Target: Slash
Target: Slash
To już pewne. Gubernator oficjalnie odkłada na bok kapcie i wełniany szlafrok, aby ponownie wcielić się w postać Terminatora – legendę popkultury, która przyniosła mu sławę oraz bogactwo. Pytanie tylko, po co?
Nie da się ukryć, że ta seria dawno umarła, a ze starego T-800 pozostała już tylko kupa rdzewiejącego żelastwa. Jedynym pozytywem „Buntu maszyn” była bardzo klimatyczna końcówka, ale ostatnie trzy minuty nie są w stanie przesłonić ponad półtoragodzinnej nudy i tandety. „Ocalenie” było finalnym gwoździem do trumny cyklu – już dawno nie widziałem produkcji tak bezdennie głupiej, której sukces opierał się wyłącznie na nostalgii fanów, dobrych efektach specjalnych i zawadiackiej buźce Christiana Bale’a. Dlaczego więc nadal bezczeszczą jeden z największych symboli kina lat 80’ i 90’, skoro wciąż nie mają pomysłu, jak go dobrze zagospodarować? Ha, ponieważ zawsze znajdą się takie jelenie jak ja, które wydadzą te całe 20 zł na bilet, aby znów zobaczyć „austriacki dąb” w akcji (co z tego, że trochę próchniejący), licząc na to, że dostaną klimatyczne kino w starym i dobrym stylu. Ech… marzenia.
Plik wideo nie jest już dostępny.
Wiem, jestem sceptyczny – nie było jeszcze zwiastunów, nie znam fabuły i nie mam nawet zielonego pojęcia, kto stanie u boku Schwarzeneggera. Wolę jednak bezpieczną podejrzliwość, aby nie sparzyć się tak, jak to było w przypadku dwóch poprzednich części cyklu. Tym bardziej, że Justin Lin (znany z serii „Szybcy i wściekli”), który zasiądzie na stołku reżyserskim, nie jest raczej dobrym materiałem na nowego mesjasza, a pośpiech producentów filmowych (prawa do sagi wracają w 2018 roku do Jamesa Camerona) może skutecznie zdusić ambitne projekty.