Sesja Niblla - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Niblla,
Zaczął kasłać i przecierać oczy, w których z braku tlenu pojawiły się łzy, przeklinając obcego, jego rodziców i całą rasę. Jeszcze splunął zebraną flegmą i szybko złapał za karabin. Tak z nim czuł się o wiele lepiej. Pewniej. Maxi wciągnął jeszcze spływającego gluta i powrócił do swej pracy. Do tego, po co potrzebował go Imperator. Zajął więc wyznaczoną pozycję w okopie, oczyścił ruchome części broni i powrócił do systematycznego celowania, wszystko to nie zajęło mu dłużej niż dwadzieścia, no może dwadzieścia pięć sekund. Powoli wróciła do niego równowaga, jak tylko oparł lufę karabinu na twardym podłożu i zaczął celować poszukując xenosów, w myślach dla pełnego uspokojenia, zaczął odmawiać Litanie Celnego Oka.
Ven'Diego,
Udało ci się w ostatniej chwili zrobić unik i broń przeciwnika przejechała ci niegroźnie po skórze zostawiając krwawą szramę. Kierowany rządzą mordu, starałeś się położyć obcego na ziemi i dokończyć. Szarpałeś swoim butem o nogę przeciwnika lecz zamiast uzyskać oczekiwany efekt, wręcz pogorszyłeś swoją sytuację. Obcy wypuścił ze swojej ręki ostrze, i silnym chwytem złapał cię za gardło. Poczułeś jak zaciska się na twojej szyi, coraz mocniej i mocniej. Zacząłeś odczuwać coraz większy ból oraz brak powietrza zaczynał dawać się we znaki. Nietrudno było by przewidywać dalszy ciąg tej walki, gdy nagle przed twoimi oczami mignęła czerwona smuga, rozwalając głowę twojego adwersarza.
Śmiertelny uścisk puścił twoje gardło, zaczerpnąłeś powietrza jak ryba wyciągnięta z wody. Spojrzałeś w stronę z której padł strzał. To Herwert z przyłożoną bronią celował w twoją stronę, zaraz potem skrył się za umocnieniem by wycelować i wypalić kolejną wiązkę w dal.
Rozejrzałeś się dookoła, przeciwnicy którzy wdarli się do okopów leżeli już martwi, ale zabierając ze sobą wielu gwardzistów. Krew zaczynała tworzyć małe kałuże.
Niblla,
Postarał się zejść z linii zdradzieckiego ostrza, przy okazji starając się przesunąć okuty but za nogę przeciwnika by go podciąć. Cały czas też napierał w kierunku gardzieli przeklętego xenosa w jednym tylko celu. By zabić. Nic więcej nie chciał od obcego niż ostatecznej ofiary z jego życia.
Ven'Diego,
Rzuciłeś się z miejsca na swojego adwersarza. Ten zakrzyknął gniewnie po czym chwycił jedną ręką twój nadgarstek tuż przed jego szyją. Szarpaliście się przez chwilę, ty pchałeś z całej siły on starał się odepchnąć cię jak najdalej.
Po chwili wysiłku xenos wypuścił z drugiej ręki swoją broń i sięgnął po krótkie ostrze które miał schowane w skórzanych fałdach. Zabłyszczał metal który z niezwykłą szybkością mknął ku twemu boku.
Niblla,
Kurwa! Kurwa! Kurwa! Zdążył pomyśleć Maxi uderzając plecami w ziemie i wypuszczając karabin z rąk tylko po to by sięgnąć po mechaniczny nóż. Uruchamia go, cały czas obserwując xenosa. Gdy tylko ząbkowane ostrze rusza, rzuca się na przeciwnika licząc na to, że uda mu się uniknąć ciosu długim karabinem i zabije parszywe ścierwo w krótkim dystansie. Pieprzeni kosmici nie rozumieją, że już przegrali.
Ven'Diego,
Odstrzeliłeś jeszcze kilku xenos oddając dość precyzyjne strzały, kiedy pociski przeciwnika zaczęły śmigać wam nad głowami. Strzelby krootów co prawda były broniami palnymi, ale to w walce w zwarciu najlepiej się nimi posługiwali.
Kontem oka dostrzegłeś jak któryś z twoich kolegów obrywa taką zabłąkaną kulą. Krew trysła wokoło, a gwardzista osunął się sztywno na ziemie.
