcu uśmiechnął się na myśl, że ktoś z klanu Heavyhandów będzie pracował przy jego statku. Właśnie jego! Gdy rozejdzie się plotka, wszyscy, a szczególnie krasnoludy, chętniej kupować będą jego towary. Wspaniale!
Klan Heavyhand słynie ze swej wielkości i twardych wojowników. Na północy i w krainach niedaleko na południe, takich, gdzie stoi miasto Leserh, mieszkańcy, co najmniej słyszeli nazwę tego klanu. Często można usłyszeć rozmowy krasnoludzkich kowali, bądź najemników na temat ostatnich osiągnięć króla, bądź całej rodziny. Tak, rodziny, bowiem klan Heavyhand uważa się za jedną wielką rodzinę. Nie ważne, że większość krasnoludów w cale nie jest ze sobą spokrewnionych. Gdy jeden zginie, wszyscy opłakują jego śmierć. Gdy jeden zdobędzie bogactwo, wszyscy mu gratulują, tego, że jest dobrym gospodarzem własnego życia. Podczas bitwy walczą ramię w ramię. Każdy krasnolud ochrania towarzysza obok tarczą, a gdy jeden zostanie poważnie ranny, wszyscy zaczynają go bronić, aż będzie bezpieczny. Jeśli ktoś chciałby należeć do klanu, to nie ma tam co nawet przychodzić, ponieważ Heavyhandowie z dumą utożsamiają się ze swoim nazwiskiem i królem. To nie jest tylko zwykły klan, do którego przyłączają się ludzie dla ochrony własnego tyłka, albo dla zarobku. Do tego ich król jest ponoć mądrym mężczyzną. Zna się na taktyce i dobrze rozporządza majątkiem klanu. Żadne bandy orków, ani barbarzyńskie szczepy z tundry nie stanowią dlań problemu. Raz prowadzili nawet całkiem regularną wojnę przeciwko dzikim plemionom i stworom wypełzającym z lodowców. Beron dobrze pamięta ten wspaniały widok maszerującej ku przeznaczeniu armii. Dźwięk rogów wojennych i bojowe krasnoludzkie pieśni i okrzyki! Ach! Nic nie może się równać wspomnieniu o tamtych czasach i widoku odchodzących coraz dalej i dalej oddziałów. Mimo, że wszyscy pozostali w twierdzy dawno stracili z zasięgu wzroku towarzyszy, słyszeli ich jeszcze bardzo długo basowe dudnienia rogów. Cóż… Beron nic nie mógł poradzić na to, że ojciec nie pozwolił mu pójść na wojnę. Był w tedy jeszcze małym brzdącem, ledwo trzymającym topór w dłoni. Ale to już inna historia… Dzięki tym wszystkim cechom i osiągnięciom, klan Heavyhandów okrył się wielką sławą wśród ludu północnego regionu.
***
Beron chwycił ciężką skrzynię i załadował na platformę, którą później żuraw pokładowy, dzięki sile mięśni marynarzy, przenosi na pokład statku. Skrzynię postawił łagodnie, w ogóle nie przejmując się jej ciężarem. W przeciwieństwie do ludzi – marynarzy i wynajętych osiłków do tej niewdzięcznej roboty – którzy po przeniesieniu zaledwie kilku skrzyń padali ze zmęczenia łapczywie spijając wodę z bukłaków.
Kupiec, który wynajął Berona do pracy przy załadunku cieszył się widokiem Niezłomnego, który pracuje właśnie dla niego.
Beron odstawił ostatnią skrzynię na platformę, gdyż więcej by się nie zmieściło, bo mogłoby to grozić stratą sprzętu w głębokiej wodzie. Poza tym – pomyślał krasnolud – ludzie na pokładzie mieliby mały problem z wciągnięciem ładunku. Pomachał do marynarzy na znak gotowości, a ci zaczęli kręcić dużym pokrętłem, które było zarazem kołem zębatym. Prosty mechanizm, lina zwisała uczepiona do kółka na haku – prymitywny żuraw. Ludzie wkładali w to wiele siły, szybko czerwieniąc się na twarzy. Gdy zmienili się z innymi, ładunek nie był jeszcze w połowie drogi na górę. Krasnolud pokręcił lekko głową z rozbawieniem i wyciągnąwszy z wewnętrznej kieszeni kamizelki małą manierkę, pociągnął z niej dużego łyka. Zakręcił naczynie i wytarł usta i brodę ręką.
