Jeśli ktokolwiek wie jak można się skontaktować z autorem tego opowiadania, prosił bym o kontakt na pm.
Opowiadanie - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
Teraz właśnie przeczytałem. Nie zrozumiałem tylko dlaczego w IV Rzeszy pozdrawiacie się jak hitlerowcy - Rzesza nie była tworem Hitlera - pożyczył tylko nazwę. Doprowadził do upadku III Rzeszy (tak może myśleć wielu Niemców)- chyba że podtrzymywano mit, że za Hitlera było najlepiej i tylko wrogowie oraz zdrajcy narodu doprowadzili do jego upadku. Wtedy by się zgadzało. Mało czytam sf, ale chyba czas to zmienić. Niech to będzie moją oceną tego tekstu.
[Dodano po 2 miesiącach]
Może chciałbyś, aby ten tekst trafił do działu opowiadań na stronie GE?
[Dodano po 13 dniach]
Ponawiam pytanie
[Dodano po 2 miesiącach]
Może chciałbyś, aby ten tekst trafił do działu opowiadań na stronie GE?
[Dodano po 13 dniach]
Ponawiam pytanie
Prosiam bardzo
Si Orni, czuj się zachęcony do wrzucenia następnego
Si Orni, czuj się zachęcony do wrzucenia następnego
Vanita Scalfari
saraneth
Dziękuję bardzo i bardzo cieszę się, że się podobało. Po takich wypowiedziach nie pozostaje nic innego jak wrzucić kolejne.
Dziękują bardzo.
saraneth
Dziękuję bardzo i bardzo cieszę się, że się podobało. Po takich wypowiedziach nie pozostaje nic innego jak wrzucić kolejne.
Dziękują bardzo.
Tak, ja zgodzę się z Vanitą. Opo jest... v. good. Początek mnie zaintrygował, środek, gdzie pojawiają się niekoniecznie miło kojarzące się zwroty powitalne prawie sprawiły, że się zraziłam... Ale odłożyłam uprzedzenia na boczek bo w okolicy połowy zaciekawiło mnie jak tekst skończysz. I na dobre wyszło, bo zaskoczona byłam niesamowicie. "Najs" pomyślałam sobie... Skończyło się a ja chcę więcej. Wrzucaj Orni to drugie, jakoś przebrniemy przez ogrom literek
Najs
Najs
Mi się chciało i jest bardzo dobre ot co. Nie wiem czy zaskakujące - czytam niebezpiecznie dużo Pilipiuka, który zwykł bawić się w te klimaty, więc sądzę, że nic już mnie nie zaskoczy x) Ale z całą pewnością świetne stylistycznie i takie, które chciałam doczytać do końca.
PS: Zawsze wiedziałam, że Orni jest w szerokim tego słowa znaczeniu intelektualistą, więc wcale nie jestem zaskoczona tym, że wrzuca nie tylko 'jakieś opowiadania', ale dobre opowiadania. A właśnie. OpowiadaNIA - chcę więcej.
PS: Zawsze wiedziałam, że Orni jest w szerokim tego słowa znaczeniu intelektualistą, więc wcale nie jestem zaskoczona tym, że wrzuca nie tylko 'jakieś opowiadania', ale dobre opowiadania. A właśnie. OpowiadaNIA - chcę więcej.
To miło, że się podoba. Jestem ciekaw zdania innych użytkowników.
[Dodano po miesiącu]
A dlaczego nikomu poza Stratekesm nie chciało się przeczytać.
[Dodano po miesiącu]
A dlaczego nikomu poza Stratekesm nie chciało się przeczytać.
Przyznam, że w pierwszej chwili trochę zdziwiło mnie, że Orni tu jakieś opowiadanie wrzuca Ale mniejsza już, przeczytałem, spodobało mi się. Intrygujące. Chętnie rzuciłbym też okiem na ten drugi twór.
To mój najnowszy produkt, jest jeszcze jeden, ale ten jest krótszy. Jeśli się wam spodoba to wrzucę tamten.
Nie będzie tu o elfach i żadnych księżniczkach, bez drużyny poszukującej jedynego artefaktu mogącego ocalić świat. Poprostu najzwyczajniejsze sf w świecie.
Niestety czcionka pochyła się nie kopiuje więc mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie.
Niesprzeczność
Nie spałem dzisiaj długo. Z podniecenia nie mogłem zasnąć przez większość nocy, potem przebudziłem się wcześnie i nie było już mowy o spaniu. Siedziałem na brzegu łóżka w ciemnym pokoju gapiąc się w zielony ekran w mojej ścianie. Na malutkim ekranie widniał niewielki napis Guten Morgen, a za nim migał zielony kwadracik.
-Dzień dobry- odpowiedziałem bez większego entuzjazmu i podsunąłem się na skraj łóżka. Ze ściany wysunąłem klawiaturę i uderzając w duże, szare klawisze wystukałem Verordnung://Kaffeemaschine:der Kaffee wcisnąłem Ausfűhrst. Chwilę później usłyszałem z kuchni wesoły terkot ekspresu. Potem wpisałem kolejna komendę Verordnung://Tonbandgerät: patrzyłem chwilę na migający kwadracik zastanawiając się czego chciałbym posłuchać. Wpisałem Wumpscut i z głośników rozbrzmiała elektroniczna, dość chaotyczna muzyka. Ruszyłem do łazienki by wziąć prysznic po drodze rozpoznając wylosowaną płytę i piosenkę Totmacher.