Przymierzałeś się do oddania kolejnego strzału gdy kilka metrów od ciebie wyrosła humanoidalna postać jednego z xenos. Obcy wskoczył do waszego okopu wywołując przy tym ogólne poruszenie i rozpierdol. Dostrzegłeś jak sieknął któregoś z gwardzistów swoją strzelbą. Krew poszybowała w powietrze tworząc małą fontannę. Kilka luf wycelowało w przeciwnika i pewnie skończył by z kilkoma dodatkowymi dziurami w ciele, gdyby nie to że kolejni xenos pojawili się obok was.
Nie zdążyłeś przyjrzeć się rozwojowi wypadków, bo coś innego, ważniejszego przykuło twoją uwagę. Centralnie nad tobą pojawiła się kolejna sylwetka. Przyodziana w skórzane łachmany, z doczepionymi rozmaitymi odrażającymi trofeami.
Wycelowałeś swoją broń w kierunku przeciwnika, gdy ten szybkim, mocnym kopniakiem posłał ją i ciebie w tył, wydajać przy tym pierwotne okrzyki.
Niblla,
Nie miał już więcej czasu na myślenie teraz liczyło się zabijanie. Drobne niedogodności odeszły na dalszy plan. Maxi systematycznie niczym robot celuje i oddaje strzał gdy jest pewien, że trafi. W momencie, w którym wyczerpuje mu się magazynek do lasguna wymienił go szybko nie wahając się nawet prze sekundę i powraca do swego krwawego żniwa.
Ven'Diego,
- STRZELAĆ BEZ ROZKAZU! - Zagrzmiał ponownie głos Dewódzcy.
Pociągałeś za cyngiel, po czym oddalony od ciebie przeciwnik poleciał w tył na plecy powalony twoim strzałem. Gdy tylko truchło pało na ziemi, dwa kolejne krooty pojawiły się na twojej linia strzału, całkowicie ignorując poległego towarzysza.
Kontem oka dostrzegłeś jak kompanie po twojej prawej i lewej jednakowo mierzą i oddają strzały. Po ułamku sekundy zrobiło się czerwono od latających wiązek energetycznych.
Niblla,
Sprawdził siłę strzału. Średnia. Zaraz po tym zabrał się za celowanie. Przeciera jeszcze celownik w myślach przypominając sobie kazania ze szkoły. Siłą Imperatora jest Ludzkość, a siłą Ludzkości jest Imperator. Wstrzymuje oddech, namierza cel, oddaje strzał. Potem skupia uwagę na kolejnym ptakoxenosa, łapiąc parę oddechów tuż po wystrzeleniu wiązki energetycznej. Nie jest tak źle jeszcze, w końcu sensem wojny jest zwycięstwo, jak go uczono. Zabijanie obcych zdecydowanie zaczyna mu sprawiać przyjemność.
Ven'Diego,
Sound



Pierwsze pociski Vipera i Erniego uderzyły w oddaloną nieckę. To tam teraz znajdowali się przeciwnicy. Tumany kurzu, dymu, pyłu zaczęły wznosić się w górę, tworząc coś w rodzaju mgły. Kawałki roślin, kamieni, bryły ziemi zostały porozrzucane na wszystkie strony.
Usłyszałeś oddalone krzyki gdy moździerz dosięgnął celu, czerwone mgiełki towarzyszyły temu wydarzeniu. W pewnym momencie całkowicie straciłeś atakujących z oczu.
- WYCELOWAĆ! - Wykrzyknął dowódca cały czas patrząc przez lornetkę.
Nie minęło kilkanaście sekund, kiedy pierwsze sylwetki wyłoniły się z całego tego gówna które zaczęło latać w powietrzu. Namierzyłeś pierwszy cel oddalony od ciebie jakieś sto, dwieście metrów.
Niblla,
Maxi obejmując wyznaczoną pozycje na szybko przetarł jeszcze optyczny celownik swej broni i sprawdził siłę strzału. Czekał na rozkaz. Niech się zbliża tylko w zasięg. Trzeba pamiętać o tym, że nie ma litości dla tych zdrajców i xenosów. Uważnie wypatruje przeciwników by oddać celny strzał ze swego karbinu w duchu żałując, że jednak nie dostał Long Lasa, bo już kilometra mógłby odstrzelić jakiemuś parszywemu przeciwnikowi łeb, mrucząc przy okazji pod nosem. - No dalej, wejdźcie już w zasięg... - Stres działa na niego pozytywnie, potrafi zignorować większość niedogodności i skupić się na celu. Zaraz się zacznie i zasada jest prosta. My albo oni.
