„Mass Effect: Podstęp” wzburzył fanów sagi - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Tokar,
Ano, prawda. Też nie jestem zwolennikiem palenia książek (do bibliotek oddać!), ale warto było pokazać pewną tendencję Tym bardziej, że nie da się ukryć, iż to właśnie nastolatkowie byli wielkimi obrońcami ostatnich produktów BioWare, a tutaj taki pasztet
Courun Yauntyrr,
Filmik akurat pokazuje ludzką głupotę (a to nowość) - jakby książka nie była zła, skądś pieniądze na jej zakup miał. Wygląda na filmiku na nastolatka, więc pewnie od rodziców. Ciekawe, czy przy nich paliłby banknoty, aby wyrazić swoje niezadowolenie z jakiejś tam książki opartej na grze.

Jeśli dorosły, to wątpię, by coś takiego zrobił. Oburzenie słuszne, ale standardowo niektórzy się zachowują na pokaz. Książki nie czytałem, ale ładnej okładki mi szkoda
Tokar,

Obecne zachowanie BioWare jak żyw przypomina mi sytuacje, jaka miała miejsce u schyłku antycznej Grecji i muszę napisać, że strasznie smutno mi na tą myśl. Studio będące niegdyś kolebką komputerowych gier fabularnych, słynące z troski o dobro gatunku i niesłychanej równości wobec wszystkich swoich fanów, zaczęło powoli odwracać się od szlachetnych ideałów na rzecz pewnego rodzaju chciwości. Jeżeli miałbym to ująć z perspektywy filozoficznej, to Kanadyjczycy przestali dbać o czystość i szlachetne przymioty duszy swojej firmy, a skupili się na ślepej pogoni za sławą oraz pieniędzmi. Oczywiście, nie ma w tym nic złego – w końcu mamy kapitalizm pełną gębą, ale we wszystkim trzeba zachować jakąś równowagę i szukać „złotego środka”.

mass effect: podstęp, palenie ksiąg

Co ciekawe, powolny upadek moralny zaczęli zauważać już nawet najzagorzalsi fani światów „Mass Effect” i „Dragon Age”. Brak troski o dobro wspólne, piękno kultowych marek czy sprawiedliwości wobec społeczności doszedł do takiego stopnia, że rozczarowania nie kryje najwierniejsza gwardia pasjonatów, która potrafiła wybaczyć naprawdę sporo. Swoista czara goryczy, czyli traktowanie konsumentów niczym skarbonki, której można wcisnąć byle bubel w końcu musiała się przelać.

Wygląda na to, że książka „Mass Effect: Podstęp” zagrała rolę przysłowiowej kropli – miłośnicy sagi nie ukrywają wściekłości wobec najświeższej literatury i oprócz standardowego wylewania żalów na różnorakich forach internetowych, dochodzi nawet do skrajnych reakcji jak „rytualne spalenie” książki na wizji. Dlaczego? Tytuł posiada tak ogromną bazę błędów, nieścisłości oraz głupotek, że ponoć przekracza to ludzkie wyobrażenie i nawet najcierpliwszych fanów serii potrafi ona wprawić w apopleksję.

Ech… a wydawało się, że zmiana Drew Karpyshyna na Williama C. Dietza była strzałem w dziesiątkę. W końcu autor „Objawienia”, „Podniesienia” i „Odwetu” jest dosyć przeciętnym pisarzem, który wielokrotnie nie potrafił unieść ciężaru wielkich marek. Do dziś mam do niego żal o całkowicie wypraną z klimatu książkę opartą o grę „Baldur’s Gate II: Tron Bhaala”. Na dodatek jego powieści umiejscowione w świecie „Gwiezdnych Wojen” były jedynie strawne, a pozycje z uniwersum „Mass Effect” prezentowały co najwyżej wyższe stany średnie. Dlatego też rotację na stanowisku głównego mistrza pióra przyjąłem z pewną dozą radości i oczekiwałem na wielki finał w wykonaniu Dietza.

mass effect: deception

Jak się jednak okazuje, zamiast kwiatów i szampana, na autora „Podstępu” czekają tylko okrzyki pełne wściekłości oraz swąd spalonych książek. Problem w tym, że pozycja jest pełna nieścisłości i tylko pod wpływem mocnego alkoholu można ją uznać jako zgodną z utartym kanonem. Pasjonaci już znaleźli około stu niekonsekwencji, które absolutnie rujnują przyjemność z czytania i sprawiają, że człowiek ma ochotę pochlastać się kartami powieści. Owszem, błędy się zdarzają i nikt nie czepiałby się Dietza za drobne mankamenty, ale brak rozeznania w fizjonomii różnorakich ras (w szczególności Volusów, Asari i Krogan), podstawowych faktów z polityki międzyplanetarnej (Batarianie mają ambasadę na Cytadeli i z prawdziwą prostotą wykonują łupieżcze ataki na Palaven, ojczystą planetę Turian), znajomości poprzednich gier i książek (mnóstwo błędów – począwszy od wieku bohaterów, a skończywszy na niezgodności z poprzednimi wydarzeniami) czy zdrowego rozsądku (Gillian Grayson „magicznie” wyleczyła się z autyzmu) jest zwyczajnie czymś niedopuszczalnym.

Konkludując, całość kompletnie nie trzyma się jakiejkolwiek kupy i jest szczytem lenistwa, gdyż czegoś takiego niezwykle łatwo uniknąć. Wystarczyłoby wydrukowanie kilkunastu „szczotek” dla scenarzystów sagi „Mass Effect” i dyskretna prośba o to, aby wyrazili swoją opinię na temat „Podstępu”, przy równoczesnym wyłapaniu głupich nieścisłości. Czy sto dolarów premii za tę dodatkową pracę dla wspomnianych pracowników stworzyłoby ogromną dziurę w budżecie BioWare? Szczerze wątpię.

Plik wideo nie jest już dostępny.

Ech... a ja nadal czekam aż studio w końcu obudzi się z tego szkodliwego snu, przestanie odcinać kupony od znanych marek, wstrzyma się od produkcji beznadziejnej tandety i zacznie dbać o społeczność fanowską. Coś złego stało się po sukcesie „Mass Effect 2” i przydałby się teraz jakiś konkretny rachunek sumienia.

„Mass Effect: Podstęp” zadebiutuje na rodzimych regałach sklepowych w marcu.

Wczytywanie...