Prysznic rozbudził mnie całkowicie, a w tym czasie kawa zdążyła się zaparzyć. Stałem teraz przy oknie wsłuchując się w kolejny mix piosenki i patrząc na budzące się do życia miasto. Niebo poszarzało, słońce zaczęło się już załamywać na ciemnym dymie wyprodukowanym przez pracujące bez przerwy fabryki i osnuwającym wiecznie nieboskłon. Szare kamienice gdzieniegdzie rozświetlały się już światłami okien tych, którzy musieli wstać wcześnie. Mój wzrok przykuł przelatujący nieopodal mojego okna czarny sterowiec z podwieszoną reklamą, na której teraz wyświetliła się godzina. Była piąta trzydzieści i za półgodziny miała podjechać po mnie limuzyna. Upiłem jeszcze łyk mocnej kawy odstawiając ją na stolik, pomyślałem o szybkim śniadaniu, ale moje podniecenie zaczęło na powrót wzbierać i nic nie mógłbym przełknąć przez gardło.
Zacząłem się powoli ubierać w mundur. Koszulę starannie wpuściłem w spodnie, krawat zawiązywałem trzy razy by wyglądał dobrze, a i tak nie byłem zadowolony ze swojego efektu do końca. Krawat nie był zawiązany źle, ale ja jestem przesadnym pedantem w sprawach ubioru. Wypastowałem długie skórzane buty i już w pełnym umundurowaniu podszedłem do okna by napić się jeszcze ostatni raz kawy. Automatycznie spojrzałem w dół i zobaczyłem na pokrytej kocimi łbami ulicy limuzynę. Od razu zerknąłem na zegarek, była szósta. Punktualnie jak zawsze, muszę chyba napisać jakąś pochwałę dla kierowcy i zasugerować premię lub podniesienie wypłaty.
Rozbrzmiał odgłos domofonu. Podszedłem do drzwi i włączyłem malutki wizjer.
- Dzień dobry profesorze Eldrich, samochód już czeka.
- Dziękuję Simon, zaraz zejdę.
Na dole czekała na mnie samochód i młody mężczyzna o jasnej, gładkiej cerze i błękitnych oczach. Płynęła w nim czysta aryjska krew, natychmiast pozdrowił mnie tradycyjnym powitaniem salutując przy tym gorliwie.
- Heil Hitler!
- Heil Hitler- Odpowiedziałem unosząc dłoń. Aż miło popatrzeć na takich ludzi. Prawdziwy patriota, nigdy się nie uskarżał na swoje życie, nigdy nie próbował nic załatwić przez znajomość ze mną. Zawsze zabawiał mnie rozmową podczas jazdy i zdawał się być pochłonięty tym co mówię. Kiedyś zaprosił mnie na kolację do swego domu, na ścianach wisiały wizerunki Hitlera i obecnego Führera. Jego synek zaledwie pięcioletni cytował ślicznie wiersze naszego wodza oraz innych wybitnych poetów delikatnie bawiąc się przy tym zawieszoną na szyi swastyką. Jego żona również była czystą aryjką co było widać w rysach twarzy i złotych blond włosach.
- Słyszał Pan oskarżenia o rzekomym żydowskim pochodzeniu Sigmunda Kreigera? To skandal, jak można podejrzewać, że tak wspaniały patriota i człowiek może mieć żydowskie korzenie.
- To prowokacja jego politycznych przeciwników.
- Zgadzam się z Panem. Za takie podłe oskarżenie powinno skazywać się na więzienie.
Uśmiechnąłem się tylko do niego życzliwie i na powrót moje myśli zaprzątnął dzisiejszy dzień. Czułem jak na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech i zdałem sobie sprawę, że wiercę się na tylnym siedzeniu. Podróż na szczęście nie trwałą długo i szybko wyjechaliśmy poza miasto docierając do Institut für Wissenschaftlichforschung. To raczej baza wojskowa we wnętrzu której znajduje się laboratorium naukowe o bardzo małym dostępie. Wielu z nielicznych żołnierzy nie wie tak naprawdę czego strzeże.
Wysiadłem bezpośrednio przed jednym z hangarów, w którym oficjalnie zajmuję się pracami nad badaniem technologii przejętej od wrogów Rzeszy. Praktycznie samolot znajdujący się w środku wybudowaliśmy sami.
- Do widzenia profesorze- Simon pożegnał mnie, a ja dopiero teraz sobie o nim przypomniałem.
- Do widzenie Simon- Naprawdę muszę zadbać dla niego o premię, a dla jego żony o awans.
W hangarze, jeszcze w przejściu podszedłem do wąskiej platformy, a żołnierz który mi salutował otworzył tajne przejście pod ziemie. Zszedłem krętymi schodami w dół i stanąłem naprzeciw windy. Wszedłem do środka. Nie było wewnątrz panelu, tylko miejsce na kluczyk, który wyciągnąłem z kieszeni i umieściłem w otworze. Zjechałem kilka pięter niżej i powitało mnie trzech mundurowych. Natychmiast jeden z nich mi zasalutował, a dwaj pozostali wycelowali we mnie bronią.
- Poproszę dokumenty.
Podałem mu plikpapierów, a on sprawdził je uważnie potwierdzając, że wszystko jest w porządku. Pozostali dwaj opuścili broń również mi salutując. Odpowiedziałem tym samym.