Ven'Diego,
Ilustracja
Sound



Herwertowi momentalnie stopniał uśmiech z twarzy.
- Sierżancie! - Krzyknął gwardzista obserwujący okolicę, chyba Zed. - Ruch na dwunastej!
- Na pozycje gwardziści! - Wykrzyknął dowódca, po czym wskoczył do okopu przejmując lornetkę.
- Viper i Erni, zasypać gradem tamta pozycję. Ciężkie działa, przygotować się do ostrzału! Grosz do ciężkiej cholery na pozycje! I NIE OSZCZĘDZAĆ PROMETHIUM! - Wykrzyknął Sierżant odbezpieczając swój bolter.
Każdy zajął swoje pozycje, "dopingowany" przed dowództwo. Każdy znał swoje miejsce, każdy był wyszkolony.
Przed wami, w odległości około 500 metrów pojawiły się pierwsze kształty. Trudno było ci określić z czym macie do czynienia.
Pierwsze pociski zostały wystrzelone.
Niblla,
Wciąż się uśmiechając zaczął czyści celownik optyczny z kurzu. Nagle zesztywniał na chwilę słysząc ciszę. Coś jest zdecydowanie nie tak, spojrzał na towarzyszącego mu gwardzistę mówiąc. - Ty też ci świszczy w uszach tym spokojem? - Po pytaniu sprawdził stan magazynku w karabinie i dodał jakby od niechcenia. - Chyba będziemy mieli gości na obiedzie.
Ven'Diego,
- Mmmmmm - "zamruczał" Herwert - Młody a myśliciel... Miód na moje zgorzkniałe uszy. Serce się raduje gdy się słyszy takie słowa. - Odpowiedział gwardzista z uśmiechem na twarzy. Trudno było wyczuć czy się nabija z ciebie czy też przyznaje ci rację.
Siedzieliście jeszcze jakiś czas na swoich pozycjach, gdy zdałeś sobie sprawy z pewnej rzeczy. Od dłuższego czasu nie usłyszałeś żadnego wybuchu.
Niblla,
Zaśmiał się cicho pod nosem po czym powiedział. - Gdyby wszyscy byli tak pozytywnie nastawieni to ludzkość wymarłaby 30 000 lat temu. Każda walka ma sens, nawet w obliczu najgorszego wroga, nawet jeśli nie widać nadziei na zwycięstwo, gdyż jest to o wiele lepsze niż położenie się na ziemi i czekanie na nieuniknione. - Przerwał na chwilę by odgonić jakiegoś namolnego robaka, który za życiowe zadanie postawił sobie wylądowanie w nosie Maxa, co drastycznie skróciło jego żywot. Po eliminacji szkodnika kontynuował nie za głośno, radosnym tonem. - Jak można zauważyć całe Imperium żyje dzięki takim głupkom jak my, którzy w ten czy inny sposób trafili do Gwardii stając się żywą tarczą. Gdyby nie nasze poświęcenie to już dawno xenosi dobijali by się do Bramy Pałacu, oczywiście nie zapominam o Asteries i wielu innych, których nawet nie znamy ale nie oszukujmy się. To my ludzie tworzymy kamień węgielny świata. Przerażająca trochę wizja, że tak wiele zależy od tak słabych, nie uważasz? - Po ostatnie wypowiedzi spojrzał Herwerta zielonymi oczami, obserwując jego reakcję.
Ven'Diego,
Herwert zaśmiał się pod nosem na dźwięk twoich słów. - Myślisz że te robale były takie straszne? Że walka z nimi nie miała sensu? Myślisz że ten przeciwnik - Machnął ręką w stronę wzgórza - Jest mało istotny bo nie zjada swoich poległych? To wszystko i tak jedno gówno, bo ty i ja mój przyjacielu, jesteśmy tylko mięsem. Możesz walczyć z Tau, a zginiesz zastrzelony z imperialnej broni. Będziesz walczył z robalami ale i tak zginiesz zadźgany jakimś odnóżem. Różnica między tymi dwoma jest taka, że przy jednym masz większą iluzję przetrwania.
