Przyznam, że początkowo dość sceptycznie podchodziłem do konceptu „Brakującego Ogniwa”. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały bowiem, że Eidos Montreal pragnie wykorzystać kasowy sukces „Deus Ex: Bunt Ludzkości” do nabicia swojej kabzy na rozentuzjazmowanych fanach. Nie, żeby było to coś wyjątkowego, bo taki model biznesowy skutecznie praktykują najwięksi potentaci gatunku jak BioWare czy Bethesda, ale mimo wszystko nie chciałem, aby Adam Jensen sprzedawał się za marne srebrniki niczym dziewka portowa, bo polubiłem tego szorstkiego faceta. Na dodatek, totalny niesmak wzbudzało we mnie żerowanie na pasjonatach tego futurystycznego uniwersum, skoro już nie raz dostali po tyłku i zostali zrobieni w bambuko przez branżę (rana, jaką zadał „Invisible War” już nigdy się nie zasklepi). Taka ma być nagroda za ich cierpliwość i wyrozumiałość? Tanie dodatki, nad którymi można tylko załamać ręce?
Pierwsze DLC jawiło się jako wykastrowana przygoda, która została odrzucona przez twórców, z powodu cięć budżetowych i chęci dopięcia na ostatni guzik wszystkiego przed nieubłaganym „dniem zero”. W takiej sytuacji odrzuca się przecież najbardziej zgniłe kawałki, nieprawdaż?
Poza tym „Brakujące Ogniwo” strasznie miesza w fabule gry, gdyż w moim mniemaniu draka na frachtowcu i trzydniowa cisza w eterze została wyjaśniona dość dobrze, a całość trzymała się kupy. W fabule są większe luki i ten fragment nie spowijał mi jakoś snu z powiek zbyt mocno, w przeciwieństwie do tego, gdzie się podziała eksploracja futurystycznego Montrealu, którym to twórcy tak się chwalili.
Postanowiłem jednak spuścić z tonu, gdy usłyszałem, że rozszerzenie zabierze nam z życia aż 5 godzin, co jest naprawdę godną podziwu liczbą przy tego typu zawartości. Usatysfakcjonował mnie również fragment rozgrywki, którym postanowili podzielić się twórcy. Mnogość ścieżek, intrygująca przygoda, mroczne oraz frapujące scenerie – między innymi za te elementy pokochaliśmy „Bunt Ludzkości” i wszystko wskazuje na to, że DLC nie będzie odbiegało w znaczący sposób od znamienitej „podstawki”.
Filmik został okraszony komentarzem Marie DeMarle, głównej projektantki fabuły „Brakującego Ogniwa”.
Przyznam szczerze, że coraz bardziej przekonuję się do tej enigmatycznej przygody Jensena. Ostateczną decyzję podejmę jednak wtedy, kiedy usłyszę, ile za ten majestatyczny rejs trzeba będzie zapłacić.
„Brakujące ogniwo” trafi do wirtualnej dystrybucji już 21 października.