Pokój był cały biały, bez zbędnych ozdób poza wiszącą na ścianie swastyką. Podszedłem do biurka, przy którym siedziała młoda, niebrzydka kobieta. Powitała mnie uśmiechem i wskazała osłonięty niewielki otworek w blacie biurka. Wewnątrz umieszczona była mała igła. Ściągnąłem rękawiczkę przyciskając do środka palec, poczułem lekkie ukłucie. Na powrót założyłem rękawiczkę i czekałem na wynik. Oczywiście badanie DNA potwierdziło, że jestem sobą , więc kobieta skinęła głową otwierając przede mną elektroniczne drzwi. W środku znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie ze skanerem siatkówki. Skaner uaktywnił się, gdy drzwi z sykiem zasunęły się za mną. Kolejna kontrola potwierdziła moją tożsamość. Gdyby okazało się, że skaner nie rozpoznał by mojej siatkówki miał bym trzydzieści sekund na ponowne jej zeskanowanie. Gdyby po raz kolejny skaner mnie nie rozpoznał pomieszczenie wypełniło by się Cyklonem D i przed upływem minuty był bym martw.
W laboratorium czekało ma mnie czterech oficerów. Sturmbaumfürer SS Rudolf Levin, dowódca H-Sonderkommando Reichfüre Hans Gosier, członek H-Sonderkommando Franz Kephard oraz mój asystent doktor Andreas Zahl. Zasalutowałem uderzając głośno obcasami.
- Heil Hitler!
- Heil Hitler- odpowiedzieli wszyscy równocześnie.
- Nie mogliśmy się Pana doczekać profesorze Eldrich- Zaczął rozmowę Levin ruszając w moim kierunku.- To dla mnie zaszczyt Pana poznać- Ściągnął rękawiczkę i podał mi dłoń.
- Dla mnie również- Uścisnąłem jego dłoń również nagą. Levina nie znałem, Gosier był moim bezpośrednim przełożonym zaś Kepharda poznałem tydzień temu gdy omawiałem pobieżnie teorię Klauzy-Kelina przygotowując go tym samym do misji jaką ma wykonać.- Myślę, że to dla nas wszystkich była trudna noc- Uśmiechnąłem się.
- Sturmbaumfürer chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o projekcie Großvater.- Odezwał się Gosier.
- Tylko proszę Panie Eldrich, jakoś tak przystępnie. Nie językiem naukowca.- Uśmiechnął się życzliwie, zdawało się, że Levin był miłym człowiekiem.
- Z przyjemnością wszystko Panu wyjaśnię.- Poleciłem mojemu asystentowi przygotować aparaturę.- Obecnie zna Pan konstrukcje świata jako trzy wymiarową, a właściwie czterowymiarową. Trzy wymiary przestrzenne i jeden czasowy. Teoria strun w interpretacji Wittena wymaga istnienia dziesięciu wymiarów przestrzennych i jednego czasowego, przy czym tylko trzy z tych przestrzennych wymiarów są rozciągłe, z pozostałe są zwinięte.
- Zwinięte?
- Wiem, trudno to pojąć, ale wytłumaczę to panu na przykładzie. Weźmy wąż ogrodowy i rozciągnijmy go pomiędzy dwoma budynkami. Oddalmy się na dość sporą odległość tak, by wąż był dla nas ledwie widoczną linią łączącą dwa punkty. Teraz każmy przejechać po niej cyrkowcowi na monocyklu. Wyobraźmy następnie sobie, że ten wąż to jedyny świat jaki posiada cyrkowiec. Z naszej perspektywy jest to świat jednowymiarowy gdyż monocykl może poruszać się jedynie w przód lub w tył. Dla nas prawo i lewo. Jest to wymiar rozciągnięty. Jeśli jednak dodatkowo umieścimy na nim mrówkę i spojrzymy na wąż przez lornetkę to okaże się, że po za jednym wymiarem istnieje także drugi, gdyż mrówka może poruszać się już nie w jednym kierunku, a w dwóch. Prawo i lewo, oraz dół góra, wymiaru czasowego nie bierzemy tu pod uwagę. To jest właśnie zwinięty wymiar.
Na twarzy Levina pojawił się uśmiech, chyba zaczynał rozumieć o czym mu mówię. Na mojej też zamalowała się radość gdyż lubię gdy ludzie pojmują moje nauki.- Zakładamy zatem, że te siedem wymiarów jest zwinięte. Jeśli poruszy Pan ręką to przesunie nią w trzech wymiarach i jednym czasowym gdyż pozostałe siedem są na tyle małe, że ogarnia je Pan tysiąckrotnie i nie maja żadnego znaczenia. Powróćmy znów do naszej mrówki, jeśli zacznie się ona poruszać w górę wzdłuż zwiniętego, drugiego wymiaru, po obwodzie walca na końcu powróci do tego samego punktu, z którego rozpoczęła wędrówkę, prawda?- Dowódca SS z twarzą pełną skupienia kiwnął głową.- Tak samo i Pan jest w stanie powrócić do dowolnego miejsca w przestrzeni tak wiele razy jak Pan chce. A jeśli przyjmiemy, że kilka z tych zwiniętych wymiarów nie są przestrzenne a czasowe? Oznaczało by to wtedy, że mrówka rozpoczynając po nim wędrówkę...
- Po pewnym czasie powróciła by do chwili przeszłej.
- Tak.
- To fascynujące, znaczy że mogli byśmy cofnąć się w czasie i zmienić przyszłość, czyli teraźniejszość.