W tem podszedł doń jakiś nieznajomy dzieciak. Stał tak przebierając nogami w miejscu i oglądał krasnoluda z góry na dół. Beron nic sobie z niego nie zrobił i patrzył w dal –na morze. Nagły wiatr zmierzwił jego włosy i brodę, lecz gdy popatrzył na niebo stwierdził, że nie zbliża się sztorm. Nie był doświadczonym żeglarzem, prawdę mówiąc w ogóle nim nie był, lecz potrafił rozróżnić czarne, ciężkie burzowe chmury od słonecznych, nieszkodliwych obłoczków.
Mały, który wciąż przyglądał się brodaczowi w końcu zdołał wydobyć z siebie głos.
- Przepraszam pana, panie krasnoludzie… - rzekł dziecięcym, lecz niesłabowitym głosem południowych kochasiów. Beron popatrzył nań i bez słowa skinął do niego głową. Chłopiec mnąc w dłoni swój biały chiton kontynuował.
- Jesteś wojownikiem?
- Dlaczego tak sądzisz, mały? – Odparł basowym głosem pytaniem na pytanie.
- Bo jesteś krasnoludem. Wszyscy z twojego ludu są wojownikami.
Beron uśmiechnął się krzywo i rozprostował ręce na boki, pokazując w ten sposób młodemu człowiekowi, że nic przy sobie nie ma.
- Gdzie, więc moja broń, chłopcze? Gdzie jest moja zbroja, tarcza, nagolenniki? Hełm także jest często przydatny, wierz mi.
- To wszystko jest zamknięte w skrzyni. Czy jesteś dobrym wojownikiem?
Beronowi uśmiech spełzł z twarzy.
- Skąd o tym wiesz malcze? – Nie wybuchł gniewem, lecz groźnie zaakcentował pytanie. Wiedział, że taki mały brzdąc nie byłby w stanie wytrychem otworzyć solidnej mosiężnej skrzyni, lecz zaciekawiło go to, skąd o tym wie.
- Tatuś mi powiedział, choć nie chciał mi pokazać tego, co jest w środku. Powiedział Tylko, że rzeczy znajdujące się wewnątrz należą do wielkiego wojownika, który mu teraz pomaga. Przyszedłem zobaczyć tego wojownika, chciałem zobaczyć jego muskuły. Ja też będę kiedyś walczyć z orkami!
- Malcze, jak na razie taki ork – Beron splunął na ziemię, jakby samo wypowiedzenie tego słowa przyciągnęło gorzki smak w ustach – zabiłby cię jednym kopnięciem. – Po chwili ciszy dodał widząc minę chłopca – Ale, jeśli będziesz intensywnie ćwiczył, myślę, że żaden wróg nie będzie stanowił dla ciebie problemu. To jednak wiele lat ciężkich treningów przed tobą. Przede wszystkim musisz nauczyć się samodyscypliny.
- Będziesz mnie trenował? – Zapytał szybko podniecony chłopiec. Beron jednak nie był wcale taki podekscytowany. Tak naprawdę miał ochotę zakończyć rozmowę. Nie był zbyt rozmowny a dzieciak, mimo, że miły i – co cenił krasnolud – silny i ambitny, był po prostu trochę upierdliwy.
- Niestety, ale to jest niemożliwe, mały… Jeśli nie znajdziesz nikogo, kto zechce cię szkolić w sztuce wojennej, ćwicz po prostu mięśnie i odporność na srogie warunki. Musisz być silny i wytrwały. Zahartowany. Gdy dorośniesz, zapraszam do mego domu. Pod odpowiednią opłatą zawsze się tam znajdzie ktoś, kto się za ciebie weźmie. – Beron puścił do chłopca oko i ruszył dalej pomagać, przy załadunku statku handlowego.
- Ale… - chłopiec chciał coś powiedzieć, lecz krasnolud krzyknął doń, przerywając mu.
