Sesja Wiktula - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Wiktul,
Inteligencja pozwoliła mu ocenić tę okoliczność jako sprzyjającą. Pozwalając bratu posilić się przy tej okazji, sam ruszył ostrożnie naprzód, w stronę z której przyszli intruzi. Nie za daleko, tak by po skończonym posiłku brat mógł bez trudu do niego dołączyć, jednak na odległość pozwalającą mu zobaczyć choć część dalszego odcinka jaskini.
Ven'Diego,
Ujrzawszy "światło" zewnętrzne, twój brat rozglądał się niepewnie, spodziewając się zagrożenia. Po chwili jednak zauważając ciebie, jak i brak zagrożenia zabrał się za posiłek. Drugi raz posoka i resztki ciała zostały materiałem budulcowym.
Z jego budowy mogłeś ocenić że to drone podobnie jak ty.
Wiktul,
Posilony i pobudzony mógł poruszać się teraz znacznie sprawniej, szybciej i bezpieczniej. Spojrzał na swego brata, oceniając jego stan, a przede wszystkim przyszłą formę. Zasyczał parę razy w jego stronę, przesyłając prostą propozycję pójścia na przód. Zarówno ich wzmocnione siły, jak i niewielkie rozmiary oraz zdolność do bezgłośnego i błyskawicznego poruszania się zapewniały im znaczną dozę bezpieczeństwa w tych warunkach przyrody.
Ven'Diego,
Brak wykształconych kończyn wdał ci się we znaki. Próbując co chwila utrzymać się w wybranej kryjówce, kosztowało cię wiele wysiłku. Efekt końcowy nie był jednak zadowalający.
Mimo początkowego niepowodzenia, nie dotknęło cię żadne zagrożenie. Z daleka dostrzegłeś jak drugi humanoid "rodzi" twojego pobratymca. Teren wydawał się pusty, przynajmniej nic nie wyczuwałeś.
Postanawiając w końcu pożywić się zwłokami żywiciela, zabrałeś się do dzieła. Posoka i kawałki skóry, mięśni, włosów 'latały' wokoło. Ta groteskowa czynność dawała ci to czego było ci trzeba.
Wiktul,
Kilkukrotnie spróbował podskoczyć do upatrzonej kryjówki, by stamtąd upewnić się w obecnej sytuacji i wypatrywać zagrożenia, przynajmniej do czasu, aż inteligencja pozwoli uznać warunki za bezpieczne. W razie niepowodzenia jedynym rozwiązaniem było podążanie w stronę, z której przybyli intruzi, oczywiście po uprzednim pożywieniu się jadalnymi i bogatymi w substancje odżywcze częściami dotychczasowego żywiciela. W takim wypadku warto było też poczekać na przeobrażenie się jego pobratymca, przechodzącego okres inkubacyjny nieopodal niego. Instynkt podpowiadał, że wówczas mieliby większe szanse, inteligencja zaś, że we dwóch zawsze raźniej.
Ven'Diego,
Znajdowałeś się w tym samym miejscu co wcześniej. Widać 'dawca' był tak słaby że nie zdołał wybudzić się po zapłodnieniu.
Nieopodal twojego żywiciela leżał drugi humanoid, obok niego zwinięte w kłębek leżały resztki facehuggera.