- Nie do końca. Będziemy mogli jedynie ruszyć w przyszłość i po pewnym czasie powrócić do miejsca, w którym podróż tę rozpoczęliśmy.
- Ale przecież, mrówka może się odwrócić i ruszyć wstecz., czyż nie?
- Jednak dla niej to nadal będzie przód. Istnieje jeszcze kilka powodów dla, których nie jesteśmy w stanie cofnąć się w czasie. Zawaliło by to teorię przyczynowo-skutkową Einsteina. Nie można pominąć także paradoksu Dziadka. Stwierdza on iż jeśli cofniemy się w czasie zanim narodził się nasz ojciec i zabijemy swojego dziadka to w konsekwencji nie narodzimy się i nie będziemy mogli cofnąć się w czasie i zabić własnego dziadka.
- Ale czyż ten paradoks nie został wyjaśniony?- Wtrącił się do rozmowy Gosier, który od początku jej się uważnie przysłuchiwał choć tłumaczyłem mu to już wiele razy. Zawsze jednak z ciekawością pochłaniał wiedzę dotyczącą podróży w czasie.
- Owszem. Jednak istniejące teorie nie są zadowalające. Pierwsza z nich głosi, że po przeniesieniu się w czasie przenosimy się także do innego kontinuum czasowego będącego dokładną kopią naszego. Mówiąc prościej historia potoczy się na nowo, ale tylko dla badacza ją zmieniającego. Jest to dla nas bez użyteczne, gdyż przyszłość, a raczej teraźniejszość zmieni się jedynie dla osoby, która cofnęła się w czasie, nie zaś dla nas. Poza tym nasi naukowcy, z którymi w pełni się zgadzam obalili teorię równoległych kontinuuów czasoprzestrzennych. Jest jeszcze teza zakładająca, że jeśli udało nam cofnąć się w czasie by zabić własnego dziadka to z jakichś przyczyn nie będziemy w stanie tego zrobić, na przykład nie odnajdziemy go. To pozornie wyjaśnia możliwość podróżowania w przeszłość. Ja jednak zapytam, skoro jest to możliwe to dlaczego nie spotykamy badaczy z przyszłości w naszych czasach?
- Być może nigdy nam się nie udało przenieść w czasie- Levin był bardzo zamyślony i chyba bardziej głośno pomyślał niż chciał nam to powiedzieć.
- Być może- Uśmiechnąłem się do niego, wyrwanego już z zamyślenia- Jeśli jednak nie spróbujemy to na pewno nam się to nie uda.
- Wszystko gotowe profesorze, możemy zaczynać- Na ziemię nas wszystkich sprowadził Andreas i przypomniał po co się tu zebraliśmy. Przytaknąłem głową i rozdałem wszystkim, poza Kephardem gogle ochronne. Kephard miał własny hełm z ochraniającymi oczy goglami oraz odpowiedni kombinezon. W końcu to on miał się udać jako pierwszy człowiek w podróż w czasie.
Dałem znak mojemu asystentowi by ten włączył Dziadka. Mocna implozja wessała energię z aparatur dostarczających ją do otoczenia. Chwilę później otworzyłem drzwi z tworzywa chroniące nas przed implozją, pole energii jaka wirowała teraz w Dziadku było stabilne.
- Synu wyświadczasz Czwartej Rzeszy wielką przysługę- Zaczął Levin patrząc w oczy Kepharda- Nie zostanie ci to zapomniane.
Mężczyzna zasalutował z rozmachem i ryknął.
- Na chwałę Rzeszy.
- Na chwałę Rzeszy- Powtórzyli razem dowódca SS i Gosier.
Wszystko powinno odbyć się pomyślnie i całkowicie bezpiecznie. Do maszyny wprowadzaliśmy już szczury i małpy, które wychodziły ze środka bez najmniejszych uszkodzeń. Jednak nie byliśmy w stanie ocenić na ile udało nam się je przesłać w przyszłość i czy w ogóle. Zakładamy, że jeśli eksperyment się powiódł to wysłaliśmy je na tak krótki okres w przyszłość, że nie jesteśmy zdolni zauważyć różnicy w ich wieku. Z kolei nie mogliśmy posłużyć się więźniami wojennymi gdyż zagrażało to bezpieczeństwu Rzeszy.
Wszystko powinno odbyć się w ciągu chwili. Kephard po wejściu w centrum pola, jak zakładam natychmiast z niego wyjdzie. Dla nas minie chwila, dla niego zaś okres w jakim przebywał, będącym dla nas przyszłością i trwającym tyle ile zajmie mu obejście wymiaru i powrót do punktu wyjścia.
Milcząc spoglądaliśmy jak zahipnotyzowani na plecy Franza Kepharda, którego imię od dziś będzie nieśmiertelne. Jeśli uda nam się go wysłać na tyle daleko by był tego świadom to osiągniemy niewyobrażalny sukces. Jego jeden krok może wprowadzić nas w erę niewypowiedzianego postępu.
