Napisałem to opowiadanie, gdy miałem 11 lat, więc nie liczcie na epos
„Tajemniczy Wolumin”
W czasach, gdy Państwo Savener rozkwitało. W pobliżu Triplis, miejscowości handlowej na cyplu Savar, na wielkiej polanie, w jedną noc powstało jezioro, z którego wyłoniła się wyspa. Niektórzy ludzie mówili, że na tej wysepce mieszkają demony, inni, że mieszka tam czarownica, która zbratała się z diabłem, a pozostali, że sam divie sprawiedliwości Ordonnance ma tam swoje sanktuarium. Wielu rycerzy, magów a nawet kapłanów, którzy wybrali się na nią nie powróciło.
Pewnego dnia przybył paladyn z Zakonu Świtu o imieniu Zygfryd. Miał on długie, przypominające piasek, blond włosy i oczy zielone jak pola elizejskie. Był ubrany w srebrno-zieloną zbroję z wizerunkiem półksiężyca, w ręku dzierżył długi, poszczerbiony miecz. Na plecach niósł jesionowy łuk i kołczan ze strzałami. Został wysłany przez głównego paladyna, by sprawdził czy plotki o wyspie są prawdziwe. Gdy wszedł do karczmy by spytać się o szczegóły miejscowych, wszyscy mówili, by się tym nie interesował i zostawił ich w spokoju. Zygfryd zniechęcony powoli kroczył w kierunku wyjścia, gdy nagle usłyszał cichy, słaby głos:
- Czekaj młodzieńcze, opowiem tobie jak powstała tajemnicza wyspa, jeśli nie czujesz strachu -
Gdy rycerz się odwrócił, spostrzegł starca z laską i szarym płaszczem trzymający kufel z czerwonym winem.
- Co mi się tak przyglądasz, jestem stary, ale znam twój zakon i zamierzam pomóc ci w tym przedsięwzięciu opowiadając całą historię - powiedział staruszek wypijając ostatni łyk wina. Wzdychając rzekł:
- Dokładnie 458 lat temu, po zakończeniu wojny w Serdalii o księgę Elsira, pojawiła się divinia zwycięstwa Gloire. Zabrała święty wolumin i powiedziała, że księga wróci, gdy mieszkańcy Amedos zapomną o wojnach i sporach, i zaczną współpracować. Po tej przepowiedni znikła w oślepiającym świetle i do dziś jej niewidziano. Przypuszczam, że na tej tajemniczej wyspie znajduje się ta księga. Wielu śmiałków zamierzało tam wejść i przynieść ją, by okryć się chwałą i bogactwem.
Gdy starzec skończył opowiadać kazał karczmarzowi nalać sobie jeszcze jedna kolejkę wina. Jeszcze raz paladyn przeanalizował całą historię bardzo dokładnie i przypomniał sobie, że przeor zakonu opowiadał coś o wojnie w Serdalii i o księdze Elsira najświętszego z ludzi żyjących w tamtej epoce. Księga zawierała przeżycia i doznania Elsira, jedną z najciekawszych rozdziałów woluminu jest spotkanie samego Ordonnance przed śmiercią spowodowaną zbłąkaną strzałą elfów, gdy stał na wyżynie, na której toczyła się bitwa o las Tiranifalls.
Po przypomnieniu sobie wiadomości Zygfryd zaczął myśleć jak dostać się na wyspę. Wychodząc podziękował starcowi i dał mu 25 złotych monet. Przechadzał się uliczkami miasta i rozmyślał jak zdobyć transport, który zawiezie go na wyspę. Wszedł do dzielnicy portowej i zauważył mężczyznę w średnim wieku z klapką na prawym oku i z bandaną na głowie przy małej łodzi. Był to korsarz z wód południowych.
- Wynajmiesz mi tę łódź dobry człowieku- z uprzejmością zapytał Zygfryd - Dam ci 250 złotych monet.
