Noc w Kniei... (NWN fic) - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Merigold,
[quote] Nie wiem czy to Twoja skromność, czy wręcz niedowarościowanie sam[u][b]ego


Hmmm... małe czepianko. Nie samego, ale samej. Przed chilą sprawdziłam- Deunan Z PEWNOŚCIĄ jest kobietą.
bez podtekstów oczywiście...
Medivh,
Opowiadanie świetne. Jak przeczytałem, że będzie się ono opierało na Neverwinter Nights, to pomyślałem, że to kolejne opowiadanko po obronieniu Neverwinter to aż ziewnąłem. A tu taka miła niespodzianka. I do tego nie musiałem grać w SoU i HotU Czekam na kontynuację.
Atis,
Mniam! Opowiadanko smakuje przepysznie! Miło się czyta.

Co do dialogów. Większość moich opowiadań opiera się właśnie na dialogach. Nie jesteś sama.
Deunan,
Wszystkie błędy w pisowni wynikają z mojego lenistwa - nie chcialo mi się wrzucić i sprawdzić tego na Wordzie. Za chwilę zostaną skorygowane.
Nadal uważam, że pisarzem jestem kiepskim Ale dzięki za słowa otuchy. O kontynuacji pomyślę
Czarnolas miał być na początku Czarnoborem, ale pomyślałam sobie o hołdzie składanym siedząc na pewnym głazie pod lipami...
Rincewind,
Wow. Bardzo mi się podobało. Lubię takie opowiadanka, o których coś już wiem, bo miło dowiedzieć się jak ktoś postrzega Knieję Neverwinter, wieżę Waneva, czy samego zabójczego Tomiego . Gdy czytałem jego teksty, to słyszałem nawet w głowie wpsaniale podłożony głos lektora. Taaaak, idealnie zachowałaś jego charakterek i gadkę. Za to należy się ogromny plus . Jeśli chodzi zaś o bohaterkę to na początku myślałem, że jej historia będzie wręcz identyczna jak historia półorka Daelana, jednak bardzo miło się zaskoczyłem. Jest ciekawa i oryginalna, to o niej mogę powiedzieć na pewno . No ale kim ja bym był, gdybym nie wytknął kilku błędów :

[quote]Wiem, że sporo namotałem w swoim życiu, no ale spójż
Aż mnie oczy zapiekły jak na to spojrzałem :?. Eh, mnie też takie błędy się przydarzają, a najlepsze jest to, że z pośpiechu .
[quote]Zastała mnie niesamowita ciemność, jakgdyby
I znowu pośpiech. Zgubiłaś spację .
[quote]- Pewnie tak... No, ale tu przynajmniej jesteśmy bezpieczni - Renete, czy też Ren, podniosła się i skierowała kroki do namiotu - nie trzymamy dzisiaj warty, druidzi zrobią to za nas. W
A tutaj malutki błąd interpunkcyjny. Zdanie wynikowe odzielamy przecinkiem .

Podsumowująć również podzielam niepokój Olci. Nie wiem czy to Twoja skromność, czy wręcz niedowarościowanie samego siebie. Opowiedanie jest naprawdę bardzo dobre, a styl dialogów ciekawy. Nie dasz się namówic na kontynuację ?
Ola,
nie wiem czmu uwazasz reszte opowiedanie za lepsze od swojego :? Bardzo mi się podoba, luźnle rozmowy są w moim typie Było pare błędow, ale ogolnie bardzo fajnie
Deunan,
Hmm, wymiękam patrząc na wasze teksty... Ja chyba tylko haiku potrafię pisać... Zwłaszcza nie archaizmami.
Ale. Tchórzem nie jestem więc upycham to obok waszych fenomenalnych prac. Nie jestem w tym najlepsza, ale chciałam uosobić mocniej Renrev - pierwszą postać, druidkę, którą przeszłam Nevera. Wyszło mi coś takiego, choć miało to być dłuższe. Ale dobrze że nie wyszło... Mam nawyk pisania dłuuugich dialogów z których nic nie wynika...
No i mam nadzieję, że fakty zgadzają się z prawdą.
Uwaga, baba pisze XD
***************************************************************************
Renete bardzo dobrze czuła się na terenie odmienionej już przez nią kniei. Duch Lasu został uleczony, ale zamiast wracać do Last, namówiła Tomiego do pozostania w obozowisku druidów.