Usłyszałem głośny huk, tuż przy moim uchu i odruchowo odskoczyłem na bok widząc jak czaszka Kepharda eksploduje czerwienią wymieszaną z szarością mózgu i kawałkami kości tuż przed wejściem przez drzwi z Dziadkiem. Ujrzałem jak Andreas z nieludzką szybkością uderza Levina tuż u nasady kręgosłupa, a ten wraz z głuchym trzaskiem ląduje na podłodze niczym szmaciana lalka. Pistolet, który wyrwał Levinowi, a z którego zastrzelił Kepharda natychmiast wycelował w Gosiera, który tylko zdążył chwycić za kaburę swojej broni. W tej samej sekundzie padł martwy. Chciałem chwycić Zhala za ramię gdy stał jeszcze do mnie tyłem, ale odrzucił mnie z taką łatwością jak by był dzieckiem. Przejechałem po zimnej podłodze i uderzyłem głową w ścianę.
- Chciałbym powiedzieć, że to dla mnie zaszczyt poznać Pana profesorze Eldrich.- Rozpoczął podchodząc do mnie i celując we mnie z pistoletu.
- Kim jesteś zdrajco?- Warknąłem przez zęby, a mój głos wydał się równie odległy co Zhala. Na strażników nie miałem co liczyć, pokój był dźwiękoszczelny.
- Przeciwnie profesorze. Jestem wielkim patriotą i sługą Rzeszy, piątej Rzeszy. – W pierwszej chwili nie dotarło do mnie to co powiedział.- Urodzę się za czterdzieści osiem lat w roku dwa tysiące pięćdziesiątym ósmym. Uczyłem się o Panu na studiach. Pańskie odkrycie rzeczywiście doprowadzi do olbrzymiego rozwoju naszych Niemiec, jednak wiele lat później doprowadzi to do niebywałego kataklizmu i zagłady sporej części ludzkości. Niestety musi Pan umrzeć.
Byłem w tak olbrzymim szoku, że nie byłem w stanie myśleć i wydusić z siebie słowa. Andreas dostrzegł to i pozwolił mi się otrząsnąć. W jego oczach widziałem smutek i nieuchronność tego co musi uczynić.
- Zazdroszczę ci- Powiedziałem zaskakując go chyba tą wypowiedzią.
- Czego?
- Jako jedyny poznasz rozwiązanie paradoksu dziadka.
- Tak, to prawda. Niestety Pan tego nie doczeka.
Ujrzałem błysk.
Nie będzie tu o elfach i żadnych księżniczkach, bez drużyny poszukującej jedynego artefaktu mogącego ocalić świat. Poprostu najzwyczajniejsze sf w świecie.
Niestety czcionka pochyła się nie kopiuje więc mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie.
Niesprzeczność
Nie spałem dzisiaj długo. Z podniecenia nie mogłem zasnąć przez większość nocy, potem przebudziłem się wcześnie i nie było już mowy o spaniu. Siedziałem na brzegu łóżka w ciemnym pokoju gapiąc się w zielony ekran w mojej ścianie. Na malutkim ekranie widniał niewielki napis Guten Morgen, a za nim migał zielony kwadracik.
-Dzień dobry- odpowiedziałem bez większego entuzjazmu i podsunąłem się na skraj łóżka. Ze ściany wysunąłem klawiaturę i uderzając w duże, szare klawisze wystukałem Verordnung://Kaffeemaschine:der Kaffee wcisnąłem Ausfűhrst. Chwilę później usłyszałem z kuchni wesoły terkot ekspresu. Potem wpisałem kolejna komendę Verordnung://Tonbandgerät: patrzyłem chwilę na migający kwadracik zastanawiając się czego chciałbym posłuchać. Wpisałem Wumpscut i z głośników rozbrzmiała elektroniczna, dość chaotyczna muzyka. Ruszyłem do łazienki by wziąć prysznic po drodze rozpoznając wylosowaną płytę i piosenkę Totmacher.
Prysznic rozbudził mnie całkowicie, a w tym czasie kawa zdążyła się zaparzyć. Stałem teraz przy oknie wsłuchując się w kolejny mix piosenki i patrząc na budzące się do życia miasto. Niebo poszarzało, słońce zaczęło się już załamywać na ciemnym dymie wyprodukowanym przez pracujące bez przerwy fabryki i osnuwającym wiecznie nieboskłon. Szare kamienice gdzieniegdzie rozświetlały się już światłami okien tych, którzy musieli wstać wcześnie. Mój wzrok przykuł przelatujący nieopodal mojego okna czarny sterowiec z podwieszoną reklamą, na której teraz wyświetliła się godzina. Była piąta trzydzieści i za półgodziny miała podjechać po mnie limuzyna. Upiłem jeszcze łyk mocnej kawy odstawiając ją na stolik, pomyślałem o szybkim śniadaniu, ale moje podniecenie zaczęło na powrót wzbierać i nic nie mógłbym przełknąć przez gardło.
Zacząłem się powoli ubierać w mundur. Koszulę starannie wpuściłem w spodnie, krawat zawiązywałem trzy razy by wyglądał dobrze, a i tak nie byłem zadowolony ze swojego efektu do końca. Krawat nie był zawiązany źle, ale ja jestem przesadnym pedantem w sprawach ubioru. Wypastowałem długie skórzane buty i już w pełnym umundurowaniu podszedłem do okna by napić się jeszcze ostatni raz kawy. Automatycznie spojrzałem w dół i zobaczyłem na pokrytej kocimi łbami ulicy limuzynę. Od razu zerknąłem na zegarek, była szósta. Punktualnie jak zawsze, muszę chyba napisać jakąś pochwałę dla kierowcy i zasugerować premię lub podniesienie wypłaty.
Rozbrzmiał odgłos domofonu. Podszedłem do drzwi i włączyłem malutki wizjer.
- Dzień dobry profesorze Eldrich, samochód już czeka.