Korsarz przez chwilę spojrzał się srogo na młodzieńca i z uśmieszkiem na twarzy powiedział:
- Wynajmę ci mą łajbę za 300 złotych monet i za coś co mnie zainteresuje.
Bohater zgodził się i zdjął torbę, którą miał na plecach.
- Jest tu złoty naszyjnik nimfy, pajęczyna arachów, , srebrny kompas, sztylet z wizerunkiem kruka i lekarstwo na likantropię, to wszystko co zdobyłem na moich wyprawach - powiedział.
Pirat spoglądał na wszystkie kosztowności, brał do ręki, sprawdzał czy są prawdziwe i wreszcie wzdychając powiedział:
- Musiałeś wiele podróżować, jeżeli zdobyłeś takie cudeńka, wezmę 300 złotych monet i ten sztylet z krukiem, ponieważ przypomina mi lata młodości, kiedy byłem opryszkiem i nosiłem przy sobie podobne ostrze.
Zygfryd przyjął ofertę i od razu wskoczył do łodzi. Korsarz podał mu wiosła i życzył spokojnego prądu. Z brzegu, jezioro nie wyglądało na zbyt obszerne, lecz paladyn płynął już kilka godzin, a lądu ani widu ani słychu. Po południu zaczęło padać. Nagle woda przestała falować i jezioro stało się spokojne, tylko kapanie deszczu o stalową zbroje Zygfryda zakłócało idealna ciszę. Na tafli wody pojawił się długi i smukły cień. Z wody wyłoniła się para żółtych, przenikliwych oczu, po kilku sekundach pojawił się w całej okazałości wąż morski. Jego łuski były niebieskie i ostre jak dwieście igieł. Rycerz bez namysłu wyciągnął łuk i zaczął strzelać do morskiej poczwary gradem strzał, lecz one tylko odbijały się od stalowej skóry. Gdy strzały zawiodły paladyn wyciągnął z pochwy miecz i zaczął nim wymachiwać. Jednym celnym ciosem wbił oręż w oko jaszczura. Wąż machał tak łbem, że strącił Zygfryda razem z mieczem. Gad uderzy o wodę i zaczął tonąć. Siła, z jaką odrzuciła go poczwara zaniosła go wprost na wyspę. Oszołomiony i zmęczony rycerz zasnął. Spał tak około dwóch godzin. Gdy się obudził zauważył, że żrąca krew smoka poparzyła jego rękę. Zdjął zbroję i patrząc na ranę wypowiedział zaklęcie uzdrawiające:
- Vulneratio – nagle jasne i ciepłe światło dotknęło skaleczonej ręki i po ranie nie pozostało najmniejszego śladu.
Zygfryd rozejrzał się dookoła i wszedł do lasu. Zaczynało się ściemniać, więc postanowił rozpalić ognisko.
- Ardoris – krzyknął paladyn i wnet rozpaliła się kupka drewna i liści.
