W moim Mieście jest taki placyk (z jednej jego strony jest 50m ścieżka prowadząca do chodika i ulicy, a z innych las) co tam kiedyś była świniarnia, potem Bar i w tym barze się powieśił conajmniej 1 koleś, potem to wyburzyli i teraz są tam gruzy pare studzienek i to wszystko gęsto obrosło zielem jest też otoczone drewnianymy słupkami, które są tak zwęgloe, że aż czarne, w dwóch z tych studzienek jest woda, a w trzeciej drabinka, po której da się zejść do pomieszczenia 3x2m.
Kiedyś zdechło tam z głodu parę psów.
To zaczynam to co miałem napisać...
Pewnego razu z kumplem żeśmy tam se poszli w zimie. Idziemy i słyszymy szczekanie i stajemy, a szczekanie ucichło jak ucięte nożem. Idziemy i jak tylko ruszyliśmy nogami to znowu szczekanie, i tak ciągle, więc z tego placu zwyczajnie spier**l*li*my.
Innym razem przy głębokiej studzience z wodą z kimśtam byłem i patrzymy tam w głąb a tam czacha. Jak niedługo po tym sprawdzałem to jej już nie było.
Albo patrzymy słupki są tam, robimy coś innego w miejscu (niepamiętam co, może żeśmy jarali, może coś w tej studzience) i patrzymy, a te supki są bliżej potem coś zonwu robimy, a słupki się zbliżają.
Albo z kumpelami przy studzience se jemy pizze, zjedliśmy i leżymy, a tu nagle dźwięk połączenie jakby jakiś ogromny zwierz biegł i ktoś piszcząco łkał, spier**la** i patrzymy, a tam nic nie widać, odjeżdżamy i znowu słyszymy ten dźwięk.
Jak sobie coś jeszcze przypomne to napisze!