- W końcu należę do kręgu, nie? Należy nam się odpoczynek. A nigdzie nie wypoczywa się lepiej, jak w sercu lasu - mówiła.
- Jasne - polemizował Tom - ale czy nie powinnaś panienko chuchnąć na ten swój kamyczek i wrócić po rozkazy do Genda?
- Daj spokój... Sam widzisz, jak on się do mnie ślimaczy. Nawet biżuterię swojej matki mi podarował... - narzekała Renete, wzdrygając się na samą myśl o zalotach ciemnoskórego szpiega.
- To po cholerę jesteście dla niego tak miła?
- Zazdrościsz?
- Jakbym miał czego... - niziołek udawał obrażonego. Potem oboje zaczęli się śmiać.
Renete wstała od ogniska, wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do niedawno rozłożonego namiotu. Jej wilczyca zaczęła skamleć o odrobinę uwagi, więc podrapała ją po głowie, po czym odesłała i zwierzę znowu magicznie zniknęło Tomiemu z oczu. Zapadał zmrok.
- Cieszę się, że i ciebie ściągnęli do Portu, Tomi. Przynajmniej kogoś znajomego dano mi spotkać - Renete usiadła z powrotem obok towarzysza.
- A lady Aribeth? Wprawdzie nie wygląda na szczęśliwą, ale w twoim towarzystwie poczęła się uśmiechać.
- O niej też mi nic nie mów. Jest dziwna ostatnio.
- Dziwna? A myślałem, że to twa mentorka...
- Mentorka? Ta elfka? Ty wiesz co mówisz?
- Ty, panienko, też jesteś elfką, widzę przecież - rudy trącił ją palcem w lekko szpiczaste ucho.
- Ta, z prababki. Zabieraj paluchy. Tyle we mnie elfiego, co kot napłakał. A Aribeth... nie ufam jej. Nie wierzę, by śmierć Fenthicka aż tak podszargała jej zmysły. To co innego...
Tomi Undergallows wydął dolną wargę. To był poważny zarzut. Sam to zauważył. Panią Aribeth naprawdę dopadła paranoja.
- A może sfiksowała? Wrzeszczała przez sen nawet, sam żem w barakach słyszał.
- No bez przesady, Tomi. Chociaż brzmi to całkiem z sensem. No i owszem, opowiadała mi o tych snach. Żal mi jej, ale tak jak mówię, nie wiem, czy jej już nie można ufać. Zobaczymy, jak będzie działała w Luskan. Może nawet spytam Aarina o jej zachowanie.
- Aarina! - wyszczerzył się niziołek - A więc jesteście sobie na ty!
- Idź, ty... - Renete zamierzyła się i wlepiła Tomiemu niezłego kuksańca w żebro, czego ten wprawnie uniknął i znowu zaczął się śmiać - życie ci przy mnie nie miłe?
- Dla ciebie, moja pani wszystko!
- Który to już raz powtarzasz? - Renete poczuła się nieco zażenowana.
- No, bo przy tobie to człowiek czuje, że się nachapie, wiesz? Może to nie brzmi wcale romantycznie, jak to elfy zwykły mawiać, ale sama wiesz, jak mi dopomogłaś w Newerwinter. No i nie powiem, tu też. Ile razy ratowałaś mi skórę, jak jaki troll zachodził mnie od tyłu, mimo, iż mam oczy dookoła głowy. Ja się nie dziwię, że ludzie wszędzie o tobie dobre rzeczy mówią. O zbawcy Newerwinter już legendy krążą!
- No cóż, wielka jest twa wdzięczność, Tomi. Ale może nie przesadzaj, żeby już legendy, he, he...
- A jak, nie? - niziołek wyszczerzył znowu swoje białe zębiska. Jak na kogoś o swojej profesji, był wyjątkowo zadbany. Renete patrzyła czasem na niego z podziwem. Był niski, rudy, gadatliwy, ale całkiem sympatyczny i nikogo lepszego nie mogła kiedykolwiek znaleźć. Aż miło było popatrzeć, kiedy pracował. Otwierał wszystkie zamki, co by to nie było, ostrzegał ją na czas, kiedy tuż obok miała zadziałać jakaś pułapka. A łukiem to posługiwał się jak mistrz i daleko było takiego drugiego szukać.
- Ach, Tomas. Zapomniałam o tym - Renete poszperała w małej sakiewce u pasa, w której nosiła ważne drobiazgi - mam tu jakiś rubin... Czy to jest ten, którego szukasz?