- Dziękuję Simon, zaraz zejdę.
Na dole czekała na mnie samochód i młody mężczyzna o jasnej, gładkiej cerze i błękitnych oczach. Płynęła w nim czysta aryjska krew, natychmiast pozdrowił mnie tradycyjnym powitaniem salutując przy tym gorliwie.
- Heil Hitler!
- Heil Hitler- Odpowiedziałem unosząc dłoń. Aż miło popatrzeć na takich ludzi. Prawdziwy patriota, nigdy się nie uskarżał na swoje życie, nigdy nie próbował nic załatwić przez znajomość ze mną. Zawsze zabawiał mnie rozmową podczas jazdy i zdawał się być pochłonięty tym co mówię. Kiedyś zaprosił mnie na kolację do swego domu, na ścianach wisiały wizerunki Hitlera i obecnego Führera. Jego synek zaledwie pięcioletni cytował ślicznie wiersze naszego wodza oraz innych wybitnych poetów delikatnie bawiąc się przy tym zawieszoną na szyi swastyką. Jego żona również była czystą aryjką co było widać w rysach twarzy i złotych blond włosach.
- Słyszał Pan oskarżenia o rzekomym żydowskim pochodzeniu Sigmunda Kreigera? To skandal, jak można podejrzewać, że tak wspaniały patriota i człowiek może mieć żydowskie korzenie.
- To prowokacja jego politycznych przeciwników.
- Zgadzam się z Panem. Za takie podłe oskarżenie powinno skazywać się na więzienie.
Uśmiechnąłem się tylko do niego życzliwie i na powrót moje myśli zaprzątnął dzisiejszy dzień. Czułem jak na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech i zdałem sobie sprawę, że wiercę się na tylnym siedzeniu. Podróż na szczęście nie trwałą długo i szybko wyjechaliśmy poza miasto docierając do Institut für Wissenschaftlichforschung. To raczej baza wojskowa we wnętrzu której znajduje się laboratorium naukowe o bardzo małym dostępie. Wielu z nielicznych żołnierzy nie wie tak naprawdę czego strzeże.
Wysiadłem bezpośrednio przed jednym z hangarów, w którym oficjalnie zajmuję się pracami nad badaniem technologii przejętej od wrogów Rzeszy. Praktycznie samolot znajdujący się w środku wybudowaliśmy sami.
- Do widzenia profesorze- Simon pożegnał mnie, a ja dopiero teraz sobie o nim przypomniałem.
- Do widzenie Simon- Naprawdę muszę zadbać dla niego o premię, a dla jego żony o awans.
W hangarze, jeszcze w przejściu podszedłem do wąskiej platformy, a żołnierz który mi salutował otworzył tajne przejście pod ziemie. Zszedłem krętymi schodami w dół i stanąłem naprzeciw windy. Wszedłem do środka. Nie było wewnątrz panelu, tylko miejsce na kluczyk, który wyciągnąłem z kieszeni i umieściłem w otworze. Zjechałem kilka pięter niżej i powitało mnie trzech mundurowych. Natychmiast jeden z nich mi zasalutował, a dwaj pozostali wycelowali we mnie bronią.
- Poproszę dokumenty.
Podałem mu plikpapierów, a on sprawdził je uważnie potwierdzając, że wszystko jest w porządku. Pozostali dwaj opuścili broń również mi salutując. Odpowiedziałem tym samym.
Pokój był cały biały, bez zbędnych ozdób poza wiszącą na ścianie swastyką. Podszedłem do biurka, przy którym siedziała młoda, niebrzydka kobieta. Powitała mnie uśmiechem i wskazała osłonięty niewielki otworek w blacie biurka. Wewnątrz umieszczona była mała igła. Ściągnąłem rękawiczkę przyciskając do środka palec, poczułem lekkie ukłucie. Na powrót założyłem rękawiczkę i czekałem na wynik. Oczywiście badanie DNA potwierdziło, że jestem sobą , więc kobieta skinęła głową otwierając przede mną elektroniczne drzwi. W środku znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie ze skanerem siatkówki. Skaner uaktywnił się, gdy drzwi z sykiem zasunęły się za mną. Kolejna kontrola potwierdziła moją tożsamość. Gdyby okazało się, że skaner nie rozpoznał by mojej siatkówki miał bym trzydzieści sekund na ponowne jej zeskanowanie. Gdyby po raz kolejny skaner mnie nie rozpoznał pomieszczenie wypełniło by się Cyklonem D i przed upływem minuty był bym martw.
W laboratorium czekało ma mnie czterech oficerów. Sturmbaumfürer SS Rudolf Levin, dowódca H-Sonderkommando Reichfüre Hans Gosier, członek H-Sonderkommando Franz Kephard oraz mój asystent doktor Andreas Zahl. Zasalutowałem uderzając głośno obcasami.
- Heil Hitler!
- Heil Hitler- odpowiedzieli wszyscy równocześnie.
- Nie mogliśmy się Pana doczekać profesorze Eldrich- Zaczął rozmowę Levin ruszając w moim kierunku.- To dla mnie zaszczyt Pana poznać- Ściągnął rękawiczkę i podał mi dłoń.
- Dla mnie również- Uścisnąłem jego dłoń również nagą. Levina nie znałem, Gosier był moim bezpośrednim przełożonym zaś Kepharda poznałem tydzień temu gdy omawiałem pobieżnie teorię Klauzy-Kelina przygotowując go tym samym do misji jaką ma wykonać.- Myślę, że to dla nas wszystkich była trudna noc- Uśmiechnąłem się.
