Eiwogam - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Courun Yauntyrr,
Ale widnieje, że Twoje. Nie martw się - początki są trudne i potem jak wkurzysz kogo nie trzeba to Ci da linka tutaj byś sobie te czasy przypomniał
Dabu,
Dawne dzieje... Teraz bym się do tego nie przyznał. xD
Miveda,
Za dużo dialogów?
Dabu,
Witam. Zamieszczam tutaj moje fantastyczne opo. Miałem tutaj na celu trzymać czytających w niewiedzy, wszystko jest oparte na dialogu. Czytelnik powinien domyślać się po wspomnieniach i rozmowach o co w ogóle chodzi. Dopiero później może się dowiecie do końca. Póki co, nie przedłużam, jedziemy:

Eiwogam
Prolog

To był całkiem ładny dzień. W każdym razie, tak mi się wydawało. Włóczyłem się po mieście w poszukiwaniu dalszych informacji. Miasto w którym się znajdowałem było wyjątkowo rozwinięte technologicznie, Myślałem kiedyś o zainwestowaniu w latający skuter, bo w powietrzu byłoby mi łatwiej się przemieszczać. Chociaż, raczej pozostanę w tradycyjnym sposobie, tutaj jest mniejszy tłok niż w górze. Dobra, koniec dumania - szukamy. Wypadałoby wpaść do jakiegoś baru, najlepiej Saryiego. Koleś ma naprawdę najwięcej informacji, dzięki niemu może znajdę Michael'a. Saryii był spoko, choć za pieniądze sprzedałby własną matkę. Oczywiście, jeśli jeszcze tego nie zrobił. Skręciłem w prawo i skierowałem się w ciemniejszą uliczkę. Biedna ma nadzieja, że myślałem być tu bezpieczny. To miasto to jeden wielki dom bandytów, mogłem iść na około. Typki nie wyglądały na groźnych, choć pewnie tak myśleli. Kaptury wcale nie straszyły, a czarne ciuchy przypominały żałobę. Cóż, świat jest dziwny, nie boję się noży...
- Hahahaha! - Zaśmiał się najwyższy, wyglądał na przywódcę. - Rybka połknęła haczyk. Nie daj się prosić tylko wyskakuj z dragonów!
Wołałem przemilczeć sprawę. Postanowiłem, że nie powinienem już ich skopać, może nie są
zwykłymi bandytami - Eiwogam wie...
- Szefie, ten koleś jest jakiś dziwny - powiedział drugi z bandytów, kierując się do
najwyższego, moje przeczucie mnie nie myliło. - Myślę że może nam dokopać.
- Cicho, nas jest trzech! Dawaj forsę albo sami sobie weźmiemy!
Dziwna sprawa, nie atakują mnie. Myślę, że się boją, skoro nie zaczynają. Zastanawia mnie
też, dlaczego trzeci z bandytów milczy, praktycznie bez ruchu. Jego pozostali kompani widać, są strasznie rozgadani...
- Szefie... Boję się go... On się nas nie bo-bo-bo-boi... M-musi być sil... ny...
- Cykor! Ejk, bierz mu kasę - szef skierował się do trzeciego z bandytów.
- Szefie, uciekajmy! - cały czas wystraszony człowiek prosił.
- Ejk, głuchy jesteś?! Ejk!
Zdenerwowany przywódca rzucił się na mnie ze swoim kozikiem. Nie było to zbyt mądre
posunięcie, szybko chwyciłem go za prawą rękę i przerzuciłem przez ramię.
- Uf! Au!
Nagle spostrzegłem uciekającego jednego z rzezimieszków. Tak, to był ten "cykor", jak nazwał go szef.
- Nadal chcesz się bić? - wreszcie zapytałem.
- Nie, nie, oczywiście że nie! Błagam, oszczędź mnie!
Świat jest naprawdę dziwny. Udałem się dalej, myślę że w tej uliczce nie będzie więcej takich ludzi. Po paru minutach doszedłem do "Baru Saryiego". Spokojnie wszedłem, ale coś mnie zaskoczyło: spostrzegłem, tak zwanego Ejka w koncie przy stoliku. Dziwna sprawa, jest strasznie szybki, musi mnie śledzić. Podszedłem do barmana i spytałem o Saryiego:
- Saryii? Znajdziesz go na zapleczu, właśnie pali.
Na zapleczu? Podejrzana sprawa, on nigdy nie palił. Śmierdzi mi Eiwogamem. A może po prostu jestem zbyt czujny? Na zapleczu, owszem, spotkałem palącego Saryiego:
- Brad?! To ty? Kopę lat! Co cię sprowadza?
Przywitałem się grzecznie i zacząłem:
- Zgadnij.
- Hehe, co chcesz wiedzieć?
- Muszę znaleźć Michael'a, mam do niego sprawę.
- Michael'a? Dawno go nie widziałem, nie wiem co z nim.
- 50 dragonów?
- Brad, naprawdę nie pamiętam.
- Ale jesteś skąpy, masz tu stówę.
- Właśnie sobie przypomniałem: Traka, przedmieścia, nr. 156
- Tutaj, w Traka? Kiedy się przeprowadził?
- Tego nie wiem, ale tutaj już mieszka.
- Dobra, sam się dowiem, nie mam zamiaru ci płacić. A na przyszłość mógłbyś nie brać pieniędzy od starych kumpli.
- Tak sobie dorabiam.
- Dobra, to ja idę do Michael'a. Narazie.
- No, narazie, chociaż wrócisz tu pewnie za dwa lata.