Dziewczyna wręczyła łotrzykowi krwistoczerwony kamień wielkości śliwki, przepięknie oszlifowany. Tomi aż podskoczył.
- Na owłosione stopy Brandobarisa! Toż to Gwiazda Kalimszanu! Gdzieżeś to w całym Faerunie znalazła?!
- W wieży Waneva. Tylko nie zwróciłam uwagi, na to co stamtąd brałam. Zorientowałam się gdzieś teraz, przy sprzedarzy.
- Heh. Więc Sammy kręcił się tu gdzieś w pobliżu, tak czy siak. Może uwięziony w kuchni jakiegoś maga, zanim nie wpadł w beczkę piwa i nie utonął... Ach, cokolwiek. Wielkie dzięki a odnalezienie tego... Będzie ładnie wyglądało na moim płaszczu. Znaczy się, gdybym miał płaszcz.
- Jakby cię nie było stać teraz... - zamruczała Renete.
- Chciałbym coś dać ci w zamian ale kieszenie mi świecą pustkami... Mogę ci tylko podziękować i ewentualnie zaoferować... wiesz, przyjaźń i te sprawy.
- Dzięki, Tomi. Twoja przyjaźń to więcej, niż mogłabym chcieć.
- Całkiem dobra z was kobieta, moja pani.
- Może jeszcze jedno. Mów mi po imieniu, dobrze? Ta "pani" postarza mnie o połowę. Poza tym jakoś tak do mnie nie pasuje.
Tomi znowu obdarzył swoją towarzyszkę szerokim, zabójczym uśmiechem.
- Ja tylko staram się być uprzejmy. Co by nikt nie rozsiewał plotek o prostackich niziołkach w kraju.
- Tomi... czyżbyś się przed chwilą zawachał, mówiąc coś o przyjaźni?
- Hę? Że niby o co chodzi?
- Wiesz, zaczynało mi być żal twojego Sammy'ego. Skąd mam mieć pewność, że i mi nie wywiniesz podobnego numeru?
- Nie podoba mi się ta zadziorna mina - Tomi uśmiechał się nadal. Nie na darmo mówili mu "Grin" - Ale rozumiem, o co chodzi. Wiem, że sporo namotałem w swoim życiu, no ale spójrz na to z innej strony. Przecież ty mi za robotę płacisz.
- Swoich chlebodawców też nie potraktowałeś pięknie - Renete pokiwała palcem.
- To było dawno i nieprawda, he he. Widzę, że pamiętasz tę historię, którą ci opowiadałem w Newerwinter.
- Przecież powiedziałeś mi wtedy, że nadal będziesz szukał swojego "kumpla".
- No tak. Chyba będę. Ale teraz jesteśmy tutaj. No. No więc jak mówią do ciebie przyjaciele?
Renete pochyliła głowę, na chwilę ucichła. Potem rzuciła jakiś patyk w płonące ognisko.
- Nie mam przyjaciół - rzekła. Tomi podniósł brew.
- Ty? Bohater Newerwinter? Nie masz przyjaciół?
- Nie mam, Tomi. Widzisz, ja też mam swoją historię. A właściwie to jej nie mam. To znaczy, nie jest warta wysłuchania. Ale ty opowiedziałeś mi o sobie, więc jeśli chcesz...
- Jasne, że tak! Nie ma historii, której nie warto słuchać!
- Heh, dziękuję... - Renete wzięła głęboki oddech - Może zacznę od tego, że zapytam, czy byłeś kiedyś w Czarnolesie?
- Czarnolas? W życiu. Coś niecoś słyszałem... Że żyją tam elfy jakiegoś rodu... Niezbyt przyjazne.
- Tak, z Rodziny Fyne.
- O właśnie.
- Ren.
- Co?
- Tak mam na imię. Nazywam się Ren Fyne.
Tomi usadowił się na trawie wygodniej, twarzą do Renete.
- Zaraz, wszyscy wiedzą, że nazywasz się Renete Revenike. Podszywasz się pod kogoś?
- Nie. Przybrałam sobie inne nazwisko po tym, jak wygnano mnie z Czarnolasu.
- Wygnano? Za co? Skoro masz na nazwisko tak jak głowy Rodu, to dlaczego?...
- Trudno to wyjaśniać, Tomi. Czasami sama nie mogę uwierzyć w to, co się stało.
- A co się stało?