- Sturmbaumfürer chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o projekcie Großvater.- Odezwał się Gosier.
- Tylko proszę Panie Eldrich, jakoś tak przystępnie. Nie językiem naukowca.- Uśmiechnął się życzliwie, zdawało się, że Levin był miłym człowiekiem.
- Z przyjemnością wszystko Panu wyjaśnię.- Poleciłem mojemu asystentowi przygotować aparaturę.- Obecnie zna Pan konstrukcje świata jako trzy wymiarową, a właściwie czterowymiarową. Trzy wymiary przestrzenne i jeden czasowy. Teoria strun w interpretacji Wittena wymaga istnienia dziesięciu wymiarów przestrzennych i jednego czasowego, przy czym tylko trzy z tych przestrzennych wymiarów są rozciągłe, z pozostałe są zwinięte.
- Zwinięte?
- Wiem, trudno to pojąć, ale wytłumaczę to panu na przykładzie. Weźmy wąż ogrodowy i rozciągnijmy go pomiędzy dwoma budynkami. Oddalmy się na dość sporą odległość tak, by wąż był dla nas ledwie widoczną linią łączącą dwa punkty. Teraz każmy przejechać po niej cyrkowcowi na monocyklu. Wyobraźmy następnie sobie, że ten wąż to jedyny świat jaki posiada cyrkowiec. Z naszej perspektywy jest to świat jednowymiarowy gdyż monocykl może poruszać się jedynie w przód lub w tył. Dla nas prawo i lewo. Jest to wymiar rozciągnięty. Jeśli jednak dodatkowo umieścimy na nim mrówkę i spojrzymy na wąż przez lornetkę to okaże się, że po za jednym wymiarem istnieje także drugi, gdyż mrówka może poruszać się już nie w jednym kierunku, a w dwóch. Prawo i lewo, oraz dół góra, wymiaru czasowego nie bierzemy tu pod uwagę. To jest właśnie zwinięty wymiar.
Na twarzy Levina pojawił się uśmiech, chyba zaczynał rozumieć o czym mu mówię. Na mojej też zamalowała się radość gdyż lubię gdy ludzie pojmują moje nauki.- Zakładamy zatem, że te siedem wymiarów jest zwinięte. Jeśli poruszy Pan ręką to przesunie nią w trzech wymiarach i jednym czasowym gdyż pozostałe siedem są na tyle małe, że ogarnia je Pan tysiąckrotnie i nie maja żadnego znaczenia. Powróćmy znów do naszej mrówki, jeśli zacznie się ona poruszać w górę wzdłuż zwiniętego, drugiego wymiaru, po obwodzie walca na końcu powróci do tego samego punktu, z którego rozpoczęła wędrówkę, prawda?- Dowódca SS z twarzą pełną skupienia kiwnął głową.- Tak samo i Pan jest w stanie powrócić do dowolnego miejsca w przestrzeni tak wiele razy jak Pan chce. A jeśli przyjmiemy, że kilka z tych zwiniętych wymiarów nie są przestrzenne a czasowe? Oznaczało by to wtedy, że mrówka rozpoczynając po nim wędrówkę...
- Po pewnym czasie powróciła by do chwili przeszłej.
- Tak.
- To fascynujące, znaczy że mogli byśmy cofnąć się w czasie i zmienić przyszłość, czyli teraźniejszość.
- Nie do końca. Będziemy mogli jedynie ruszyć w przyszłość i po pewnym czasie powrócić do miejsca, w którym podróż tę rozpoczęliśmy.
- Ale przecież, mrówka może się odwrócić i ruszyć wstecz., czyż nie?
- Jednak dla niej to nadal będzie przód. Istnieje jeszcze kilka powodów dla, których nie jesteśmy w stanie cofnąć się w czasie. Zawaliło by to teorię przyczynowo-skutkową Einsteina. Nie można pominąć także paradoksu Dziadka. Stwierdza on iż jeśli cofniemy się w czasie zanim narodził się nasz ojciec i zabijemy swojego dziadka to w konsekwencji nie narodzimy się i nie będziemy mogli cofnąć się w czasie i zabić własnego dziadka.
- Ale czyż ten paradoks nie został wyjaśniony?- Wtrącił się do rozmowy Gosier, który od początku jej się uważnie przysłuchiwał choć tłumaczyłem mu to już wiele razy. Zawsze jednak z ciekawością pochłaniał wiedzę dotyczącą podróży w czasie.
- Owszem. Jednak istniejące teorie nie są zadowalające. Pierwsza z nich głosi, że po przeniesieniu się w czasie przenosimy się także do innego kontinuum czasowego będącego dokładną kopią naszego. Mówiąc prościej historia potoczy się na nowo, ale tylko dla badacza ją zmieniającego. Jest to dla nas bez użyteczne, gdyż przyszłość, a raczej teraźniejszość zmieni się jedynie dla osoby, która cofnęła się w czasie, nie zaś dla nas. Poza tym nasi naukowcy, z którymi w pełni się zgadzam obalili teorię równoległych kontinuuów czasoprzestrzennych. Jest jeszcze teza zakładająca, że jeśli udało nam cofnąć się w czasie by zabić własnego dziadka to z jakichś przyczyn nie będziemy w stanie tego zrobić, na przykład nie odnajdziemy go. To pozornie wyjaśnia możliwość podróżowania w przeszłość. Ja jednak zapytam, skoro jest to możliwe to dlaczego nie spotykamy badaczy z przyszłości w naszych czasach?