Eiwogam
Rozdział I:
"Michael Travious"

Podwieziony przez taksówkę wysiadłem pod 156. Dom był całkiem zadbany, ładna tabliczka "Travious", płot... Przedmieścia w ogóle nie sa podobne do miasta, tutaj jest tak staro.
Otworzyłem bramkę, podszedłem do drzwi i zapukałem.
Cisza.
Zapukałem jeszcze raz.
Cisza.
Widocznie nie ma go w domu, więc próbowałem zobaczyć coś przez okno. Niestety, okna były zamknięte. Niech to szlag, może wyjechał na wakacje? Chociaż wakacje w drugiej porze to raczej nie pasuje. Nagle usłyszałem z domu odgłosy jakiejś dziwnej muzyki - musi być stara, Michael tylko takiej słucha. Jak kiedyś powiedział mi że słucha muzyki z 2002 roku to myślałem że umrę ze śmiechu - to było prawie 1000 lat temu! Ale cóż, zapukałem jeszcze raz, bo możliwe że spał. Wreszcie usłyszałem odpowiedź:
- Kto tam?
Typowy tekst Michael'a - jakby nadal był w Akademii.
- Zdziwisz się jak mnie zobaczysz.
Michael otworzył drzwi:
- Kto ty jesteś?
- Nie poznajesz mnie?
- Ani trochę.
- Michael, to ja, Brad!
- Brad?! Ja nie mogę, tyle czasu cię nie widziałem! Co słychać?
- Twoją przestarzałą muzykę, a cóżby innego?
- Ej, Brad! Przyszedłeś i mnie obrażasz. To nie jest przestarzała muzyka, to po prostu dobre dico z 1986 roku...
- Mike, to było 1034 lata temu!
- Nie interesuje mnie, współczesna muzyka to syf.
- Nieważne, ale zrób coś dla mnie - wyłącz to, wtedy pogadamy.
- Wiesz co? Nie lubię cię, ale dlatego że cię lubię to to wyłączę.
Michael nigdy nie był normalny, chociaż miałem go w swojej drużynie. Niekiedy ma nawet zanik pamięci, ale to tylko niekiedy. Osobiście mnie denerwuje ale to jednak dobry kumpel. Nawet właśnie wyłączył to "brzdękolenie".
- Zapraszam do mojego przytulnego domku - usłyszałem.
Wszedłem do środka. To co zobaczyłem wolałem przemilczeć. Dom był wymeblowany na staroświecki sposób! Miał nawet kanapę, co było już szczytem...
- Jak podoba ci się mój dom?
- Ekhm... Cóż, bardzo ładny.
- Ok, wiem że ci się nie podoba. Co cię sprowadza?
- Muszę zdobyć Kirasa.
- Kirasa?! Ten jedyny miecz co może przebić serce Eiwogama? Podobno Delmo go ma.
- Delmo go MIAŁ. Niestety, jak do niego poleciałem powiedział mi że sprzedał.
- Nadal się użerasz z Eiwogamem? Zapomnij, przecież koleś jest niezwyciężony.
- Nie martw się, dużo trenowałem.
- Trenowałeś? W akademii byliśmy VII Rangą, po co jeszcze trenować?
- Nigdy nie trenowałem dla rangi, chodzi tylko o Eiwogama.
- Ja też trenowałem.
- Więc czemu jesteś zdziwiony?
- Co? O co chodzi?
Znowu się zaczyna...
- O nic. Musimy zlokalizować tego co kupił Kirasa.
- Delmo ci nie powiedział?
- Koleś sie nie przedstawił ale dał dwa razy więcej dragonów, więc Delmo się długo nie zastanawiał.
- Aha...
- Być może ten gość jest sługom Eiwogama.
- A wiesz przynajmniej na jakiej planecie mieszka?
- Wiem. Na tej co Delmo - to jest pewne.
- Na Ziemi? Marzę by tam polecieć!
- Właśnie po to do ciebie przyszedłem...
- Po co?
- Chcę twojej pomocy - pomóż mi szukać kupca Kirasa, zdobądźmy miecz i pokonajmy razem Eiwogama.

Pokazuję wam na razie Prolog i Pierwszy Rozdział, gdzie już jest wskazany cel naszych głównych bohaterów. A później wszystko co z tego wyniknie...

PS. Jestem początkujący, liczę na subiektywną krytykę, wytykajcie mi błędy palcem
Wczytywanie...