Sesja eimyra - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Ven'Diego,
Drzwi otwarły się. Stanął w nich Młoda Krew. Ukłonił się lekko po czym przemówił.
- Starożytni wzywają na odprawę. Należy być gotowym do ewentualnej akcji. - młody łowca ponownie ukłonił się z szacunkiem.
eimyr,
- Wejść!
Ven'Diego,
Sen przebiegł spokojnie. Obudziłeś się wypoczęty i gotowy do zabijania. Do ponownego zebrania pozostało jeszcze kilka godzin, masz chwilę by się przygotować.

Po jakimś czasie, całkowicie gotowy, wyekwipowany i z dużą chęcią mordu stanąłeś wyprostowany trzymając swoją maskę pod pachą. Już maiłeś się zbierać do wyjścia, kiedy usłyszałeś nieśmiałe pukanie.
eimyr,
Jutro?! To chyba żart. Dlaczego nie teraz? Czym im wszystkim się w dupach już poprzewracało? Nie. Niemożliwe, żeby wszystkim. Najchętniej bym wszystkich tu pozabijał, ale to by sabotowało moje szanse jutro. Trudno. Idę do swoich kwater, żeby przespać się długo i porządnie.
Ven'Diego,
- Zadanie te jest ponad wasze siły. To jest pewne. - Ciągnął Starożytny - Ale czym jest zwycięstwo które przychodzi łatwo? Niczym! Tylko prawdziwi wojownicy potrafią sprostać zadaniom które innych złamały by na samym początku. Tylko prawdziwe wyzwanie przynosi satysfakcję, uznanie i prawdziwą chwałę!

Yautja zakończył donośnym krzykiem po czym wycofał się kilka kroków w tył. Jego miejsce zajął inny Starożytny, odziany w podobną szatę.
- Zostaliście przywołani, bo każdy z was ma drzemiącą w sobie potęgę. Każdy z was tylko czeka by się wykazać. Dla trojga z was będzie dana szansa wykazania się! Dla trojga z was ta misja będzie zwycięstwem! Potęgą! Inaczej lepiej żebyście skonali w walce, bo porażka będzie hańbą i upokorzeniem!

Po krótkiej chwili odezwał się Starożytny, który mówił jako pierwszy.
-Idźcie i szykujcie się. Każdy z was ma być gotowy. Jutro o tej samej porze zostanie wybrana trójka! Potem będą zdani na siebie...

Po tych słowach Starożytni opuścili salę.
Zrobił się szum. Krwawi w podnieceniu rozmawiali między sobą. Co jeden przechwalał się że to właśnie ON zostanie wybrany.
eimyr,
Ryknąłem z satysfakcją. Jeżeli na tej sali był Krwawy, który lepiej radził sobie z nienowoczesnymi rzeczami to to byłem ja. Postanowiłem posłuchać.
Ven'Diego,
Minęło jeszcze trochę czasu nim Starożytni rozpoczęli. W końcu ten, który przed chwilo gestykulował, odwrócił się w waszą stronę i podszedł do ławy.
- Łowcy! - Zabrzmiał gromki głos - Z pewnością ciekawi jesteście dlaczego was tutaj zebraliśmy. Dlatego przejdziemy do sedna. Otrzymaliśmy niedawno sygnał, który najprawdopodobniej nadało jedno z naszych urządzeń. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że sygnał ten nadany został starą, zapomnianą już nawet przez naszych najstarszych, techniką. Jest wielce prawdopodobne, że któreś naszych ukrytych, pradawnych miejsc w jakiś sposób aktywowało się.
Nastała przed nami szansa, na odkrycie na nowo zapomnianych technik, prastarych broni i sztuk walki.
eimyr,
Starałem się przepchnąć w miarę do przodu, ale pozostałem jednym z tłumu. Jeśli oni wszyscy stawili się na wezwanie, chciałem zająć miejsce wśród nich. Jednak mogło też być tak, że byli po prostu ciekawi narady. Zorientowawszy się, słuchając co mówią, zająłem odpowiednie miejsce. Milczałem, czekając, co takiego bedą mieli do powiedzenia Starożytni.
Ven'Diego,
Szedłeś przez korytarze niosąc swój cenny ekwipunek obserwowany przez przechodzących obok yautja. Wraz ze zbliżaniem się do sali, zauważyłeś że ruch się natęża. Coraz więcej łowców, nadchodzących z różnych stron, kierowało się do sali narad.
W środku naliczyłeś coś około trzydziestu osób. Dosyć podobni do ciebie. Młodzi, pełni wigoru, gotowi do akcji. Było też kilu Honorowych.
W oddali, przy ścianie stała długa ława. Zdobiły ją rozmaite symbole. Przy krawędziach, były wyrzeźbione rozmaite płaskorzeźby, najczęściej przedstawiające yautja podczas polowania.
Za ławą dostrzegłeś kilkoro Starożytnych. Ich doświadczone ciała doskonale komponowały się z ich szatami.
Rozmawiali między sobą zawzięcie. Jeden z nich, ubrany w czarną szatę gestykulował dłońmi wskazując na powiększający się tłum.
eimyr,
No i na cholerę się śmieje? Była spora szansa, że był wysłannikiem Rady. Tak czy siak, moja reakcja nie była wystudiowana. Nie była fałszywa ani dostosowana do moich przewidywań i przemyśleń. Zelżyłbym go tak samo, niezależnie od tego, za kogo go brałem.

