„Czarny poniedziałek” to chyba idealne określenie dla dzisiejszego dnia. Kinomani nie podnieśli się jeszcze po porannej informacji o śmierci Lesliego Nielsena, a teraz ze świata napływa kolejna tragiczna i szokująca wieść.
W wieku 87 lat zmarł Irvin Kershner, legendarny reżyser najmroczniejszej i zarazem najlepszej części „Gwiezdnych Wojen” – „Imperium kontratakuje”. Jak donosi francuska agencja AFP, odszedł z tego świata po długiej walce z ciężką chorobą, w rodzinnym domu w Los Angeles.
Po sukcesie „Nowej Nadziei” George Lucas doszedł do wniosku, że w przypadku kolejnego aktu kosmicznej sagi, nie chce pracować jako „człowiek orkiestra” – równocześnie jako scenarzysta, producent i reżyser. Postanowił zwrócić się do swojego mentora, Irvina Kershnera, który początkowo sceptycznie podchodził do projektu „Imperium kontratakuje” i odrzucił wstępną wersję scenariusza. Dopiero, gdy Lucas zgodził się na przemodelowanie historii i dał Kershnerowi większą niezależność, ten zdecydował się zasiąść na stołku reżyserskim. Resztę mieliśmy okazję już obejrzeć – znakomity sposób narracji (stylizowany bardziej na antyczną tragedię, a nie na mitologiczne opowieści), mocny scenariusz i mroczny klimat, dały filmowi powagę oraz stworzyły nieśmiertelnego klasyka kina.
„Według książek, ja nawet nie istnieję. Oczywiście nie mógłbym zrobić tego filmu bez George'a i ILMu; ale z drugiej strony, oni nie mogliby go zrobić beze mnie.” – jak mawiał o pracy nad „Imperium kontratakuje” sam Kershner i trudno o lepsze podsumowanie.
Potem nie było już niestety tak różowo. Jego niekanoniczna wizja Jamesa Bonda, „Nigdy nie mów nigdy”, była widowiskiem naprawdę znakomitym i w pewnych kręgach stała się dziełem kultowym. Niestety producenci oficjalnego cyklu o najsłynniejszym tajnym agencie, krzywo patrzyli na ten projekt i często rzucali mu kłody pod nogi – ostatecznie tytuł przegrał zmagania z „Ośmiorniczką” wypuszczoną w tym samym roku. Natomiast jego „RoboCop 2” nie zyskał uznania krytyków, jak i aprobaty widzów.
Pożegnał się z reżyserią realizując jeden z odcinków serialu sci-fi – SeaQuest DSV. Co było powodem odejścia na emeryturę? Jak sam zdradził w wywiadzie dla serwisu Stopklatka:
„Już kiedy dobijesz sześćdziesiątki nie dostajesz propozycji. Przede wszystkim dlatego, że teraz robi się filmy wyłącznie dla młodych ludzi. Poza tym mniej doświadczonym twórcom można płacić mniej i łatwiej ich kontrolować. Trudno manipulować człowiekiem, który jest w zawodzie od lat i zna wszystkie zagrania i sztuczki. Producenci patrzą na ręce reżysera, choć najczęściej sami nie nakręcili ani jednego filmu. Chcą sobie porządzić.”
„No i najważniejsza przyczyna – nie można być pewnym, czy osoba po siedemdziesiątce nie padnie nagle na planie na zawał i nie trzeba będzie zaczynać wszystko od początku. Stary twórca nie dostanie ubezpieczenia lub jest ono strasznie drogie. W tej sytuacji uzyskanie pieniędzy na nakręcenie filmu jest niemożliwe.”
Aktywnie jednak wspierał branże filmową i kulturalną, wygłaszając wykłady na różnych uniwersytetach amerykańskich oraz swoją pracą na Broadwayu.