Czempion Nordwarn - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Raven Captain,
Rozdział 2
Othisowi pociemniało przed oczyma. Zatrzymał się. Biegł zbyt długo. Wsparł się o kamienną kolumnę dysząc ciężko. Othis był posłańcem królewskim, dostarczał wiadomości dla rady starszych, baronów, kupców i innych ludzi którzy mieli pękate sakiewki.
Tym razem jednak biegł z wiadomością dla samego króla Mirona władcy Kalii. Była to niezwykle pilna i straszna wiadomość, którą posłaniec miał jak najszybciej dostarczyć królowi. Była to straszliwa wieść o ataku Nordwarnów.
Zaledwie dzisiaj rano Nordwarnowie wyszli z portalu w samym centrum gmachu rady starszych w Ahsmos podczas ceremonii pasowania kadetów na wojowników i magów. Wymordowali połowę rady starszych, wszystkich kadetów i całą gwardię miejską. Teraz plądrowali miasto i brali do niewoli mieszkańców którzy nie zdążyli uciec na czas.
Othis został wysłany przez jednego z członków rady starszych aby jak najszybciej dostarczył wiadomość królowi. Przez pięć godzin galopował na koniu do Tervime stolicy Kalii gdzie znajdował się pałac króla Mirona.
Teraz właśnie dyszał ciężko po szaleńczym biegu przez miasto, wsparty o kolumnę na dziedzińcu pałacu królewskiego. Otarł pot z czoła rozglądając się, był upalny dzień. W oddali kilku strażników zamkowych doskonaliło swe umiejętności szermierki walcząc ze sobą, gdzieś w pobliżu było słychać śmiech bawiących się dzieci. Posłaniec przygładził włosy, wyprostował się, po czym ruszył dumnie w kierunku drzwi pałacu. Dwaj strażnicy stali po bokach dwuskrzydłowych wrót podpierając się leniwie swoimi halabardami. Na ich popiersiach widniał herb Kalii - potężny lew ściskający w wielkich łapach berło i koronę na czerwonym tle.
- Stać w imieniu króla! - odezwał się jeden ze strażników znudzonym, zaspanym głosem
- W imieniu Barona Vaciusa członka rady starszych przynoszę pilną wiadomość dla króla Mirona - powiedział oficjalnym tonem Othis
- Macie pieczęć potwierdzającą waszą wiarygodność? - zapytał strażnik
Othis wyjął z sakwy ciężką pieczęć Rady Starszych pokazując ją strażnikowi.
-W takim razie możecie wejść - odrzekł strażnik otwierając wrota.
Posłaniec przekroczył je i znalazł się w pięknym wytwornie urządzonym przedsionku. Podłogę wyścielał luksusowy czerwony dywan, na ścianach wisiały obrazy w pozłacanych ramach przedstawiające władców królestwa. Othis wbiegł szybko po schodach pokazał pieczęć jeszcze jednemu strażnikowi po czym wkroczył do sali audiencyjnej.
Sala była ogromna, po obu jej stronach stały posągi przedstawiające rycerzy, władców i zwykłych mieszczan wykonujących rozmaite czynności. Na górze przy sklepieniu mieniły się piękne kolorowe witraże. Zbliżył się do króla.
Władca siedział na wielkim szczerozłotym tronie na podwyższeniu, na jego skroniach osadzona była cienka złota korona. Po bokach stali strażnicy w ciężkich płytowych zbrojach i heroldzi.
- Tak posłańcze? Cóż jest tak pilnego że zakłócasz mój spokój? - zapytał król władczym, nieznoszącym sprzeciwu tonem
-Panie, przynoszę wieści od Barona Vaciusa członka rady starszych - wyrzucił jednym tchem posłaniec - Otóż dziś rano Nordwarnowie wyszli z portalu w głównej sali gmachu Rady Starszych w Ahsmos, podczas pasowania kadetów na magów i wojowników.
- Co!? A więc wieszczka mówiła prawdę! - król pobladł.
- Wymordowali połowę rady starszych, wszystkich kadetów i całą gwardię miejską - ciągnął dalej posłaniec - teraz plądrują miasto i biorą do niewoli mieszkańców którzy nie zdążyli uciec. Przyjechałem stamtąd najszybciej jak mogłem aby dostarczyć Ci tę wiadomość panie.
- Opowiedz mi wszystko spokojnie i ze szczegółami...

[Dodano po 8 minutach]

Vaelian zgasił świecę, po czym położył się na twardym niewygodnym posłaniu. Tkwił już miesiąc w kopalni demerytu. Każdy dzień wypełniony był ciężką harówką, od rana do nocy w pocie czoła odłupywał skały w poszukiwaniu rudy demerytu - magicznego krwistoczerwonego metalu z którego Nordwarnowie wykonywali bron i zbroję. Każdy dzień pełen był wyczerpującej mordęgi, uprzykrzanej dodatkowo przez kpiny i dokuczanie barbażyńców.
