Biedny BioWare i źli, niedobrzy gracze - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
Już dawno przestałem ufać Bioware'owi jako developerowi, niezależenie od powodzi hejtu, czy jej braku - po prostu przestali robić tak dobre gry jak kiedyś.
Jest pewna firma w Edmonton, która szczyci się tym, iż z każdą kolejną produkcją i kolejnymi topionymi w niej milionami zyskuje sobie coraz więcej pogardy i antypatii odbiorców swoich produktów. Można rzec nawet, że narzekanie na BioWare oraz wygłaszanie pod jego adresem słów internetowej, płomiennej nienawiści, stało się swego rodzaju modą, obowiązkową dla wszystkich, którzy "przecież znają się na grach". Wiadomo też, że stało się tak nie bez przyczyny, nie bez przyczyny też temat "hejtu" i relacji BioWare z jego społecznością powraca właśnie teraz, przy okazji prac nad "Dragon Age 3".
Tym razem robi się o tyle ciekawiej, że swój żal wobec graczy zalewających fora społecznościowe niesłabnącymi falami krytyki wyraził David Gaider, główny pisarz i scenarzysta BioWare, który poza "Dragon Age" ma na koncie prace przy "Star Wars: Knights of The Old Republic", pierwszym "Neverwinter Nights" i obu jego dodatkach, czy także przy nagrodzonym jedenastoma Oscarami "Titanicu".
Cóż ciekawego na temat obserwacji forumowych dyskusji miał do powiedzenia Gaider?
"Spędzanie tam zbyt wiele czasu sprawia, że zaczynam czuć się źle – nie tylko w związku z grami, które tworzymy, lecz w związku z sobą samym i życiem w ogóle. Zdecydowanie nie jest to uczucie, które chciałoby się mieć."
"Jestem pewny, że wielu zjeży się na taki komentarz, sugerując, że wszelkie negatywne wypowiedzi są usprawiedliwione, zaś ignorowanie ich jest równoznaczne z chowaniem przez nas głów w piasek. Jak zamierzamy kiedykolwiek rozwinąć się, jeśli nie wysłuchamy ich opieprzu i nie przyjmiemy lania jak grzeczni, mali developerzy?"
"Oczywiście, to wszystko przy założeniu, że do tej pory nie musieliśmy strawić całej masy opinii, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych (...) Możemy zatem co najwyżej podjąć jakieś decyzje (na podstawie tych opinii, lecz oczywiście tylko części z nich) i dalej robić swoje."
W dalszej części wpisu na swoim blogu Gaider wyraził swą obawę wobec faktu, że wielu graczy przez sam fakt komentowania poczynań firmy nabiera przekonania o posiadaniu swoistych praw do danego tytułu.
"Koniec końców zaczynasz czuć, że jesteś w jednym z tych momentów, w którym jedyną rzeczą jaką wszyscy robią, jest pieprzenie bez sensu o tym, jak bardzo jest do dupy. Nie liczy się nawet na temat czego pieprzą, skoro, prędzej czy później, i tak będzie to jedynym, co możesz usłyszeć."
"Sądzę, że jest coś, co trzeba powiedzieć na temat retoryki i wrażenia posiadania praw do danego tytułu pośród społeczności graczy jako całości. Prawdopodobnie należy też powiedzieć co nieco o tym, czy gry, które tworzy BioWare, nadal satysfakcjonują naszych głównych fanów."
Trzeba przyznać – genialny sposób na poprawę wizerunku firmy w oczach graczy, tylko czekać, aż Blizzard podłapie ten sam styl. Czy można jednak na dłuższą metę dziwić się takiej reakcji głównego scenarzysty BioWare? Pomyślmy... Nowe zakończenie "Mass Effect 3" w zgodnej opinii wielu sklecone na kolanie, wydane za darmo. "SW:TOR" – najdroższy niewypał w historii gier komputerowych, z konieczności zmieniony na Free2Play, obecnie bombardowany krytyką i drwinami z nieżyciowych, niekiedy żenujących wręcz ograniczeń. Nic więc dziwnego, że "Dragon Age 3: Inquisition" powstaje niemal całkowicie pod kątem opinii i wymagań graczy. I nic dziwnego, że niektórym mocno się to nie podoba.