- Jestem córką teraźniejszej Głowy Rodu, Faarele Fyne. To prawda, że jestem półelfką, mój ojciec jest człowiekiem, jednak nikt prócz mojej matki nie zna jego imienia. Ród Fyne nie patrzy przychylnie na inne rasy, zwłaszcza na ludzi. Matka jest trochę jednak inna. Jej mąż zmarł wcześniej, może zechciała o nim zapomnieć w ramionach jakiegoś pierwszego lepszego... Potem urodziłam się ja, a potem wydali matkę ponownie za jakiegoś z rodu.
- Za to cię wygnali? Że twój ojciec jest człowiekiem?
- Nie, Tomi. Ktoś postarał się o inny powód. Moja matka bardzo mnie kocha, to dzięki niej właściwie skazano mnie na wygnanie, a nie na śmierć.
- Na śmierć?... Już rozumiem, czemu zmieniłaś nazwisko - niziołek otworzył usta z wrażenia. Właściwie to patrząc na Renete, nie mógł uwierzyć, że kogokolwiek mogłaby zabić z zimną krwią.
- Słuchaj mnie Tomi, wiem, że lubisz przesadzać. Zabijam złoczyńców, morderców, ale sama taka nie jestem. Wrobiono mnie. I to bardzo poważnie. W dzień po tym, jak uzyskałam pełnoletniość i prawo do dziedziczenia po matce. A nie dziedziczyłam sama, ale z moim rodzeństwem z pierwszego małżeństwa matki. Miałam starszego brata i siostrę. Daedris nigdy nie była mi przychylna, zawsze się nademną znęcała, bronił mnie za to brat, Erlial. Noc po ceremonii zaszłam do jego komnaty, bo mnie o to prosił. Zastała mnie niesamowita ciemność, jak gdyby ktoś rzucił na mnie zaklęcie ślepoty. Potem padło na mnie coś ciężkiego. Był to właśnie Erl, tyle że konający. Wpadłam w panikę i zaczęłam krzyczeć. Działanie zaklęcia minęło, zbiegła się straż. Znaleziono mnie przy zwłokach brata, wyplamioną jego krwią, a obok leżało ostrze, którym go zasztyletowano. Już rozumiesz?
- Ano, rozumiem... Nikt ci pewnie nie uwierzył.
- Prawda. Wiem, że to Daedris za tym stoi. Widziałam jej triumfalne spojrzenie, kiedy opuszczałam pałac w łachmanach, bez grosza przy duszy, albo chociaż broni...
- Zechcesz się za to zemścić?
- Nie mam jak. Nie mam dowodów przeciw niej. Mało jeszcze umiem. Parę lat u druidów, co to jest?... Chciałam zostać cieniem, łotrem, podobnie jak ty. A potem wrócić i poderżnąć jej gardło. Ale zmieniłam się w Kręgu. I dalej nie wiem, co mam robić.
- Ren, tak?... No to mogę mówić ci Ren? Nikt się nie zoientuje, to brzmi jak skrót od Renete.
Dziewczyna skinęła głową, uśmiechając się lekko.
- Nie martw się, Ren - Tomi klepnął ją po ramieniu - Nawet, jeśli nie z twoich rąk, to i tak tę wiedźmę srawiedliwość dosięgnie. Ta, wiem, że niezbyt cię takie słowa na duchu podniosą. Ale ja się cieszę, że u tych druidów się zmieniłaś. No bo kim byś była, kierowana wyłącznie nienawiścią?
- Tak, Tomi, też to tak pojmuję. I też się z tego cieszę. Ale jest jeszcze jedno.
- Hm?
- Od kiedy uhonorowano mnie zacnym tytułem Bohatera Newerwinter, moja kochana siostra nasyła na mnie jakieś męty. Pewnie tego nie przyuważyłeś...
Tomi założył ręce na pierś, pokręcił głową.
- Nieee...
- Tak. Znalazłam przy kilku kontrakty. Nie napisane bezpośrednio przez kogo zlecone, ale w opisie byłam ja i moje prawdziwe nazwisko.
- Byli jedni, pojawią się i drudzy.
- Pewnie tak... No, ale tu przynajmniej jesteśmy bezpieczni - Renete, czy też Ren, podniosła się i skierowała kroki do namiotu - nie trzymamy dzisiaj warty, druidzi zrobią to za nas, więc mnie wcześnie nie budź. Wiem, że wstajesz skoro świt, Tomi.
***************************************************************************
Wczytywanie...