Psiakrew. Gdy mój dziad był w mojej sytuacji, z pewnością nikt nie przychodził z podwójnymi intencjami. Stawiam dłoń, że usłyszał tylko polecenie stawienia się, i nie musiał wysłuchiwać jak jacyś Yautja stosują wymyślne fortele, żeby go sprawdzić. Ta rasa nie przeżyje następnego stulecia, powiadam, a nawet jeśli, to nie będzie już taka sama. Banda klaunów.

Myśląc intensywnie zbierałem swój ekwipunek, by być gotowym do natychmiastowego wyruszenia. Poza tym, chyba nie chcieli mnie tam, bo dobrze wyglądam w cienkiej koszulce.
Ven'Diego,
Kiedy ty darłeś japę, on śmiał się cicho. To wszytko było najdziwniejsze. Zdawało ci się że doskonale przewidział twoje zachowanie.
Nie robiąc sobie nic z gapiów odwrócił się nim skończyłeś swoje przemówienie. Wychodząc śmiał się niczym obłąkany, nim jednak wyszedł wypowiedział ostatnie słowa.
- Starożytni wołają cię do sali narad, krwawy. - Jego śmiech niósł się echem po korytarzu.
eimyr,
Wstałem, spoglądając na niego analitycznie. Tak po prostu zaproponował mi taki układ. Zacisnąłem dłonie w pięści.

- Wkraczasz na moje terytorium. Marnujesz mój czas próbując mnie wysondować. Podnosisz głos w obrębie MOJEGO domu. Podsycasz moją ciekawość fałszywymi komplementami. Proponujesz mi niejasne układy. - cały czas mówiąc podnoszę swój głos coraz bardziej i bardziej - Szargasz moją dumę, uważając, że potrzebuję pomocy. Obrażasz mnie, proponując mi niehonorowy układ. A teraz jeszcze znieważasz mnie i oskarżasz o brak odwagi? Honorowy czy nie, WYPIERDALAJ Z MOJEGO TERYTORIUM! - rozdarłem się na kilka kwater wokoło. Może nawet na cały korytarz. Chciałem być słyszany. - NIE POTRZEBUJĘ TWOICH ŚLISKICH SZTUCZEK! PLWAM NA CIEBIE I TWOJE OSZUSTWA, ŻMIJOWY KREWNIAKU! - jeżeli jeszcze nie wyszedł z mojej kwatery, otwieram nim drzwi - Starożytni wiedzą lepiej, bez twoich jadowitych sztuczek! Obyś się nigdy nie rozmnożył, robalu bez honoru! Moi przodkowie nie potrzebowali takich jak ty, żeby uzyskać swoje zaszczyty, nie potrzebuję i ja! - tym razem bluzgam na niego już ciszej, domyślając się, że wszyscy zainteresowani już widzą i dobrze słyszą przebieg "rozmowy". Odwracam się na pięcie, by go zostawić na zewnątrz i z hukiem zamykam za sobą drzwi.
Ven'Diego,
- Heheh, nie z dobroci. mam w tym swój cel. Powiedzmy że obydwoje zyskamy na naszej współpracy. Szczegóły dowiesz się później, o ile masz dość ikry żeby się zgodzić. - Łowca zakończył swoje zdanie po czym wstał - Kel'Kahn, zgadzasz się?!
eimyr,
- I oczekujesz, że uwierzę, że robisz to z dobroci serca i skrywanej sympatii dla mnie? Jeśli to jest żart, to bardzo mało zabawny. - odpowiedziałem, przechylając głowę w prawo. Tyle z oferty zdążyłem wykoncypować samemu. Nadal nie wiedziałem czego on ode mnie chce i miałem coraz mniej cierpliwości.
Ven'Diego,
- Dobrze, chcesz bym wyjawił swój cel? Proszę bardzo - łowca zrobił krótką pauzę - Mogę przekonać kogo trzeba, byś dostał swoją szansę i poleciał na swoją misję. Ty dostaniesz swoją szansę i będziesz mógł w końcu zaistnieć.
Yautja spojrzał na ciebie poważnie. Widać było że nie żartuje i bierze wszystko poważnie. Bardzo poważnie. Jego pięści rozluźniały i kurczyły się na przemian.
eimyr,
- Pomógł? W jaki sposób mógłbyś mi pomóc, Bakuub? Przyszedłeś tutaj jako gość i marnujesz mój czas. Skończ podchody i powiedz, co masz do powiedzenia. - zachowałem spokój, chociaż miałem ochotę zareagować podobnie jak on. Na szczęście pamiętałem, że gniew dobrze jest zachować na właściwy moment. Na razie chciałem usłyszeć jego ofertę.
Ven'Diego,
- Widzę w tobie potencjał - Powiedział w kocu po chwili ciszy. - Potencjał który doprowadzi cię ku chwale. Ale jak we wszystkim, potrzeba trochę szczęścia. Co byś powiedział na to, gdybym pomógł ci dostać tą jedyną, niepowtarzalną szansę? Szansę na zdobycia chwały i uznania? Co ty na to Kel'Kahn!? Masz wystarczająco odwagi?!