- Życie nie jest proste mały! Przekonasz się o tym w swoim czasie. Oby jak najpóźniej.
Syn kupca jednak nie dawał za wygraną. Podbiegł do odchodzącego brodacza i pociągnął go za spodnie.
- Ale jak odnajdę twój dom?
Beron przystanął i uklęknął przed chłopcem.
- Twój ojciec zna drogę. Gdy już tam dotrzesz, to powiedz, że jesteś przyjacielem Berona Heavyhanda. Król powinien ugościć cię w tedy, jak trza, mały. Powiedz, że jak beknę, wszystkie klany orków zbierają się wokół mnie, sądząc, że to wezwanie do broni. – Krasnolud powiedział tę głupotę w celu pocieszenia małego i wyszczerzył krzywe zęby. Klepnął malca w ramię, tak, że ten o mało się nie przewrócił. Potem odszedł.
W ten sposób syn zwykłego handlarza zdobył nowego, cennego… przyjaciela.
----------
[size=16]Wielka Podróż
Prolog[/size]
Wyprawa rozpoczęła się od pewnego zlecenia. Beron miał pomóc w załadunku pewnego dużego statku, zakotwiczonego w Luskanie. Proste. Krasnolud wytrwały i silny, wydajny jak kilka rosłych człeczyn.
- Czołem krasnoludzie. Chcesz trochę zarobić na browar? – Rzekł barczysty mężczyzna. – Jak się zwiesz?
- Witaj! Jam jest Beron Heavyhand. – Rzekł przystając przed nieznajomym. - Jaka to robota?
Krasnolud pociągnął z fajki i powoli wypuścił dym czekając na odpowiedź od człowieka, który wybałuszył nań oczy.
- Heavyhand? Krasnolud z klanu Heavyhandów? No pewnie, że tak. Co za pytanie... To zaszczyt spotkać kogoś takiego, jak ty, zacny wojowniku! – Człowiek speszył się idiotyczną odpowiedzią. - Co ty tutaj robisz, jeśli można spytać? Wędrujący w pełnym rynsztunku i z niewielkim plecakiem po środku pola jęczmienia?
Beron odetchnął i popatrzył w słoneczne, błękitne niebo.
- Powiedzmy, że wybrałem się na przechadzkę. Skąd mnie znasz?
- Jestem kupcem panie. Odwiedzam całe Wybrzeże Mieczy każdego roku! Nie raz, nie dwa byłem w waszych halach. Miło wspominam wizyty u was. Macie wielu świetnych piwowarów… i kupców.
Człowiek zmieszał się i po chwili kontynuował do mało rozmownego krasnoluda.
- Wybrałeś się panie na przechadzkę? Zapewne niepotrzebne ci pieniądze. – Beron przerwał mi nagłym ruchem ręki. Wypuścił dym i powiedział.
- Nie mów do mnie „panie”. Nie jestem twoim panem. Jesteś wolnym człowiekiem kupcze. – Po chwili dodał z uśmiechem. – A ja jestem chwilowo wolnym krasnoludem. Chętnie pomogę przy załadunku.
Handlarz stał osłupiały i nie wiedział, co powiedzieć. W końcu uśmiechnął się na myśl, że ktoś z klanu Heavyhandów będzie pracował przy jego statku. Właśnie jego! Gdy rozejdzie się plotka, wszyscy, a szczególnie krasnoludy, chętniej kupować będą jego towary. Wspaniale!