Rycerz wyjął z plecaka mięso, owoce, bukłak z winem i zdjął miecz razem z łukiem z pleców. Po uczcie położył się na mchu i przykrył się skórą starego dzika. Gdy nastał ranek zbudził się ze snu i spakował się. Ruszył około południa w kierunku północnym. Po dłuższej podróży zauważył omszałą świątynię. Cała był zrobiona z fioletowego marmuru, schody były pokryte miedzią, a posągi przedstawiające divinów: wiatru Venteuxa, roślin Gemme i zwycięstwa Glorie były z granitu. Zygfryd wszedł do dziwnej świątyni. W środku było ciemno, więc zapalił pochodnię. Gdy światło rozjaśniło pomieszczenie, na ścianach ukazały się słowa. Wszystko było napisane w starym języku elfów. Rycerz znał trochę ten język. Po przetłumaczeniu paladyn dowiedział się, że dziwne wyrazy opisują historię powstania światła i wszystkich ras. Była tam też opowieść o świętej księdze. Mówiła ona, że kto znajdzie tą księgę ten posiądzie wiedzę bogów. Zygfryd szedł dalej, aż doszedł do rozwidlenia ścieżek. Jedna była ze złota, a druga z ociosanego, zimnego kamienia. Bohater kierując się złotą ścieżką zauważył białe kości. Szybko odwrócił się i zaczął biec z powrotem ku rozwidleniu, za nim słychać było tylko świst strzał i wbijanie się grotów w złotą ścianę. Zmachany paladyn wstąpił w ubogi korytarz i powoli stąpał po posadzce. Po kilkunastu krokach drogę torowały drzwi. Były w niej trzy otwory, obok stała kasetka z pięcioma kamieniami w środku: zielonym, żółtym, niebieskim, czerwonym i pomarańczowym. Na wrotach znajdowała się kamienna twarz starca. Zygfryd nacisnął ją, a ona zaczęła mówić:
- Który kolor jest tak piękny i błyszczący, że nawet divin ognia Ferrent nie może na niego spojrzeć.
Rycerz pomyślał chwilę i przypomniał sobie czasy, gdy studiował alchemię i magię. Profesor wspominał o ametybinie, kamieniu o trzech barwach, który ma moc swoim światłem przepalić ciało nieśmiertelnego. Paladyn pamiętał tylko dwa z trzech kolorów, była to czerwień i błękit. Włożył dwa klejnoty, pomieszczenie zaczęło się mienić na czerwony i niebieski kolor. Na czole Zygfryda pojawił się zimny pot, rycerz sięgnął po zielony kryształ i gdy chciał go już umieścić w otworze, on wypadł mu z rąk i rozbił się na podłodze. Był to fałszywy kamień, zauważając to bohater wziął do ręki żółty kryształ i bez zastanowienia wcisną go w lukę. Nagle całe pomieszczenie zaczęło się obracać, aż drzwi się otworzyły. Zygfryd wszedł do korytarza, nagle cisza została zakłócona oszałamiającym rykiem. Z cienia wyskoczył potwór. Miał trzy głowy: lwa, sępa oraz tygrysa. Tułów był pokryty szarą sierścią, a z pleców wyrastała para orlich skrzydeł. Zwierz wzbił się w powietrze i zaczął ryczeć. Rycerz wyjął łuk, naciągnął cięciwę i wycelował. Gdy wypuścił strzałę pocisk trafił monstrum w głowę tygrysa. Potwór zaskamlał i osiadł na ziemi. Paladyn wyciągnął miecz i zaczął walczyć z bestią. Krew zwierzęcia pokryła całe pomieszczenie i ciało Zygfryda. Cielsko monstrum opadło na posadzkę. Zmęczony i poobijany paladyn szedł dalej nie zważając na krew spływającą z jego ramienia. Doszedł do jaśniejącego pokoju. Na środku stał piedestał z księgą Elsira. Podszedł do księgi i zaczął ją czytać. Nagle poczuł lekkość i przestał czuć ból, rany zniknęły a zbroja znów lśniła pełnym blaskiem. Gdy przeczytał pierwszą stronę pojawił się fioletowy portal, wyszła z niego divinia zwycięstwa Gloire i powiedziała:
- Jako jedyny wykazałeś się odwagą i determinacją. W nagrodę zasiądziesz na nieboskłonie jako gwiazda prawdy, lecz nie powrócisz już do swoich bliskich i nie zaznasz śmiertelnego życia. Zostaniesz zapamiętany na wieki, póki twa gwiazda będzie świecić na nocnym niebie.
Zygfryd pokiwał tylko głową i nagle słup światła oślepił go.
Mieszkańcy miasta widzieli jak wyspa znika, a tajemniczego paladyna nigdy później nie spotkano. Jedynym znakiem jego istnienia jest gwiazda prawdy, która goreje na zachodnim niebie i będzie istnieć dając nadzieję na lepsze czasy i dzielne serca.
