Hmmm... są takie gry, które pozostają niedocenione zarówno przez krytyków, jak i przez graczy. Należy do nich przewspaniałe Evil Islands, Revenant, ale przede wszystkim seria gier spod znaku Spellforce: Order of Dawn, Breath of Winter, Shadow of Phoenix, a zwłaszcza SF 2 Shadow Wars. Pogrywam sobie ostatnio właśnie w dwójkę i dumam... Gra niewątpliwie genialna - udane połączenie RTS i RPG (czego nie można powiedzieć chociażby o W3) wspaniała grafika, mnogość uzbrojenia i opancerzenia, schemat rozwoju postaci niestety prymitywniejszy od jedynki i oparty na Diablo2 (przy czym dodano tu głupią zasadę, że nie można rozwijać eksperta od jednego rodzaju broni lub zbroi, ale trzeba być uniwersalnym), muzyki mogę słuchać godzinami (zwłaszcza Shadowsong... ). Jeśli chodzi o grafikę, to po ustawieniu detali na wysoki poziom - można zbierać gały z podłogi, hehe...
Postacie są trochę bardziej przerysowane, niż w jedynce, ale przynajmniej twarze odznaczają się mimiką, wreszcie facjaty elfek są po prostu piękne. Historia jest wciągająca i logiczna... Walki trudne, ale nie frustrujące. Zagubiono niestety podział na rasy - rozbudowując bazę możemy z czasem jednocześnie tworzyć jednostki zarówno elfów, ludzi, krasnoludów, trolli i cieni. nie ma już klimatu uroczych elfich miast, topornych trollich budowli lub zamków ludzi. Trochę szkoda. Ktoś grał może, hę?
P.S. A oto dla zachęty wizerunek naszej towarzyszki: mrocznej elfki o imieniu Nightsong:
Nightsong
C.D.
Kupiłem ci ja wreszcie dodatek do SF2, czyli Dragonstorm przetłumaczony jak zwykle nieudolnie na Władcę Smoków. Ki diabeł? I oto moje wrażenia: autorzy lekko przekombinowali. Zaletą serii Spellforce było m.in. napawanie się zaletami z rozbudowywania własnych baz i miast. Godzinami mogłem wyszukiwać surowce, ulepszać poszczególne budynki i oddziały. Możliwości sprowadzenia kamery do widoku zza pleców postaci dawało możliwość "zstąpienia" pośród owoce naszej pracy. W dodatku trochę mi tego brakuje. Akcja jest gwałtowna i nerwowa, zadania często ograniczane czasem, treścią gry jest w zasadzie li i jedynie walka z hordami niemilców. Gdzieś zagubiono pogodną kontemplację uroków natury i napawania się klimatyczną muzyką. Co gorsza - z głównego menu i z całej gry zniknął bezpowrotnie jeden z najlepszych kawałków: tytułowa wokaliza Shadowsong... Dodano oczywiście nową frakcję: Shaikanów, nowe bronie i wyposażenie, zestawy premiujące, bohaterów, nową szkołę magii. Nowości w sumie nie jest za wiele i nie niwelują wad, np. błahości fabuły. Ciekawym pomysłem jest nawiązanie do podstawki: nasz bohater szuka drużyny znanej z Shadow Wars. Konsekwencją tego jest powrót do wielu znanych już lokacji, np. Sevenkeeps. Autorzy wyraźnie odeszli od rts w stronę hack n' slash rodem z Diablo lub DS. Trochę szkoda. Sama grafika nieco się poprawiła, ale po prostu nie ma czasu, aby się nią pozachwycać. Z drugiej strony, kto lubi się gapić na ruiny i lochy? A takich właśnie lokacji mamy tu najwięcej... Niemniej polecam wszystkim cały zestaw, czyli Spellforce 2: Czas Mrocznych Wojen+Władców Smoków. Jeżeli kupicie to legalnie, otrzymacie również świetne poradniki do obu tych gier.