Młody wojownik leżał teraz w niskim ciasnym namiocie, jednym z wielu gdzie pod czujnym okiem strażników mieszkali niewolnicy. Zwykle w jednym namiecie mieszkało dwóch do trzech niewolników. Vaelian mieszkał tu razem z pewnym poczciwym i pracowitym starcem, który już od wielu lat był niewolnikiem w kopalni. Niestety jakiś tydzień temu starzec nie wytrzymał już trudów tej ciężkiej pracy i poddał się. Nordwarnowie zawlekli go gdzieś brutalnie i od tej pory Vaelian go już nie widział. Nie wiedział co się z nim stało, podejrzewał iż starzec nie żyje.
Przewrócił się nerwowo na drugi bok, usiłując odrzucić od siebie te przykre myśli, kiedy usłyszał jakiś hałas. Coś jakby szczęk broni. Wyprostował się nasłuchując. Po krótkiej pełnej napięcia chwili usłyszał krzyki i odgłosy walki. Z początku odległe potem coraz bliższe i głośniejsze.
-Coś tu jest nie tak - pomyślał młodzieniec zrywając się z posłania. Ręce miał wolne, jednak wciąż miał magiczne okowy - niewielkie zaklęte bransolety które uniemożliwiały mu używanie magii. Usłyszał niski gardłowy okrzyk, bardzo blisko. Potem kilka zwięzłych komend wypowiedzianych przez Nordwarnów i odgłosy walki.
Niespodziewanie ktoś wtargnął do jego namiotu. Była to niska, krępa, dobrze umięśniona istota, mająca obrzydliwy przypominający świński ryj z niewielkimi kłami, szorstką, chropowatą jasnobrązową skórę i małe głęboko osadzone świńskie oczka, które teraz spozierały na Vaeliana. Był to górski Ork.
Ork uniósł dzierżony w ręce miecz i z rykiem rzucił się na Vaeliana. Nagle jednak znieruchomiał drgając spazmatycznie, a z jego piersi wystawało ostrze miecza. To jeden z Nordwarnów przebił go swym ciężkim, dwuręcznym mieczem. Barbarzyńca szybko odwrócił się i pobiegł aby dołączyć do swoich towarzyszy. Zagrzmiał dźwięk rogu i odgłosy walki stały się teraz bardzo wyraźne. Najwyraźniej orkowie napadli na kopalnię. Zapewne w celach grabieży.
Młodzieniec spojrzał na leżący na ziemi miecz martwego orka. Podniósł go. Zważył w dłoni i zamachnął się testując go. Teraz miał broń, mógł stąd uciec, to była jego szansa. Ostrożnie podszedł do wyjścia z namiotu i wychylił się. Na zewnątrz leżało sporo trupów, głównie najeźdźców. Księżyc oświetlał walczących w oddali kilku Nordwarnów z duża bandą orków. Droga była wolna, Vaelian mógł się wymknąć.
Wybiegł szybko z namiotu i biegnąc w cieniu obozu skierował się do pobliskiego lasu, który otaczał kopalnię. Był już prawie u wyjścia z terenu kopalni, kiedy na jego drodze stanęło dwóch orków. Jeden z nich był wielki i silny, był prawdziwą kupą mięśni nawet jak na orka. Był sporo wyższy i większy od przeciętnego przedstawiciela swej rasy. Na głowie miał hełm z rogami zrobiony z czaszki jakiegoś zwierzęcia. W ręce dzierżył potężny dwuręczny topór, połyskujący matowo w świetle księżyca. Drugi z orków był przeciętnym niczym nie wyróżniającym się przedstawicielem orczej rasy. W skórzanej zbroi i zwykłym półotwartym hełmie stał u boku większego potwora niczym jego giermek. Wyposażony był w dwa zakrzywione sztylety.
Większy z orków powiedział coś w swym niezrozumiałym gardłowym języku do Vaeliana, po czym obaj rzucili się na niego z rykiem. Młodzieniec wykonał unik przed ciosem potężnego topora i natarł na mniejszego z napastników. Jego miecz zderzył się z ostrzami potwora sypiąc iskrami. Większy z przeciwników nie tracił czasu, wywijał swym toporem na prawo i lewo próbując trafić zwinnego niczym kot i szybkiego niczym wiatr młodzieńca. Vaelian wykonał pół piruet, odskoczył i ciął go szybko w bok. Potwór zawył wściekle, z rany strugami lała się krew, ale to za mało aby powstrzymać tego wielkiego wściekłego orka. Tymczasem drugi z potworów atakował wciąż swymi ostrzami Vaeliana który nie podejrzewał, że ork może tak dobrze walczyć dwoma broniami. Większy z wrogów uderzył z lewej swym toporem omal nie trafiając młodzieńca. Ten zaś szybko przypadł do niego i wraził mu swój miecz prosto w serce. Ork jęknął głucho po czym osunął się na ziemię. Vaelian szybko przyjął ponownie postawę bojową, gotów odpierać ataki drugiego z wrogów. Ork był teraz istnym wulkanem wściekłości, wywijał swymi sztyletami z taką mocą i prędkością iż Vaelian ledwo je widział i z trudem nadążał z parowaniem ciosów.