- Być może nigdy nam się nie udało przenieść w czasie- Levin był bardzo zamyślony i chyba bardziej głośno pomyślał niż chciał nam to powiedzieć.
- Być może- Uśmiechnąłem się do niego, wyrwanego już z zamyślenia- Jeśli jednak nie spróbujemy to na pewno nam się to nie uda.
- Wszystko gotowe profesorze, możemy zaczynać- Na ziemię nas wszystkich sprowadził Andreas i przypomniał po co się tu zebraliśmy. Przytaknąłem głową i rozdałem wszystkim, poza Kephardem gogle ochronne. Kephard miał własny hełm z ochraniającymi oczy goglami oraz odpowiedni kombinezon. W końcu to on miał się udać jako pierwszy człowiek w podróż w czasie.
Dałem znak mojemu asystentowi by ten włączył Dziadka. Mocna implozja wessała energię z aparatur dostarczających ją do otoczenia. Chwilę później otworzyłem drzwi z tworzywa chroniące nas przed implozją, pole energii jaka wirowała teraz w Dziadku było stabilne.
- Synu wyświadczasz Czwartej Rzeszy wielką przysługę- Zaczął Levin patrząc w oczy Kepharda- Nie zostanie ci to zapomniane.
Mężczyzna zasalutował z rozmachem i ryknął.
- Na chwałę Rzeszy.
- Na chwałę Rzeszy- Powtórzyli razem dowódca SS i Gosier.
Wszystko powinno odbyć się pomyślnie i całkowicie bezpiecznie. Do maszyny wprowadzaliśmy już szczury i małpy, które wychodziły ze środka bez najmniejszych uszkodzeń. Jednak nie byliśmy w stanie ocenić na ile udało nam się je przesłać w przyszłość i czy w ogóle. Zakładamy, że jeśli eksperyment się powiódł to wysłaliśmy je na tak krótki okres w przyszłość, że nie jesteśmy zdolni zauważyć różnicy w ich wieku. Z kolei nie mogliśmy posłużyć się więźniami wojennymi gdyż zagrażało to bezpieczeństwu Rzeszy.
Wszystko powinno odbyć się w ciągu chwili. Kephard po wejściu w centrum pola, jak zakładam natychmiast z niego wyjdzie. Dla nas minie chwila, dla niego zaś okres w jakim przebywał, będącym dla nas przyszłością i trwającym tyle ile zajmie mu obejście wymiaru i powrót do punktu wyjścia.
Milcząc spoglądaliśmy jak zahipnotyzowani na plecy Franza Kepharda, którego imię od dziś będzie nieśmiertelne. Jeśli uda nam się go wysłać na tyle daleko by był tego świadom to osiągniemy niewyobrażalny sukces. Jego jeden krok może wprowadzić nas w erę niewypowiedzianego postępu.
Usłyszałem głośny huk, tuż przy moim uchu i odruchowo odskoczyłem na bok widząc jak czaszka Kepharda eksploduje czerwienią wymieszaną z szarością mózgu i kawałkami kości tuż przed wejściem przez drzwi z Dziadkiem. Ujrzałem jak Andreas z nieludzką szybkością uderza Levina tuż u nasady kręgosłupa, a ten wraz z głuchym trzaskiem ląduje na podłodze niczym szmaciana lalka. Pistolet, który wyrwał Levinowi, a z którego zastrzelił Kepharda natychmiast wycelował w Gosiera, który tylko zdążył chwycić za kaburę swojej broni. W tej samej sekundzie padł martwy. Chciałem chwycić Zhala za ramię gdy stał jeszcze do mnie tyłem, ale odrzucił mnie z taką łatwością jak by był dzieckiem. Przejechałem po zimnej podłodze i uderzyłem głową w ścianę.
- Chciałbym powiedzieć, że to dla mnie zaszczyt poznać Pana profesorze Eldrich.- Rozpoczął podchodząc do mnie i celując we mnie z pistoletu.
- Kim jesteś zdrajco?- Warknąłem przez zęby, a mój głos wydał się równie odległy co Zhala. Na strażników nie miałem co liczyć, pokój był dźwiękoszczelny.
- Przeciwnie profesorze. Jestem wielkim patriotą i sługą Rzeszy, piątej Rzeszy. – W pierwszej chwili nie dotarło do mnie to co powiedział.- Urodzę się za czterdzieści osiem lat w roku dwa tysiące pięćdziesiątym ósmym. Uczyłem się o Panu na studiach. Pańskie odkrycie rzeczywiście doprowadzi do olbrzymiego rozwoju naszych Niemiec, jednak wiele lat później doprowadzi to do niebywałego kataklizmu i zagłady sporej części ludzkości. Niestety musi Pan umrzeć.
Byłem w tak olbrzymim szoku, że nie byłem w stanie myśleć i wydusić z siebie słowa. Andreas dostrzegł to i pozwolił mi się otrząsnąć. W jego oczach widziałem smutek i nieuchronność tego co musi uczynić.
- Zazdroszczę ci- Powiedziałem zaskakując go chyba tą wypowiedzią.
- Czego?
- Jako jedyny poznasz rozwiązanie paradoksu dziadka.
- Tak, to prawda. Niestety Pan tego nie doczeka.
Ujrzałem błysk.