Uwielbiam podsumowania organizacji ESRB, które usilnie starają się być politycznie poprawne i cnotliwe niczym świątobliwa przeorsza, a z drugiej strony wysyłają mocno dwuznaczny sygnał, otwarcie ukazując swoje niezaspokojone żądze. Ech… zapewne tak wygląda komunikacja na samym dnie prawniczego piekła.
Tak czy owak, powyższą interesującą laurkę otrzymało dziecko Todda Howarda i jego zdegenerowanej paczki – „Skyrim”, tym samym dochrapując się solidnej łatki „produkcji przeznaczonej tylko dla osób dorosłych”. Cóż, taka ocena z pewnością nie zaskakuje, gdyż generalnie wkraczamy do prowincji Nordów, gdzie miód pitny zmieszany z dużą domieszką krwi leje się strumieniami, a człowiekiem winien kierować pierwotny instynkt, a nie chłodna kalkulacja. Nie oczekiwaliście chyba konwenansów, romantycznych przechadzek w świetle księżyca i pojedynków w białych rękawiczkach?
No, ale kolejny raz oddajmy głos znamienitej instytucji:
„Jest to komputerowa gra fabularna osadzona w konwencji fantasy, w której gracz wciela się w Dovahkiina, postać z proroctw, posiadającą moc walki ze smokami w fikcyjnym świecie Skyrim. Podczas przygód możemy podróżować po górzystych terytoriach otwartego świata, pełnego misji i zadań, które mają namacalny wpływ na przeznaczenie naszego bohatera. Heros wykorzystuje miecze, łuki, topory i ataki magiczne (np. kule ognia czy lodowe odłamki) do zabijania przeróżnych przeciwników (wilków, smoków, bandytów, żołnierzy etc.).
Gracz preferujący walkę wręcz zobaczy specjalne sekwencje zaakcentowane zwolniony tempem, przede wszystkim przeznaczone dla dekapitacji. Podczas potyczek możemy zaobserwować również efekt „bryzgania” dużą ilością krwi, a niektóre lokacje zostały splamione posoką lub częściami ciała (np. głowy nabite na kolce). Niektóre sekwencje pozwalają zranić / zabić neutralne postacie, włączając więźniów przykutych do ścian, którzy krzyczą z bólu w kałuży krwi lub w wyniku oparzeń spowodowanych podpaleniem.
Podczas gry możemy napatoczyć się na dialogi lub teksty, zawierające jawne odniesienia do kwestii związanych ze sferą seksualną. Przykładowo – „…wszystkie dziwki pożądają twojego serca lub jakiegokolwiek innego organu” lub „Pamiętasz, kiedy myślałeś, że on był… niezmiernie pochłonięty, aby zrobić z ciebie… swojego osobistego seksualnego niewolnika?”. Gracz jest w stanie również zakupić alkohole takie jak wino, miód pitny czy piwo, które mogą być potem spożyte w trakcie gry; natomiast w jednej z sekwencji masz możliwość wzięcia udziału w konkursie pica z inną postacią, który ostatecznie prowadzi do zaburzenia mowy. Przykładowo – „Ale...ossssochozi? Jesssschce jedno? Nie ma problemu…” .”
Zdumieni, zdziwieni, zniesmaczeni? Osobiście jestem odrobinę zaskoczony, gdyż spodziewałem się, że za pieprznym słownictwem pójdą czyny. Tym bardziej, że Bethesda wprowadziła w najnowszej części serii „The Elder Scrolls” opcje romansowania. Znaczy, że jak? Znów ciemny ekran i kilka pojękiwań czy model rodem z „Fallout 3”, czyli „spieprzaj, gówniarzu!”. Jak widać dla Bethesdy seks jest nadal pewnym tabu, którego wolą nie dotykać, bo jeszcze się pobrudzą. Generalnie nie rozpaczam, bo i tak staram się unikać tej kwestii w grach (w moim mniemaniu od czasów „Baldur’s Gate II” flirtowanie z postaciami raczej nie porywa i jest wprowadzane na zasadzie „żeby było”), ale niemała grupka graczy może być takim podejściem rozczarowana.