Gdyby tylko nie miał magicznych okowów bez trudu poradził by sobie z takimi przeciwnikami za pomocą magii. Na szczęście w walce wręcz był równie dobry jak w magii, dzięki czemu potrafił się odnaleźć nawet w takiej sytuacji. Odpierając wściekłe ataki orka, spostrzegł że ten sapie coraz bardziej i jego ciosy są zauważalnie wolniejsze. Potwór się męczył. Vaelian postanowił go zaskoczyć, z niewiarygodną prędkością wykonał piruet, skok i znalazł się za plecami napastnika dźgając go w plecy. Ork padł martwy na ziemię. Młodzieniec otarł pot z czoła i ruszył bardzo ostrożnie w kierunku lasu. Nie chciał natknąć się na kolejnych orków, ani tym bardziej na Nordwarnów.
Wreszcie dotarł do linii drzew, rzucił się pędem przez las, chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od kopalni, orków i Nordwarnów.
Po półgodzinnym biegu, padł wyczerpany na ziemię pośród drzew. Wreszcie był wolny! Był wycieńczony i zagubiony ale wreszcie wolny. Po tak długiej niewoli u barbarzyńców wreszcie zdołał uciec.
Wędrował przez las jeszcze przez godzinę kiedy znalazł niewielką, porośniętą mchem jaskinię. Do świtu zostało jeszcze kilka godzin i młodzieniec postanowił, że zatrzyma się tu choć na kilka godzin aby wypocząć i przygotować się przed dalszą drogą. Uśmiechnął się triumfalnie. Teraz wreszcie był wolny, znajdzie drogę do Kalii i stanie do walki wraz ze swoim narodem przeciw tym barbarzyńskim Nordwarnowm, i w końcu pozbędzie się tych okropnych magicznych okowów...
Courun Yauntyrr,
Przeczytałem, teraz kilka uwag.

Prolog jest odrobinę zbyt chaotyczny, brakuje także nieco głębszego przedstawienia wymienionych krain. Razi ogromnie brak akapitów, podobnie jak przecinków. Nie przejmuj się - znam osoby, które sobie z nimi chyba nigdy nie poradzą, jednak w tym przypadku wygląda, jakbyś z nich niemal całkowicie zrezygnował. Dziwny tej wojak, który wpadł do karczmy - w ręce miał topór a jeszcze ma rękę, by rzucić czar, potem sztylet - nie za dużo tego?

W treści właściwej jesteś zamknięty wewnątrz... wozu. To chyba nie o wóz chodziło

Dopracuj nieco fabułę, ale póki co jest całkiem całkiem i przeczytać jak najbardziej się da
Raven Captain,
Prolog
Mijał już czwarty tydzień odkąd młody mag Seanus został wysłany do Arbilene, niewielkiego miasteczka położonego niedaleko granicy z Nordwarnem. Mijał również czwarty tydzień odkąd wieszczka Ennodora przepowiedziała królowi wojnę z Nordwarnem.
Nordwarn był starożytną górzystą krainą położoną za północną granicą Kalii. Od ponad pięciuset lat nie było żadnej wojny z ludem Nordwarnu. Pięć wieków temu wielka wojna z ,,ludem północy'' jak nazywali mieszkańców Nordwarnu kalijczycy wstrząsnęła krajem.
Wielka wojna trwała prawie pięćdziesiąt lat zabijając miliony istnień. Lud Nordwarnu z nieznanych przyczyn najechał Kalię, do dzisiaj nikt nie wie dlaczego tak się stało. Po długiej morderczej wojnie Kalijczycy z pomocą sojuszników zdołali w końcu wyprzeć najezdzców z powrotem za ich granicę i zakończyć wojnę.
Od tego czasu nie było z Nordwarnem żadnego kontaktu, nikt nie odważył się przekroczyć granicy, ani też nikt z Nordwarnu nie przybył do Kalii ani żadnego z sąsiednich krajów już od pięciu wieków. Kalijczycy uważali już od dawna że w Nordwarnie nie mieszka już żadna cywilizowana rasa, a lud północy zginął całkowicie podczas wielkiej wojny. Mimo to wciąż nikt nie odważył się przekroczyć granicy, pamięć o straszliwej wojnie była wciąż silna...