„Tajemniczy Wolumin”
W czasach, gdy Państwo Savener rozkwitało. W pobliżu Triplis, miejscowości handlowej na cyplu Savar, na wielkiej polanie, w jedną noc powstało jezioro, z którego wyłoniła się wyspa. Niektórzy ludzie mówili, że na tej wysepce mieszkają demony, inni, że mieszka tam czarownica, która zbratała się z diabłem, a pozostali, że sam divie sprawiedliwości Ordonnance ma tam swoje sanktuarium. Wielu rycerzy, magów a nawet kapłanów, którzy wybrali się na nią nie powróciło.
Pewnego dnia przybył paladyn z Zakonu Świtu o imieniu Zygfryd. Miał on długie, przypominające piasek, blond włosy i oczy zielone jak pola elizejskie. Był ubrany w srebrno-zieloną zbroję z wizerunkiem półksiężyca, w ręku dzierżył długi, poszczerbiony miecz. Na plecach niósł jesionowy łuk i kołczan ze strzałami. Został wysłany przez głównego paladyna, by sprawdził czy plotki o wyspie są prawdziwe. Gdy wszedł do karczmy by spytać się o szczegóły miejscowych, wszyscy mówili, by się tym nie interesował i zostawił ich w spokoju. Zygfryd zniechęcony powoli kroczył w kierunku wyjścia, gdy nagle usłyszał cichy, słaby głos:
- Czekaj młodzieńcze, opowiem tobie jak powstała tajemnicza wyspa, jeśli nie czujesz strachu -
Gdy rycerz się odwrócił, spostrzegł starca z laską i szarym płaszczem trzymający kufel z czerwonym winem.
- Co mi się tak przyglądasz, jestem stary, ale znam twój zakon i zamierzam pomóc ci w tym przedsięwzięciu opowiadając całą historię - powiedział staruszek wypijając ostatni łyk wina. Wzdychając rzekł:
- Dokładnie 458 lat temu, po zakończeniu wojny w Serdalii o księgę Elsira, pojawiła się divinia zwycięstwa Gloire. Zabrała święty wolumin i powiedziała, że księga wróci, gdy mieszkańcy Amedos zapomną o wojnach i sporach, i zaczną współpracować. Po tej przepowiedni znikła w oślepiającym świetle i do dziś jej niewidziano. Przypuszczam, że na tej tajemniczej wyspie znajduje się ta księga. Wielu śmiałków zamierzało tam wejść i przynieść ją, by okryć się chwałą i bogactwem.
Gdy starzec skończył opowiadać kazał karczmarzowi nalać sobie jeszcze jedna kolejkę wina. Jeszcze raz paladyn przeanalizował całą historię bardzo dokładnie i przypomniał sobie, że przeor zakonu opowiadał coś o wojnie w Serdalii i o księdze Elsira najświętszego z ludzi żyjących w tamtej epoce. Księga zawierała przeżycia i doznania Elsira, jedną z najciekawszych rozdziałów woluminu jest spotkanie samego Ordonnance przed śmiercią spowodowaną zbłąkaną strzałą elfów, gdy stał na wyżynie, na której toczyła się bitwa o las Tiranifalls.
Po przypomnieniu sobie wiadomości Zygfryd zaczął myśleć jak dostać się na wyspę. Wychodząc podziękował starcowi i dał mu 25 złotych monet. Przechadzał się uliczkami miasta i rozmyślał jak zdobyć transport, który zawiezie go na wyspę. Wszedł do dzielnicy portowej i zauważył mężczyznę w średnim wieku z klapką na prawym oku i z bandaną na głowie przy małej łodzi. Był to korsarz z wód południowych.
- Wynajmiesz mi tę łódź dobry człowieku- z uprzejmością zapytał Zygfryd - Dam ci 250 złotych monet.