Najbliższym schronieniem była wyra w której schowałeś się wcześniej. Tylko czy pozbawiony odpowiedniej chwytności zdołasz utrzymać się w niej?
Wiktul,
Nie było czasu do stracenia. Gdziekolwiek był, szybko rozejrzał się, by pozwolić swym nowym, nieużywanym zmysłom zadziałać w równie nowym środowisku. Wszystko to po to, by błyskawicznie pomknąć w najbliższy ciemny zakamarek, szczelinę, dziurę, korytarz lub inne miejsce, które według instynktu zapewniałoby mu bezpieczeństwo. Dopiero tam będzie można myśleć, oceniając potencjalne zagrożenia, położenie i możliwości zdobycia pożywienia.
Ven'Diego,
Głęboką ciszę przerwa donośny krzyk ofiary. Drąc się w wniebogłosy, żywiciel wyprostował się niczym struna. Posoka tryskała na wszystkie strony.
Jego jakże słabe żebra pękały pod wpływem twoich szczęk. Skóra targała się od twoich zębów. To wszystko po to by w końcu zobaczyć świat zewnętrzny.
Wiktul,
Ciało. Ciasne. Słabe, ciało. Ciasne słabe ciało.
Ciało, krew, mięso. Żar, głód, gniew.
Zew...
Ciało, porusza się... Jego ciało porusza się również, wijąc, szarpiąc, ciasno.
Szczęki gryzą, niszcząc, rozrywając, poszerzając.
Wstanie? Nieeee... Nie, wydostanie. Się.
Gryzie, szarpie, krew, smak, pisk. Instynkt rządzi, rośnie, szaleje, zapewniając przetrwanie, rozrastanie, narodzenie.
Kości, mięśnie, twarde. Dobrze. Dobre, twarde, ostre szczęki. Małe, ostre, szarpiące pazury.
Czas się narodzić, potem czas uciekać, podpowiada instynkt.
Ven'Diego,
Ciemność, wilgoć i ciepło. Trzy rzeczy które dominowały. Poza tą trójcą, dało się odczuć miarowe oddechy.
Ciasnota. Brak miejsca i zew uwolnienia się z tej klatki dominowały w tobie. Wrzały niczym gotująca się woda.

Nagle poruszenie. Kilka kaszlnięć i uderzeń w tors. Żywiciel poruszył się, próbuję wstać. Z marnym skutkiem. Brak mu sił. Kolejne kaszlnięcia.
Wiktul,
[A co tu dużo opisywać? Wziął z połykiem i tyle ]

Widząc w ostatniej chwili zbliżające się światła, łapacz zrozumiał, że jego szanse na sukces maleją. Jednak teraz nie pozostało mu nic innego, jak szczelnie uczepić się ofiary i liczyć, że jego mechanizmy obronne oraz uzależnienie żywiciela od dostarczanego przez łapacza tlenu wystarczą, by udaremnić potencjalne próby przerwania procesu.
Ven'Diego,
[Ilustracja]

Zaskoczenie i przerażenie humanoida pozwoliły ci bez problemów 'objąć' twarz potencjalnego żywiciela. Ofiara szarpała się w nierównej walce o przetrwanie. Jej górna część ciała poruszała się niczym gałąź na wietrze.
Wyczułeś przyśpieszony puls. Krew pulsowała w nim jak szalona. Oddech przyśpieszony. Gdy ogon obwinął się wokół szyi przeciwnika, nie było już ratunku.
Ostatkiem sił, humanoid próbował wprowadzić palce między ciebie a twarz. To również nie przyniosło rezultatu.
Po krótkiej chwili opadły z sił żywiciel, osunął się plecami po ścianie i padł nieprzytomny z przekrzywioną groteskowo głową.
Po mimo swojego sukcesu zauważyłeś że z dala zbliża się szybko światło... lecz było już za późno na jakiekolwiek akcje. Zapłodnienie zaczęło się.