Niespodziewanie ledwie cztery tygodnie temu nadworna wieszczka, która jak dotąd nigdy się nie myliła przepowiedziała królowi wojnę z Nordwarnem. Król Miron władca Kalii roześmiał jej się prosto w twarz, tak jak wiekszość Kalijczyków sam bowiem uważał że w Nordwarnie nie żyje już nikt poza dzikimi zwierzętami.
Rada Starszych była jednak nieco zaniepokojona dlatego przekonała króla aby wysłać do przygranicznych wiosek paru magów aby obserwowali granicę i swoją obecnością uspokajali mieszkańców.
-Jeszcze jedno piwo proszę! - powiedział do karczmarza Seanus, po tygodniu obserwowania granicy, mag wściekły że rada starszych wysłała go przymusowo do wykonywania jakiegoś bezsenownego zajęcia, przesiadywał całymi dniami w karczmie i topił swe smutki oraz niespełnione ambicje w kuflu.
-Chciało już by się wrócić z powrotem do gildii, co magu? - zagadnął karczmarz
-O niczym innym nie marzę Hic! - wybełkotał Seanus po czym pociągnął solidny łyk z kufla.
-Jak myślisz ile jeszcze Rada Starszych każe wam tu siedzieć? Wysłali cię tu za kare czy jak?
-Ech... sam chciałbym wiedzieć, szczęściem przynajmiej piwo macie tu dobre - odpowiedział Mag.
-Eee no tak, dobre dobre, pewnie że dobre - Karczmarz uśmiechając się blado szybko odstawił dzbanek którym pokryjomu własnie dolewał wody do beczek z piwem.
-Jeszdze jeednoo prosze - wybełkotał coraz bardziej pijany mag, słaniając się na krzesle
-Na pewno? to już będzie siódmy kufel
-Eee gdziiiee tam pywo było rozwodnionye przecierz
-No dobrze ale najpierw zapłaćcie - powiedział karczmarz z chciwym błyskiem w oku. Mag sięgnął do mieszka i wtedy przypomniał sobie że wczoraj skończyły już mu się pieniądze.
-O żeż wszystko przpyłem - wypalił mag
-Co!? - oburzył się karczmarz - wypiłeś siedem kufli piwa i nie masz czym zapłacić!?
-Zaraz, zaraz - bronił się Seanus- przecierz piwo było rozwodnione! Nie ładnie tak oszukiwać klientów, nie należy ci się zapłata!
Karczmarz już chciał odpowiedzieć gdy nagle rozległ się dzwięk dzwonu, obaj osłupieli.
Karczmarza oblał zimny pot -Wyjdę sprawdzę co się dzieje - powiedział szybko i wyszedł na zewnątrz.
-Zaatakowali nas!!! Nordwaarnowiee!!! - krzyczał człowiek biegnący w stronę karczmy, był już blisko gdy dostał toporem w plecy - Zawołaj maga! - wycharczał do karczmarza po czym zmarł.
Karczmarz szybko zatrzasnął drzwi.
-Wstawaj! Broń nas! Jesteś magiem! Po to cię tu wysłali, błagam zrób coś! - krzyczał zrozpaczony karczmarz potrząsając kompletnie pijanym magiem
-Że co? Hic! - zatoczył się Seanus wstawając z krzesła.
Drzwi do karczmy otwarły się z hukiem wyważone kopniakiem. Stanął w nich wysoki barczysty mężczyzna, w pięknym lśniącym pancerzu wykonanym z wspaniałego czerwonego niczym krew rzadkiego metalu o magicznych właściwościach. Na głowie miał piękny zdobiony hełm z tegoż metalu z wielkim zakrzywionymi rogami, a w ręce dzierżył ogromny srogo wyglądający topór. Karczmarz zawył z przerażenia i rzucił się z niewiarygodną szybkością w kierunku zaplecza.
Obcy uniusł dłoń z której wystrzelił ognisty pocisk trafiając karczmarza i spopielając go na miejscu. -Zna magię- pomyślał Seanus formując szybko magiczną tarczę, nie sądził że przyjdzie mu to z taką trudnością, alkohol robił swoje.
Tarcza osłoniła go w ostatniej chwili bowiem barbarzyńca zaatakował go gradem ognistych pocisków o ogromnej mocy. Seanus poczuł że jego magia słabie, przeciwnik był zbyt silny. -To nie możliwe- pomyślał wygląda na wojownika a jednak magicznie jest potężniejszy niż niejeden nasz mag. Tarcza Seanusa zachwiała się i znikła, a mag poczuł że zapas jego mocy właśnie się wyczerpał.
Wojownik przerwał magiczny atak i sięgnął do pasa po wysadzany klejnotami zakrzywiony sztylet. - A może atak umysłowy? To jedyne co mi pozostało fizyczną magią już go nie pokonam- myślał gorączkowo mag. Wysłał moc swego umysłu w kierunku napastnika, napotkał opór, ale szybko go przełamał i wtargnął do umysłu wroga niszcząc go.