Klan Heavyhand słynie ze swej wielkości i twardych wojowników. Na północy i w krainach niedaleko na południe, takich, gdzie stoi miasto Leserh, mieszkańcy, co najmniej słyszeli nazwę tego klanu. Często można usłyszeć rozmowy krasnoludzkich kowali, bądź najemników na temat ostatnich osiągnięć króla, bądź całej rodziny. Tak, rodziny, bowiem klan Heavyhand uważa się za jedną wielką rodzinę. Nie ważne, że większość krasnoludów w cale nie jest ze sobą spokrewnionych. Gdy jeden zginie, wszyscy opłakują jego śmierć. Gdy jeden zdobędzie bogactwo, wszyscy mu gratulują, tego, że jest dobrym gospodarzem własnego życia. Podczas bitwy walczą ramię w ramię. Każdy krasnolud ochrania towarzysza obok tarczą, a gdy jeden zostanie poważnie ranny, wszyscy zaczynają go bronić, aż będzie bezpieczny. Jeśli ktoś chciałby należeć do klanu, to nie ma tam co nawet przychodzić, ponieważ Heavyhandowie z dumą utożsamiają się ze swoim nazwiskiem i królem. To nie jest tylko zwykły klan, do którego przyłączają się ludzie dla ochrony własnego tyłka, albo dla zarobku. Do tego ich król jest ponoć mądrym mężczyzną. Zna się na taktyce i dobrze rozporządza majątkiem klanu. Żadne bandy orków, ani barbarzyńskie szczepy z tundry nie stanowią dlań problemu. Raz prowadzili nawet całkiem regularną wojnę przeciwko dzikim plemionom i stworom wypełzającym z lodowców. Beron dobrze pamięta ten wspaniały widok maszerującej ku przeznaczeniu armii. Dźwięk rogów wojennych i bojowe krasnoludzkie pieśni i okrzyki! Ach! Nic nie może się równać wspomnieniu o tamtych czasach i widoku odchodzących coraz dalej i dalej oddziałów. Mimo, że wszyscy pozostali w twierdzy dawno stracili z zasięgu wzroku towarzyszy, słyszeli ich jeszcze bardzo długo basowe dudnienia rogów. Cóż… Beron nic nie mógł poradzić na to, że ojciec nie pozwolił mu pójść na wojnę. Był w tedy jeszcze małym brzdącem, ledwo trzymającym topór w dłoni. Ale to już inna historia… Dzięki tym wszystkim cechom i osiągnięciom, klan Heavyhandów okrył się wielką sławą wśród ludu północnego regionu.
***
Beron chwycił ciężką skrzynię i załadował na platformę, którą później żuraw pokładowy, dzięki sile mięśni marynarzy, przenosi na pokład statku. Skrzynię postawił łagodnie, w ogóle nie przejmując się jej ciężarem. W przeciwieństwie do ludzi – marynarzy i wynajętych osiłków do tej niewdzięcznej roboty – którzy po przeniesieniu zaledwie kilku skrzyń padali ze zmęczenia łapczywie spijając wodę z bukłaków.
Kupiec, który wynajął Berona do pracy przy załadunku cieszył się widokiem Niezłomnego, który pracuje właśnie dla niego.
Beron odstawił ostatnią skrzynię na platformę, gdyż więcej by się nie zmieściło, bo mogłoby to grozić stratą sprzętu w głębokiej wodzie. Poza tym – pomyślał krasnolud – ludzie na pokładzie mieliby mały problem z wciągnięciem ładunku. Pomachał do marynarzy na znak gotowości, a ci zaczęli kręcić dużym pokrętłem, które było zarazem kołem zębatym. Prosty mechanizm, lina zwisała uczepiona do kółka na haku – prymitywny żuraw. Ludzie wkładali w to wiele siły, szybko czerwieniąc się na twarzy. Gdy zmienili się z innymi, ładunek nie był jeszcze w połowie drogi na górę. Krasnolud pokręcił lekko głową z rozbawieniem i wyciągnąwszy z wewnętrznej kieszeni kamizelki małą manierkę, pociągnął z niej dużego łyka. Zakręcił naczynie i wytarł usta i brodę ręką.
W tem podszedł doń jakiś nieznajomy dzieciak. Stał tak przebierając nogami w miejscu i oglądał krasnoluda z góry na dół. Beron nic sobie z niego nie zrobił i patrzył w dal –na morze. Nagły wiatr zmierzwił jego włosy i brodę, lecz gdy popatrzył na niebo stwierdził, że nie zbliża się sztorm. Nie był doświadczonym żeglarzem, prawdę mówiąc w ogóle nim nie był, lecz potrafił rozróżnić czarne, ciężkie burzowe chmury od słonecznych, nieszkodliwych obłoczków.
Mały, który wciąż przyglądał się brodaczowi w końcu zdołał wydobyć z siebie głos.
