[Dodano po tygodniu i 2 dniach]
Już po lekturze. Co prawda recenzja na pewno pojawi się na łamach serwisu już wkrótce, jednak książka wpadła w inne ręce, stąd warto nakreślić kilka słów.
Przede wszystkim cieszyłem się jak dziecko, bo książkę odebrałem z pewnego sklepu i zajrzałem do niej już po powrocie do domu. Marudziłem wcześniej na okładkę, która co prawda ma fajne tłoczenia i bardzo sensowny wizerunek przyszłego Króla Lisza, jednak kolorystyka grzbietu okazała się fatalna. Nie jest to do końca czerwień, ale niewątpliwie nie pasuje do reszty, która w czerni prezentuje się świetnie. Co ciekawe, oryginalne wydanie za oceanem było w całości czarne, stąd można mówić o pewnej dozie kreatywności ze strony wydawcy. Opis z tyłu całkiem słuszny, ale już te loga World of Warcraft i Blizzard zbyt wszędobylskie. Pierwsze z nich wpakowano na szczyt co drugiej strony, przez co przesyt graniczy tutaj z pstrokacizną, która do tej pory kojarzyła mi się jedynie z egipskim targiem pełnym koralików. Tekst nie ustrzegł się literówek, ale jest nieźle. Podobnie dobrze prezentują się znaczniki rozdziałów, ale wyobrażają jakiegoś... smoka? Nie bardzo wiadomo skąd, ale miło, że podział na księgi jest wyraźny. Zabrakło mi tylko spisu treści, który ze względu na wspomniane już księgi, a co za tym idzie odrębną narrację, nieźle by się sprawił. Zabrakło także mapy świata, podobnie jak marzyły mi się jakieś fajne grafiki, jednak w książce obrazków brak.
Co do samej historii, to mam słabość do bohaterów, którzy w walce o dobro czynią zło. Zgodnie ze znanymi słowami, walczymy z potworami, aż sami się nimi stajemy. Tutaj celem autorki było pokazanie początków Arthasa i drogi, którą przebył od dziecięcych lat w stolicy Lordaeronu aż do Północnej Grani, gdzie w końcu dopełnił swojego przeznaczenia. Same początki wydają się dość naiwne, ale nieźle ukazują młodego chłopaka, który pragnie wyrwać się spod ochronnego klosza ojca i wreszcie robić coś, pod czym będzie mógł się podpisać i co przyniesie jego królestwu pożytek. Ten element wykonano całkiem dobrze, chociaż Goldwen przeskakuje w czasie niekiedy tylko przy pomocy nowego zdania bez nowego akapitu, co mnie osobiście strasznie razi. To jednak bolączka typowo edytorska, która w dalszej części właściwie znika. Arthas poznaje Jainę, dołącza do paladynów i wreszcie staje się kimś. Relacje z przyszłą czarodziejką to osobny i nieźle zrealizowany wątek, chociaż z uwagi na wiek bohaterów mogę przymknąć oko na pewną infantylność.
Oka za to nie przymknę na to, co mnie w tej książce interesowało najmocniej - dlaczego tak się stało? Już podczas gry w "Warcraft III" (jak i dodatek do niej) próbowałem poznać motywacje Arthasa do zdobycia runicznego ostrza oraz odkryć metodę, dzięki której szybko wyzbył się wszelkich wątpliwości. Golden tłumaczy ten fakt mistycznymi mocami, tylko delikatnie wplatając w tę tezę osobiste odczucia. Wybicie całej populacji jednego z miast to faktycznie ciężki grzech, ale ten element fabuły potraktowano powierzchownie. Czemu Jaina nie oponowała mocniej? Czemu Uther wszystko przyjął tak spokojnie i wreszcie gdzie rozsądek, jakieś dowody? Golden poszła w tym aspekcie na skróty i nie tłumaczy zbyt wiele lub też robi to zbyt zdawkowo. Przez to cała ta przemiana przypomina trochę losy filmowego Anakina. Mówiąc krócej - nie kupiłem tego. Gdzie mocniejsze wewnętrzne rozterki? Czemu nagle Król Lisz wyskakuje niczym królik z kapelusza i rozkazuje księciu?
Ogólnie po przeczytaniu byłem smutny. Książka jest niezła, wprawiła mnie w pewną melancholię, zmusiła do rozterek, zaś czytanie przez dwa dni dało szanse na nocne rozważania nad losem jednostki, dla której cel uświęca środki. Dobrze, że nie muszę oceniać, ale zakupu nie żałowałem. Żałuję jedynie, że do kolekcji nie mam "Ilidana", ale to się może wkrótce zmienić.