Klany Khorinis - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Doredh,
Zszedłem z pokładu i natychmiastowo zostałem zatrzymany przez strażnika
- Witamy w Khorinis – rzekł – oto zasady panujące na wyspie – mówiąc dał mi jakąś kartkę – zapoznaj się z tym.
- Oczywiście tak zrobię – odrzekłem i schowałem kartę do torby, którą miałem na ramieniu. Byłem wysokim dobrze zbudowanym i ciemnych dłuższych włosach mężczyzną. Na sobie miałem lekką kolczugę, naramienniki i nagolenniki, pod kolczugą czarną koszulę. Na wierzchu miałem założony płaszcz. Jedyną moją bronią był miecz półtora ręczny będący w pochwie przy pasie. I to był cały mój ówczesny dobytek.
Gdy strażnik odszedł do innych przybyszów wyruszyłem w miasto. Khorinis był małym miastem portowym, Ale bardzo bogatym. Było zresztą jedynym miastem na wyspie o tej samej nazwie. Minąłem jakąś karczmę w porcie, lichwiarza i dotarłem do dzielnicy rzemieślników. Były tu zakłady kowala, płatnerza, stolarza, myśliwego. Znajdowała się tu też stajnia. Nagle na mnie rzucił się jakiś facet
- GIŃ! – wrzasnął atakując drewnianą pałką
- Spokój – ktoś rzekł stanowczo, na co atakujący się zatrzymał ze strachem w oczach – Sergio, weź swojego sługusa stąd. To już kolejny taki przypadek – mówił mężczyzna około czterdziestki, w ozdobnych szatach.
- Naturalnie Luke – rzekł pogardliwie inny mężczyzna, w czarnych szatach. Miał niezwykłe, czerwone oczy – Chodź chłopcze, jeszcze wiele nauki przed tobą – powiedział do faceta, który mnie atakował – Witaj – teraz się zwrócił do mnie – wybacz za niego. Jeszcze nie panuje nad swoim demonem. Jestem Sergio, Książę Ciemności. Szukam rekrutów, nie chcesz dołączyć do mojego Legionu?
- Witaj – odpowiedziałem zszokowany – czy dobrze usłyszałem. Demony?! Książę Ciemności?!
- Tak – odrzekł spokojnie Sergio
- Pochodzę z Nordmaru. Chyba wiesz jakie jest moje nastawienie? – zapytałem
- Kolejny Innosowiec? No cóż bywaj. Może kiedyś zmienisz zdanie – Po tych słowach Sergio odszedł
- Ech, on się nigdy nie zmieni – usłyszałem za sobą
- To prawda Matek, to prawda.
- Witaj, coś mówiłeś, że jesteś z Nordmaru, zgadza się? – Zapytał jeden z mężczyzn, młody, krótkowłosy w lekkiej zbroi
- Tak, z Klanu Ognia – odrzekłem
- Jestem Matekacp. Jestem wodzem tutejszych Nordmarczyków. A to Kaffar, jeden z radnych naszego klanu – wskazał na starszego od siebie mężczyznę z czarnymi włosami, ubranego podobnie do wodza.
- Doredh – przedstawiłem się – Ale klany? – zapytałem zdziwiony- Tak, klany – rzekł Kaffar – tu nie są to klany, jak w Nordmarze. W górach są to wioski. Tu oddziały zbrojne. Lub inne, ale głównie zbrojne – wyjaśnił pokrótce.
- Jakie jeszcze są tu klany? – zapytał Doredh
- Hmm… Królestwo Innosa, Podziemie Beliara, Zakon Braci Pustyni, Espadre, Zakon Kyuu i kilka innych – wymienił Matekacp
- Jest tu nowy, muszę się rozejrzeć, poznać okolicę, dowiedzieć się jak wygląda sytuacja – wyjaśniłem
- Naturalnie – odpowiedział Matekacp – mamy swój obóz w dawnym mieście orków w Górniczej Dolinie.
- I tak nie wiem gdzie to jest. Nie znam wyspy – odpowiedział
- A no tak. Ja w każdym razie będę w mieście przez parę dni, więc jak się zdecydujesz, to mnie tu poszukaj – powiedział Matekacp.
- Oczywiście – rzekłem po czym oni odeszli.
Wszedłem do jakiegoś obleganego budynku. Nad drzwiami wejściowymi pisało Sala Klanów. Zobaczyłem wywieszone tam na ścianach jakieś herby i podpisy pod nimi. tyle samo też stołów. Niektóre były puste, inne całkowicie zajęte
- Witaj przyjacielu! – rzekł do mnie około trzydziestoletni mężczyzna w szacie druida – Zwą mnie Yawa. Jestem przywódcą driudów. Nie myślałeś kiedyś o tym, aby być obrońcą lasów?
- Wybacz, ale jestem typowym wojownikiem – odpowiedziałem ze słabym uśmiechem. Jak tylko Yawa odszedł doskoczył do mnie ktoś inny
- Widać, że jesteś świetnym wojownikiem. A po twoich oczach widzę, że masz w sobie wielką moc magiczną – zaczął mówić jakiś wysoki typ w czarnym ubraniu – Jestem Cahir. Przywódca Pradawnych
- Nie, dzięki. Magia mnie nie interesuje – wymówiłem się szybko i pospiesznie wyszedłem. Zobaczyłem, że jakiś mężczyzna, może czterdziestoletni, w niebieskich szatach kapłańskich wygłasza nauki w kapliczce
- Słuchajcie, słuchajcie! – wołał – Tylko w Adanosie znajdziecie spokój ducha. Beliar i Innos ciągle wymagają krwi. Pan harmonii jej nie wymaga
- Cicho bądź Brzytwa! – Zawołał ktoś z tłumu słuchaczy – i tak nikt się nie nawróci na twoją wiarę w tego słabego boga – kontynuował wychodząc po schodach i stając obok kapłana. Był to umięśniony, w czarnym napierśniku mężczyzna – Wiadomo, że tylko Beliar daje prawdziwe szczęście. Bogactwa, tytuły, kobiety
- Kanels, dobra materialne nie są najważniejsze – odrzekł spokojnie mężczyzna nazwany Brzytwą – Największym szczęściem człowieka jest spokój duszy, umysłu. Bez tego nawet największe tytuły i bogactwa nie uszczęśliwią człowieka
Odszedłem stamtąd i udałem się do jakiejś karczmy, wyglądającej na przyzwoitą. Wynająłem pokój za ostatnie pieniądze i poszedłem spać, postanawiając zdecydować o swojej przyszłości następnego dnia.
Wczytywanie...