*Zwrot retoryczny i tak wiem, że mają moje zdanie gdzieś.
*Zwrot retoryczny i tak wiem, że mają moje zdanie gdzieś.
Jeżeli nie należycie do tej grupki osób, która już dawno temu wydała wyrok samotnego kurzenia się w kącie na pudełko z rudą Shepardówną i nadal, w głębi domowych pieleszy, ratujecie Wszechświat przed krnąbrnymi Żniwiarzami, to zapewne ucieszy Was wieść o premierze nowego rozszerzenia do „Mass Effect 3”. Sprawę naświetlił Wam jakiś czas temu Krzyslewy, który wyrwał te poufne dane z rąk Triady z Hongkongu i okupił ten czyn paskudna raną postrzałową na pośladku oraz kilkoma siniakami, ale bez obaw – chłopak jest ambitny, więc szybko wrócił do zdrowia. Dziś dodatek trafił na kanadyjskie serwery, dlatego też pozwolę sobie po cichu (bo w końcu skromny ze mnie facet, nie?) spić całą śmietankę i dopiąć formalności, które rozdmuchał mój redakcyjny kolega.
Ta wiadomość jest pisana również bez fajerwerków, zważywszy na fakt, iż „Rebellion” nie wzbudzi raczej większej ekscytacji w sercach graczy i nie wywoła tłumnego powrotu na front żołnierzy, których znudziła międzygalaktyczna wojna. Dwie nowe mapy, sześć świeżych klas (w tym możliwość wcielenia się w Vorche i renegatów organizacji Cerberus) i trzy nowiuteńkie pukawki, to chyba jednak trochę za mało, aby przyprawić o szybsze bicie serca. Mylę się?
Generalnie darowanemu koniowi w zęby nie powinno się zaglądać (tak jest, DLC jest w pełni darmowe!), ale przydałyby się jakieś nowe tryby gry, uatrakcyjniające sieciowe potyczki, które znudziły się każdemu kilkanaście dni po premierze. Doskonale rozumiem, że stworzenie świeżych i dobrze zbalansowanych opcji wymaga większej ilości zasobów niż kilka kosmetycznych nowości, ale na horyzoncie majaczy czwarty miesiąc po wielkim „dniu zero”, a nadal nie doczekałem się od BioWare żadnego soczystego mięsa. Oczekiwałem trochę większego i ciekawszego wsparcia dla gry, która była lansowana jako wielki hit 2012 roku.
Choć z drugiej strony, jak ktoś jest rozczarowany poziomem „Diablo III” i nie wie teraz za bardzo, co ze sobą zrobić, to w sumie „Rebellion” nie jest głupią alternatywą…