Gwardzista zawtórował ci splunięciem, po czym potarł nerwowo nos.
Niblla,
Odpowiedział prawie bez zastanowienia z nutą goryczy w głosie. - Walczyłbym tak jak walczyłem o swój świat. Tutejsi obcy nie są nawet w połowie tak straszni jak ta horda, która zaatakowała Nabbar. Tamte stwory nie wiedziały co to strach i nigdy się nie poddawały, pożerały nawet własnych zmarłych. - Zadrżał lekko po tych słowach po czym dodał. - Ci cali Tau i ta ich ideologia Dobra jest niczym najgorsze gówno jakie mogą ci wcisnąć, do tego ci zdrajcy co na nią przeszli. Tfu. - splunął po czym zapytał, pomimo tego, że zaczynają go lekko denerwować te jego dziwne oczyska. - A ty co uważasz?
Ven'Diego,
- Zdolności psioniczne, a to dobre - Odpowiedziała postać która okazała się być jednym z gwardzistów. Szczupły jegomość z rozbieganymi oczami. - Wiem tyle co ty. A zrobi się brzydko, bo ta sielanka którą tutaj aktualnie mamy, nie może trwać wiecznie. Prędzej czy później tamci będą chcieli złamać naszą ofensywę. Już teraz testują łańcuch oplatający ich szyje. Gryzą na oślep szukając miękkiego miejsca. Niczym bestia przywarta do muru, zaatakuje ze zdwojoną siłą. Czy ty byś nie mobilizował całej swojej siły mając nóż na gardle? A może poszedł byś grzecznie na rzeź?
Gwardzista wpatrywał się w ciebie swoimi dzikimi oczami czekając widać na odpowiedź. Przypomniałeś sobie że koleś miał na imię Herwert.
Niblla,
Odwrócił się przez ramię by zerknąć, któż to go zaszedł od tyłu przy okazji odpowiadając z nutą rozbawienia w głosie
- Mając tak potężne zdolności psioniczne dziwne, że nie zabrał cię Czarny Statek. Na wojnie zawsze jest brzydko i ponuro chyba, że to opowieść dla dzieci wtedy jest inaczej. Masz może informacje co planuje dowództwo?
Ven'Diego,
Obserwowałeś znajomych jak i innych gwardzistów. Wokoło panowała atmosfera niezdrowego napięcia. Nad głową świstały pociski z moździerzy, wokoło dało się słyszeć eksplozje mimo tego nie nadchodził żaden specyficzny rozkaz, "Utrzymywać pozycje, odpierać ataki. Żadnego korku w tył."
To też robiliście. Odkąd dostaliście się na tą planetę pod ciężkim odstrzałem odstrzałem udało wam się szczęśliwie odeprzeć kilka ataków wroga. Mieliście te szczęście, ze trafiliście w rejon mniej nękany.
Podczas gdy ty walczyłeś z robactwem, wasz dowódca rozmawiał z nowym sierżantem, przysadzistym człowiekiem z rozległą szramą rozpoczynająca się od lewej skroni przebiegającą obok oka, przecinającą usta i kończąc się na brodzie.
Sierżant pił coś z metalowego kubka, opierając się lekko o skrzynie z zaopatrzeniem.
Nagle, gdzieś niedaleko wybuchł pocisk artylerii. Kawałki ziemi, kamienie poszybowały we wszystkie strony, w tym prosto do kubka sierżanta oblewając go zawartością. Ten wytarł się w podwinięty rękaw munduru po czym spojrzał po wszystkich swoim złowieszczym grymasem.
Herbert, wasz nowy człowiek od voxu majstrował coś przy swoim sprzęcie, słuchając nadchodzących komunikatów.
- Wkrótce zrobi się tu brzydko - Usłyszałeś głos gdzieś za tobą. Był to głos dość wysoki, dziwnie drżący, jakby jego właściciel miał zaraz powiedzieć ci jakąś wielką tajemnice.

[Zostaliście przydzieleni do jednostki obstawy linii frontu, bunkry gniazda moździerzy itp. ]
Wczytywanie...