„Risen 2” – polska edycja kolekcjonerska poraża bogactwem - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
a to według mnie najlepszy dodatek koszulka, czapka czy tym podobny badziew z motywem z gry
Rodzimy dystrybutor szumnie zapowiadał, że wydanie kolekcjonerskie „Risen 2: Mroczne Wody”, będzie bogate jak na popularność tej serii w naszym kraju przystało i trzeba przyznać, że tym razem to nie były słowa rzucone na wiatr. Początek tego roku każe przypuszczać, że nastąpiło pewne odrodzenie, jeżeli chodzi o specjalne edycje i powoli ich skład zaczyna wracać na właściwe tory – do standardów znanych sprzed czterech/pięciu lat, gdy grzechem nie było dorzucić tych kilkudziesięciu złotych „ekstra” na róg obfitości, jaki przygotowali dla nas twórcy.
Poprawa koniunktury? Cyfrowe ciuchy i ekskluzywne misje, jednak nie sprzedają się tak dobrze jak stary dobry gadżet? Kto wie, ale chyba niewielu będzie narzekać na taki stan rzeczy. W końcu któż nie lubi być rozpieszczany? Zatem sprawdźmy, co przygotowała dla nas Cenega i Piranha Bytes.
Tak więc, Edycja Kolekcjonerska zawiera:
- „Antałek Stalowobrodego" – drewniana, indywidualnie numerowana beczka po rumie.
- Wysokiej jakości etui.
- Pudełko na grę.
- Pudełko na ścieżkę dźwiękową i film „Making of”.
- Zestaw grafik „The art of Risen 2".
- Gnom Jaffar – 18-centymetrowa figurka postaci z gry.
- Duża mapa świata gry oraz plakat – format A1.
- Trzy pirackie naklejki.
- Piracka bandera o wymiarach 100x60 cm.
- Metalowy amulet voodoo.
- Rozbudowany, ilustrowany poradnik.
- Instrukcja do gry.
- Płyta CD ze ścieżką dźwiękową.
- Płyta DVD z filmem „Making of”.
- Płyta DVD z grą w podwójnej wersji językowej.
Cena? 259,99 zł. Całkiem znośna, jeżeli weźmie się ją przez pryzmat wszystkich gadżetów i pobocznych pierdółek. Oferta zdecydowanie warta dłuższego przemyślenia. Coś czuję, że wielu miłośników świata „Risen” po ujrzeniu tej całej smakowitej listy, zacznie zabawiać się w Jacka Rostowskiego i poczuje na własnej skórze, jaki to ogromny ciężar szukać oszczędności tam, gdzie wieje tylko mroźna pustka „dziury budżetowej”. Ba, gdyby nie fakt, że nie jestem jakimś wielkim fanem gier ze stajni Piranha Bytes, to zapewne już chłonąłbym tajniki kreatywnej księgowości i modyfikowałbym swoje skromne zaskórniaki pod kątem tej kolekcjonerki.