Wojownik Nordwarnu złapał się za głowę, krzykął i padł martwy na ziemię. Seanus zatoczył się do wyjścia i wyjrzał na zewnątrz.
Strzała z łuku trafiła go prosto w serce, zatoczył się i upadł, nim skonał uświadomił sobie że zapomniał mentalnie powiadomić Radę Starszych o ataku.
Wiedział że zawiódł...

[Dodano po 3 minutach]

Rozdział 1
-A więc chcesz być magiem czy wojownikiem? - powtórzył starzec po raz drugi
Vaelian wciąż nie mógł się zdecydować. Dwa lata temu został uczniem szkoły królewskiej, szkoły która szkoliła magów i wojowników. Przez pierwsze dwa lata kadet szkoły królewskiej odbywał szkolenie zarówno magiczne jak i bojowe, dzięki temu jeśli wybrał drogę wojownika potrafił używać prostych czarów jak np. oświetlać sobie drogę kulą świetlną, rozpalać ogień, używać podstawowej tarczy magicznej czy też bronić się przed atakami umysłowymi.
Jeśli zaś wybrał drogę maga dzięki podstawowemu szkoleniu bojowemu potrafił się bronić w wypadku gdyby zabrakło mu magicznej mocy a także był bardziej zahartowany fizycznie. Po dwóch latach nauki kadet musiał zdecydować czy chce zostać magiem czy wojownikiem.
Vaelian nie mógł się zdecydować czy wybrać maga czy wojownika, przez cale dwa lata bał się chwili kiedy stanie przed radą starszych i będzie musiał dokonać wyboru, a teraz ta chwila właśnie nadeszła a on dalej nie wiedział. Nie wyobrażał sobie zostania wojownikiem i poprzestania jedynie na podstawowej magi.
Vaelian kochał magię i chciał zgłębiać jej tajniki, poznać jej naturę i nauczyć się potężnych czarów. Z kolei nie chciał też porzucić całkowicie życia wojownika zostając magiem. Był niezwykle utalentowanym szermierzem, lubił walczyć wręcz, paradować w ciężkiej płytowej zbroi miażdżąc przeciwników ciężkim dwuręcznym mieczem. Nie chciał spędzić resztę życia oglądając walkę z tyłu, stojąc sobie bezpiecznie i rzucając czary. Za nic nie miał ochoty rezygnować z fechtunku w którym był bardzo dobry, droga maga uniemożliwiała by mu walkę wręcz za wyjątkiem sytuacji kiedy zabrakło by mu mocy magicznej w walce. Gdyby został magiem trenując szermierkę naraził by się na kpiny i pogardę ze strony innych magów. Natomiast wśród wojowników uchodził by za słabeusza jeśli pomagał by sobie magią.
-A wiec chcesz być magiem czy wojownikiem? - powtórzył znów starzec, w jego głosie wyraznie było słychać zniecierpliwienie
Vaelian stał właśnie w Wielkiej Sali przed radą starszych, gdzie wszyscy kadeci drugiego roku, kolejno dokonywali oficjalnie wyboru przed Zakromonem przewodniczącym rady starszych. Zakromon był bardzo stary, nikt dokładnie nie wiedział ile ma lat. Nawet najstarsi członkowie rady pamiętali go już jako starca kiedy sami byli jeszcze dziećmi.
Wszyscy czekali w napięciu. W sali panowała grobowa cisza, nikt go nie ponaglał ponieważ wszyscy wiedzieli że był to bardzo trudny wybór decydujący o całym dalszym życiu kadeta.
Vaelian był bardzo młody, kiedy wstąpił do szkoły królewskiej liczył sobie ledwie 19 wiosen i był jednym z najmłodszych, teraz miał już 21. Był wysokim, szczupłym brunetem o przenikliwych i bystrych niebieskich oczach. Mimo że miał całe dwa lata na podjęcie decyzji, stał już teraz od piętnastu minut przed radą starszych i wciąż nie mógł się zdecydować.
- Czy podjąłeś już decyzję chłopcze? - brew starca zadrgała niecierpliwie
-Chcę zostać... - Vaelian z trudem formował slowa - Podjąłem decyzję, chcę zostać...

[Dodano po 3 dniach]

-Chcę zostać... - Vaelian zawahał się. W sali panowała cisza, wszyscy patrzyli na niego zniecierpliwieni, gdy nagle ich uwaga skierowała się ku czemuś innemu.
W rogu sali niespodziewanie powietrze zaczęło drgać, drgania od ledwie zauważalnych przeszły do coraz silniejszych, aż w końcu cała sala zaczęła wibrować. Zaczął otwierać się portal.
Rada Starszych spojrzała po sobie zaniepokojona, w sali rozległy się krzyki i zaniepokojone głosy. Nikt nie wiedział co się dzieje.