[Możesz opisać swoje thoughts na temat tego wspaniałego cudu natury, jakim jest zapłodnienie ;p ]
Wiktul,
Trudno byłoby o lepszą okazję. Choć pozbawiony płaszczyzny odbicia do skoku, stanowiącego podstawową technikę ataku, łapacz błyskawicznie owinął się ogonem wokół dłoni osobnika. Używając go oraz swych ośmiu chwytnych, silnych odnóży najszybciej jak potrafił znalazł się na wierzchu jego przedramienia, od razu skacząc w stronę twarzy.
Ven'Diego,
Humanoid poszturchał cię jeszcze kilka razy, po czym drugą górną kończyną, obłożoną gumową substancją - prawdopodobnie dla ochrony, pochwycił jedno z twoich odnóż i pociągną delikatnie ku górze. Cały czas prześwietlając cię światłem zaczął wydawać ciche odgłosy.
Wiktul,
Teraz! Teraz! Teraz!!!
Zaraz.
Spokojnie.
Atakatakatak! Skok - łapać!!!!
Zaraz.
Zrywając się i skacząc miałby praktycznie pewną szansę na pochwycenie celu, nie wykluczało to jednak wcześniejszych wątpliwości.
Spokojnie. Jeszcze chwilę.
Łapacz leżał nieporuszony. Czekał, aż osobnik znudzi się lub uzna go ostatecznie za bezużytecznego i niegroźnego. Czekał, aż osobnik wstanie i odwróci się, albo też zajmie czymś drugą górną kończynę, czym ostatecznie pozbawiłby się możliwości jakiejkolwiek obrony, bez względu na posiadany refleks.
Ven'Diego,
Światło zbliżało się swoją własnym tempem. Co raz światło przelatywało przez ciebie, jednak intruz nie zauważył cię.
Po chwili, gdy jasność była już praktycznie przy tobie, zostałeś zauważony.
Humanoid przez chwile stał w miejscu, jakby obawiając się. Światło które miał przy sobie oświetlało cię z każdej możliwej strony. W końcu zrobił niepewny krok w twoją stronę. Trącił cię czubkiem buta, nie widząc reakcji kucnął przy tobie trącając cię świecącym przedmiotem.
Wiktul,
Obserwował, nie ruszając się nawet o centymetr. Wyczuwał wirujące wokół osobnika feromony, znaczące w ciemności jego ślad. Odłączając się od stada, osobnik stał się jego potencjalną ofiarą. Instynkt podpowiadał mu, że zbliżający się humanoid nie ma szans uniknąć jego ataku. Wystarczy przyczaić się, wyczekać moment, sprężyć...
W tok reakcji znów wtrąciła się inteligencja.
Co jeśli osobnik spostrzeże go, nim łapacz zdoła wykonać skok? Co jeśli w jakiś sposób zaalarmuje pozostałych, widząc go wcześniej lub będąc atakowanym? Wówczas, nawet odnosząc sukces podczas ataku, łapacz zostanie wyeliminowany i nie spełni swojego obowiązku. Należało nieco zmodyfikować taktykę...
Wciąż nie ruszając się z miejsca, nie przestając śledzić ruchów osobnika, łapacz powoli przewrócił się na grzbiet, pozwalając mięśniom bezładnie zgiąć jego odnóża i ogon, tak jakby był martwy. Jeżeli humanoid przypadkiem spostrzeże go, prawdopodobnie uzna za martwego i albo zlekceważy, albo wiedziony ciekawością zbliży się, ułatwiając mu zadanie. Jeśli zaś łapacz pozostanie niezauważony, pozwoli osobnikowi odwrócić się w kierunku, w którym odeszło jego stado i wówczas zaatakuje bez cienia ryzyka.
Ven'Diego,
Przez chwilę obserwowałeś jak oddalone światło zbliżało się powoli w twoją stronę. Kilka punkcików lekko drgało w oddali.
Po chwili oczekiwania intruzi zbliżyli się na tyle by ich policzyć.
Sześciu dorosłych osobników.
Zatrzymali się, najwyraźniej rozmawiając między sobą. Wyczuwasz podniesione głosy. Intruzi gestykulują kończynami. Jeden z nich wskazuje kierunek z którego przybyli.
Po głośnej wymianie zdań pięciu z nich odłączyło się od grupy i zaczęli wracać. Pozostały humanoid zaczął powoli iść w twoją stronę.
Wiktul,
Oceniając szybko niezbyt korzystną pozycję, w której się znalazł, łapacz postanowił wrócić do wyrwy, przez którą przeszedł do tej części jaskini. Zapewniała minimum osłony i bezpieczeństwa, a stanowiła równie dobry punkt obserwacyjny, jak dotychczasowy.
Ven'Diego,
Światło pojawiało się i znikało, tak jakby jego źródło przemieszczało się i padało pod różnym kontem. Po chwili było na tyle dobrze dostrzegalne, że mogłeś dostrzec jego źródło. Zobaczyłeś jak kilka istot humanoidalnych niesie kilka źródeł tegoż światła.
Szli powoli, w zwartej grupce. Co chwila ktoś świecił po ścianach i suficie. Nie dostrzegłeś jak na razie szczegółów.
Wczytywanie...