Korsarz przez chwilę spojrzał się srogo na młodzieńca i z uśmieszkiem na twarzy powiedział:
- Wynajmę ci mą łajbę za 300 złotych monet i za coś co mnie zainteresuje.
Bohater zgodził się i zdjął torbę, którą miał na plecach.
- Jest tu złoty naszyjnik nimfy, pajęczyna arachów, , srebrny kompas, sztylet z wizerunkiem kruka i lekarstwo na likantropię, to wszystko co zdobyłem na moich wyprawach - powiedział.
Pirat spoglądał na wszystkie kosztowności, brał do ręki, sprawdzał czy są prawdziwe i wreszcie wzdychając powiedział:
- Musiałeś wiele podróżować, jeżeli zdobyłeś takie cudeńka, wezmę 300 złotych monet i ten sztylet z krukiem, ponieważ przypomina mi lata młodości, kiedy byłem opryszkiem i nosiłem przy sobie podobne ostrze.
Zygfryd przyjął ofertę i od razu wskoczył do łodzi. Korsarz podał mu wiosła i życzył spokojnego prądu. Z brzegu, jezioro nie wyglądało na zbyt obszerne, lecz paladyn płynął już kilka godzin, a lądu ani widu ani słychu. Po południu zaczęło padać. Nagle woda przestała falować i jezioro stało się spokojne, tylko kapanie deszczu o stalową zbroje Zygfryda zakłócało idealna ciszę. Na tafli wody pojawił się długi i smukły cień. Z wody wyłoniła się para żółtych, przenikliwych oczu, po kilku sekundach pojawił się w całej okazałości wąż morski. Jego łuski były niebieskie i ostre jak dwieście igieł. Rycerz bez namysłu wyciągnął łuk i zaczął strzelać do morskiej poczwary gradem strzał, lecz one tylko odbijały się od stalowej skóry. Gdy strzały zawiodły paladyn wyciągnął z pochwy miecz i zaczął nim wymachiwać. Jednym celnym ciosem wbił oręż w oko jaszczura. Wąż machał tak łbem, że strącił Zygfryda razem z mieczem. Gad uderzy o wodę i zaczął tonąć. Siła, z jaką odrzuciła go poczwara zaniosła go wprost na wyspę. Oszołomiony i zmęczony rycerz zasnął. Spał tak około dwóch godzin. Gdy się obudził zauważył, że żrąca krew smoka poparzyła jego rękę. Zdjął zbroję i patrząc na ranę wypowiedział zaklęcie uzdrawiające:
- Vulneratio – nagle jasne i ciepłe światło dotknęło skaleczonej ręki i po ranie nie pozostało najmniejszego śladu.
Zygfryd rozejrzał się dookoła i wszedł do lasu. Zaczynało się ściemniać, więc postanowił rozpalić ognisko.
- Ardoris – krzyknął paladyn i wnet rozpaliła się kupka drewna i liści.
Rycerz wyjął z plecaka mięso, owoce, bukłak z winem i zdjął miecz razem z łukiem z pleców. Po uczcie położył się na mchu i przykrył się skórą starego dzika. Gdy nastał ranek zbudził się ze snu i spakował się. Ruszył około południa w kierunku północnym. Po dłuższej podróży zauważył omszałą świątynię. Cała był zrobiona z fioletowego marmuru, schody były pokryte miedzią, a posągi przedstawiające divinów: wiatru Venteuxa, roślin Gemme i zwycięstwa Glorie były z granitu. Zygfryd wszedł do dziwnej świątyni. W środku było ciemno, więc zapalił pochodnię. Gdy światło rozjaśniło pomieszczenie, na ścianach ukazały się słowa. Wszystko było napisane w starym języku elfów. Rycerz znał trochę ten język. Po przetłumaczeniu paladyn dowiedział się, że dziwne wyrazy opisują historię powstania światła i wszystkich ras. Była tam też opowieść o świętej księdze. Mówiła ona, że kto znajdzie tą księgę ten posiądzie wiedzę bogów. Zygfryd szedł dalej, aż doszedł do rozwidlenia ścieżek. Jedna była ze złota, a druga z ociosanego, zimnego kamienia. Bohater kierując się złotą ścieżką zauważył białe kości. Szybko odwrócił się i zaczął biec z powrotem ku rozwidleniu, za nim słychać było tylko świst strzał i wbijanie się grotów w złotą ścianę. Zmachany paladyn wstąpił w ubogi korytarz i powoli stąpał po posadzce. Po kilkunastu krokach drogę torowały drzwi. Były w niej trzy otwory, obok stała kasetka z pięcioma kamieniami w środku: zielonym, żółtym, niebieskim, czerwonym i pomarańczowym. Na wrotach znajdowała się kamienna twarz starca. Zygfryd nacisnął ją, a ona zaczęła mówić:
- Który kolor jest tak piękny i błyszczący, że nawet divin ognia Ferrent nie może na niego spojrzeć.