Portal w końcu otworzył się i zaczęli z niego wychodzić nieznani nikomu wojownicy. Wszyscy mieli na sobie krwistoczerwone, pięknie zdobione zbroje, hełmy z wielkimi rogami, oraz srogo wyglądające ogromne topory i miecze dwuręczne. Mieli także wzniesione magiczne tarcze, które chroniły ich przed magią i wszelkimi atakami.
Było ich około dwudziestu, ustawili się w szeregu gotowi do walki, po czym rozstąpili się przed nowym przybyszem. Ten wyglądał inaczej, po sposobie w jaki na niego patrzyli widać było że jest ich przywódcą. Miał na sobie lekką zbroję, i wspaniałą falującą ciemnofioletową pelerynę, na głowie nosił wspaniały wysadzany klejnotami diadem. Chroniła go bardzo potężna tarcza magiczna. Wyglądał imponująco i majestatycznie.
-Nordwarnowie! Nie! To nie możliwe! - wykrzyknął Zakromon z przerażeniem - To nie może być prawda!
To co się teraz stało było nie do opisania, wszyscy wznieśli magiczne tarcze, wszędzie po sali latały ogniste pociski, zamrażające lodowe fale, pioruny i wiele innych magicznych ataków. Cała sala trzęsła się od magii, ściany zaczęły się topić, powietrze wibrowało. Padło ośmiu wojowników Nordwarnu, startych magią na popiół. Niestety z portalu zaczęli wychodzić kolejni, wychodzili i wychodzili nieprzerwanym strumieniem, wszyscy z miejsca gotowi do walki.
Vaelian postanowił oszczędzać moc na pózniej, wzniósł magiczną tarczę i czekał aż któryś z Nordwarnów osłabnie a wtedy będzie mógł go wykończyć. Było to bardzo strategiczne posunięcie minimalizujące ryzyko że zginie i pozwalało mu zachować moc na pózniej, kiedy mogła być zdecydowanie bardziej potrzebna.
Magiczne ataki zdecydowanie osłabły, tarcze zaczęły się chwiać. Zarówno obrońcą jak i napastnikom wyczerpywał się zapas magii. Nordwarnowie coraz pożądliwiej spoglądali na swoje topory i miecze. Zapewne walka w zwarciu kręciła ich dużo bardziej niż magia.
-Wycofujemy się! - krzyknął Zakromon
Vaelian wraz z innymi pozostałymi jeszcze przy życiu powoli zaczął wycofywać się ku drzwiom. Jego magia okazała się teraz bardzo przydatna, magicznymi atakami osłaniał odwrót.
W sali było pełno trupów, zdecydowana większość po stronie Kalijczyków, zginęła połowa Rady Starszych i większość kadetów.
W końcu w ostatniej chwili wyszli za drzwi dobywając broni, ich magia się wyczerpała.
Kiedy w sali trwała magiczna bitwa porucznik Kiamo - dowódca Gwardii, zebrał wszystkich gwardzistów i otoczyli teraz budynek Rady Starszych. Gwardziści nie umieli władać magią, nie potrafili nawet ochronić się prostą tarczą magiczną dlatego dotychczas nie mieszali się do walki. Ale teraz kiedy obu stronom magia się wyczerpała, ponad trzy setki gotowych do walki żołnierzy gwardii czekało aby przywitać Nordwarnów.
Drzwi od gmachu Rady Starszych wyleciały z hukiem, rozbite w drzazgi i z budynku wielką falą zaczęli wylewać się Nordwarnowie. Gwardziści dobyli broni i otoczyli napastników półkolem. Srodzy wojownicy rzucili się z rykiem do walki, wywijając toporami na prawo i lewo.
Vaelian zaatakował jednego z barbarzyńców, uchylił się przed uderzeniem potężnego topora, po czym szybko ciął przeciwnika w bok, raniąc go. Barbarzyńca cofnął się krzykiem, i padł martwy na ziemię, przebity mieczem młodzieńca. Walka rozgorzała z wielką siłą, Vaelian walczył u boku gwardzistów, uchylał się przed ciosami toporów i wielkich mieczy, ciął Nordwarnów z wielką szybkością swym ostrym jak brzytwa mieczem.
Gwardziści przegrywali, padali jak muchy pod potężnymi ciosami wroga, sami zadając Nordwarnom niewielkie straty.
Po dwudziestu minutach ciężkiej walki już tylko garstka gwardzistów trzymała się na nogach. Pozostali przy życiu członkowie Rady Starszych znikli gdzieś w ferworze walki. Wszyscy świeżo mianowani na wojowników i magów kadeci drugiego roku również polegli, Vaelian był ostatnim z nich, który jeszcze żył.
Wraz z porucznikiem Kiamo i około trzydziestką żołnierzy zostali sami na placu trupów, otoczeni przez rozwścieczonych Nordwarnów...

