[Władca Pierścieni: Wojna na Północy] „Wojna na Północy” i kwestia jej wirtualnego bytu - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Gość_*,
Myślę, że jednak "już poleruję [kogo? co?] swojego pada.

Słuszna uwaga. Poprawione, dziękuję - Tokar.
Tokar,

Przyznam szczerze, że niecierpliwie wypatruję „Wojny na Północy” i już poleruję swojego pada, aby zagłębić go w mroczne serce pachołka Saurona – Agandaûra. Wciąż czuję mocną miętę do starego, dobrego uniwersum tolkienowskiego, choć mam już serdecznie dość wyzwalania po raz pięćsetny Minas Tirith oraz nieustannego wycierania nosa temu kurduplowi z kudłami na stopach. W szczególności, gdy jest to ubrane w ciuszki ekranizacji Petera Jacksona, która była zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem dla umęczonego Śródziemia.

Dlatego też wewnątrz mojego umysłu zaczyna pojawiać się irytujący głosik, który swoim bezustannym popiskiwaniem zmusza mnie do postawienia sobie zawaliście, ale to zawaliście ważnego pytania – po cholerę branży kolejna „rąbanka” umieszczona w Śródziemiu? Studio Snowblind, jako królowie życia (tego wirtualnego), postanowili łaskawie odpowiedzieć na tę kwestię w pierwszej części swoich dzienników developerskich. Czy tym razem postawiono wysoko poprzeczkę, a może znów czeka nas kolejna sztampa?

Plik wideo nie jest już dostępny.

Zbyt wiele soczystego mięsa tu nie ma, ale generalnie było do przewidzenia, że większość tekstu będzie opierać się na tym, jaka to gra jest „świetna” i „przełomowa”. No cóż, przynajmniej można sobie pooglądać sporo nowych ujęć prosto z rozgrywki.

Wczytywanie...