Na łamach serwisu TheGamer ukazał się bardzo ciekawy artykuł na temat problemów trawiących polskie studio Techland i prace nad grą "Dying Light 2". Wynika z niego, że jedno i drugie są w bardzo kiepskim stanie, co tłumaczy zeszłoroczną decyzję o przesunięciu premiery produkcji na bliżej nieokreśloną przyszłość. Opisane w tekście bałagan i chaos wynikają głównie z apodyktycznych i arbitralnych decyzji szefostwa, w szczególności właściciela firmy Pawła Marchewki oraz dyrektora kreatywnego Adriana Ciszewskiego.
Smaczki opisane w tekście są zarazem śmieszne, smutne i aż nazbyt znajome. Przykładem jest firmowa anegdota o tym, że "w Techlandzie nic nigdy nie jest finalnie zatwierdzone, łącznie z tytułem gry". Praktycznie każdy element produkcji, od marketingu po animacje postaci i oprawę audio, jest uzależniony od widzimisię szefa (poza programowaniem, którego nie rozumie) i może ulec kompletnej zmianie po miesiącach prac, bo "szef zobaczył coś w Internecie i stwierdził, że to lepszy pomysł". Legendą firmy są cenne komentarze szefa w stylu "wygląda źle" albo "wygląda pedalsko". Scenariusz "Dying Light 2" podobno został już przepisany sześciokrotnie i nikt nie ma pojęcia, jaka jest fabuła gry! I mógłbym wymieniać dalej, ale jest tego po prostu zbyt dużo.
TheGamer podaje również, że w ostatnich miesiącach Techland opuściło co najmniej 20 osób, a próby zatrudnienia specjalistów i producentów do zapanowania nad bałaganem organizacyjnym niczego nie poprawiły. Wszelkie nowe pomysły zderzają się z betonem "starej gwardii", a dalsze naciski i próby zazwyczaj kończą się zwolnieniem.