[Dodano po 7 godzinach]

Nordwarnowie ich otoczyli. Gwardziści zbili się w ciasną grupkę gotowi odpierać ataki ze wszystkich stron. Ich miecze lśniły w porannym słońcu.
Nordwarnów był coraz więcej i więcej, zapewne wciąż kolejni wychodzili z portalu.
- Dzielni Kalijczycy, dobrze wiecie że nie macie z nami szans - odezwał się jeden z barbarzyńców, po pelerynie i bardzo bogatej zbroi widać było że jest jednym z dowódców - Poddajcie się! Tym którzy złożą broń darujemy życie!
Kilku gwardzistów natychmiast złożyło broń poddając się, porucznik Kiamo spojrzał na nich z obrzydzeniem. Dwóch kolejnych popatrzyło po sobie i również się poddało. Po tym gwardziści zaczęli masowo wyrzucać broń, aż w końcu obok Vaeliana i porucznika Kiamo zostało tylko czterech.
Dowódca Nordawarnów uśmiechnął się z zadowoleniem - Pozostałych zabijcie !
Nordwarnowie ruszyli do ataku. Vaelian był już wycieńczony tymi walkami i ledwo miał siłę się bronić, uchylając się przed potężnymi ciosami udało mu się położyć trupem dwóch wrogów. Porucznik Kiamo nie był tak szybki, nie zdążył w porę wykonać uniku i jego głowa cięciem potężnego miecza została oddzielona od reszty ciała. Młody kadet rozejrzał się, został już tylko on, pozostali czterej gwardziści leżeli trupem zaś ci którzy złożyli broń byli teraz krępowani i zapędzani na wozy - Zapewne zrobią z nich niewolników - wzdrygnął się Vaelian.
Nagle poczuł ciężkie uderzenie w głowę, świat pociemniał mu przed oczyma. Ta chwila nieuwagi kosztowała go bardzo wiele.
- Czekajcie nie zabijajcie go! - krzyknął dowódca Nordwarnów - Brakuje nam niewolników, a ten jest młody, silny i zahartowany, będzie idealny do pracy w kopalni!
...
Młodzieniec obudził się, leżał w jakimś ciemnym, ciasnym pomieszczeniu które na dodatek całe się trzęsło - Jestem zamknięty wewnątrz wozu - pomyślał - ale dokąd jadę?
Poczuł że jest skrepowany, na dodatek nie mógł posłużyć się magią - magiczne okowy - pomyślał za zgrozą. Magiczne okowy stanowiły blokadę dla magii, wykonane były ze specjalnego metalu który blokował przepływ magii i uniemożliwiał rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia.
Wciąż nie mógł uwierzyć w to co się stało, jeszcze wczoraj jego największym życiowym problemem był wybór drogi maga lub wojownika, teraz nie miało to już znaczenia. Połowa rady starszych nie żyła, wszyscy kadeci z drugiego roku również, a w dodatku Kalia zapewne zostanie podbita. Nic już nie będzie takie samo.
Wóz zatrzymał się. Po pewnym czasie drzwiczki otworzyły się. Stanął w nich wojownik Nordwarnu i brutalnie wypchnął Vaeliana na zewnątrz.
Znajdowali się w jakimś lesie, Barbarzyńcy rozbili obóz, rozpalili ogniska na których piekły się teraz dziki, sarny i inne leśne zwierzęta. Konwój składał się z dwunastu wozów i kilkudziesięciu wojowników Nordwarnów, wszystkich w pięknych czerwonych zbrojach. Vaelian dostrzegł też kilku niewolników, więzionych tak jak on, w ciasnych brudnych wozach na końcu konwoju. Rozpoznał w nich kilku gwardzistów, stali teraz ze zwieszonymi głowami, zapewne żałując swej decyzji.
- Nędzny niewolniku, zabieraj się do pracy! - powiedział do niego barbarzyńca, prowadząc go na polankę gdzie pasły się konie - Jak wrócę te zwierzęta mają być wyszorowane na błysk, jeśli zauważę na nich choćby cień brudu osobiście wygarbuję ci skórę!
...
Dni mijały a konwój wciąż niestrudzenie jechał ku nieznanemu Vaelianowi celu. Nordwarnowie wykorzystywali jego i innych niewolników do najpodlejszych prac, ciągle wyśmiewając się z nich. Codziennie wieczorem Vaelian przysięgał sobie w duchu że zemści się okrutnie na Nordwarnach wyobrażając sobie coraz to nowe sposoby jak miałby to zrobić. Tylko to podtrzymywało go przy życiu...
Któregoś razu konwój zatrzymał się na wielkiej polanie na dłuższy niż zwykle postój. Młodzieniec wykonał swoje przykre obowiązki i siedział teraz samotnie przy jednym z ognisk, zastanawiając się czy zdołałby teraz jakoś uciec.
