Przedpremierowa recenzja "Sezonu Burz" Andrzeja Sapkowskiego! - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Matthias Circello,
A i nie ma za co. Mam nadzieję, ze będzie Ci się podobać.
Frey,
Mat dzięki za recenzje zastanawiałem się czy kupować, bo nie wiedziałem czy to czysta komercja, czy faktycznie książka warta przeczytania, a teraz już wiem
Matthias Circello,

Czekałem cztery długie lata, aby znowu móc zrecenzować książkę jednego z moich ulubionych, jeśli nie po prostu ulubionego pisarza w Polsce. Jest mi tym bardziej miło, że udało się zrobić to jeszcze przed oficjalną premierą "Wiedźmina – Sezonu Burz", najnowszej powieści mistrza polskiej fantastyki, Andrzeja Sapkowskiego. Po dwóch książkach z opowiadaniami o wiedźminie i pięciu częściach pasjonującej sagi, nadszedł czas na kolejne spotkanie z Geraltem.

sezon burz

Czy było warto tyle czekać, dowiecie się po zapoznaniu z treścią recenzji, do czego gorąco zachęcam – tym bardziej, że jutro w ciągu dnia możecie liczyć na małą niespodzianką, którą dla Was przygotowaliśmy, wraz z jednym z naszych partnerów. A tymczasem...

Wiadomość o tym, że nowa książka ASa, czyli Andrzeja Sapkowskiego, dla wielu (w tym dla mnie) mistrza polskiej fantastyki, ma pojawić się w sprzedaży 6 listopada, spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Pomyślałem sobie – jak to możliwe?! Tak bez żadnej kampanii reklamowej, bez zapowiedzi, trailerów, bannerów, ulotek, spotów radiowych? Jakże to tak, dlaczego? Po chwili odpowiedź spłynęła na mnie sama – książki Sapkowskiego nie potrzebują już żadnej reklamy, bowiem on sam jest reklamą swoich książek. Wystarczyło, by Wiadomo Który Serwis Aukcyjny przeprowadził sprytną akcję przedsprzedaży, aby tysiące egzemplarzy rozeszły się po całym kraju jak świeże bułeczki. Wszystkie wymienione wcześniej formy reklamowe po prostu nie są tutaj potrzebne. To Sapkowski. To legenda.

Żeby nie popadać w zbyt patetyczny ton, przypomniałem sobie ostatnią przygodę z Panem Andrzejem, czyli "Żmiję", którą też miałem okazję recenzować. Wtedy, jako młodzian jeszcze, dałem ponieść się mojej miłości do tego pisarza i z perspektywy czasu wiem, że byłem nieobiektywny. "Żmija" była po prostu słaba, a z fantastyką miała wspólnego tyle, co ja z lądowaniem człowieka na Księżycu. Czyli prawie nic. Postanowiłem zatem nie nakręcać się zbytnio i podejść do nowej książki ASa z rezerwą, nie robiąc sobie wielkich nadziei, na chłodno. I była to bardzo dobra decyzja.

Czytaj dalej...

Wczytywanie...