Rycerz pomyślał chwilę i przypomniał sobie czasy, gdy studiował alchemię i magię. Profesor wspominał o ametybinie, kamieniu o trzech barwach, który ma moc swoim światłem przepalić ciało nieśmiertelnego. Paladyn pamiętał tylko dwa z trzech kolorów, była to czerwień i błękit. Włożył dwa klejnoty, pomieszczenie zaczęło się mienić na czerwony i niebieski kolor. Na czole Zygfryda pojawił się zimny pot, rycerz sięgnął po zielony kryształ i gdy chciał go już umieścić w otworze, on wypadł mu z rąk i rozbił się na podłodze. Był to fałszywy kamień, zauważając to bohater wziął do ręki żółty kryształ i bez zastanowienia wcisną go w lukę. Nagle całe pomieszczenie zaczęło się obracać, aż drzwi się otworzyły. Zygfryd wszedł do korytarza, nagle cisza została zakłócona oszałamiającym rykiem. Z cienia wyskoczył potwór. Miał trzy głowy: lwa, sępa oraz tygrysa. Tułów był pokryty szarą sierścią, a z pleców wyrastała para orlich skrzydeł. Zwierz wzbił się w powietrze i zaczął ryczeć. Rycerz wyjął łuk, naciągnął cięciwę i wycelował. Gdy wypuścił strzałę pocisk trafił monstrum w głowę tygrysa. Potwór zaskamlał i osiadł na ziemi. Paladyn wyciągnął miecz i zaczął walczyć z bestią. Krew zwierzęcia pokryła całe pomieszczenie i ciało Zygfryda. Cielsko monstrum opadło na posadzkę. Zmęczony i poobijany paladyn szedł dalej nie zważając na krew spływającą z jego ramienia. Doszedł do jaśniejącego pokoju. Na środku stał piedestał z księgą Elsira. Podszedł do księgi i zaczął ją czytać. Nagle poczuł lekkość i przestał czuć ból, rany zniknęły a zbroja znów lśniła pełnym blaskiem. Gdy przeczytał pierwszą stronę pojawił się fioletowy portal, wyszła z niego divinia zwycięstwa Gloire i powiedziała:
- Jako jedyny wykazałeś się odwagą i determinacją. W nagrodę zasiądziesz na nieboskłonie jako gwiazda prawdy, lecz nie powrócisz już do swoich bliskich i nie zaznasz śmiertelnego życia. Zostaniesz zapamiętany na wieki, póki twa gwiazda będzie świecić na nocnym niebie.
Zygfryd pokiwał tylko głową i nagle słup światła oślepił go.
Mieszkańcy miasta widzieli jak wyspa znika, a tajemniczego paladyna nigdy później nie spotkano. Jedynym znakiem jego istnienia jest gwiazda prawdy, która goreje na zachodnim niebie i będzie istnieć dając nadzieję na lepsze czasy i dzielne serca.