Niespodziewanie podeszła do niego młoda kobieta, była bardzo piękna. Odziana była w czerwoną zbroję, u pasa nosiła dwa groźnie wyglądające zakrzywione sztylety. Jej ubiór sugerował iż była jednym z Nordwarnów, jednak była inna niż pozostali. Vaelianowi serce szybciej zabiło na jej widok. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknej kobiety, podziwiał jej gładką piękną skórę, smukłą sylwetkę i te wspaniałe ciemnogranatowe oczy które lśniły niczym dwa wielkie brylanty. Dosiadła się do niego.
- Witaj niewolniku - powiedziała przyjaźnie - doskonale Cię rozumiem, może na to nie wygląda, ale też jestem tu niewolnikiem tak jak i ty - dodała z goryczą
- Ty niewolnikiem? Przecież jesteś jedną z nich - odparł Vaelian, jej piękno trochę go onieśmielało
- Tak ci się tylko wydaje, przyjęli mnie do swojego grona, ale byłam kiedyś i dalej jestem ich niewolnicą - odpowiedziała, jej wzrok stał się na chwilę nieobecny - Kiedyś, parę lat temu, mieszkałam w Malbornie - ciągnęła - niewielkiej wsi na obrzeżach Kalii, napadli nas Nordwarnowie, spalili i splądrowali wioskę, a moją rodzinę zabili. Tylko ja przeżyłam. Zrobili ze mnie niewolnika takiego jak ty. Pewien Nordwarn się we mnie zakochał, to dzięki niemu z pomiatanej przez wszystkich niewolnicy stałam się jednym z nich. Teraz niestety nie żyje, zabił go niedźwiedź gdy był na polowaniu, a ja zostałam sama i czuję się jakbym wciąż była tu niewolnicą. Gdybym mogła uciekła bym stąd, ale te ziemię są bardzo niebezpieczne, a na dodatek ścigali by mnie, wątpię żebym przeżyła dłużej niż kilka dni...
- W takim razie może uciekniemy razem? Jak pomogę tobie a ty mnie - powiedział Vaelian
Spojrzała na niego, w jej oczach zalśnił dziki demoniczny ogień...

[Dodano po 24 minutach]

- Ha Ha Ha Ha Niewiarygodne! Ależ jesteś naiwny! Tak łatwo uwierzyłeś w tę bajeczkę! - roześmiała się kobieta, jej piękną twarz wykrzywiał szyderczy grymas, w oczach płonął dziki ogień - Ależ naiwni są ci Kalijczycy! Vaelian nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Nędzny robaku! - dodała po czym z całej siły kopnęła go w twarz śmiejąc się dziko i odeszła.
Pozostali wojownicy którzy ukradkiem przypatrywali się całemu zajściu teraz ryknęli głośnym tubalnym śmiechem.
Vaelian leżał tam oszukany i upokorzony, gdy uderzył gong obwieszczający koniec postoju. Barbarzyńcy zawlekli go z powrotem do wozu po czym cały konwój ruszył w dalszą drogę.
...
Kilka dni później wreszcie dojechali do celu. Była nim kopalnia demerytu, magicznego czerwonego metalu z którego wykonane były zbroje wojowników Nordwarnu. Vaelian wraz z innymi niewolnikami został zapędzony do ciężkiej pracy w kopalni. Dzień w dzień uderzał kilofem odłupując skałę w poszukiwaniu rudy demerytu.
- Ach ciężka harówka, nie mam już sił! - odezwał się niewolnik pracujący obok niego, był to mężczyzna w podeszłym już wieku na oko koło pięćdziesiątki.
- Od dawna tu jesteś? - spytał Vaelian
- Uch, będzie już chyba dziesięć lat odkąd mnie pojmali...
Młodzieniec poczuł że zimny pot oblewa mu twarz - Czy mnie czeka to samo? - pomyślał
- Kiedyś byłem kowalem, miałem piękny duży dom, rodzinę... dzieci... - wspominał starzec - A teraz...
- Hej starcze pracuj, a nie się obijasz! - warknął groźnie strażnik zbliżając się do nich
- Nie mam już sił, ledwo dźwigam ten kilof, za stary już na to jestem - odparł rozpaczliwie niewolnik - Powi... Urwał gdy strażnik zdzielił go pięścią w twarz, starzec zatoczył się i upadł na ziemię
- Zabierzcie go! - powiedział barbarzyńca do pozostałych strażników. Starzec został wywleczony z kopalni. Dokąd? Vaelian nie wiedział.
- A ty co się gapisz pomiocie jeden, ze szczyn zrodzony! - warknął na niego strażnik - wracaj do pracy bo skończysz jak ten dziad!
Vaelian westchnął po czym wrócił do pracy, ach gdyby tylko nie miał magicznych okowów...
Wczytywanie...