jego ostatnie słowa przerodziły się niemal w krzyk. Widać było że w głowie łowcy kotłują się emocje. Pięści miał zaciśnięte, oczy lekko przymrużone. Cały czas bacznie cię obserwował.
eimyr,
- Nic bym nie powiedział, Bakuubie. W takiej sytuacji nie byłoby miejsca na chełpienie się, podziękowania też nie byłyby potrzebne, bo choć byłby to ogromny honor, Starożytni nie wybierają Łowców na podstawie sympatii. Wysłuchałbym, jakie zadanie stawiliby przede mną Starożytni, a później wziąłbym swój rynsztunek i ruszył je wykonać. W milczeniu.

Irytowały mnie te podchody. Bawił się ze mną jak z jakimś młodziakiem. Nie, nie byłem stary. Tak, zachowywałem się, jakbym urodził się ze dwa pokolenia wstecz. Taki byłem, to nie była wypracowana poza. Obrzydzeniem napełniali mnie młodsi, a też wielu starszych Krwawych, którzy z radością poświęcali tradycję na rzecz "postępu". "Wygody". Lenistwa, takie było moje zdanie. Ja o tym wiedziałem. On o tym wiedział. Starożytni również o tym wiedzieli. Psiakrew, czemu ma służyć ta idiotyczna wizyta?
Ven'Diego,
- Owszem, nie możesz - Zgodził się łowca kiwając lekko głową na znak aprobaty - Kel'Kahn, wiem że chcesz wywojować sobie drogę do grona Wojowników. Wiem to ja i Starożytni. A co byś powiedział, gdybym gdyby wybór padł na ciebie. Co byś powiedział gdyby to tobie dano zaszczyt wzięcia udziału w tej tajemniczej misji?
Głos łowcy przybrał dziwny, tajemniczy ton. Jego oczy coraz bardziej świdrowały cię na wylot.
eimyr,
- Myślę, że Starożytni podejmą decyzję na podstawie całości sytuacji, jakakolwiek ona by nie była. I myślę, że cokolwiek bym nie zrobił, nie mogę na tę decyzję wpłynąć. Starożytni wiedzą, kim jestem i co sobą reprezentuję. Nie w głowie mi spekulacje ni też umizgi.

Narada naradą. Czego chciał ten cały Bakuub? Jeśli był przedstawicielem Starożytnych i przyszedł mnie przepytać, to chyba Starożytni są bardziej zgrzybiali niż im się to przypisuje. Jeśli zaś przyszedł tu z własnej woli, to chce czegoś dla siebie i choćby z tego powodu muszę być ostrożny. Nie wierzyłem, że starszy wojownik byłby marnym posłańcem, do tego nadawali się młodokrwiści. Siedziałem pod wytrawioną czaszką Yau-Smoka, która jeszcze nie zdążyła zblednąć ze starości i czekałem, aż zrobi pierwszy ruch. Nie miałem ochoty chlapnąć czegoś, co mogłoby naruszyć moją bardzo dobrą, lecz nadal chwiejną reputację.
Wczytywanie...