O telenowelach, czyli Bruinena 2 - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
I nie ma mocnych
Jedną z telenowel na pewno oglądał każdy z was. Trudno przed nimi uciec, a w końcu jakoś muszą zarabiać zarówno wciąż ci sami aktorzy, jak też producenci kropel na płakanie instant. Całe te historie o miłości i nienawiści, rozpisane na setki odcinków trwających zdawałoby się rok. A mimo to oglądamy i jesteśmy ciekawi dalszego ciągu.
Co gorsza, swoiste telenowele czekają na nas nie tylko przed telewizorem, ale także w tym jakże prawdziwym, codziennym życiu. Z racji zbliżających się wyborów dostajemy setki ulotek, do tego jeszcze niekończące się debaty kandydatów, którzy próbują nas przekonać do swoich racji. A przecież niczym telenowele wraca problem służby zdrowia, czy też przebudowy najsławniejszej drogi w Polsce, prowadzącej do miasta mającego iście olimpijskie aspiracje.
Jednak prawdziwej telenoweli nie doszukałem się dziś, ani w wypowiedziach o lepszej Polsce, ani też w zapewnieniach, że ważniejsze są interesy górali. Telenowelę znalazłem w powracającym raz jeszcze temacie o nazwie Bruinena. Pierwsza reakcja? Och... nie, tylko nie znowu. Wygląda jednak na to, że raz jeszcze pacjent wprost ze świata Tolkiena pragnie wyrwać się z okowów niebytu. Czy tym razem się uda?
Trzeba jednak wrócić do samego początku. Piękna dziewczyna zamieszkała w bogatym domu i przez kilkanaście er ludzkości stanowiła dla innych inspirację. Dzielni młodzieńcy i zafascynowane jej urodą damy pozwalały sobie na tworzenie specjalnych organizacji, które za cel postawiły sobie nie tylko dobrą zabawę, ale także eksplorację niemal niezmierzonych bogactw i wnętrza słodkiej Bruineny.
Jednak sielanka nie mogła trwać wiecznie. Oto na czarnym koniu i z mieczem w dłoni pojawił się zwiastun zagłady. Nagle okazało się, że Bruinena w swojej doskonałości i niefrasobliwości dawała z siebie więcej, niż mogła otrzymać. Kłopoty finansowe szybko rzuciły cień strachu na bawiących się z nią młodzieńców i wyszywające w cieniu drzew damy. Pierwsze problemy udało się zażegnać i wspólnym wysiłkiem wywołać na twarzy najważniejszej z dam uśmiech.
Jednak telenowele mają to do siebie, że główni bohaterowie mają problem z kojarzeniem faktów i często pomijają najgorsze zagrożenia, twierdząc, że te stanowią już przeszłość i nigdy więcej nie powrócą. Tak też łudziła się nadobna Bruinena, która ignorowała podnoszące się głosy o tym, że jej cnoty i bogactwa stają się coraz bardziej pospolite i że rzeki jej natchnienia wkrótce mają zostać wypite przez nadciągające wojska nieprzyjaciela.
Wojny właściwie nie było a jedynie czysty rachunek ekonomiczny. Bogato odziany książę z pobliskiego królestwa zaofiarował swoją pomoc, jednak ceną była ręka i cnota mocno już zmartwionej i targanej konfliktami Bruineny. Ta ostatnia spytała się przyjaciółki o radę, potem szukała jej u wszystkich, których los był jej bliski, jednak ostatecznie transakcja została przypieczętowana w nocy, gdy piękny królewicz postanowił przejąć we władanie to, co mu też obiecano.
Rycerz ten nosił imię blisko spokrewnione z bogiem gromów i piorunów. Szybko okazało się, że pokrewieństwo nie jest przypadkowe, gdyż orędzie królewskie zapowiedziało nastanie nowego porządku. Wszystkiemu przytakiwała skruszona Bruinena, która zadawała się być jedynie ciałem, nie odstępującym na krok swego małżonka. Wkrótce też zamknięto wszelkie trakty, ludzie byli wyrzucani z domów a królestwo miało przejść gruntowną przemianę, po której obiecywano, że wiele dróg pokryje się złotem a dotychczasowe państwo, złączone osobą władcy z sąsiadem, w niczym nie będzie ustępować silniejszym dotąd krainom.
Po kilkudziesięciu odcinkach dowiadujemy się, że specjalna rada królewska nie dokończy swojego dzieła a zagniewany chłopiec postanowił dotychczasowe królestwo zaorać i pozostawić bezbronnych mieszkańców na pastwę sępów, jedynie "sprzątających" to, co pozostało po najeździe bandytów. Na nic zdał się krzyk, na nic prośby o pomoc, gdyż królewna nie odpowiadała na żadne z nich i zdawało się, że leżała gdzieś martwa.
Ale dawny królewicz odszedł i nastały nowe czasy. Pojawiło się kilku śmiałków, którzy postawili sobie za cel odbudowanie swojego dawnego domu. Swoje działania rozpoczęli od zdetronizowania dotychczasowego władcy, nieoficjalnie oskarżając go o działanie na szkodę państwa Bruineny i na wywiezienie jego skarbów do swojego zamku. Potem rozpoczęli zaciąg, korzystając z sentymentów i tęsknoty mieszkańców za dawną chwałą. Z nowymi siłami chcą przegnać bandytów i ruszyć na dawną siedzibę Bruineny, by sprawdzić, jaki też los spotkał królewnę. Mają nadzieję, że ona wciąż żyje i jeśli do tej pory jedynie spała, to wreszcie otworzy oczy i ponownie zapragnie oglądać słońce.
Za granicznymi górami zdradziecki książę nie spał ani sekundy i już szykuje nową ofensywę w państwie, które gruntowanie przebudował i ulepszył. Wkrótce ma otworzyć tamtejsze trakty i pokazać światu, jakie to też dziwy udało mu się stworzyć. W jego państwie nie mówi się już o nadobnej królewnie, która niegdyś była jego żoną, ale jak wiadomo, zdradzona kobieta może powrócić pełna gniewu, który niechybnie doprowadzi do wojny między żyjącymi niegdyś w zgodzie krainami.
Kogo byście obstawili za zwycięzcę w tym starciu? Czy impulsywnego księcia, którego Kroniki Fallathanu 2 mają nas zadziwić 2 października, czy też może nigdy nie do końca martwą księżniczkę Bruinenę, która zbiera coraz większe siły i powoli przyciąga dawnych zwolenników? Jedno jest pewne – finał poznamy za co najmniej 100 odcinków.