- Przepraszam pana, panie krasnoludzie… - rzekł dziecięcym, lecz niesłabowitym głosem południowych kochasiów. Beron popatrzył nań i bez słowa skinął do niego głową. Chłopiec mnąc w dłoni swój biały chiton kontynuował.
- Jesteś wojownikiem?
- Dlaczego tak sądzisz, mały? – Odparł basowym głosem pytaniem na pytanie.
- Bo jesteś krasnoludem. Wszyscy z twojego ludu są wojownikami.
Beron uśmiechnął się krzywo i rozprostował ręce na boki, pokazując w ten sposób młodemu człowiekowi, że nic przy sobie nie ma.
- Gdzie, więc moja broń, chłopcze? Gdzie jest moja zbroja, tarcza, nagolenniki? Hełm także jest często przydatny, wierz mi.
- To wszystko jest zamknięte w skrzyni. Czy jesteś dobrym wojownikiem?
Beronowi uśmiech spełzł z twarzy.
- Skąd o tym wiesz malcze? – Nie wybuchł gniewem, lecz groźnie zaakcentował pytanie. Wiedział, że taki mały brzdąc nie byłby w stanie wytrychem otworzyć solidnej mosiężnej skrzyni, lecz zaciekawiło go to, skąd o tym wie.
- Tatuś mi powiedział, choć nie chciał mi pokazać tego, co jest w środku. Powiedział Tylko, że rzeczy znajdujące się wewnątrz należą do wielkiego wojownika, który mu teraz pomaga. Przyszedłem zobaczyć tego wojownika, chciałem zobaczyć jego muskuły. Ja też będę kiedyś walczyć z orkami!
- Malcze, jak na razie taki ork – Beron splunął na ziemię, jakby samo wypowiedzenie tego słowa przyciągnęło gorzki smak w ustach – zabiłby cię jednym kopnięciem. – Po chwili ciszy dodał widząc minę chłopca – Ale, jeśli będziesz intensywnie ćwiczył, myślę, że żaden wróg nie będzie stanowił dla ciebie problemu. To jednak wiele lat ciężkich treningów przed tobą. Przede wszystkim musisz nauczyć się samodyscypliny.
- Będziesz mnie trenował? – Zapytał szybko podniecony chłopiec. Beron jednak nie był wcale taki podekscytowany. Tak naprawdę miał ochotę zakończyć rozmowę. Nie był zbyt rozmowny a dzieciak, mimo, że miły i – co cenił krasnolud – silny i ambitny, był po prostu trochę upierdliwy.
- Niestety, ale to jest niemożliwe, mały… Jeśli nie znajdziesz nikogo, kto zechce cię szkolić w sztuce wojennej, ćwicz po prostu mięśnie i odporność na srogie warunki. Musisz być silny i wytrwały. Zahartowany. Gdy dorośniesz, zapraszam do mego domu. Pod odpowiednią opłatą zawsze się tam znajdzie ktoś, kto się za ciebie weźmie. – Beron puścił do chłopca oko i ruszył dalej pomagać, przy załadunku statku handlowego.
- Ale… - chłopiec chciał coś powiedzieć, lecz krasnolud krzyknął doń, przerywając mu.
- Życie nie jest proste mały! Przekonasz się o tym w swoim czasie. Oby jak najpóźniej.
Syn kupca jednak nie dawał za wygraną. Podbiegł do odchodzącego brodacza i pociągnął go za spodnie.
- Ale jak odnajdę twój dom?
Beron przystanął i uklęknął przed chłopcem.
- Twój ojciec zna drogę. Gdy już tam dotrzesz, to powiedz, że jesteś przyjacielem Berona Heavyhanda. Król powinien ugościć cię w tedy, jak trza, mały. Powiedz, że jak beknę, wszystkie klany orków zbierają się wokół mnie, sądząc, że to wezwanie do broni. – Krasnolud powiedział tę głupotę w celu pocieszenia małego i wyszczerzył krzywe zęby. Klepnął malca w ramię, tak, że ten o mało się nie przewrócił. Potem odszedł.
W ten sposób syn zwykłego handlarza zdobył nowego, cennego… przyjaciela.